Rozdział 53 część I
Ana
Aron odwrócił się plecami, gdy nakładałam na siebie białą suknie, a raczej skrawek śliskiego materiału, który pieszczotliwie łaskotał moje ciało. Nie miałam na sobie bielizny, przez co czułam się prawie naga. Przez chłód, który mnie ogarnął, moje sutki nieprzyjemnie odznaczyły się na halce. Skrzyżowałam ręce, zanim mój brat zdążył na mnie spojrzeć. Mało ciekawa sytuacja, gdy członek rodziny postanawia zaprowadzić cię do mężczyzny, który ma w planach cię zgwałcić.
— Odwróć się — starał się mówić spokojnie, choć pod koniec zdania głos mu zadrżał. Wiedział doskonale, co mnie czeka, a mimo to dalej zgadzał się na to, abym robiła za maszynę do produkcji potworów. Wychodzi na to, że posiadanie zwyczajnej rodziny, która darzy się miłością, nie było mi dane.
Mężczyzna delikatnie poprawił wąskie ramiączko, które zsunęło się z ramienia. Wzdrygnęłam się na sam dotyk jego ciepłych dłoni. Brzydził mnie swoim zachowaniem, które wiązało się z oddaniem Luisowi. Tak łatwo przyjął do wiadomości moje istnienie... i równie łatwo pozwala, aby traktowano mnie jak śmiecia.
,,Urocza relacja" — pomyślałam kąśliwie. Trafił mi się pierdolnięty braciszek spod ciemnej gwiazdy.
Aron chwycił mnie za włosy, po czym delikatnie rozczesał je grzebykiem, który nie wiadomo kiedy pojawił się w jego dłoni. Ta postać była dla mnie jedną wielką zagadką.
— Nie musimy tego robić. — Chciałam, aby zabrzmiało to pewnie, jednak ton głosu zdradził moje emocje. Słowa zlały się w niezrozumiały mamrot, za to w oczach zaczęły zbierać się łzy. Byłam przerażona, całkowicie spanikowana. Chciałam stąd uciec, szukając wyjścia w tym pieprzonym labiryncie. Jedynie bezsilność paraliżowała moje ciało do takiego stopnia, abym nie zrobiła kolejnej głupoty, za które pożałuję jeszcze bardziej... czy mogę pożałować jeszcze bardziej?
Chłopak zignorował moje słowa, a zamiast odpowiedzi usłyszałam głośne westchnięcie.
— Zdejmij buty — poprosił. Gdy zauważył, że tego nie zrobię, kucnął i złapał mnie za lewą nogę, wyginając ją do tyłu. Zachwiałam się, omal nie upadając na twarz, cudem zachowałam równowagę. W trakcie rozwiązywania sznurowadła znów się odezwałam.
— Nie musimy tego robić
Rzucił trampkiem, który głośno wylądował metr od nas. Odezwał się dopiero przy ściąganiu drugiego buta.
— Musimy, dobrze wiesz, że nie ma sensu się sprzeciwiać. — Odpowiedz była oschła. Zapewne nie chciał słuchać moich jęków, lecz na jego nieszczęście ja nie zamierzałam się zamknąć.
— Nic nie musimy — syknęłam przez zaciśnięte zęby. Drugi trampek opuścił moją stopę. Poczułam mało przyjemny chłód, przez który przeszedł mnie dreszcz. — On chce nas tylko wykorzystać. Nie widzisz tego?!
Aron wstał natychmiast. Chwycił mnie szczupłymi palcami o gołe ramiona, po czym odwrócił w swoją stronę. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, te same oczy, choć jego przepełnione teraz złością. Jak tak bardzo podobna osoba do mnie z wyglądu, może aż tak różnić się charakterem.
— A ty gdzie byłaś przez te wszystkie lata?! W domku z kochanym tatusiem?! — Puścił mnie, zanim jego palce odcisnęłyby na mnie świeże siniaki. — Nic o mnie nie wiesz! Nie wiesz, jak mnie traktował, nie wiesz, jak wiele dla mnie zrobił! — Po chwili dodał cicho: — Nic o mnie nie wiesz, więc nie zmuszaj mnie do opuszczenia miejsca, które jest dla mnie domem.
Jego odpowiedź była jednoznaczna. Zrozumiałam, że nie mam szans, abym mogła go przekonać do ucieczki.
— Powinniśmy już iść — powiedział Aron, wskazując ręką na drzwi. Niechętnie ruszyłam się z miejsca, kątem oka zauważając leżące na podłodze dresy, z których wystawała moja jedyna ostra broń. Malusieńki scyzoryki był wszystkim, co miałam. Zerknęłam na brata, który z irytacją wymalowaną na twarzy czekał, aż ruszę swój tyłek i wyjdę z jego pokoju. Kolejny raz spojrzałam na spodnie, od których dzieliły mnie jedynie centymetry.
Dobra, Ana, dasz radę. Zrobisz to.
Jak pomyślałam, tak uczyniłam. Zrobiłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy, mianowicie... zagrałam własny upadek, stając na rąbku długiej halki. Muszę przyznać, że była to najgorsza gra aktorka, jaką mogłam wykonać. W życiu nie widziałam tak koślawego wypadku.
No cóż, stało się — pomyślałam, czując, jak moje policzki zmieniają kolor przez wysoki stopień żenady, jaki samasobie zapewniłam. Nie czekając na ruch od strony mężczyzny, podparłam się na dłoniach, jedną z nich sięgając po ostrze. Zacisnęłam je ostro, powoli wstając. Aron patrzył na mnie, jak na największego debila. Odpowiedziałam z wyrzutem, marszcząc brwi:
— No co? Sam kazałeś mi założyć tę długą szmatę.
Otępiały braciszek dał się nabrać. Nie zadawał zbędnych pytań. Podszedł od mojej lewej strony, biorąc w dłoń kawałek materiału oraz mój nadgarstek. Sukienka podniosła się, ukazując moje, nagie kostki. Pociągnął mnie, abym się ruszyła. Posłusznie wykonałam jego polecenie, rozmyślając jednocześnie nad planem ucieczki. Nie pozwolę, abym gniła tu ani chwili dłużej. Tym bardziej nie zgodzę się na seks z potworem.
Opuściliśmy pokój, wychodząc na znany mi już długi korytarz. Światło, jak zwykle było słabe, jednak po tym czasie przebywania tutaj, mój wzrok zdążył się już przyzwyczaić do ciemności. Zawsze dziwiło mnie, jak oni zapamiętują ten ciąg tuneli. Wszystkie były identyczne, nawet ułożenie światła się nie różniło.
Idąc, a raczej, będąc ciągniętą, starałam się zapamiętać układ pomieszczeń. Niestety, duża liczba zakrętów nie ułatwiała mi tego, aż w pewnym momencie całkowicie się pogubiłam. Gdy doszliśmy do rozwidleni składającego się z trzech nowych korytarzy, uznałam, że czas działać. Otworzyłam scyzoryk, czując między palcami ostry kawałek. Ułożyłam go odpowiednio w dłoni, po czym wykonałam ruch. Wbiłam przedmiot w udo Arona. Chłopak zawył z bólu, puszczając mój nadgarstek. Zgiął się w pasie, patrząc na nogę, która barwiła materiał spodni na czerwono. Rzuciłam się w bieg, zostawiając go samego wraz z moją jedyną bronią. Na oślep wybierałam kolejne tunele, gubiąc się coraz bardziej. Nie widziałam już żadnych pomieszczeń, a jedynie puste ściany. Stopy bolały mnie od twardego podłoża, które raniło moją skórę. Mijające minuty uzmysłowiły mnie, że pewnie jestem już poszukiwana przez resztę.
Dostając coraz większej zadyszki, kiwałam się na boki. Byłam osłabiona, a obraz przed oczami zaczynał mi wirować. Podparłam się ściany, oddychając ciężko. Musiałam biec.
Jeszcze chwila, dasz radę. Nie mdlej. Po prostu biegnij.
Gibocząc się jak galaretka, dotarłam do kolejnego rozstaju. Droga w lewo wyróżniała się od reszty, była całkowicie czarna, nieoświetlona. Czyżby prowadziła do wyjścia?
Zaryzykowałam, udając się w jej stronę. Zataczałam się coraz bardziej w mrok, widząc coraz mniej. Brnęłam przed siebie po omacku z wyciągniętymi na boki rękami. Cała ta ucieczka się dłużyła, bałam się, że nie zdołam opuścić tego miejsca na czas. Panikowałam, a rosnący we mnie stres nie pozwalał mi na trzeźwe myślenie. Dodatkowo spływający pot po moim ciele dawał mi znać, że jestem na skraju wytrzymałości. W sumie cały pobyt tutaj spędziłam, leżąc w łóżku, nic dziwnego, że moja kondycja podupadła w zawrotnym tempie.
Kroczyłam dalej coraz wolniej, kończąc na powolnym marszu. Jak tak dalej pójdzie, zaraz będę się czołgać.
Błagając o koniec tej mordęgi, trafiłam na przeszkodę, od której się odbiłam. Upadłam na pośladki, drapiąc sobie przy okazji łokcie.
To już koniec przejścia?
Mrużąc oczy, próbowałam dojrzeć, choć fragment jakiegokolwiek obrazu, który zdradzi mi, gdzie się znajduję. Pisnęłam z przerażenia, dostrzegając, pojawiające się przede mną dwa czerwone punkty. Jaskrawe ślepia spoglądały prosto na mnie. Jak się okazało, barierą nie okazała się ściana, a stojącym wampirem.
Stres i strach spowodowały, że dostałam wielki zastrzyk adrenaliny. Nadal siedząc, cofałam się, tworząc na mojej skórze nowe rany. Stwór nie podążał za mną, jedynie się przyglądał. Uznałam, że to odpowiednia chwila, aby do ucieczki użyć stóp. Podniosłam się, prawie znów nie upadając.
Podpierałam się powierzchni ściany, kierując się w stronę światła. Jak na ironię przystało, moje światło miało symbolizować życie, a nie przejście na drugą stronę.
Stawiając kolejny krok, poczułam za sobą obcą obecność. Wampir ruszył, a jego męskie ręce objęły moją talię oraz zakryły usta, abym nie wydała krzyku. Ugryzłam dłoń oprawcy, niestety, mimo smaku krwi, który dotarł do moich ust, mężczyzna nie rozluźnił uścisku. Plecami przywierałam do jego twardego torsu, przez co każdy ruch był utrudniony.
— Nie sądziłem, że jesteś tak agresywna. — Głos Gabriela zaskoczył mnie. Poczułam ulgę, choć nie powinnam. — Wyszczekana tak, ale agresywna? — Czułam wibrację, spowodowane jego niskim i chrapliwym tonem. Szeptał mi wprost do ucha, łaskocząc policzek. Powolnie uwolnił moje usta, sprawdzając, czy nie zacznę krzyczeć. Zaraz potem puścił drugi uchwyt w talii.
— A dziwisz się? Też byś ugryzł, jakby cię ktoś od tyłu nagle złapał za jaja.
Gabriel oparł czoło o moje ramię, walcząc z duszącym go śmiechem. Potrzebował chwili, aby się uspokoić.
— Masz rację, pewnie bym tak zareagował.
Widziałam wyłącznie jego źrenice, przez co czułam się niekomfortowo podczas rozmowy.
Nastała niezręczna cisza, którą przerwałam ja.
— Muszę się stąd wydostać — szeptałam, rozglądając się, czy nie napotkam kolejnej pary neonowych ślepi. — Chce stąd wyjść. — Na oślep dotknęłam jego klatki piersiowej — Proszę, pomóż mi.
Milczał, nawet nie mrugnął. Patrzył w ciszy.
— Doskonale wiesz, co mnie czeka. — Pozwoliłam, aby przemówiły łzy. On był moją ostatnią deską ratunku. Wiedziałam również, że coś do mnie czuł. Czy jego uczucie było na tyle silne, aby sprzeciwić się szefowi, któremu służył już tak długo? Byłam zmuszona zaryzykować, wykorzystać jego słabość.
Zamkął oczy, przez co na chwilę straciłam z nim kontakt.
— Proszę. — Wyciągnęłam znów dłoń, lecz natrafiłam na pustkę.
Odszedł.
Zostawił mnie.
Byłam głupia, że uwierzyłam w jego pomoc. Był jak inni – emocje pozostawione na drugim planie.
— Będziesz musiała mi zaufać — odezwał się z całkowicie innej strony. — Przejrzałem teren, jest pusto, jednak w każdym momencie Luis może ich po ciebie wysłać. Wygląda na to, że twój brat go jeszcze nie poinformował.
Przecierając mokre policzki, powiedziałam:
— Po prostu mnie stąd wyciągnij.
P.S.
Kolejny rozdział, który podzieliłem na części, aby nie kazać wam długo czekać. Wreszcie wróciliśmy do biednej Any, która gdzieś tam nam umknęła po drodze.
Jeśli ktoś ma pomysł na fajną piosenkę do kolejnego rozdziału, która pasuje klimatem do opowiadania, zapraszam do podzielenia się tytułem. Chętnie wstawię z kolejnym rozdział, aby wprowadzić fajny nastrój :)
Tradycyjnie zapraszam do komentowania. Bardzo mi miło, gdy się dzielicie przemyśleniami na temat fabuły... szczególnie, że ostatnio mnie poniosło i wpadłem na nietuzinkowy zwrot akcji :D
Miłej nocy :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top