Rozdział 38
Gerard
Stałem w ciemnej uliczce, trzymając w dłoni nową paczkę papierosów. Zastanawiałem się czy ją otworzyć, mój zły nawyk palacza powoli powracał. Po chwili jednak oderwałem zabezpieczającą folie ochronną i wyciągnąłem jednego papierosa. Wsadziłem go do ust. W sumie nie tęskniłem za smakiem tytoniu, czy też za zapachem dymu. Potrzebowałem samej czynności trzymania tego szkodliwego produktu w mojej gębie. Rozejrzałem się na boki obserwując teren. Było już dawno po północy, a ja od kilku godzin nie mogę trafić na żaden trop czarodzieja. Notatki Jacka za czasów jego pobytu w wojsku także nie pomagały. Może i miał lekkie pióro, ale do pisania bajek dla dzieci, a nie opisu ważnych dla mnie informacji. Włosy na karku zjeżyły się, gdy usłyszałem grupę pijanych nastolatków. W porównaniu do mnie bawili się o niebo lepiej. Jedna z dziewczyn zobaczyła mnie. Chwiejnie wyprostowała się, puściła do mnie oczko, a potem wróciła do reszty ekipy, która klaskała jej za odwagę... Przewróciłem oczami. Mogłem teraz leżeć w łóżku z Aną zamiast uganiać się za muzealnym dziadem, który może już gryźć ziemię.
W tym samym momencie poczułem szczypanie w miejscu, gdzie znajdował się mój nowy tatuaż. Zaraz za nim doszedł znajomy zapach rudej wiedźmy.
- Potrzebujesz ognia?- zapytała po chwili, pstrykając palcami. Mój papieros automatycznie się zapalił. To raczej nie pomoże w mojej wewnętrznej walce z uzależnieniem...
Odwróciłem się na pięcie. Kobieta stała ubrana w luźny, czarny dres. Włosy związała w wysokiego kucyka, a na lewej dłoni dostrzegłem bandaż. Czyżby rana od swoich magicznych towarzyszy?
Zaciągnąłem się mocno wypalając połowę papierosa, resztę rzuciłem na ziemie ugaszając butem.
- Masz coś?- zapytałem pełen nadziej, że usłyszę jakiś postęp w naszych poszukiwaniach. Ewa zagryzła dolną wargę, nie wyglądało to pocieszająco.
- Dzięki Jackowi, udało mi się wyszukać kilka informacji na jego temat. Niestety nasza baza danych za wiele mi nie zdradziła. Przynajmniej mamy pewność, że znajduje się w tym samym mieście...
- A skąd taka pewność?- przerwałem jej.
- Bo w 1943 jego własna magia prawie go zabiła.- Ostatnie słowo zaciekawiło mnie do dalszego słuchania. Ewa chwyciła kosmyk loków, który uciekł z rudej kity. Kręciła go między swoimi palcami, zranioną dłoń za to schowała do kieszonki.- Wiesz... u nas to wygląda trochę inaczej, nie mamy stad, czy watah. Wszyscy magowie należą do jednej wspólnoty plus posiadają coś podobnego do... czipu? Tak czipu, który monitoruje nasz poziom magii. Ten sam czip pomaga nam zachować pewną równowagę w naszym organizmie, by nasza własna magia była do opanowania.- przerwała na chwilę swoją wypowiedź, a ja zaproponowałem jej papierosa. Spojrzała na niego marszcząc nos, po czym odmówiła. - Ten sam czip zanika, gdy mag decyduje się na użycie czarnej magii...-pogłaskała się po karku, jakby szukała owego urządzenia.-...wtedy ten sam mag staje się nieobliczalny. To już od jego umiejętności zależy, czy da radę zapanować nad własną magią, czy ona zapanuje nad nim.- spojrzała mi prosto w oczy, a ja nie odwróciłem spojrzenia. Mogłem dostrzec na jej twarzy strach, który tak dzielnie stara się zamaskować. Nie chcąc stać w niezręcznej ciszy, zadałem pytanie.
- A co to ma wspólnego ze starym dziadem, którego szukamy? - Ewa zmarszczyła czoło. tworząc na nim kilka zmarszczek.
- Przecież ci tłumaczę jak ułomnemu. - poczułem się jak uczeń w szkole. - Dobra zacznijmy jeszcze raz. Po pierwsze...- wyciągnęła przed siebie dłoń wyliczając po kolei na palcach. -... on nie nazywa się Stary Dziad tylko Aleksander Iwanowicz II. Pochodził ze szlacheckiej, rosyjskiej rodziny, gdzie w wieku 15 lat rozpoczął badania nad zaklęciem wiecznej młodości. Przyczyniło się do zejścia na złą ścieżkę, co łączy się z użyciem czarnej magii.- Znów złapała ze mną kontakt wzrokowy. - Jesteś jeszcze ze mną? - zapytała, na co odpowiedziałem kiwnięciem głowy. Wróciła do swojego monologu. - I tu dochodzimy do końca historii, a dokładniej do jego nieudanej ucieczki z kraju i złapania. Co zakończyło się wieczną karą i zakazem opuszczania Seulu, gdzie został schwytany. - Wzięła głęboki oddech, po czym dodała.- Ale udało mi się uzyskać jeszcze jedną ciekawostkę, tym razem od samego Jacka. - Dramatyczna pauza, która zapewne miała wzbudzić we mnie napięcie. - Nasz poszukiwany Aleksander jest gejem oraz ma słabość do o wiele młodszych chłopców.
- I tu chcesz mnie użyć za przynętę? - puściłem do niej oczko. Powstrzymała się od uśmiechu.
- Nie do końca. - odpowiedziała całkiem poważnie. - Jednak wiem, gdzie możemy znaleźć popularny gej bar w tej okolicy... i tak, możliwe, że będziesz przynętą.
Wyciągnęła telefon, wpisując w niego adres baru. Nawigacja wskazała nam piętnaście minut piechotą.
No to w drogę.
xxx
Bar wyglądał inaczej niż się tego spodziewałem. Zero prowokujących plakatów i brak neonowych świateł koło drzwi. Rozpoznałem lokal dopiero po zapachu spoconych, męskich ciał. Zeszliśmy po schodach do drzwi prowadzących do piwnicy, okazały się być zamknięte. Zapukałem głośno. Po minucie drzwi się otworzyły, a ze środka wyszedł ochroniarz. O połowę niższy Azjata stanął przed nami. Od razu wyczułem, że jest zmiennokształtnym. Zapach błota i mokrej trawy sugerował, że pochodzi z rodziny gadów... może zmienia się w wielkiego żółwia?
Ochroniarz uśmiechnął się do mnie podejrzliwie.
- Kto by pomyślał, że spotkam tu wilka i to takiego seksownego.- oblizał dolną wargę, a mi po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Pierwszy raz nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, każda odpowiedź mogła zostać odebrana negatywnie dla mnie. Na szczęście to Ewa się odezwała.
- Szukamy kogoś.- odparła, a Azjata jakby dopiero teraz ją zauważył. Jego uśmiech zastąpił ponury grymas.
- Nie interesuję nas żaden Wydział Śledczy, możecie już sobie iść. Szczególnie ty wiedźmo.- powstrzymał się od naplucia jej na twarz.- Kobiety, szczególnie takie jak ty nie są tu mile widziane, - Jego oczy spotkały się z moimi.- ale dla ciebie mógłbym zrobić wyjątek. Oczywiście proszę mnie od razu skuć.- Ostatnie zdanie dodał ciszej. Mój wewnętrzny wilk zaczął planować ucieczkę. Niestety Ewa uderzyła mnie łokciem w żebra i nakazała porozumiewawczo twarzą, bym wszedł do środka. Nie czułem, by był to dobry pomysł.
- Kolega z chęcią wejdzie.
Te słowa skłoniły ochroniarza, aby wziął mnie za rękę i poprowadził wgłąb jaskini lwa. A mogłem dziś nigdzie nie wychodzić! Na koniec zdążyłem tylko posłać Ewie mordercze spojrzenie.
Druga część Rozdziału 38 wkrótce...
PS
Witam was w pierwszej części nowego rozdziału. Zachęcam do szczerych komentarzy i tych innych też :) Mam nadzieję, że wakacje są udane :p
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top