Rozdział 49
Ana
Powróciwszy do pokoju Arona, poczułam dziwny niepokój. Mięśnie znów mnie bolały, niczym po ciężkim wysiłku, a serce biło jak oszalałe. Byłam rozkojarzona, a kłębiące się w mojej głowie ciemne myśli krążyły wokół imienia Gerarda. Bałam się o niego, a wizja, że mógłby mnie tu odnaleźć, napawała mnie na przemian nadzieją, ale również strachem o jego życie. Przyglądałam się małemu, ostremu scyzorykowi, o którego istnieniu, przypomniałam sobie podczas kąpieli. To była jedyna broń, jaka mogłaby posłużyć do mojej obrony.
— Mam przesrane — uznałam, przyglądając się prowizorycznej broni. To małe ostrze miałoby mi posłużyć do samoobrony przed potworem?! — Luis mógłby to użyć jedynie jako wykałaczkę. — Machałam mini sztyletem, który z każdą sekundą, zachęcał coraz bardziej do tego, aby wbić go sobie prosto w serce.
Odgłos otwieranych drzwi wystraszył mnie na tyle, aby upuścić trzymany w dłoni scyzoryk. Przedmiot upadł prosto na łóżko, a ja zdążyłam zakryć je swoim tyłkiem, siadając na nie. Zza drzwi wyłoniła się głowa Gabriela. Był sam, a w ręce trzymał pudełko od pizzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc jedzenie.
— Uznałem, że możesz być głodna.
Kiwnęłam potwierdzająco głową, czując, jak mój żołądek powoli się zaciska. Zapach rozpuszczonego sera unosił się w powietrzu. Byłam piekielnie głodna, a stojący na środku pokoju wampir był dla mnie zbawieniem. Zaprosiłam go ruchem dłoni, aby usiadł koło mnie. Uśmiechnął się przyjacielsko, a ja musiałam się skarcić za to, że przez kawałek niezdrowego żarcia prawie zapomniałam, gdzie jestem. Gabriel może i był dla mnie miły, jednak nadal pracował jako sługus Luisa. Nie rozumiałam, dlaczego tak okrutny człowiek, jak on miał takie poparcie wśród innych istot nadprzyrodzonych. Czy oni wszyscy mieli wyprane mózgi?! W sumie nie powinno mnie to dziwić, ten zwyrodnialec był gotowy na wszystko. Mimowolnie spojrzałam na własny brzuch, w którym mogłoby dorastać dziecko Luisa. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Chwyciłam duży kawałek pizzy, która ku mojemu zdziwieniu nadal była ciepła. Pochłaniałam kawałek po kawałku, a siedzący obok mężczyzna przyglądał mi się w milczeniu. Opróżniłam większą część pudełka, przez co po chwili byłam pełna i cierpiąca od nadmiaru jedzenia. Minęło sporo czasu, nim ostatni raz mogłam czuć się źle od przejedzenia.
— Ty nie jesteś głodny? — pytanie było głupie i niepotrzebne, zważając, że Gabriel był prawdziwym wampirem. — To znaczy... czy zjadłbyś... nieważne. — Byłam zażenowana swoim brakiem myślenia, co tylko rozśmieszyło mężczyznę. Jego szczery śmiech tylko pogłębił mój wstyd. Zakryłam twarz dłońmi, aby ukryć czerwone jak pomidor policzki.
— Twoja wiedza na temat naszego świata jest na poziomie zerowym, Ano, a nawet na minusie. — Chwycił mnie za nadgarstki, by zmusić mnie, abym na niego spojrzała. Wyglądał jak człowiek, mówił jak człowiek, a tak naprawdę różnił się od nas diametralnie.
Szkot uwolnił mnie z uścisku, a ja patrzyłam z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem, gdy dokończył resztę mojego posiłku.
— Jestem skołowana — przyznałam szczerze, nie wiedząc, co mam o tym myśleć. — Myślałam, że wampiry wolą bardziej... płynną formę jedzenia. — Gabriel zaśmiał się w odpowiedzi.
— Te stereotypy... — zamyślił się przez chwilę, po czym dodał: — Czosnek też na mnie nie działa, krzyż też możesz sobie darować.
Tym razem to ja śmiałam się z niego. Czy uważał, że latałabym jak opętana z główką czosnku? Cholera! Bardzo możliwe.
— Swojemu chłopakowi, też planowałaś wbić srebrną kulkę w serce? — Widziałam, jak żałuje wypowiedzianych słów. Przewracając oczami, odwrócił wzrok w stronę podłogi. — Nieważne — burknął pod nosem, ale było już za późno. Z wielkim wytrzeszczem na twarzy i otworzonymi ustami, starałam się zlepić jakiekolwiek zdanie.
— Chwila — słowo, które udało mi się wydusić. — Chwila, chwila, chwila... — powtarzałam je coraz ciszej, aż znów zamilkłam. — Co chcesz przez to powiedzieć? — mój głos był lekko pewniejszy. Nie dam mu odejść bez odpowiedzi.
Gabriel zesztywniał, a ja nie miałam zamiaru odpuścić. Poddał się po dobrych kilku minutach.
— Ana... — Podrapał się po głowie, przez co parę kosmyków jego ciemnorudych włosów, uciekło z kity. — Czy przez te parę tygodni spędzonych z tamtym mężczyzną nie dało ci nic do myślenia? Nie zachowywał się, no nie wiem, dziwnie, mało ludzko?
Zastanowiłam się, ale czy mogłabym nazwać Gerarda kiedykolwiek potworem. Wróciłam momentami do naszych wspólnych chwil, zaczynając od pierwszego spotkania, aż do momentu porwania. Może nasze relacje nie należały do normalnych, jednak zarówno on, jak i ja na co dzień obracaliśmy się w popierdolonym świecie. Kim jest wielkolud? Czy to ten sam zabawny i niewyobrażalnie uparty mężczyzna? Czy za jego osobą kryję się coś jeszcze?
— Nie — przyznałam szczerze, choć zaraz dodałam: — ...chyba. Na pewno nie widziałam u niego takich kłów, które mi sam ostatnio zaprezentowałeś.
Gabriel, słysząc te słowa, wyszczerzył się specjalnie, ukazując jak dwa boczne kły, wysuwają się powoli. Na moim ciele pokazała się gęsia skórka, lecz bardziej z ekscytacji niż z przerażenia. To wszystko było nie do pomyślenia. Jak to możliwe, że przez tyle lat, ja oraz inni ludzie nie dowiedzieli się o tych istotach? Czemu trzymali to w tajemnicy?
— To boli? — zapytałam z innej beczki, chcąc poznać te wszystkie stwory, o których wspominał Luis. — Ugryzienie boli? — Wskazałam palcem na jego kieł, omal go nie dotykając. Szkot był lekko zaskoczony moim pytaniem. Odpowiedź była szybka, jednak nie taka, jakiej oczekiwałam.
— A czemu pytasz? Czyżby pani Ana chciała poczuć zęby wampira na swojej skórze?
Z nieznaną mi dotąd prędkością, złapał mój wskazujący palec, którego koniuszek przyłożył do szpiczastej strony kła. Gdyby nieco mocniej ją przycisnął, zrobiłby najprawdopodobniej malutką dziurę. Byłam w szoku, gdy zamiast ukłucia, poczułam na swoim palcu jego ciepły i mokry język. Patrzył mi prosto w oczy, gdy pieszczotliwe lizanie przeniosło się na dalszą część ręki. Chciałam ją wyrwać, niestety Gabriel był zbyt silny. Ostrymi kłami drażnił moją skórę, która nie chciała tej bliskości. Co w niego wstąpiło? Pozwalał sobie na zbyt wiele.
— Gabriel! Przestań! — Jego źrenice wraz z resztą oka zmieniły kolor, zabarwiając się na czerwono. Zachowywał się, jakby wpadł w mantrę, z której nie mogłam go wybudzić. — Uspokój się! — krzyknęłam głośno.
Czerwone ślepia złapały ze mną kontakt. Chwilowo puścił moją dłoń, którą szybko schowałam za siebie. Mężczyzna nadal pozostawał otępiały. Czułam, że to nie koniec. Gabriel objął mnie w tali, a wolną ręką odsłonił moją szyję, przekrzywiając głowę. Czy on chciał mnie ugryźć? No bez jaj!
Zesztywniałam, czekając na ukąszenie, ale i tu ono nie nastąpiło. Wampir całował mnie i to na tyle mocno, że zapewne zostaną na mnie kolorowe malinki.
— Gabriel, proszę — głos się załamał. Tak bardzo chciałam, aby wrócił do swojej poprzedniej formy. Jego pocałunki sprawiały, że robiło mi się mdło i odruchowo czułam odrazę. To nie był mężczyzna, któremu pozwoliłabym na taki kontakt.
Przypomniałam sobie o scyzoryku, na którym nadal siedziałam. Wolną dłonią wyswobodziłam go spod tyłka. Trzymałam niewielkie ostrze. Nie chciałam go skrzywdzić, nie wiedziałam nawet, czy byłabym do tego zdolna. Łzy napłynęły momentalnie, a ich ciepłe strumienie kapały Gabrielowi na policzek. Mimo trzęsących się rąkzdecydowałam się, aby wykonać szybki ruch ostrym przedmiotem, wbijając go w kark szkotowi. Gdy byłam gotowa do zadania ciosu, poczułam, jak miękkie usta wampira odsuwają się od mojej szyi. Jego źrenice wróciły do naturalnie ciemnego koloru, a mocno ściśnięte usta wyrażały wstyd. Mężczyzna nagle wstał, kierując się do drzwi, po drodze rzucając przez ramię:
— Przepraszam.
Z jednej strony chciałam go zatrzymać, by móc z nim to wszystko wyjaśnić, jednak z drugiej myśl o ponownym spotkaniu napawała mnie strachem. Jeszcze chwilę temu dopuścił się do kontaktu fizycznego wbrew mojej woli!
— To wszystko jest posrane. — Upadłam ciężko plecami na materac, co spowodowało, że puste pudełko po pizzy znalazło się na podłodze. Zwinęłam się w kłębek, przyciskając do piersi moją prowizoryczną broń. Znajdowałam się w tragicznej sytuacji, a osoba, do której dążyłam niewielką część mojego zaufania, właśnie ją straciła. — To wszystko jest posrane — powtórzyłam raz jeszcze, aby wbić sobie mocniej do głowy, że bliżej dna już nie mogłam się znaleźć.
Czy naprawdę nie mam planu C, który w piękny sposób nie wiązałby się z samobójstwem lub oddaniem swojego ciała Luisowi?
Zacisnęłam scyzoryk na tyle mocno, że przeciął mi skórę. Brudziłam pościel należącą do Arona, patrząc się na to otępiale. To nie był najbystrzejszy z moich pomysłów, sama prosiłam się o ponowny kontakt z wampirem.
Nawet poznanie brata łączyło się z kolejnym ciosem prosto w serce.
Kręciłam się na łóżku jeszcze przez pewien czas, aby później uznać, że nie pozostało mi nic lepszego niż położyć się spać. Kolejny raz zapowiadało się, że prześpię większą część porwania. Zamknęłam oczy, a moją broń schowałam w kieszeń dresów, które ostatnio dostałam. Wolałam mieć ją blisko, gdyby Luis, bądź Gabriel, zdecydowali się na ponowne spotkanie. Byłam przygotowana na tych skurwysynów! Nie licząc tu mojej zerowej wiedzy na temat posługiwania się ostrym narzędziem.
Nie mogłam zmrużyć oka przez dłuższy czas. Bałam się, że ktoś znów zapuka do moich drzwi. Stres był na tyle duży, że towarzyszący mi ból głowy zmusił po dłuższym czasie wyczerpany organizm do snu. Zasypiałam z myślą, że powoli tracę chęć walki, że moje starania zmierzają donikąd, a marzenie bycia wolną było wyłącznie głupią zachcianką.
Czy życie w spokoju nie jest mi dane?
Mój sen nie trwał długo, choć nie mogłam określić dokładnie, ile mógł trwać. Nie miałam dostępu do okien, przez co nie wiedziałam, czy na zewnątrz panowała noc, a może nadal świeciło słońce. Znajdowałam się w dobrze ukrytej pułapce, z której jak się przekonałam na własnej skórze, zbyt szybko nie ucieknę. Obudził mnie głos chłopaka, który zbyt energicznie poruszał moim ramieniem. Jego wyraz twarzy nie zdradzał nic, co samo w sobie było niepokojące. Jak do tej pory nie krył przede mną swoich emocji, a nawet okazywał mi je w nadmiarze.
— Co się stało? — zapytałam, ziewając. Przetarłam oczy, aby lepiej go widzieć. Przyjrzałam się dokładniej jemu, a później białej szmatce, którą przyniósł ze sobą. Zmarszczyłam brwi, dając mu znak, że kompletnie nie mam pojęcia, o co mu chodzi.
— Luis mnie po ciebie przysłał. — Wskazał na biały materiał, który po rozwinięciu okazał się długą halką. Powoli dochodziły do mnie przekazywane informacje. — Mam cię przygotować.
PS
NOWY ROZDZIAŁ!
Zapraszam do komentowania! Zostaw po sobie znak :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top