Rozdział 23: Living Hell

Charlotte's POV

Kiedy moje oczy się otworzyły, wszystko co mogłam ujrzeć to zamglone pomieszczenie. Otoczenie wokół mnie było prawie nierozpoznawalne i nie miałam pojęcia gdzie byłam.

Wierciłam się, ale nie mogłam unieść moich stóp, ani rąk. Próbowałam znowu, nie mając szczęścia.

Wiedziałam, że byłam zdezorientowana- ale serio?

Usiadłam w zastanowieniu, starając się dostosować wzrok dopóki nie usłyszałam znajomego głosu.

-Nieźle upadłaś.

Zorientowałam się, że to był ten mężczyzna, który mnie gonił. Ten szaleniec. Stał na przeciwko mnie, pochylając się, więc nasze oczy były na tym samym poziomie- jeśli nie, to odrobinę niżej niż moje.

-Nie upadłam, ty mnie kurwa popchnąłeś- syknęłam i kontynuowałam szarpanie ciałem.

Zachichotał i spojrzał na mnie.

-Jesteś związana, laleczko- powiedział, dotykając lekko swoimi długimi palcami mój policzek. Strząsnęłam je tak szorstko jak on był delikatny, a mój wzrok wreszcie stał się normalny.

Zmarszczyłam brwi i otwarłam usta.

-Ja, ja znam cię- powiedziałam, próbując dopasować jego twarz do imienia.

Jego oczy i głos oraz...

-Jordan- wymówiłam, a on się uśmiechnął. Krzywy, przerażający uśmiech.

-Wiedziałam, że coś było popieprzonego z tobą- oznajmiłam, a jego uśmiech się nie zmienił.

-Ach. Mamy złe nastawienie do siebie, zgadłam?- kontynuowałam usuwanie lin wokół moich dłoń, gdy mówiłam.

-Dobrze, zostałam postrzelona w rękę, cierpiałam męki i byłam ścigana przez tunel- drążyłam dalej.

-Więc tak, ja mam złe nastaw...

-I ma też buzię na swoim miejscu?- spytał i przez tą złośliwą uwagą, splunęłam na niego. Moja ślina uderzyła w jego czoło jak jęczmień.

Wstał i zaczął się śmiać podczas, gdy to ścierał.

-Głupia dziewczyna- powiedział, wyjmując gruby pasek ze szlufek od spodni.

-Wiesz, oni powiedzieli mi, że pragną grupowego gwałtu na tobie- kontynuował.

-Aby pokazać tobie co przeszła Taylor i nauczyć cię co Harry jej zrobił.

Moje oczy przybrały ogromnych rozmiarów, a na jego wargi wstąpił złośliwy uśmiech.

-Ale zorientowałem się, że ja mógłbym cię bardziej zranić.

Zdjął koszulkę, odkrywając swoje mięśnie. Nie było na nim grama tłuszczu, ale dalej wgapiałam się w niego z obrzydzeniem.

-A wiesz kto chciał to wszystko oglądać?- spytał, a drzwi gwałtownie się otworzyły, kiedy na sygnał, odsłoniono Harry'ego, który był wyprowadzony przez wielkich mężczyzn. A na przeciwko nich był
Aiden i Charlie.

Harry walczył z mężczyznami, którzy go ograniczali. Jego oczy były prawie czarne.

Aiden i Charlie szli w naszym kierunku, którego teraz rozpoznałam. Kiedy ich przywódca wziął Jordana na stronę, Aiden podszedł do mnie.

Przykucnął tak jak to zrobił Jordan.

-Hey Lottie, jak się masz?- spytał zarozumiale, układając głowę na zaciśniętej pięści. Aiden był flirciarzem, a ja się o tym przekonałam. Tak czy owak, on był cholernie paskudny, a między nami nie było żadnych uczuć- poza wzajemnej chęci się zabicia.

-Pieprz się- syknęłam wciąż psując liny wokół moich nadgarstków.

Zaśmiał się.

-To jest to co będziesz robić za kilka minut- z tym wstał i odszedł w stronę drzwi.

Słuchałam rozmowy Jordana i Charlie'go.

-Bądź dość delikatny dla niej, Jordan. Ona jest niedoświadczona, a my chcemy ją żywą.

Jordan zachichotał i spojrzał w moim kierunku.

-Och, ona będzie żywa, kiedy z nią skończę.

Pieprzony zboczeniec.

Spojrzałam na Harry'ego i ujrzałam jego oczy prawie palące osobę Jordana.

Charlie podszedł do mężczyzn i powiedział do nich cicho, zanim uwięzili Harry'ego przy ścianie i zostawili, trzaskając drzwiami.

Jordan uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam się kręcić na krześle. Próbowałam się uwolnić, albo w ostateczności poluzować wystarczająco więzy, aby się wymknąć. Bez powodzenia zaczęłam od stóp. Kopałam drewnianą podłogę pode mną.

Miałam wzrok skupiony na Jordan'ie przez cały czas, obserwując jak rozpinał spodnie. Harry gwałtownie się szarpał i wyglądał jak pieprzony potwór w tym momencie. Jego włosy były w nieładzie, oczy były czarne, a z ust wydobywało się głębokie sapanie.

Jordan pozbył się bielizny i zaczął się zbliżać w moim kierunku.

-Otwórz buzię, laleczko.

O cholera.

Zacisnęłam zęby razem z powiekami. Naprawdę nie chcę oglądać jego cholernego kutasa dyndającego przed moją twarzą!

-Otwórz buzię- powtórzył słowa bardziej szorstko i mniej zarozumiale niż przedtem.

-Jeśli nie otworzysz swoich ust, zabiję go- odrzekł, a moje oczy niemal wyleciały z orbit. Uniósł brwi i lekko rozsunął moje wargi.

-Tu cię mam.

-Charlotte, nie rób tego kurwa, po prostu pozwól mnie zabić! Jeśli ją dotkniesz, będziesz kurwa martwy! Puść ją, ty pojebie!

Krzyk Harry'ego odbijał się echem w pomieszczeniu, ale starałam się go zagłuszyć, co udowadniało mi, że to niemal niemożliwe.

Pustka w mojej buzi była wkrótce wypełniona przez Jordana. Zaczęłam się dławić i dusić, kiedy pchnął do samego końca. Ale potem ugryzłam go. Ugryzłam go na jego długości i zacisnęłam szczękę.

I sprawiłam, że chłopak uciekł!

Wyleciał i trzasnął drzwiami, zanim zostawił tylko Harry'ego i mnie w pokoju.

Oparłam głowę o chłodne metalowe krzesło, na którym siedziałam. Co do diabła właśnie się wydarzyło?

Co.

Do diabła.

Właśnie się wydarzyło?

Harry pozostawał cicho, a moje oczy wystrzeliły w poszukiwaniu miejsca, gdzie poprzednio był; które było teraz pustą przestrzenią. Mój wzrok skupił się na ziemi pode mną, widząc Harry'ego.

-Przepraszam, tak bardzo mi przykro. Powinienem sprawić, że ty kurwa zostaniesz ze mną. Wiedziałem, że będziesz chciała zrobić to prędzej czy później. Wiedziałem, że potrzebowali cię do czegoś takiego jak to. Mieli świadomość, że troszczysz się o Jake'a i Austina- przyznał, rozluźniając swoimi długimi palcami liny, które uciskały moje stopy.

Wycierałam usta o koszulkę, pozornie starając się pozbyć moich warg posmakiem krwi i innych rzeczy...

-Jest dobrze- wymamrotałam szczęśliwa, że był tutaj ze mną.

Kiedy moje nogi zostały rozwiązane, stanął za mną i zaczął rozplątywać dłonie. Jego twarz była umiejscowiona między moją szyją, a ramieniem, jego chłodny, miętowy oddech uderzał mnie, kiedy siłował się z linami wokół mych rąk.

Kiedy zostały rozwiązane, podszedł do okna. Poszłam jego śladem i stanęłam blisko za nim, gdy popchnął szybę i wszedł na parapet. Kiedy jego ciało było na zewnątrz, przyglądałam się temu, widząc ciągły ruch pode mną.

-Nie ma kurwa mowy, żebym tędy zeszła, Harry- odpowiedziałam, potrząsając ostro głową.

-Charlotte, musisz tędy wyjść.

Potrząsnęłam ponownie głową.

-Nie- odpowiedziałam ponownie wycierając usta o koszulkę.

Zatrzęsły się drzwi i spojrzałam za ramię, widząc je zamknięte, ale wkrótce będą otwarte na oścież.

-O cholera.

Mój wzrok wrócił do Harry'ego , który ustawił się plecami do ściany, co wyglądało komfortowo. Wystawił dłoń w moim kierunku.

-Zaufaj mi.

Stanęłam. Moje myśli skakały z jednego scenariusza na drugi... Poślizgnę się, potknę, spadnę, a kiedy upadnę to: zostanę przejechana przez ruch uliczny, albo nadziam się na pieprzoną antenę samochodową, albo coś sobie zrobię przez liny.

Spojrzałam ostatni raz na drzwi i chwyciłam ciasno dłoń Harry'ego. Zrobiłam krok na zewnątrz budynku hotelu. Moja stopa wylądowała na wąskim murku, który wyglądał jakby mógł utrzymać tylko piórko, bądź ziarenko, a co dopiero mnie.

-Kurwa, Harry- powiedziałam. Mój głos był przesiąknięty desperacją.

-Przestań gadać jakbyś uprawiała seks, na litość boską Charlotte- odpowiedział. Jego głos był bardziej opanowany od mojego. Poczułam nagłą chęć wybuchnięcia śmiechem, ale stłumiłam to, tak szybko jak spojrzałam w dół.

-Nie odzywaj się- zaśmiał się, a ja obserwowałam jak spokojnie poruszał się po krawędzi, ciągnąc za sobą mnie wyglądającą jak przerażone dziecko.

Było strasznie wysoko i tak daleko od ziemi. Umarłabym, jeśli bym się potknęła. Na pewno. Ale w odróżnieniu od dzisiejszego poranka, który wydawał się oderwany od rzeczywistości, ten murek jest o wiele przyjemniejszy.

Mając świadomość, że umrę, wolałabym, żeby to się stało po mojemu; z mojej winy, Harry nie mógłby obwiniać siebie. Ale teraz, kiedy tak strasznie to brzmi, wszystko co bym chciała to skoczyć. I gdy tak coraz częściej spoglądam w zatłoczone ulice pode mną, coraz bardziej ten pomysł mi się podoba.

Wysunęłam nogę bardziej do przodu, a ramię Harry'ego gwałtownie powstrzymało mnie od upadku.

-Patrz się na mnie- polecił i kiedy mój wzrok spotkał jego, pragnienie o skoku zniknęło.

Jego oczy uspokajały moje szerokie, rozszalałe. Wydawały się łagodzić moje, gdy obserwowałam jego, które przemierzały wszystkie ciemne myśli i straszne wyobrażenia tego świata pochodzące z mojego mózgu. I choć banalnie to brzmi, czułam jak zatracam się w jego oczach. Ruchy, które wykonywałam, już nie były moje. Kroki, które robiłam na tej krawędzi, należały do niego.

Kiedy delikatnie pociągnął mnie przez okno, wypadłam z transu i wróciłam na ziemię. A ciemna rzeczywistość, przed którą stanęliśmy, uwolniła tych skurwysynów.

...

Pomieszczenie było ciemne, ale przepchnęliśmy się przez nie szybko. Moje ręce przede mną, tak jak Harry'ego, starały się znaleźć wyjście. Kiedy moje ramiona silnie uderzały w chłodną powierzchnię, a ja skamlałam z bólu w rękach, pistolet strzelił w ranę, uwalniając nagle krew i wpadając w drzwi. Wszystko co potrzebowałam- to zranionej ręki! Dodam tylko, że najprawdopodobniej to zraniony palec.

Harry otworzył szybko drzwi i ponownie chwycił ciasno moją dłoń, zwalniając na korytarzu i kilku schodach, aż dotarliśmy do lobby.

Uwolnił moją rękę i wyszliśmy przez eleganckie, podwójne drzwi "4 Seasons". Teraz uświadomiłam sobie, że to "piekło" i pośpieszyliśmy chodnikiem aż do Main Street.

Pomimo ruchliwego Nowego Jorku, wciąż nie czułam schronienia od niebezpieczeństwa. Ponieważ po tym co się wydarzyło, odkryłam do czego zdolny jest Charlie.

Spojrzałam na Harry'ego. Jego oczy niespokojnie rozglądały się w każdą stronę, dopóki nie spotkały moich. Wciąż był spokojny, gdy mówił, ale mogłam stwierdzić, że obawiał się, że Charlie nas śledzi.

"Musimy teraz uciekać."

____________________________________________________________________________________

Biedna Lottie :c

Do następnego :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top