Rozdział 40
Ana
Obudziłam się owinięta w kołdrę jak w jakiś kokon. Chłodny wieczór w połączeniu z nagą skórą zmienił mnie w poranną poczwarkę. Chciałam się ruszyć, jednak powstrzymałam się, czując ból w dolnej partii ciała.
— Na pewno dziś nie wystartuje w maratonie — mruknęłam pod nosem. W odpowiedzi usłyszałam ciepły, męski śmiech.
Odwrócona plecami w stronę Gerarda, przestraszyłam się nagle go słysząc. Wyciągnął masywną rękę, umieszczając ją tam, gdzie powinien znajdować się mój brzuch. Delikatnie przekręcił mnie na drugą stronę, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy. Czarne tęczówki przyglądały mi się intensywnie. Podobało mi się to spojrzenie, szczególnie że ja również miałam się na co napatrzeć. Wielkolud eksponował swoje nagie ciało, zdając sobie sprawę, że jedno z miejsc przykuwa moją uwagę najbardziej.
— Wątpię byś w kolejnych dniach też wystartowała — uśmiechnął się łobuzersko. Czułam tylko jak moja czerwona twarz, chowa się głębiej w kokonie. Po odbytym stosunku czułam się przy nim jeszcze bardziej zawstydzona niż wcześniej.
— Zobaczymy — prychnęłam przez pościel, chcąc go speszyć. Gerard spojrzał na mnie pytająco, podnosząc jedną brew do góry, po chwili zmarszczył je, zastanawiając się nad moją odpowiedzią. Zaśmiałam się cicho, co nie uszło uwadze wielkoluda. W sekundę znalazł się na mnie, siadając na moich udach. Jednym, zwinnym ruchem uwolnił mnie z bezpiecznej kryjówki, odsłaniając znaczną część mojego ciała. Uprzedzając moją chęć zakrycia piersi, przygwoździł moje ręce nad głową, tak samo, jak robił to ostatniej nocy. Pocałował mnie w obojczyk, po czym zjechał niżej, bliżej mojej piersi. Jego ciepły oddech drażnił mój sutek, jęknęłam w oczekiwaniu na ciąg dalszy, który nie nadszedł. Czułam wielkie poirytowanie, którego pewnie oczekiwał. Puścił moje ręce, prostując się, mogłam zobaczyć, że był tak samo gotowy jak ja. Nie myśląc, zapytałam.
— Mogę cię dotknąć?
Spojrzał na mnie z góry, czując zapewne satysfakcję, widząc mnie w takim stanie.
— Zobaczymy — odpowiedział, wstając z łózką. Chwycił po drodze ręcznik, który używał już wcześniej, zawinął go wokół pasa i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samą z pamiętnym widokiem jego erekcji, której nie był w stanie zakryć nawet ręcznik.
Niechętnie wstałam z łóżka, byłam obolała, na co wskazywał mój kaczy chód. Założyłam bluzkę, którą miał na sobie wczoraj Gerard, wyglądała na mnie jak sukienka. Czerpałam radość, widząc się w jego ubraniu. Pachniała zapachem jego skóry. Schyliłam się także po jego spodnie, które rzucił niechlujnie na środku pokoju. Podnosząc je, zauważyłam małą karteczkę, która wypadła z jednej z kieszonek. Przyjrzałam się wizytówce, która przedstawiała penisa w czasie wytrysku. Na środku zobaczyłam nieznane mi słowo „Horangi" oraz numer telefonu. Zastanawiałam się skąd u wielkoluda taka wizytówka. Nie czekając, wyszłam z pokoju kierując się w stronę łazienki, w głowie miałam mętlik, a nerwy na granicy. Jeśli okaże się, że Gerard robi za męską prostytutkę to go zabije! Niczym taran wparowałam do zaparowanego pomieszczenia. Wielkolud bez grama zaskoczenia kontynuował swój prysznic, patrząc na moją wnerwioną twarz.
— Ładnie ci — skomentował mój strój, jednak nie byłam w nastroju na komplementy.
— Co to ma znaczyć?! — pokazałam mu wizytówkę, na co spoważniał. — Masz mi coś do powiedzenia? — Długo się zastanawiał jak ma to wytłumaczyć, co tylko podnosiło moje ciśnienie. Po kilku minutach, gdy spłukał z siebie całą pianę, stanął naprzeciwko mnie i westchnął.
— Pamiętasz, jak ci mówiłem, że tak naprawdę nie wiem, gdzie znajduje się mój znajomy?
— Tak — warknęłam — Chcesz mi powiedzieć, że odkryłeś jego pracę w prostytucji?!
— Nie do końca to miałem na myśli... Ta osoba z wizytówki może wiedzieć, gdzie on jest. — drapał się po mokrej głowie. Sam nie wiedział jak to wszystko wytłumaczyć.
Odetchnęłam z ulgą, że moje przerażające wizje nie są prawdziwe. Czułam się teraz głupio, że tak się na niego rzuciłam. Nerwy związane z tą całą sytuacją zjadały powoli mój mózg.
— Aha — odparłam skołowana i zawstydzona moim nagłym wybuchem. — Przepraszam — dodałam cicho po chwili.
Gerard objął mnie ramionami, przytulając mnie mocno do siebie. Zaprowadził mnie bliżej słuchawki prysznicowej, puszczając znów ciepłą wodę. Wtuleni staliśmy pod strumieniem, koszulka wielkoluda przemokła do suchej nitki. Papierek trzymany w mojej dłonie także został zmoczony i porwany. Mimo to Gerard się tym nie przejmował, chwycił butelkę z szamponem, wylewając mi trochę płynu na czubek głowy. Masował moją głowę, tworząc pianę. Ściągnął mokry materiał, zabierając ostatnią barierę między naszymi nagimi ciałami. Rozlał kolejny żel, tym razem na moje ramiona i brzuch, zimna strużka zmierzała ku podłodze. Delikatnie dotykał mojej skóry, sprawiając, że czułam łaskotki. Patrząc prosto w moje oczy, dotykał piersi, ud, pośladków. Mimo bólu po nocnym seksie chciałam mieć go znów w sobie. Zaczęłam ocierać się o jego krocze, na co zareagował ostrzegawczym warknięciem. Nie zrażona, kontynuowałam pieszczoty. Nie musiałam długo czekać, aż jego penis stanął w gotowości. Instynktownie chwyciłam go w dłoń, był gruby i ciepły. Wielkolud zadrżał, czując jak go dotykam, stwardniał jeszcze bardziej. Poruszałam ręką do przodu i do tyłu, co jakiś czas zmieniając tempo. Mężczyzna chwycił mnie mocno za tyłek, a czoło oparł o moje ramię. Mimo różnicy wzrostu to teraz ja byłam nad nim górą. Sapał zadowolony, dając mi znak, kiedy mam przyśpieszyć. Byłam zaskoczona, gdy jedna z jego dłoni zsunęła się niżej, aż do mojej łechtaczki. Masował ją delikatnie, sprawiając, że oboje dyszeliśmy z przyjemności, która nas ogarnęła. Jęknęłam, gdy poczułam, jak jego środkowy palec wchodzi we mnie powoli. Automatycznie ścisnęłam jego penisa, co mu się spodobało. Językiem wylizywał z mojej szyi kropelki wody, a do środkowego palca dołączył wskazujący. Doskonale wiedział jak nimi poruszać, by sprawić, żebym odleciała. Gerard ugryzł mnie w szyję, gdy orgazm z niego wystrzelił wprost na mój brzuch. Sapał głośno, nie przerywając czynności, jakiej dokonywał swoją dłonią. Szczytowałam głośno, mając nadzieję, że spływająca woda mnie zagłusza.
Poranny prysznic został przez nas znacznie przedłużony. Czułam także dziwne napięcie w kuchni, kiedy razem z Gerardem zeszliśmy na spóźnione śniadanie. Songyi siedziała przy stole, popijając kawę oraz siedząc przy telefonie, zaraz obok dostrzegłam młodego chłopaka, który zapewnie był jej bratem. Chłopak spojrzał na nas szeroko otwartymi oczami, widać było, że chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Jego siostra, powstrzymując się od rozmowy, ruszyła robić nam śniadanie. Czułam się zażenowane, pewnie tak samo jak oni. Wiedziałam doskonale, co było powodem tej niezręczne ciszy. Wielkolud nie zwracając na to uwagi zajął miejsce przy stole, wyciągając rękę w stronę Azjaty.
— Miło mi poznać, Gerard.
— Jaehwan, ale możecie mówić do mnie Max, to moje zagraniczne imię. — odpowiedział uciśnięciem dłoni. Jego wyraz twarzy nie wyglądał na przekonanego. Ewidentnie było widać, że bał się wielkoluda. Starając się uratować sytuację usiadłam naprzeciwko Maxa, zaraz obok Gerarda, który objął mnie ramieniem.
— Cześć Max, widziałam twoje obrazy na ścianach. Masz talent.
Chłopak uśmiechnął się zadowolony z mojego komplementu. Całą swoją uwagę przeniósł na mnie.
— To są stare śmieci, prosiłem matkę, by to wyrzuciła.
Songyi słysząc naszą rozmowę dołączyła swoje kilka zdań.
— Jaehwan jest świetny, teraz zaczął nowy cykl, gdzie rysuje zmiennokształtnych podczas przemiany.
Gerard zesztywniał tak samo jak Max, dziewczyna również się zarumieniła. Nie do końca rozumiałam, o co chodzi. Azjata powiedział kilka słów w języku koreańskim, słychać było, że nie podobało mu się co powiedziała Songyi. Odpowiedziała piskliwie, jednak nic z tego nie rozumiałam.
— Siostrze chodziło o to, że rysuje zwierzęta — tłumaczył się nagle łamanym angielskim.
Kiwnęłam głową tłumacząc, że rozumiem, choć tak naprawdę nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Omlety przyniesione przez dziewczynę były wspaniałym przerywnikiem tej dziwnej rozmowy.
Po skończonym posiłku Songyi zaproponowała nam wspólne wyjście do Pałacu Gyeongbokgung. Energicznie skinęłam głową zgadzając się na wycieczkę. Tak bardzo chciałam wyjść na zewnątrz i zobaczyć coś poza małym miastem, które blokowało mnie całe życie. Spojrzałam wyczekująco na wielkoluda i jego odpowiedź.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł, szczególnie że nie będę mógł iść z wami. — spojrzał na mnie wymownie, a ja od razu zrozumiałam, że będzie szukał chłopaka, o którego zrobiłam dziś rano awanturę.
— Będzie z nami bezpieczna — zapewniła Songyi, uderzając brata w ramię, aby jej przytaknął. Tak też postąpił.
— Nadal nie jestem przekonany... — podrapał się po głowie. — Ona jest dla mnie bardzo ważna.
Te ostatnie słowa sprawiły, że moje serce omal nie eksplodowało. Ścisnęłam rękę, którą trzymał na moim udzie. Tak bardzo chciałam go teraz pocałować.
— Myślę, że siedzenie w jednym miejscu, też nie sprawi, że będę w lepszej pozycji.
To zdanie dało mi pozwolenie, bym mogła wyjść z tego budynku. Wielkolud zlitował się nade mną i po wielkiej przemowie do rodzeństwa zgodził się na zwiedzanie. Przy okazji ostrzegł ich o torturach, jakie na nich wykona, jeśli włos mi z głowy spadnie. Pod koniec nie byli przekonani, czy to wyjście to taki dobry pomysł.
xxx
Posłusznie trzymałam się rodzeństwa, starając się nie zgubić, choć tłum ludzi na każdym kroku mi to nie ułatwiał. Pierwszy raz przejechałam się metrem, co było niesamowitym przeżyciem. Nie przeszkadzał mi także ścisk, który tam panował. Songyi przedstawiała mi po krótce kulturę Korei, a Max... on starał się mnie ignorować. Musiał być uważany za przystojnego w swoim kraju. Każde spojrzenie młodych dziewcząt kierowało się w jego stronę. W komunikacji miejskiej przyjrzałam mu się uważniej. Był wysoki i szczupły, jednak jego siostra zapewniała mnie o kaloryferze na brzuchu, który uzyskał po byciu w wojsku. Ciemne grzywka opadała mu na oczy, miał ponętne usta. W uszach posiadał szereg kolczyków, a ubrany był w strój punkowy. Czerwone spodnie w kratę oraz koszulka z napisem „NOW LICK ME HERE!", zwracały na niego uwagę. Zdecydowanie wyróżniał się na tle mężczyzn z mojego rodzinnego miasta. Zauważył, że się mu przyglądam, odwróciłam wzrok na Songyj, której usta się wciąż nie zamykała. Nie słuchałam jej od połowy drogi.
Wyszliśmy na odpowiednim przystanku, z którego dostaliśmy się do Pałacu Gyeongbokgung. Jednak wcześniej Azjatka zdecydowała się na zajście do bliskiego sklepu z tradycyjnymi szatami, które jak się dowiedziałam nazywały się Hanbok. Songyi wybrała dla mnie białą spódnicę ze złotymi zdobieniami i pasującą do niej górę, sama ubrała się w róż, a bratu kazała ubrać czerwony strój cesarza. Wystrojeni weszliśmy na plac, gdzie zachwycałam się starą architekturą. Max postanowił się odezwać, by opowiedzieć mi o sposobach tworzenia takich budynków. Zgodził się także na kilka wspólnych zdjęć, które robiła dziewczyna. Rodzeństwo zaprowadziło mnie też do wioski Bukchon Hankok, która znajdowała się w pobliżu pałacu. To tutaj zachowały się stare, tradycyjne domki. Byłam zauroczona nowym miejscem, chciałam zobaczyć jeszcze więcej, niestety dzień minął mi szybko. W czasie powrotu umierał z powodu bólu stóp i pleców, który kazał mi iść jak staruszka. Brakowało mi tylko balkonika.
Mimo zjedzonego z rodzeństwem posiłku, składającym się z małych pierożków, umierałam z głodu. Ucieszyłam się widząc zarys budynku, gdzie aktualnie mieszkałam. Przed bramą stał już Gerard, który rozmawiał z dziwnie znajomą dziewczyną. Rudowłosa piękność uśmiechała się w jego kierunku. Wielkolud odwrócił się w moją stronę, gdy dzieliło nas już kilka metrów. Max widząc nieznajomą rzucił się w jej ramiona krzycząc:
— Ewa! — powitali się jak starzy znajomi. Songyi również nie powstrzymywała radosnych pisków. Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń w geście przywitania.
- My się chyba jeszcze nie znamy — zaczęła ciepło, co mnie tylko wkurzyło. Pragnęłam zmazać jej ten uśmiech z twarzy. Doskonale pamiętałam, jak znalazłam ją śpiącą w domu Gerarda.
PS
NOWY ROZDZIAŁ!
Zapraszam do wstawiania komentarz.
Drugi tydzień na uczelni, a ja już mam wszystkiego dosyć... macie podobnie? Czy tylko ja krzywię się widząc logo mojego uniwersytetu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top