|Nigdy nie ufaj swojemu kijkowi|
Nad Francją zawisła wielka ciemna jak noc chmura, a wręcz oczywiste dla wszystkich było, że Władca Ciem wysłał jedną ze swoich akum, aby ta zawładnęła sercem jednego z mieszkańców. Znowu. Kolejny raz mrok opanował jedno, niewinne serce. Ludzie ponownie poczuli strach, który nie pozwalał im uciec, nie mogli się ruszyć, odezwać, oddychać.
Niestety, tym razem Biedronka się nie zjawiła.
Nie uśmiechnęła się do swoich wiernych fanów, podczas walki, jak to miała w zwyczaju robić. Nie użyła Szczęśliwego Trafu, jojo, a nawet Czarnego Kota. Po prostu się nie zjawiła, chyba pierwszy raz w historii zostawiając paryżan samych sobie, bez jakiejkolwiek pomocy.
-Co do cholery?- powiedziała cicho Valeria, szybko spoglądając na swojego dziadka, a później na Elize i Dylana.- Muszę iść.
Powiedziała, po czym jak najprędzej wstała, chwyciła swój telefon oraz torebkę i żegnając wszystkich krótkim skinięciem głowy, prawie wybiegła z domu, kierując się ku centrum miasta, gdzie urzędowała jej dzisiejsza przeciwniczka.
-Ja też będę się już zbierał, schrońcie się w domu, dopóki Biedronka wszystkiego nie naprawi, dobrze?- Odparł, również wstając i zaczynając iść w tym samym kierunku, z prawie podobnym tempem.
-Jasne jak słońce- powiedział szybko blondyn, zabierając swoją babcię do środka.
Znalezienie Valerii nie należało do najtrudniejszych, wystarczyło zajrzeć w najgłupszą kryjówkę świata, jaką był słup.
-Chodźmy do domu, muszę Ci coś pilnie wytłumaczyć- odrzekł, spoglądając z wyczekiwaniem na swoją wnuczkę.
-Ale dziadku, muszę się przemienić i pomóc...
-Nie ma żadnego „ale", wyjaśnię Ci, jak będziemy już w domu- powiedział stanowczo, lekko szarpiąc dziewczynę za rękaw.- Nie mamy czasu do stracenia.
Lavelle nie chcąc sprawiać dłużej kłopotów, zaczęła iść w stronę ich wspólnego mieszkania, z każdym krokiem coraz bardziej się niecierpliwiąc i denerwując. Za jej plecami jakaś babka bezkarnie zamieniała Paryż w jedno, wielkie pobojowisko, zamieniając ludzi w pył, jak miała nie być zdenerwowana?
***
-Z trudem jest mi to mówić, ale...-przerwał na chwilę, odwracając się do dziewczyny tyłem- ...musisz mi oddać swoje miraculum.
-Jak to? Dlaczego?!- Poderwała się natychmiastowo, patrząc na swojego dziadka z niecierpliwieniem.
-Dzisiaj nie będziesz Volpiną, tylko... Biedronką- powiedział cicho, podając szatynce niewielki pudełeczko, w którym zostały ukryte magiczne kolczyki.
-Ale przecież...- zaczęła, trzymając malutką szkatułkę w swojej dłoni.- Dziadku ja... ja nie dam rady!
-Dasz radę, wierzę w to- uśmiechnął się w jej stronę, patrząc dziewczynie prosto w oczy.- Nikomu innemu nie ufam tak bardzo, jak tobie, Valerio- dodał poważnym tonem.
Z początku Lavelle patrzyła na niego zdziwionym wzrokiem i otwartą buzią, później leciutko przytaknęła głową, a następnie zaczęła powoli otwierać pudełko. Po chwili pomieszczenie wypełniły różowe smugi jasnego światła, a dosłownie sekundę po tym ukazało się kwami Biedronki.
-Witaj, jestem Tikki- uśmiechnęła się delikatnie, kątem oka śledząc ruchy Mistrza.- Wnioskuję, że wiesz wszystko, co i jak?- spytała, na co szatynka odpowiedziała szybkim skinieniem głowy.- To wspaniale, nie będziemy tracić czasu.
-Wiesz, parę sekund temu dowiedziałam się, że mam być chwilową Biedronką, daj mi na chwilę odetchnąć spoko?- Powiedziała, zakładając ciemne kolczyki i jednocześnie ściągając swój wisiorek, który przez moment pocierała kciukiem.
-Aż tak będziesz za mną tęsknić?- zaśmiał się Vulpi, podlatując do swojej właścicielki.
-Ciężko mi to powiedzieć, ale...tak. Denerwujesz mnie jak cholera i często najchętniej rzuciłabym tobą o najbliższy słup, aczkolwiek mimo wszystko bardzo się do ciebie przywiązałam- wyznała szeptem, przymykając na chwilę oczy.
-Też się do ciebie przywiązałem- dodał, przytulając policzek dziewczyny.- I do zupek chińskich, które mi kupowałaś- zaśmiał się delikatnie, również przymykając swoje małe oczka.- To tylko na parę misji, później wszystko wróci do normy.
-Mam taką nadzieję- westchnęła, oddając naszyjnik dziadkowi.- To, co mam powiedzieć?
-"Tikki, kropkuj!".
-Okej, w takim razie...Tikki, kropkuj!
Przemiana trwała bardzo szybko, a gdy liczne światełka przestały razić Valerię, w końcu mogła zobaczyć końcowy efekt. O dziwo kostium, w który była ubrana, różnił się od tego oryginalnego. Miał więcej czarnych elementów, takich jak np. długie rękawiczki ciągnące się od przedramienia aż po koniuszki palców, czy buty na lekkim koturnie.
-Wyglądam okropnie w czerwonym- westchnęła, patrząc w lustro stojące przed nią.- A ten kucyk pewnie będzie mnie ciągle denerwował. Po co jest w ogóle to jojo?
-Używa się go do przemieszczania po Paryżu i do walki z przeciwnikiem- odpowiedział staruszek, chowając miraculum lisa do wcześniej przygotowanej przez siebie torby.
-I co jeszcze, otwieranie portalu do świata duchów?- Prychnęła, wskakując na parapet.- Mam nadzieję, że dobrze wybierzesz mi kompanów, dziadku- dodała, po czym wyskoczyła z domu, zostawiając staruszka samego.
***
-Chcesz mi powiedzieć, że od teraz jestem Czarnym Kotem?
-Zastępczym.
-Dobra, zastępczym Czarnym Kotem- poprawił się, przeklinając w myślach swoją ciekawość, która pokusiła go, aby nagle zajrzeć do swojej torby.
-Dokładnie tak- przytaknął.- Tak jak wcześniej mówiłem, jestem Plagg, mogę dać ci możliwość niszczenia czegokolwiek. Wystarczy, że się przemienisz i...
-Jak się mogę przemienić?
-Mówisz „Plagg, wysuwaj pazury" albo po prostu „Przemień mnie".
-Mogę zgłosić reklamację?
-Nie.
-A jak się nie przemienię i oddam ten pierścionek do pudełka?
-Po pierwsze, to nie jest żaden pierścionek.
-Na naszyjnik mi to nie wygląda ani na bransoletkę- spojrzał na stworzonko kątem oka.- oprócz tego, bransoletki nie ubiera się na palec.
-TO JEST PIERŚCIEŃ OKEJ?!
-Dobra, okej, ubiorę ten twój pierścionek, przemienię się i co dalej?
-A potem, razem z Biedronką masz pokonać tę kobietę- Plagg wskazał główką na telewizor, gdzie wyświetlana była relacja na żywo z miejsca akcji.- Rozumiesz?
-To nieopłacalne, nie umiem walczyć, a moim największym osiągnięciem życiowym jest skok z dywanu- westchnął, odchylając głowę do tyłu.- Wybierz sobie innego idiotę, ja już mam dość użerania się z Valerią, daj mi spokojnie popełnić samobójstwo.
-Posłuchaj, nie obchodzi mnie, jak ciężkie jest twoje życie, ani jakie masz problemy z jakąś tam galerią- powiedział, prawie krzycząc- tu chodzi o życie wielu tysięcy osób, a nie tylko o twój głupi zadek, więc łaskawie rusz się i im do cholery pomóż!
Dylan w pierwszej chwili nie wiedział, czy bardziej chce mu się płakać, śmiać czy oba dwa na raz, jednak, mimo wielkości jego nowego koleżki- wolał z nim nie zadzierać, zwłaszcza że wcześniej proponował mu jakąś starożytną moc niszczenia, którą mógłby go wysłać do kosmosu, albo nawet jeszcze dalej. Dlatego też ostatecznie zwlókł się ze swojego łóżka, z niechęcią wstając na równe nogi.
-Plagg, wysuwaj pazury?- Powiedział, bardziej pytając.
Jego pokój w jednej chwili wypełniły zielone promienie światła, które oplatając jego ciało, zamieniały zwykłe ubrania w czarny, lateksowy strój. Zaraz po tym, jak na jego głowie pojawiły się kocie uszy, rodem wyjęte z taniego sklepu z przebraniami- blondyn zaczął modlić się, aby to był tylko jakiś głupi sen, albo żeby to wszystko było spowodowane ziółkami jego babci. Niestety to nie był ani sen, ani jego wyobraźnia, dodatkowo u Elize pił tylko wodę, więc opcja z ziółkami też odpadła.
-To jest jakiś żart!- Krzyknął sam do siebie, otwierając okno na oścież.- Dobra Dylan, pomyśl, po co superbohaterowi jakiś kijek z chińskiego?- spytał, niechcący przyciskając przycisk na zielonej łapce. Kicikij nagle postanowił odmówić współpracy z Lautier'em, w akcie potwierdzającym strzelając biednemu Dylanowi w twarz. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że chłopak stał na zewnętrznej krawędzi swojego parapetu, chcąc spokojnie przedostać się do wieży Eiffla, gdzie urzędowała opętana przez akumę kobieta.- Dlaczego nie dali do tego instrukcji?- Westchnął ciężko, wygrzebując się z krzaków, do których wpadł.
xxx
Oficjalnie możecie zacząć nazywać mnie Głównym Najwredniejszym Polsatem Krążącym Po Wattpadzie.
Macie tutaj Valerkę i Dylana, bo w sumie to czemu nie xd
I HALO, ZROBIŁAM Z NICH SUPERBOHATERÓW, WIECIE JAK TRUDNO BYŁO WCISNĄĆ DYLANA W TO WDZIANKO?
(Lepiej nie pytajcie jak wpadłam na ten pomysł)
Ogólnie to nie chcę was martwić, ale powoli zbliżamy się ku końcowi
I to wcale nie tak, że ja płaczę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top