|Zaufaj mi, Moja Pani|


I nagle nad jej drobniutką, zalaną łzami osobą zebrała się wielka chmura. Lecz Marinette nie interesowała owa chmura, liczyło się tylko i wyłącznie to, co uczyniła. Zniszczyła kolczyki, a co za tym idzie zabiła Tikki.

Kiedy kolejna słona, a zarazem gorzka łza miała spłynąć po jej policzku wokoło dziewczyny zaczęły pojawiać się lustra. Każde z przejrzystą, czystą taflą. Utworzyły okrąg, skutecznie uniemożliwiając potencjalną próbę ucieczki, która i tak byłaby raczej niewykonalna.

Spojrzała na jedno z zwierciadeł, a jej ciało przeszyły dreszcze. Owe lustro wywołało u granatowowłosej niepokój, albo wręcz strach czy lęk. Po chwili na tafli pojawił się obraz, który z każdą sekundą stawał się coraz to bardziej wyraźny. Przedstawiał on Biedronkę, słynną paryską bohaterkę, którą prawie każdego dnia stawała się Marinette. Dziewczynę zdziwił ten widok, czuła się tak jakby widziała własną siebie, tylko w kostiumie i z smutnym, czy też obojętnym wyrazem twarzy. Nie wiedziała co się właściwie stało, i dlaczego bohaterka jest w takim stanie. Wtedy zobaczyła, jeden a jakże ważny szczegół. Nóż w dłoni dziewczyny, a parę kroków od Biedronki jej partner. W kałuży soczystej czerwieni, która powiększała się jeszcze bardziej z każdym jego oddechem.

-K...KOCIE?!- wydarła się czując ukłucie w sercu, po jej porcelanowych policzkach spłynęła łza, a za nią jej koleżanki- N...nie! Nie, nie, nie, nie, nie...-powtarzała chcąc zapomnieć o bolesnym widoku, na marne- Proszę nie...

*Adrien*

Stracił go. Stracił Plagga. Małe, denerwujące stworzonko, a zarazem tak wiele dla niego znaczące. Od kiedy pierwszy raz stał się Czarnym Kotem minęło dość czasu, aby przywiązał się do tego, małego upierdliwca. I być może był straszliwie wkurzający, paplał ciągle o serze, oraz był samolubem, ale jednocześnie rozumiał go, wiedział jako jedyny przez co przechodzi, i go wspierał. Dodawał szczęścia, dzięki niemu mógł czuć się wolny. A teraz ta upragniona wolność wyrwała mu się z rąk. Czuł się winny, ale przecież skąd mógł wiedzieć, że tak to się skończy? Zdał sobie sprawę, z jednej istotnej dla niego rzeczy, teraz już nigdy nie będzie szczęśliwy, wolny. Zostanie sam, tak jak było przed paroma miesiącami.

A wtedy zobaczył ramę lustra, nie była taka jak inne ramy, i wzbudzała w chłopaku niepokój. Mimo to odważył się podejść bliżej, i spojrzeć na to, co się znajduje na tej czystej tafli. Nagle cały jego świat legł w gruzach. Zobaczył siebie, a raczej Czarnego Kota. Właśnie używał kotaklizmu, odwrócił się w stronę swojej partnerki, Biedronki. Dotknął ręką z pierścieniem jej serca, a ona w mgnieniu oka opadła na ziemię. Umarła, z zdziwieniem w oczach , w czerwonym stroju, trzymając swoje jo-jo w ręku. Bohater tylko zaśmiał się szyderczo, spojrzał na chłopaka i podszedł do lustra. Jak gdyby nigdy nic.

Serce Adriena pękło na setki małych kawałków. Niczym szkło rozsypało się dookoła. Przynajmniej tak się czuł. Małe kropelki swobodnie skapywały z jego twarzy, i choć chciał krzyczeć, to coś mu na to nie pozwalało. Coś go trzymało. Niewidzialna siła.

Był wściekły, zły. A zarazem zdeterminowany. W jego głowie panował jeden wielki mętlik, a policzki już dawno stały się mokre od łez. Wstał na równe nogi z kolan, spojrzał na bohatera, a ten tylko prychnął w odpowiedzi.

Chciał go zniszczyć. Chciał zniszczyć samego siebie. A raczej swoją, fałszywą wersję. Ten kocur w lustrze, to nie był on. I przez to czuł się dziwnie, źle. Wziął zamach, i uderzył w zwierciadło. Lecz ono, zamiast się rozbić i rozsypać dookoła tylko lekko pękło, a po chwili nie było nawet widać piski.

-Aj, aj. Nic nie zdziałasz. Ha! Możesz jedynie patrzeć, i czasami przechodzić na drugą stronę!- zaśmiał się szyderczo krzyżując ręce.

-Czemu to robisz? Co się stało?- spytał patrząc na lateksowy strój, i obojętność wymalowaną na twarzy Chata

-Cóż, dowiesz się niebawem. Na razie nie możesz zbytnio nic wiedzieć. I w sumie to nawet nie powinniśmy rozmawiać, ale ja to nie Biedronka. Nie umiem trzymać języka za zębami. A z resztą, ty to wiesz!- machnął ręką,i po prostu zniknął.

Model nie wiedział co się właściwie stało, co znaczyły dokładniej słowa wypowiedziane przez bohatera. Czy czym było spowodowane takie, a nie inne zachowanie chłopaka.

Wściekłość zlała się z łzami. Uderzył pięścią w lustro. Jeden raz, drugi, trzeci, czwarty. Małe pojedyńcze pęknięcia powoli zaczynały się łączyć, aby po chwili zlać się z jedność. Tafla pękła na wiele malutkich kawałeczków. Jednak,mimo to obraz został. Ba, nawet stał się jeszcze bardziej wyrazisty!

-Dlaczego mnie to spotyka?- spytał sam siebie przymykając oczy,

A gdy już je otworzył nie widział wcale ciała Biedronki, czy Kota.
Widział własne odbicie. Widział swoją, przesiąkniętą idealnością buzię. Po chwili pojawiła się maska. Zasłoniła ona połowę twarzy chłopaka. Połowę, ponieważ była zerwana w pół.

Był rozdarty. Nie wiedział gdzie jest, ani czemu się znalazł w tak zagadkowym miejscu. O ile miejscem można to w ogóle nazwać. Dodatkowo to co zobaczył było dla niego jak wbicie sztyletu prosto w jego serce. Im dłużej o tym myślał, tym więcej smutku wypełniało jego wnętrze.

Czuł się dziwnie. Odbicie, jego odbicie było falszywe. Było fikcją. Zdał sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Jego twarz wyrażała obojętność. Twarz prawdziwego Adriena Agresta wyrażała smutek, oraz łączyła się z złością czy wściekłością, albo nawet z bezsilnością.

Zamknął oczy, przechylając głowę ku górze, tak jakby czekał aż promienie słońca zaczną ogrzewać jego twarz. Lecz nic takiego się nie stało, a zamiast ciepła na twarzy, poczuł ciepło w sercu, kiedy usłyszał słodki, lekki głos, należący do jego przyjaciółki. Jego dobrej przyjaciółki.

-A....Adrien? To naprawdę ty?!- otworzył natychmiastowo oczy, chcąc ujrzeć granatowowłosą.

I faktycznie, zobaczył ją.
W lustrze...

Na jej twarzy znajdowała się czerwona maska, która była zdobiona czarnymi kropkami. Uśmiechnął się, a iskierki zaczęły tańczyć w jego oczach. Marinette, jego przyjaciółka z klasy. Oraz Biedronka bohaterka, jego miłość. Te dwie dziewczyny, tak różniące się od siebie nawzajem, stały się jednością. Tak naprawdę zawsze nią były, ale oni byli za ślepi, aby zobaczyć jakiekolwiek podobieństwo. Byli głupcami, nadal nimi są, i zawsze nimi będą...

-Tak, Moja Pani. To naprawdę ja...


xxx

Uwielbiam być polsatem 😈
Po prostu to kocham 😂
Ale wracając, to duuuuużo się działo w tym rozdziale!
Jedynie trochę trudno mi się pisało 😕
Ale mniejsza, ciekawi mnie wasza opinia.
Bo jakby nie było, jest ona bardzo ważna, i potrzebna do budowania książki 👐
Tak więc, polecam komentarze.
I oczywiście gwiazdki!
Gwiazdki są fajnee ✨
Dej Pan gwiazdkę 👌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top