|Niewidzialni|


  -Jesteś chora!

-Nie powtarzaj się blondynku- zaśmiała się krótko, patrząc na krwisto czerwoną plamę od kompotu na koszulce Adriena.- Byś uważał, jak chodzisz, nie miałbyś teraz mojego kompotu na swoim ubraniu.

-Ja mam uważać, jak chodzę? Może zamiast tego ty nie poluj na bezbronnych uczniów z kompotem w ręku.

-Tak jak mówiłam; uważaj, jak i gdzie chodzisz.

-Gdybym bardziej uważał przy wyborze szkoły, nigdy by mnie tu nie było.

Ciemnowłosa nic na to nie odpowiedziała, a jedyną jej reakcją było machnięcie ręką i wyjście ze stołówki.

-Adrien, to jest coraz dziwniejsze- powiedziała cicho Marinette, ściskając lekko dłoń chłopaka.

-Racja, ale nie jest tak drastyczne, jak to, co zobaczyliśmy wcześniej.

-I to ma mnie pocieszyć?

-Nie, to tylko porównanie. Więc od czego zaczynamy?

-Musimy się dowiedzieć, dlaczego my, znaczy nasze klony, tak siebie nawzajem traktują.

-Jak chcesz to niby zrobić? Nikt nas nie zauważa.

-Być może nas nie widzą, ale nie jesteśmy duchami- uśmiechnęła się pod nosem, szukając czegoś do pisania, i jakichkolwiek kartek.- Napiszemy krótką notkę, i podamy ją komuś z naszej klasy.

-To nie wyjdzie- skomentował, patrząc na jej każdy ruch.

-Dlaczego?

-Bo kto normalny odpowiada na liściki napisane oczojebnym różowym na fioletowej karteczce w białe motylki?

-Na przykład taka Alix.

-Zapytam jeszcze raz: Kto normalny nam odpowie na taki liścik?

-Czepiasz się. Jak dodam podpis Biedronki, to odpowie mi każdy- powiedziała pewnym głosem, szybko pisząc wiadomość.

-Skąd masz pewność, że tutaj Biedronka istnieje?

-Kobieca intuicja- zaśmiała się lekko, odkładając wszystkie przybory na parapet, koło którego właśnie stali.

Blondyn tylko pokręcił z rozbawieniem głową, wlepiając swój wzrok w krajobraz za oknem.

Mimo że byli uwięzieni, a wszystko wokół sprawiało wrażenie idealnego kłamstwa, to świadomość, że tym razem nie jest ze wszystkim sam- a co więcej, jest ze swoją Biedronką- dodawała mu otuchy i dziwnego spokoju. Niebieskooka chwyciła za kawałek papieru, na którym chwilę wcześniej napisała liścik i ostrożnie wsunęła go do torby swojej przyjaciółki, po czym wróciła na swoje miejsce.

-Mam nadzieję, że Alya nam odpowie- westchnęła, rozglądając się na wszystkie strony.

-Napisałaś, gdzie ma zanieść karteczkę?

-Nie. Tak. Nie wiem- powiedziała szybko, na koniec opuszczając z rezygnowaniem ręce.- Chyba.

Kiedy Adrien był już bliski zawału, Marinette zaczęła rozmyślać nad tym, czy podpisała karteczkę, o ile w ogóle coś na niej napisała. Była chodzącym mankamentem, a dwie lewe ręce nie ułatwiały zbytnio jej nastoletniego życia.

Zresztą, już dawno nie żyła jak prawdziwa nastolatka. Kiedy jej przyjaciółki oglądały filmy i obżerały się chipsami, śmiejąc się przy tym, jak małe dzieci, ona ratowała Paryż, a jej jedyną rozrywką były żarty pewnego Kota, które w dodatku wołały o pomstę do nieba. 

Na początku chciała nawet oddać swoje miraculum komuś innemu, ale po czasie- i sprzeczkach z Tikki- z tego zrezygnowała. Z czasem polubiła bycie bohaterką tego małego skrawka Ziemi, była świadoma niebezpieczeństw, a mimo to porwała się na żywioł i obiecała ostateczną walkę samemu Władcy Ciem.

Adrien od samego początku zastanawiał się jak jedna dziewczyna, nieco ponad metr sześćdziesiąt może mieć w sobie takie pokłady optymizmu, a jednocześnie budować tak silne mury między nimi. Widział każdego dnia, jak Biedronka ratuje spod opresji Paryż, uśmiechając się zwycięsko i nucąc nieznane mu wcześniej piosenki.

Zwalczanie akum u jej boku było czymś magicznym. To  okropne, ale Agreste każdego dnia czekał aż ich główny nemezis, wyśle jednego ze swoich złowieszczych motyli. Każdy nowy złoczyńca wprowadzał ich relację na inny tor, czasami była to ślepa uliczka, a kolejnym razem usłana różami ścieżka.

-O zobacz! To Alya!- trąciła go ramieniem, wyrywając z zamyślenia.

***

-Czekaj, czekaj. Ty przyznałaś mi rację?- spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.- Dobrze się czujesz?

-Tak, dobrze się czuję. Chociaż nie, zjadłabym kebaba. Czemu tu nie ma żadnych budek? Ta dzielnica jest mocno zacofana.

-Nie wszyscy są przygotowani na przyjście kasztanowego huraganu o nazwie Valeria.

-Irytujesz mnie. Zrób coś dla świata i popełnij samobójstwo.

-Nie zrobię Ci tej przyjemności, przykro mi.

Nawet gdyby Dylan naprawdę popełnił samobójstwo, to Valeria wykopałaby jego trumnę, wyciągnęła z niej ciało, podeptała go szpilkami od Prady, zatańczyła makarenę, podziękowała Bogu, wypowiedziała długi sznureczek przekleństw w stronę zmarłego, a na koniec jeszcze opluła kebabem- po czym powtórzyłaby te czynności tak ze sto razy, dla pewności.

Więc ostatecznie Dylan wolał zostać na Ziemi, wysłuchując do końca życia historii o Nathanielu i jego pseudo związku z Valerią, wydając cały swój majątek życiowy na chusteczki, kebaby i zatyczki do uszu.

-Szkoda, chętnie zatańczyłabym makarenę na twoim pogrzebie.

-Domyślam się.

-To dobrze. Ostatecznie nie jesteś aż tak głupi, jak mi się wydawało.

-To miał być komplement?

-Nie, przesłyszało Ci się.

-Słuch mam niezawodny, moja droga- przypomniał, patrząc na Valerię z kamienną twarzą.

-O Tobie nie można powiedzieć niczego dobrego. Budową przypominasz olbrzymi słup soli, a twoja twarz wygląda jak ryj upośledzonej Wielkiej Stopy- prychnęła, odrzucając teatralnie włosy do tyłu.

-Liczy się charakter.

-Charakterem to wywołujesz u mnie myśli samobójcze.

Ilość wyzwisk, jaka każdego dnia leciała w jego stronę, była wprost nieskończona, a gdyby spisać je wszystkie do jednego słownika- nie dość, że zabrakłoby kartek, to byłby większy od wszystkich innych książek z całego świata razem wziętych, a znając Valerię, to ubiegałaby się, żeby ów słownik stał się obowiązkową lekturą szkolną.

Z czasem do tego przywyknął, tak samo, jak reszta uczniów. Każdy dzień w szkole zaczynał od gustownego „spierdalaj ode mnie na bambus, wróć z lepszą twarzą, i kebabem" - do tego też się przyzwyczaił. Kiedy pierwszy raz spotkał Valerię, nie przypuszczał, że tak niewinnie wyglądająca osóbka może tak bardzo namieszać w jego życiu. Lavelle zrobiła z jego serca huragan. Nie zniszczyła jego duszy, wręcz przeciwnie- dodała jej kolorów. Nie połamała mu serca- przynajmniej jeszcze nie. Po prostu wepchnęła się do jego wnętrza i z niewinnym uśmieszkiem zburzyła wszystkie bariery, jakie stworzył. Na początku nie chciał tego przyznać, ale po dłuższym czasie bicia się z własnymi myślami zrozumiał, że nie jest w stanie zniszczyć tego, na co tak bardzo czekał- stracił dla niej głowę, i żadne próby odwrócenia tego uroku mu nie pomagały.

-Miło mi to słyszeć.

-Dlaczego tylko ta ławka jest wolna?- Westchnęła, patrząc na innych ludzi, głównie pary obściskujące się gdzie popadnie.- Czy tam siedzi Nathaniel z Pearl?!

-Tak, to oni.- Uśmiechnął się pod nosem, widząc oburzenie Valerii. Mimo jego grubej maski obojętności Lautier* nauczył się uśmiechać.

-Obejmij mnie, niech ten rudzielec się spali z zazdrości.

-Ostatnim razem też miał się spalić- przypomniał, napotykając się z wściekłym spojrzeniem Valerii.

-Ale jak widać, się nie spalił, więc weź i raz użyj tej rączki tak, jak należy- wysyczała morderczym tonem.- Proszę.

-Już się robi- wtrącił, obejmując szatynkę.- Wiesz, że on ma Cię w głębokim poważaniu i nawet nie patrzy w naszą stronę?

-Zamknij się, za chwilę tu spojrzy i go wryje w tę cholerną ławkę, na której siedzą- wyszeptała chłopakowi na ucho, kątem oka patrolując ławkę naprzeciwko.

-Jasne, wmawiaj sobie- parsknął, splatając ich palce ze sobą.

-Jesteś mało romantyczny, już mi żal twojej żony. O ile któraś będzie na tyle głupia, żeby się z Tobą związać- zaśmiała się perfidnie, patrząc Dylanowi w oczy.

-Jesteś słodka jak kwas siarkowy.

-Kwasem to została oblana twoja twarz, a nie czekaj, ty już się taki urodziłeś.

-Miła jak zawsze.


xxx

Więc, macie teraz pewnie jeden wielki mindfuck, bo przecież Dylan miał mieć inne nazwisko, i wgl.
Ale ja to wyjaśnię kiedy indziej, dajcie mi na razie spokój :')
Tak czy siak, mam wielkie plany co do Elize, i teraz chcę się głównie na niej skupić, żeby jeszcze więcej osób ją pokochało tak mocno, jak ja <3
Serio, jestem tak dumna z tej postaci, że to aż nienormalne XD
Co z tego, że zaprezentowałam wam 1/4 jej historii (albo nawet jeszcze mniej) a na chwilę obecną była może w 2/3 rozdziałach (nie wliczając tego, który był jej poświęcony).
Ja ją kocham okej?
Tak samo, jak kocham Mistrza i Elizfu {halo, tę nazwę trzeba zmienić}
Dla niewtajemniczonych jest to ship Elize x Fu ;)
A i w końcu mam pomysł kogo obstawić do roli Władka :)
Nie, to nie będzie Gabryś.
Ani Leo z Zapamiętaj.
Możecie usiłować zgadywać, ale wątpię, żeby wam się to udało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top