Rozdział 18: I Trusted You

Przysięgam na Boga. Jeżeli Harry kiedykolwiek na mnie spojrzy, to go zabiję. Dosłownie zabiję. Naprawdę zaczyna mnie to wszystko męczyć. Ukrywa przede mną tyle spraw. Z pewnością miał złą przeszłość, ale powinien się oczyścić. Ale to nie jest możliwe żeby tak nagle przez przypadek staniesz się niewinny i nie oczekuje tego jeszcze z jego strony. Rzecz w tym, że muszę się go spytać, twarzą w twarz, czy zwałcił Taylor. Powiedziałam mu o tym co mi mówił Aiden, wiedziałam że nie ufa się Aidenowi, ale ja nadal mam wątpliwości co do Harrego. On powiedział, że nigdy tego nie zrobił no więc dlaczego ja kurwa w to nie wierzę.

To na serio okropne uczucie wiedząc że ktoś kłamie ci prosto w twarz. I on był naprawdę niezłym kłamcą, jego głos mógł cię zmylić, a jego twarz była taka niewinna, jakby nie mógł zrobić nic złego, ale ja wiedziałam lepiej. A jego dłonie mogły zrobić tobie wszystko co zapragnął. Całkowicie mu ufałam. I stracił to jakiś czas temu i jeszcze raz, aż zaufanie kompletnie odeszło. Zaczęłam rozmyślać o tym co przede mną ukrywał, co on jeszcze zrobił i o czym kłamał? Co on jeszcze zatrzymał z dala ode mnie?

Zostałam wyrwana ze swoich rozmyślań, gdy zadzwonił dzwonek. Wstałam i zabrałam torbę zanim zwróciłam się w kierunku drzwi. Prześlizgnęłam się przez tłum ludzi zgromadzonych w korytarzu i ponownie usłyszałam moje imię. "Charlotte!" Mogłam usłyszeć pierwszą sylabę, aby stwierdzić, że był to Harry. Powtórnie zawołał. "Charlotte!" Kontynuowałam ucieczkę. Nie chciałam rozmawiać z Harrym, ponieważ jeśli to zrobię, to skończy się to krzykiem. A ja definitywnie nie byłam w nastroju na takie coś.

Kiedy wyszłam z budynku, on nadal wołał moje imię, co oznaczało, że za mną idzie.

-Charlotte, wiem że mnie słyszysz!- ręką chwycił moje ramię odwracając mnie tym ku sobie.

-Dlaczego mnie ignorujesz?- zapytał nieco ostrzej. Mogłam dostrzec jak zaczyna się szybko wściekać. Nie spojrzałam na niego przez cały ten czas, mając nadzieję, że to go jeszcze bardziej rozłości. Fajnie było to takie wydobywanie z niego, wiedząc że on coś jednak czuje. Podniósł mój podbródek, zmuszając mnie tym na wpatrywanie się w jego oczy.

-Char?- odepchnęłam jego dłoń, a on spojrzał na mnie.

-Co się do cholery stało?- błądziłam wzrokiem po ceglanym murze, który stał przed nami i pozostawałam cicho.

-Przestań zachowywać się jak rozpieszczony bachor i mów- splunął.

-Kłamiesz- powiedziałam tak szybko jak on skończył mówić.

-Co?- spytał, a ja spojrzałam na niego, na jego oniemiałą twarz. Poczułam wewnętrzny impuls chęci mocnego spoliczkowania.

-Nie zgrywaj głupiego- syknęłam, a słowa z moich ust przesiąkały jadem. Jego brwi uformowały głęboką zmarszczkę.

-Nie wiem o czym ty kurwa mówisz Charlotte- nie mogłam stwierdzić czy mnie oszukiwał, czy też nie. Po tym wszystkim, był dobrym kłamcą.

-Oh, daruj sobie- odpowiedziałam, zanim skierowałam się w stronę metra.

Weszłam, a on wciąż był tuż za mną.

-Charlotte, ja naprawdę nie mam pojęcia o czym ty mówisz- kontynuował stając obok mnie, kiedy metro ruszyło.

-Po prostu mi powiedz w czym kłamałem, a ja ci odpowiem czy to jest prawda czy też nie- milczałam.

-Kto ci tak powiedział? Jake? On mnie nienawidzi Charlotte. Co zrobisz jeśli się okaże że on częściowo powiedział prawdę o moim domniemanym 'kłamstwie'?

Metro się zatrzymało, wyszłam i szłam schodami, które prowadziły na drogę do mojego mieszkania. Kiedyś wchodząc do apartamentu, minęłam śpiącego portiera na jednym z tych podartych krzeseł ze wzorami z lat 90. Wybrałam schody, aby uniknąć pobytu z Harrym w tej małej windzie. Harry był tuż za mną, gdy zamykałam drzwi, przytrzymał je szybko.

-Wchodzę.-Nie...- przecisnął się do środka, a ja zamknęłam drzwi, dokładnie je zakluczając.

Kiedy się odwróciłam, spostrzegłam ciemny, ponury pokój przede mną. Docierał skrawek światła przez cienkie zasłony, pozwalając mi ujrzeć posturę Harrego. Jego czarne jeansy wyglądały na nim świetnie, dopasowana czarna koszulka podkreślała wyrzeźbione mięśnie, a jego włosy pod światłem wyglądamy jak jakiś bałagan. Wyglądał perfekcyjnie. Nie. Wcale tak nie pomyślałam. Wcale tak wtedy nie myślałam, ani przez cały czas. Wcale nie myślałam o tym, że jest taki-

-Zamierzasz mi odpowiedzieć czy nie?- skierował swoje pytanie w moją stronę. Poczułam motylki w brzuchu, których nie czułam przez tak długi czas. I nie chciałam, aby zniknęły. Ale zrobiły to znowu. Zwalczyłam je i odpowiedziałam szybko:

-Nie wiem, a powinnam?- popatrzył na mnie ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy.

-Dlaczego do cholery mówisz tak niejasno?- wzięłam głeboki oddech.

-Kłamałeś.

-Na temat czego?- wpatrywałam się w punkt za nim, aby uniknąć jego oczu.

-O tym, że nie zgwałciłeś Taylor.

Coś wydawało się urwać.

-Nie kłamałem.

-Dlaczego masz jakiekolwiek wątpliwośći?- spytał.

-Serio?- odpowiedziałam sarkastycznie.

-Pytasz się mnie?- skinął.

-Odpowiedź brzmi: tak- przytaknął, wpatrując się we mnie, a ja nadal nie spotkałam jego oczu.

-Nie okłamuj mnie kurwa- warknęłam.

-Wiem, że nie mówisz prawdy. Po prostu przestań to robić i mi powiedz- powiedziałam, a on krzyknął.

-Ja nie kłamię!

Daniel nie mógł mnie okłamać. Wiem, że nie zrobiłby tego.

-Więc dlaczego Taylor tak mi powiedziała?- spytałam, dodając do tego kłamstwo, że ją spotkałam. Może to sprawi, że przyzna się, że ją zgwałcił, albo wyprze się...

-Dlaczego miałaby ci to powiedzieć?- wrzasnął zaciskając pięści.

-Powiedziała ci, że ją zgwałciłem, a mówiła o aborcji? Czy opowiedziała ci że wymusiłem na niej aborcję?- krzyczał jeszcze głośniej. Złość przyćmiła mu wzrok jak gruba warstwa mgły.

Węzeł uformował się w moim gardle, a mój żołądek wywrócił koziołka. Czułam się jakby całe powietrze z moich płuc uleciało.

-Charlotte...

-Zostaw mnie- zażądałam.

-Nie zostawię...- przerwałam mu.

-Zadzwonię na policję, jeśli mnie kurwa nie zostawisz.

Stał w jednym miejscu. Zero oznak uśmiechu. Zero łez.

-Jak do jasnej cholery mogłeś to zrobić? Dlaczego do kurwy nędzy to zrobiłeś?- wrzasnęłam, a on pozostawał cicho.

-Dlaczego to zrobiłeś?- wrzasnęłam głośniej.

-Nie wiem- odpowiedział w końcu. Było brak emocji w jego ruchach i głosie.

-Nie wiesz. Ty kurwa nie wiesz?- syknęłam. Czułam jak gotuję się ze złości.

-Dlaczego wymusiłeś na niej aborcję?

-Miałem siedemnaście lat do kurwy nędzy, to mogło zniszczyć jej życie, nie mogłem jej pozwolić na to pieprzone dziecko!- krzyknął ponownie, jego twarz zbliżyła się do mojej.

-Dlaczego ją zgwałciłeś? Żeby odegrać się na Tony'm i Aiden'ie?

-Tak! Oczywiście, co do cholery jeszcze miałem zrobić?- krzyknął, a ja odepchnęłam jego klatkę.

-Jakie to było uczucie, kiedy oni zgwałcili Kate, Harry? Jakie to było uczucie?- jego oczy stały się czarne.

-Spierdalaj Charlotte!- wrzasnął. Widziałam jak tłumił w sobie złość.

-Było takie jak u Tony'ego i Aiden'a!

-Oni to zaczęli!- krzyknął.

-Nie ma znaczenia kto to kurwa zaczął Harry, my nie jesteśmy w pierwszej klasie!

-Ma znaczenie, jeśli oni nie zgwałciliby Kate, to potem żadna z tych pierdolonych sytuacji nie miała by miejsca!

Wskazałam na niego palcem.

-Nie. Jeżeli nie skrywałbyś swojej złości i po prostu skoncentrował się na Kate, ona wciąż by żyła!

-Odpierdol się!

-Kto wie, może Kate jest tylko kolejnym twoim kłamstwem skierowanym w moim kierunku...- spiął się i wiedziałam co zaraz nadejdzie. Jego dłoń wylądowała na moim policzku na moment, pozostawiając paraliżujące uczucie, które przeszło przez moje ciało. Jego oczy były czarne, gdy wpatrywał się we mnie. Stałam przerażona w jednym miejscu i nie mogłam się zmusić aby się ruszyć.

Moje stopy wbiły się w ziemię, kiedy wyciągnął rękę do mojego policzka.

-Lottie- zamarłam na chwilę, zanim zaczęłam biec do sypialni. Kiedy do niej weszłam, zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Próbowałam kolejny raz zwalczyć jego siłę, która była bezwartościowa, nie mogłam mu na nic pozwolić.

-Wpuść mnie Charlotte- wymamrotał łagodnie i mogłam przysiądz, że właśnie opiera się o drzwi i nie spróbuje wejść, jeśli mu na to nie pozwolę.

-Charlotte, ja naprawdę przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło- oparłam ponownie moją głowę o drzwi, gdy mówił.

-Nie zrobiłem tego specjalnie, tak po prostu wyszło- odepchnęłam się od drzwi i próbowałam je odblokować na jego 'Przepraszam'i na jego 'Nie wiem co we mnie wstąpiło'.

Byłam skołowana tym wszystkim. Wszystkim. Byłam chora z jego powodu. Na jego kłamstwa. Na jego pokręcone gierki. Ale najgorszą rzeczą byłą to, że ponownie postanowiłam mu wybaczyć. Na nowo zrobił mi wodę z mózgu i mógł robić ze mną co tylko zechciał. Kilka łez pojawiło się w kącikach moich oczu, gdy policzek nadal piekł, a on milczał. Nienawidziłam go. Nienawidziłam jak sprawiał, że go kochałam. To było jak: nie mam wyboru, to było po prostu przeznaczenie, że tak się stało. Przeznaczenie można zabić.

Pytanie jakie chciałam sobie zadać było odnośnie ostatniego roku i w połowie pojawiło się w moich myślach.

Dlaczego Harry?

Ze wszystkich ludzi. Dlaczego on? Los styknął mnie z nim, tak? Pieprzyć Harrego, pieprzyć przeznaczenie. W tamtym momencie zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać, sen mnie ogarnął.

Nieznany' POV

Patrzyłem jak drzwi się otwierają i Harry wchodzi do pokoju. Wziął jej ciało z podłogi, ściągnął jej jeansy kładąc ją na małym łóżku.

Zsunął swoje buty, zanim ułożył się obok niej i ją przykrył. Głaskał ją po głowie i założył włosy za ucho obserwując w tym czasie jak śpi.

-Oboje są w łóżku- powiedziałem do telefonu.

-Zasnęli?- spytał.

-Nie, nie sądzę. Ale wkrótce pewnie tak.

-Jutro- odpowiedział, a serce ścisnęło się w moim brzuchu, ale powtórzyłem normalnie.

-Jutro.

____________________________________________________________________________

Przyjęłam, że osobą nieznaną jest mężczyzna, ponieważ póki co nie dało się określić czy to była dziewczyna czy chłopak.

Na samym początku chcę was przeprosić bo zawaliłam na całej linii :c

Moje wytłumaczenia są bez sensu ale i tak chcę wam wyjaśnić moją nieobecność.

Tydzień po dodaniu 17 rozdziału byłam chora i kompletnie nie dałam rady tego przetłumaczyć. Potem po prostu nie miałam czasu. Jestem w liceum i mieszkam w internacie, tak więc do domu wracam w piątek ok. 18 a wyjeżdżam w niedzielę ok. 17 (w domu jestem nie całe dwa dni :c). Możliwość dodania rozdziału mam tylko w domu, więc jak przyjeżdżam w piątek, to jestem padnięta. W sobotę rano mam korki, a potem porządki, lekcje i chcę odrobinkę pobyć z rodziną. Z moimi starymi znajomymi widziałam się tylko 3 razy od wakacji bo po prostu nie mam czasu :/

Dodatkowo zauważyłam że jest mniejsze zainteresowanie tym opowiadaniem i to mnie zdołowało i nie miałam motywacji. No bo skoro i tak to mało osób czyta to po co to kontynuować skoro mogłabym co innego robić? :c

Naprawdę chciałabym dokończyć to co zaczęłam i mam nadzieję, że mi się to uda, tak więc jeszcze raz bardzo was przepraszam z całego mojego serduszka. Kocham Was xx

(Jak chcecie się na mnie wyżyć że jestem okropna, to śmiało. Zróbcie to, należy mi się :D)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top