|Kochanie?|
- Witaj... - podszedł pewnym krokiem do Marinette, skutecznie przerywając ich rozmowę. – Kochanie.
Nagle poczuła jak złość zaczyna się w niej zbierać. Poczuła się rozdarta, ponieważ jeszcze przed paroma tygodniami piszczała na widok blondyna. A teraz? Teraz nie czuła żadnej ekscytacji, żadnego entuzjazmu na widok tego konkretnego chłopaka, znanego z paryskich magazynów. Stała się wobec niego obojętna, chciała o nim zapomnieć i zainteresować się kimś innym. Kimś, kto będzie w stanie ją pokochać, łącznie z jej wadami, których miała całkiem sporo.
I wtedy pojawił się Luka. Chłopak, którego praktycznie jeszcze nie znała, a jednak w jej oczach stał się atrakcyjniejszy. Jego turkusowe oczy, idealnie komponujące się z ciemnymi, niebieskawymi włosami.
I nagle, znikąd, młody Agreste sobie przypomniał o jej istnieniu. Dokładnie tak, jakby odkopał jej osobę spod warstwy gruzu i żwiru. Postanowił naprawić to, co już zniszczył? Zechciał przywrócić głupie marzenia, które w ułamku sekundy stały się jedynie głupimi błahostkami? Luka szybko ulotnił się i poszedł w stronę szatni, rzucając jedynie ciche "cześć" na odchodne. Dziewczyna spojrzała gniewnie na chłopaka, a on spotkał się z jej spojrzeniem.
- "Kochanie"?! - wykrzyczała wyraźnie zdenerwowana.
- Mari, ja... -blondyn w jednym momencie stracił entuzjazm i zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.
- Nie tłumacz się! Jesteś idiotą! Na początku mnie ranisz, a teraz, kiedy już wychodzę na prostą, przypominasz sobie o moim istnieniu?!
- Ja... - zielonooki odwrócił wzrok, chcąc uciec przed granatowowłosą, jak i przed samym sobą.
- Adrien, jesteś debilem... - westchnęła zrezygnowana.
- Przepraszam, nie chciałem...
- A może jednak? - zaśmiała się szturchając przyjaciela w bok. W jednym momencie złe emocje po prostu opadły, a na jej twarz wkradł się promienny uśmiech. - Dzisiaj jedziemy do tego fanclubu, dobrze pamiętam?
- Tak, tak. Dzisiaj - powiedział lekko zdezorientowany.
- A jak chcesz się tam dostać?
- Em, autem - powiedział prosto z mostu.
- Będziesz prowadził? Ha! To ja podziękuję, nie mam zamiaru zginąć przez Adriena Agresta! - zaśmiała się, a on razem z nią.
- Nie, no coś ty! Śmierć przez wypadek jest raczej mało bolesna. Lepiej wprowadzić kogoś do piwnicy, torturować, a potem odciąć głowę i wsadzić na taki patyk. Potem taki szaszłyk można wystawić przed dom i straszyć małe dzieci - zaśmiał się złowieszczo.
- Ja z Tobą nigdzie nie jadę... - prychnęła patrząc na niego jak na wariata.
- Oj, Mariś, pojeeeedziesz - zaśmiał się. - Najwyżej Cię uśpię, tabletki nasenne i te sprawy.
- Po pierwsze, to kiedy ja Ci pozwoliłam tak do mnie mówić? - skrzyżowała ręce na piersiach.
- Sam sobie pozwoliłem - wyszczerzył rząd białych zębów.
- Dobra, Adrienku - prychnęła tak, jakby przyjmowała wyzwanie - Ale przyjaźń z Alix źle na Ciebie działa...
- Nieee, skąd - machnął ręką. - Ostatnio nawet pomagałem jej szukać jednorożca! Na dachu! (katte_love musiałam XD)
- O Panie! Ty masz gorączkę! - krzyknęła przykładając swoją rękę do jego czoła. - Ha! Widzisz, masz gorączkę, czyli nie możesz nigdzie jechać!
- Nie mam żadnej gorączki, więc pojadę, czy tego chcesz, czy nie, moja droga! - spojrzał na przyjaciółkę z rozbawieniem.
- Niestety nie masz... - dodała udając smutną. - A ile to będzie trwało, wiesz może?
- Samo spotkanie raczej krótko, a później zależy ile będziemy tam siedzieć... - powiedział lekko tajemniczo. - A co? Panienka jest z kimś umówiona? - dodał pewny siebie.
- Może tak, może nie... - zaśmiała się rozkładając ręce. - Najgorsze jest to, że ten ktoś nigdy nie przychodzi umówiony. Wiesz, nagle puka do drzwi i tak po prostu się wprasza! Nie mówię, że to źle, czy coś. Ale nie chciałabym, aby poczuł się źle z powodu mojej nieobecności - wyjaśniła szybko. - Zwłaszcza, że ostatnio obiecał mi rewanż w monopoly.
Oczywiście obiektem, o którym mówiła Marinette, był sam Czarny Kot - obrońca Paryża i powód jej uśmiechów. Doradca i przyjaciel. Oraz chłopak, którego darzyła jedynym w swoim rodzaju uczuciem.
- Oj, sądzę, że się nie pogniewa - uśmiechnął się pod nosem. Zrozumiał, o kim mówi jego przyjaciółka i czuł się przez to szczęśliwy.
- Mam taką nadzieję - dziewczyna również się uśmiechnęła. - Najwyżej przekupię go rogalikami z piekarni albo ciastkami.
- Ale pamiętaj też o mnie, dobrze? - zaśmiał się.
- Dobrze. Dzisiaj mam nawet większy przydział, więc możemy go wykorzystać na tej niespodziance - dziewczyna puściła oczko blondynowi, na co on tylko się uśmiechnął.
- Zaklepuję rogale i ciastka!
- Chciałbyś, Alya i Nino Cię ubiegli - prychnęła granatowowłosa. - Przykro mi.
- DAM CI AUTOGRAF CZARNEGO KOTA, TYLKO DAJ MI CIASTKAAA - chłopak zaczął udawać, że płacze, lecz nawet to nie działało na Marinette.
- Pff, spóźniłeś się. Mam już od dawna! Nawet taki wielki plakat i figurki!- prychnęła rozbawiona.
- A Biedronki?
- Też mam - odparła triumfalnie.
- A mój autograf? - błagał dalej.
- Nie jest wart ciastek - zaśmiała się wrednie.
- O PANI! PROSZĘ! MARINETTE, JA MUSZĘ MIEĆ CIASTKA! CIASTKA TO MÓJ TLEN! NIE MOŻNA ŻYĆ BEZ TLENU! - teraz chłopak uklęknął przed dziewczyną i błagał ją w takiej pozycji, czym oczywiście zwrócił uwagę pozostałych uczniów z klasy.
- Nic nie musisz. I puść moje rajstopy, najlepiej w ogóle wstań. Jestem w spódnicy i to źle wygląda, jak przede mną klęczysz - popatrzyła na niego jak na wariata.
- Dobra, dostanę ciastka innym sposobem...
- Jakim niby? - spytała właścicielka fiołkowych oczu.
- Zobaczysz za niedługo... - zaśmiał się szyderczo.
- Już się boję... - spojrzała na niego niczym na psychopatę. – Dobrze, ja lecę do Alyi, widzimy się później, tak?- zagadnęła, nadal uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Tak, pewnie. Jeszcze raz przepraszam za to z Luką...
- Nic się nie stało, na prawdę. - posłała mu promienny uśmiech. - To do później, Adrien! - machnęła mu ręką na pożegnanie i po chwili zniknęła z jego pola widzenia.
Czuła się szczęśliwa, ponieważ znowu mogli rozmawiać jak ludzie, że stali się przyjaciółmi na nowo i że teraz ich relacja wskoczy na wyższy poziom, na który nigdy nie mogli sobie pozwolić. Teraz wiedziała, że będzie lepiej. Wierzyła w to całym sercem. I choć nadal bolały ją gorzkie słowa wypowiedziane przez blondyna zaledwie parę dni wcześniej, to chciała aby wszystko wróciło do normy. Chciała o nim zapomnieć, chciała wymazać go ze swojego serca i zatrzeć wszystkie pozostawione przez niego ślady, lecz zdała sobie sprawę, że zajmie jej to dużo czasu więc, postanowiła podjąć się wyzwania i skupić się na rzeczach bardziej istotnych.
Odnalazła wzrokiem swoją przyjaciółkę, która, wraz z Nino, siedziała na szkolnej ławce. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc dwójkę zakochanych, którzy tworzyli na prawdę piękna parę.
Poszła pewnym krokiem w ich stronę i jakby nigdy nic usiadła koło dziewczyny, którą czule obejmował mulat.
- I wy wszystkim wmawiacie, że nie jesteście parą! No proszę ja was! - zaśmiała się patrząc na swoich przyjaciół, a oni kiedy się spostrzegli, iż nie są sami, odskoczyli od siebie jak oparzeni i spojrzeli na dziewczynę lekko gniewnie.
- Em, my nie... - Alya postanowiła sprostować sytuację. - To nie tak!
- Mhmm, właśnie widzę! Chcę być chrzestną waszych dzieci, o ile dożyję do tego momentu! - zaśmiała się Marinette.
- Dobrze, niech Ci będzie. Masz moje pozwolenie - Nino uśmiechnął się w stronę granatowowłosej. - Ale chyba musimy już się zbierać, za chwilę po nas przyjadą. Nie wiecie gdzie jest Adrien?
- Rozmawiałam z nim jakieś pięć minut temu. Za chwilę pewnie nas znajdzie, a jak nie, to my znajdziemy jego - fiołkowooka uśmiechnęła się w stronę przyjaciół.
- Jestem! Możemy jechać? - usłyszała spokojny głos swojego przyjaciela.
- Pewnie, Adrienku - zaśmiała się, po czym ominęła chłopaka i skierowała się w stronę wyjścia ze szkoły.
xxx
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top