Rozdział 1

   Siedziałam na niewygodnym, drewnianym krześle. Kończyła się właśnie ostatnia lekcja. Był to mój znienawidzony przedmiot, mianowicie WOS. Nie cierpiałam szkoły... za wszystko. Osoby w niej pracujące starały się jak najbardziej upokorzyć i dobić uczniów. Chwalili nas jedynie kiedy dostawaliśmy dobre oceny.

    Uczniowie również dawali w kość. Czysta patologia - rzekłabym delikatnie. Mieli oni swoje ofiary, które pomiatali, bili... Całe szczęście nie byłam to ja. Jednak czasami nie mogłam już patrzeć jak znęcają się nad innymi. Reagowałam, ale nie przynosiło to najlepszych rezultatów. Pomimo, że do owej szkoły przeniosłam się około sześć miesięcy temu, praktycznie wszyscy traktowali mnie jak powietrze, a jeżeli już ktoś mnie zauważył... to nie zwracał na mnie większej uwagi. Czasami nawet nauczyciele myśleli, że mnie nie ma na lekcji, a w prawdzie siedziałam w pierwszej ławce.

    Z moich przemyśleń wyrwał mnie głośny dzwonek. Grupa nastolatków, wybiegła z klasy tłocząc się przy wyjściu. Zaczęłam mozolnie pakować książki do plecaka.

  Dobrze mi się wiodło. Nigdy nie narzekałam na niedosyt czegokolwiek. Tata wyjechał kilka tygodni temu, ponieważ dostał dobrze płatną pracę. Mama była wyższej klasy urzędniczką. Jednak co mi po tym, jeżeli nie okazywała mi tak prostego uczucia jak miłość? A tak przynajmniej mi się wydawało. Może moje przemyślenia były mylne... Nie mam pojęcia. Miałam wrażenie, że nigdy nie ma dla mnie czasu i zawsze jest czymś zajęta.

  Wyszłam z klasy ostatnia. Zamknęłam za sobą mosiężne, skrzypiące drzwi. Szkoła była stara. Pomalowane kilkanaście lat temu ściany, teraz były zabrudzone. Farba w niektórych miejscach odchodziła zostawiając za sobą puste miejsca.

  Doszłam do swojej szafki. Otworzyłam ją kluczykiem. Był na niej wyryty numer - 515. Wyjęłam fioletowe buty i czarną kurtkę. Szybko założyłam je na siebie, po czym opuściłam teren szkoły. Przed wyjściem wpadłam na jakiegoś chłopaka. Powiedział do mnie kilka niezrozumiałych słów, po czym odszedł.

- Aż dziwne, że mnie zauważył... - prychnęłam.

  Wychodząc przeszył mnie porywisty wiatr. Kierowałam się teraz na przystanek autobusowy. Jesień tego roku była wspaniała. Liście przybierały najróżniejsze barwy - od jasnej żółci po krwistą czerwień.

***

  Autobus numer 142 z piskiem opon zahamował przystawając przy przystanku. Drzwi otworzyły się automatycznie. Weszłam mozolnie i usiadłam na pierwszym, lepszym wolnym miejscu. Pojazd ruszył. Wyciągnęłam słuchawki z plecaka i założyłam je. Resztę drogi spędziłam patrząc na przesuwające się krajobrazy.

  Przeprowadziłam się na wieś kilka miesięcy temu. Wcześniej mieszkanie mieliśmy w mieście. Owym budynkiem był domek jednorodzinny. Składał się on z parteru i pierwszego piętra. Dom był barwy wyblakłej żółci, a dachówki miał kolor brązu. Na zewnątrz znajdował się ogródek z kwiatami, warzywami i owocami. Reszta wolnego miejsca była zarośnięta polami uprawnymi, rozciągającymi się za horyzont.

  Byłam osamotniona ze względu na brak osób zamieszkujących te tereny. W mieście miałam przyjaciół, ale z moją przeprowadzką kontakt się urwał. Zostałam sama.

  Otworzyłam drzwi. Zdziwiona faktem, że mieszkanie nie było zamknięte na klucz weszłam do korytarza. Jego ściany miały beżowy kolor. Zdjęłam kurtkę, którą powiesiłam na wolnym wieszaku, a buty odłożyłam na półkę. Po cichu przekroczyłam próg kuchni. Siedziała w niej mama - Elizabeth Rain.  Jej blond włosy uczesane były jak zawsze w koka. Rzadko kiedy czesała się inaczej. Kolor oczu przypominał bryzę morską. Pomimo swojego wieku trzydziestu dziewięciu lat  wyglądała bardzo dobrze. Na twarzy widoczne był dyskretne zmarszczki. Chodziła ubrana służbowo. Tylko czasami w domu zakładała luźne ubrania. Buty nosiła przeważnie na lekkim obcasie. Ze względu na pogodę ubierała spodnie z jakąś białą bluzką, ale w lato w ruch szły tylko sukienki.

  Zauważyłam, że przeglądała jakieś rachunki. Była... smutna, a nawet przygnębiona. Głowę opierała o ręce.

  Po chwili namysłu postanowiłam do niej podejść. Od razu mnie zauważyła. Usiadłam na równoległym krześle. Wzięłam głęboki oddech po czym przystąpiłam do rozmowy.

- Wszystko dobrze? - spytałam.
- Ehh... nic nie jest dobrze... ale trzeba żyć dalej - oznajmiła biorąc następny rachunek w dłonie.
- Wiesz co... - zatrzymałam się na chwilę. - Wydaje mi się, że mnie trochę ignorujesz...

  Matka popatrzała na mnie. Było to spojrzenie inne niż zwykle. Bardziej czułe.

- To nie jest tak... - stwierdziła odkładając dokumenty na bok. Złapała za to moje ręce. - Po prostu jest bardzo trudno żyć, kiedy tata jest tak daleko. Ale nigdy nie myśl, że cię ignoruję. Jeżeli rzeczywiście czasami się tak zachowuję to przepraszam. Jak to jeszcze kiedyś zauważysz, to mi powiedz, okej? - zapytała szczerze się uśmiechając.

  Dawno nie widziałam takiego wyrazu twarzy u mojej rodzicielki. Naprawdę dawno.

- Dobrze - odwzajemniłam uśmiech wstając i przytulając kobietę.

  Również mnie uścisnęła i ucałowała w czoło.

 - Obiad stoi na kuchence - oznajmiła wskazując palcem na patelnię.

  Podeszłam do wcześniej wskazanego miejsca. Na postawionej patelni widniał kotlet z ziemniakami. Przełożyłam jedzenie na talerzyk, po czym usiadłam przy stole koło mamy.

 - To może żebyś nie czuła się taka osamotniona pojedziemy na zakupy? - zapytała spoglądając na mnie z ukosa.
 - Na prawdę ? - zdziwiłam się. - Zawsze, kiedy chciałam z tobą spędzić trochę czasu, odmawiałaś...
 - Przepraszam... za wszystko. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Stanowczo powinnam ci poświęcać więcej czasu - stwierdziła smutno.
 - Wybaczam - uśmiechnęłam się. - Myślałam, że tylko mi jest trudno po wyjeździe taty... Kompletnie nie pomyślałam o tobie.
 - Dobrze, nie rozczulajmy się już nad sobą hmm? - spytała. - Dalej, idź do swojego pokoju, weź torbę i wychodzimy.
 - Okeej - prychnęłam wychodząc z kuchni i kierując się do mojego pokoju, który był na górze.

  Z szafy wzięłam czarną torbę po czym zeszłam na dół. Wraz z mamą wyszłyśmy z domu.






















Witaam waas! Jak się spodobał pierwszy rozdział? Wiem, że może teraz jest ciut nudno, ale z czasem wszystko się rozkręci. Obiecujeee!!!Dziękuję BetterWorldInMyHead za wykonanie okładki i sprawdzenie rozdziału. Nie mam pojęcia co jaki czas będą się pojawiać. Na pewno jeden w tygodniu. Pozdrawiaaam ;* Czekajcie na następny XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top