|Możemy to załatwić w inny sposób!|


  - Marinette? 

 - Hmm? - powiedziała ziewając ze zmęczenia. 

 - Jest już późno... 

 - No jest, i co chcesz z tym zrobić? Słońca nie obudzisz, więc nawet nie próbuj... – powiedziała poprawiając koc, którym byli otuleni.

 - Powinnaś iść do łóżka, nie sądzisz? - popatrzył na nią troskliwie.

 - Ty też...

 - Sugerujesz coś? - poruszył znacząco brwiami, przez co dostał w czoło.

 - Nie wiem, co masz na myśli, zboczuszku - założyła ręce na krzyż patrząc na niego rozbawiona. 

 - Dobra, ty musisz iść do łóżka, jutro masz chyba szkołę, dobrze myślę? 

 - I tak się spóźnię, więc bez stresu - przetarła oczy ze zmęczenia.

 - Gdybyś chodziła wcześniej spać, to byłoby inaczej... - uśmiechnął się pod nosem, i wziął dziewczynę na ręce. 

 - Normalnie żaden kocur mnie nie odwiedza - prychnęła trzymając się bohatera.

 - Dobranoc księżniczko... - położył ją na łóżku i uśmiechnął się na pożegnanie. 

 Lecz kiedy miał już odchodzić, ona chwyciła jego nadgarstek i niespodziewanie pociągnęła w swoją stronę, przez co on też wylądował na miękkim materacu. 

 - Nie możesz zostać ani chwili dłużej? Ty też jesteś bardzo zmęczony, zdrzemnij się choć na moment... - jej fiołkowe oczy go przekonały, działały jak magnes i nie sposób było oderwać od nich wzroku.

 I tak spędzili chwilę, a raczej mały skrawek doby, ponieważ obudzili się dopiero nad ranem. On - zszokowany faktem, iż zasnął na dobre, a ona - że wstała punktualnie. 

 - Przepraszam, nie powinienem... - wydukał lekko speszony.

 - Nic nie szkodzi, przynajmniej wstałam punktualnie - uśmiechnęła się promiennie.

 - Czyli mam na ciebie dobry wpływ? Miło mi to słyszeć - wyszczerzył swoje białe zęby.

 - Można tak powiedzieć... - szturchnęła go w bok.- Przynajmniej zająłeś moje myśli.

 - Lepiej się już czujesz? - zapytał troskliwym tonem.

 - Tak, o wiele. Nawet myślę, że odważę się na swobodną rozmowę z nim... - powiedziała cicho.

 - To wspaniale! - wypalił, a po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział - Znaczy dobrze, że...

 - Wiem, co chcesz mi przekazać - powiedziała tak, jakby czytała w jego myślach. - Ale nie rozumiem, czemu się mną zainteresowałeś. To znaczy schlebia mi to i świetnie się czuję w twoim towarzystwie. Po prostu ciekawi mnie...

 - Po prostu oboje zostaliśmy zranieni - uśmiechnął się najpiękniej jak umiał. - Jakie plany na dziś?

 - Hmm, z tego co wiem, to większość zajęć nam odpada, jedynie mam wypad niespodziankę z przyjaciółmi... - uśmiechnęła się pod nosem beztrosko, po czym zaczęła przygotowywać śniadanie.

 - Wypad niespodziankę? - powtórzył zaciekawiony. 

 - Tak, znaczy chłopacy chcą mnie i Alyę zabrać do fanclubu o bohaterach, głównie to o Biedronce. A potem na jakąś niespodziankę... - powiedziała cicho, ledwo słyszalnie.

 - Oj, chciałbym do niego należeć. Ale sama wiesz, jakby to wyglądało. Dziwi mnie tylko, dlaczego jeszcze nie skaczesz z radości!

 - Bo nie chcę dostać zadyszki, oprócz tego już wystarczająco ludzi o niej trąbi, nie muszę się do nich zaliczać. Jak chcesz to możemy się zamienić - zaśmiała się nalewając mleka do dwóch szklanek.

 - Chętnie! 

 - To zmień płeć, przefarbuj włosy, kup tęczówki i najlepiej jakiś jasny podkład. A ubrania mogę Ci nawet pożyczyć.

 - Oj, tyle zachodu, żeby na chwilę być kimś innym...

 - Tysiące ludzi robi to codziennie, więc... 

 - Tak, w tych czasach nikt nie lubi być sobą. To smutne. 

 - I to jak. 

 - Ahh, mleko i świeże croissanty! - blondyn rozkoszował się każdym gryzem. - A o której zaczynasz zajęcia?

 - Za niedługo, dlaczego pytasz? - odparła sięgając po telefon.

 - No wiesz, mogę Cię podrzucić. Mam po drodze - uśmiechnął się łobuzersko, przez co dostał papciem w głowę.

 - Mam parę kroków do szkoły, więc nie musisz. Oprócz tego Alya dostałaby zawału, tak jak milion innych twoich fanek chodzących do tej szkoły, więc koniec końców nie miałabym życia - zaśmiała się spoglądając na zegar. - A ty? Jakie plany na dziś?

 - Hm, to co zwykle. Bohater zawsze na służbie!

 - Dobra, musisz mi wybaczyć, ale czas na mnie - uśmiechnęła się serdecznie odkładając naczynia do zlewu.

 - Miło mi się z tobą rozmawiało, Marinette - ukłonił się teatralnie. - Kiedyś jeszcze wpadnę pod różowy kocyk! - dopowiedział na pożegnanie i wyskoczył przez okno. 

 Granatowowłosa przez moment patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Kot. Sama nie mogła uwierzyć jakim cudem tak dobrze się czuła w jego towarzystwie. Biedronkę obowiązywały reguły, żelazne zasady, które sama wymyśliła. Byli przyjaciółmi, ale wiedzieli o sobie prawie że nic. Marinette nie obowiązywały te reguły, nie wymyślała żadnych zasad. Bo nie miała po co. Czuła, że może mu powiedzieć wszystko, a on doradzi jej i po prostu przytuli. Spodobało jej się to. Polubiła motylki, które nie opuszczały jej od wczorajszego wieczoru. Mimowolnie się uśmiechnęła, kiedy przypomniała sobie to, jak Chat jej pomógł. Tak naprawdę Adrien był tylko przykrywką, tarczą, za którą można by było ukryć swoje prawdziwe uczucia. Kot zawsze miał swoje miejsce w jej sercu, a ona wolała się wypierać uczucia, które już dawno mąciło jej w głowie. Lecz teraz nie musiała nikogo okłamywać, nie musiała się za nikim ukrywać. W końcu mogła pokazać światu swoje prawdziwe uczucia. Mogła w końcu powiedzieć Kotu prawdę, ściągnąć maskę i zniszczyć wszystkie żelazne zasady. Nie bała się już, wierzyła. Wierzyła w siebie i wierzyła w miłość, która na nowo rozkwitła w jej sercu. 

 Pośpiesznie się ubrała, przeczesała dłonią włosy, które dzisiaj zostawiła rozpuszczone. Postanowiła się zmienić, a zaczęła od wyglądu zewnętrznego. Chciała przestać być tą słodką Marinette. Każdy musi kiedyś dorosnąć i przestać czytać denne bajki dla dzieci, licząc że życie będzie tak samo piękne, jak w baśniach.Chwyciła plecak i małą torebkę, z której wyleciało malutkie stworzonko. 

 - Miiłość roośnie wokół naaaaas~ - Tikki zaczęła radośnie tańczyć i jednocześnie śpiewać. - Będziecie świetną parą. Mogłabyś nawet zostać przybraną matką jego kotodronek! - zaśmiały się wspólnie. 

 - Taaak, kotodronki górą! - spakowała parę ciasteczek do torebki i pośpiesznie wyszła z domu kierując się w stronę szkoły.  

Adrien

 Wskoczył przez uchylone okno łazienki, przez które uciekł również minionego wieczoru.

 - Plagg, de-transformacja! - z jego ciała zniknął czarny lateks, który zastąpił czarny podkoszulek i niebieskawe jeansy. 

 - Chłopaku! Jak ty się zachowujesz? 

 - Tak, wiem. To bardzo nieodpowiedzialne i głupie z mojej strony. W końcu kocham Biedronkę, prawda? Chociaż... - rozmarzył się, a jego myśli wciąż krążyły wokół przyjaciółki.

 - Rozdarty?

 - I to jak. No bo Marinette jest piękna, mądra, urocza, słodka... – uciął, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze jakiś czas temu mówił tak o Biedronce. - O Panie... 

 - I ty mówisz, że Biedronkę kochasz?! Panieeee! - kwami złapało się za głowę i odleciało w bok.

 - To wszystko jest pokręcone... - przyznał po chwili namysłu. 

 - Tak, ALE DAJ MI JUŻ CAMEMBERTA! WIESZ JAK CIERPIĘ BEZ NIEGO?!

 Rzucił w stworzonko torbą z wcześniej wspomnianym serem, przez co latający kot został nią przygnieciony i taktownie ogłuszony. Blondyn zebrał się do szkoły i gotów na kolejny dzień wyszedł z domu. Oczywiście musiał jechać do placówki limuzyną, bo jakżeby inaczej.

 - Siemasz, ziom! - usłyszał głos swojego przyjaciela.

 - Cześć, Nino, dziewczyny już są? - zapytał uśmiechając się. 

 - Tak, za chwilę dojdą do nas. Ale lepiej uważaj dzisiaj na Alyę, dobra? - poprosił patrząc na modela.

 - A czemuż? Rozumiem, że może mieć gorszy dzień i tak dalej, ale... - spojrzał na niego radosnym wzrokiem.

 - Marinette... - powiedział jego przyjaciel, z pobłażającym wzrokiem. - Ją też omijaj.

 - Ah, to o to... - blondyn zatrzymał się i mocniej zacisnął ramiączko od torby.Lecz wtedy, nagle, jakby znikąd, zobaczył swoją przyjaciółkę. 

Słońce lekko oświetlało jej bladą jak porcelana cerę. Dzisiaj dziewczyna wyglądała o wiele piękniej, niż zazwyczaj. Przynajmniej tak się wydawało Adrienowi. Granatowe włosy, teraz rozpuszczone i lekko pofalowane, swobodnie opadały na ramiona. Biała koszula w kwiaty została zastąpiona czarnym podkoszulkiem, a różowe legginsy, białą spódnicą. Różowe balerinki zaś stały się trampkami. 

 - C..co się stało z Marinette? - przypatrywał się jej przez dłuższą chwilę, kiedy Nino zasłonił mu obraz, swą skromną osobą.

 - Postanowiła się zmienić i poznać kogoś nowego. Dzisiaj nadarzyła się ku temu okazja, ponieważ dochodzi do naszej klasy nowy uczeń.

 - Ale po co zmienić? Jest idealna taka, jaka jest... - blondyn szybko zasłonił usta dłonią, lecz jego przyjaciel wszystko doskonale zrozumiał. 

 - Serio, typie? - chłopak walnął sobie w czoło z otwartej dłoni – ALYA, RATUJ! TO JEST TAKI WIELKI DEBIL I IDIOTA, ŻE NIE MOGĘ!

 - EJ?! - blondyn mało zrozumiał z zachowania swojego przyjaciela, więc czekał na dalsze wyjaśnienia.

 - JUŻ KOTKU! MAM PATELNIĘ W RĘCE! PĘDZĘ! - zielonooki spojrzał w bok i zobaczył swoją przyjaciółkę i jednocześnie dziewczynę swojego kumpla, Alyę. 

 - Możemy to załatwić innym sposobem! - model próbował się bronić, lecz na marne zdały się jego starania.

 - Stary, jej nikt ani nic nie powstrzyma - westchnął Lahiffe. - Dobra, powodzenia ziom!

 - "INNYM SPOSOBEM"?! - dziewczyna zatarasowała drogę ucieczki. - JA CI ZARAZ DAM INNYM SPOSOBEM! CZEKAJ NO, BLONDASIE!

 - Alya! Tylko spokojnie! 

 - SPOKOJNIE? ZŁAMAŁEŚ JEJ SERCE! TANIA WERSJA BARBIE Z CHIŃSKIEGO MARKETU SIĘ ZNALAZŁA! W DODATKU BEZ SERCA I MÓZGU! - dziewczyna była wyraźnie wściekła, a młody Agreste nadal usiłował ją uspokoić.

 - Nie można kogoś zmusić do miłości, Alya... - spojrzał w oczy przyjaciółce i zaczął mówić prosto z serca. - To by było nie fair wobec tej osoby, a ja nie chcę ranić Marinette...

 Dziewczyna momentalnie się uspokoiła, a raczej przestała zachowywać się jak wariatka pragnąca zemsty. Na jej twarzy nadal widniał cień złości, lecz jej spojrzenie wyrażało bardziej bezsilność i mało widoczną nadzieję. 

 - Masz rację, Agreste, ale wiedz, że teraz ona cierpi... przez Ciebie - powiedziała spokojnym tonem, a słowa dotarły do jego głowy niczym ostrza noża skierowanego w jego stronę.

 Zabolało go to równie mocno co dziewczynę, którą zranił. Obiecywali sobie, że nigdy nie będą się okłamywać. On nie chciał tego robić. Postąpił słusznie, przynajmniej tak sobie wmawiał. Żeby choć przez chwilę zaznać spokoju.

 - Wiem i nie mogę sobie tego wybaczyć... - odparł, a wyrzuty sumienia dopadły go i nie zamierzały opuścić. 

 - Może z nim jej się bardziej powiedzie - dziewczyna wskazała kierunek głową.

 Marinette rozmawiała z przypadkowym uczniem. Niby nic takiego, a jednak. Adrien nigdy go nie widział w szkole, nie słyszał o nim, nie spotkał na korytarzu. Nie wymienił ani jednego zdania. Nie znał go. Z niewiadomych przyczyn poczuł złość, która zbierała się w jego środku i tylko czekała na odpowiedni moment, by je opuścić. Chłopak miał niebieskie włosy, gradientowe. Lekko podarte jeansy i o rozmiar za dużą koszulkę, na którą zarzucił jakąś bluzę. Jego oczy były w kolorze turkusu, a uśmiech był równie piękny, co jeden z zachodów słońca, który podziwiał z jednego z dachów. U dziewczyny zauważył lekkie rumieńce oraz ten niewinny i słodki uśmiech.

 - Kim on jest?! - spytał lekko rozwścieczony, a dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę, którym rzecz jasna był. 

 - Nazywa się Luka Couffaine i od dzisiaj chodzi do naszej klasy. 

 - Brat Juleki?

 - W rzeczy samej - Alya szybko się ulotniła, zostawiając chłopaka samego ze sobą.

 - Luka? On lepszy ode mnie?! Od samego Czarnego Kota?! - powiedział sam do siebie, po czym uśmiechnął się wrednie i ruszył w stronę granatowowłosej.

 - Witaj... - podszedł pewnym krokiem do Marinette, skutecznie przerywając ich rozmowę. – Kochanie.  


xxx

Niektóre rozdziały, nawet po korekcie są tak samo złe, jak przed poprawkami ;-; 

[Korekta: 14.10.2018] 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top