Rozdział 36
Gerard
Siedziałem obok Any, obserwując ją jak śpi. Jej głowa opierała się na moim ramieniu, a ja wewnętrznie czułem, że wcześniejszy pocałunek nie był dla mnie wystarczający. Chciałem wziąć ją tu i teraz, rozrywając jej ubranie na drobne kawałeczki. Niestety panika wywołana jej pobytem nad ziemią wzięła górę, a romantyczną atmosferę trafił szlag. Tabletki na uspokojenie, które dostała od stewardess sprawiły, że przespała już większą część lotu. Sam rozmyślałem o porządnej drzemce, lecz starania szły na marne. W mojej głowie panował chaos, który komplikował się z każdym, kolejnym dniem. Wizje, które mnie nachodziły, osłabiały mój organizm, przez co stawałem się słabszy. Nie potrafiłem nad nimi zapanować, a tym bardziej je zrozumieć. Nie wiedziałem kiedy nadejdą i czy kiedykolwiek znikną. Czy sprawdzą się tak samo jak pierwsza z nich? Jeżeli to prawda, to Ana jest w większym niebezpieczeństwie niż ja sam. Wróciłem myślami do dnia, gdy poznałem mężczyznę posługującym się wampirami. Nie wiedziałem jak wygląda, jednak jego zapach jak i dźwięk głosu był wystarczający, bym mógł go bez problemu rozpoznać. Byłem cholernie ciekaw kim on jest i czego chcę od mojej kobiety?! Wątpiłem, by chodziło tylko o pieniądze, tacy goście jak on zabijają swoich dłużników, szczególnie tych zaliczających się do rasy ludzi. Pieprzone, paranormalne coś, było dla mnie wielką zagadką, łączącą się nie tylko z Aną, ale i moją watahą.
Warknąłem głośno, na co ciemnowłosa kobieta zareagowała. Mruknęła coś pod nosem, wybudzając się ze snu. Chwilę jej zajęło zanim zorientowała się, że ciągle przebywa w samolocie. Niezadowolenie, malujące się na jej twarzy było dobrze widoczne, jednak nie odbierało jej uroku. Spojrzała w moje oczy, rumieniąc się lekko na policzkach. Czułem, że nasz pocałunek przełamał tkwiącą między nami barierę. Teraz mogłem sobie pozwolić na dalsze kroki.
- Jak się czujesz?- zapytałem Anę. Przetarła zaspane oczy, po czym się przeciągnęła, wystawiając ręce przed siebie.
- Bywało lepiej, a ty?
Nie zastanawiając się, odpowiedziałem.
- Bywało lepiej.
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, zerkając na duży monitor, sygnalizujący czas do końca lotu.
- Jeszcze godzina w tej maszynie śmierci?! Jak tylko pomyślę, że to gówno może w każdej chwili spaść...- Panika znów była słyszalna w jej głosie, lecz ostatnie słowo dało mi do myślenia. Chwyciłem ją za podbródek, siłą zmuszając, by patrzyła prosto w moje oczy. Nie protestowała. Zbliżyłem swoją twarz bliżej jej. Słowa, które wypowiedziałem były ledwie słyszalne.
- Jeśli tylko poprosisz mogę sprawić, że nie będziesz w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o mnie- Źrenice w jej oczach powiększyły się znacząco. Ciszę uznałem za zgodę ze strony Any. Oblizałem jej dolną wargę, po czym ustami zszedłem na szyję. Pocałunkami tworzyłem szlak na ciele. Oddech dziewczyny przyśpieszył, obserwowała każdy mój ruch. Wróciłem do jej ust całując je delikatnie, prawą ręką za to zawędrowałem pod jej koszulkę. Zadrżała, gdy poczuła, że dotarłem do miseczki stanika. Podciągnąłem go do góry uwalniając jedną z piersi. Chwyciłem ją lekko ściskając. Kobieta wciągnęła głęboko powietrze. Kciukiem łaskotałem sutek, czując, że podoba się to Anie. Przerwałem czułe pocałunki, przenosząc je na brzuch. Powoli zbliżałem się wyżej, aż nosem podniosłem już całkowicie górną bieliznę. Nie przestając masując jednej piersi, drugą zająłem się ustami. Ssałem sutek tak długo, aż z jej głosu wydobył się cichy jęk.
- Usłyszą nas... personel nas usłyszy...- sapała już ciężko, z trudem wymawiając słowa. Byłem cholernie z siebie zadowolony, że doprowadzam ją do takiego obłędu. Oderwałem się na chwilę, dając jej ciału chwilę spokoju. Patrzyła na mnie przez przymrużone oczy. Uśmiechnąłem się ukazując zęby. Byłem na granic, by nie wziąć jej tu i teraz. Na przeszkodzie miałem tylko słaby materiał spodni.
- Wolisz żebym przerwał?- spytałem, wiedząc, że również czekała na ciąg dalszy.
Ana przegryzła dolną wargę, zastanawiając się co powiedzieć. Nadal oddychała szybko, a jej klatka piersiowa opadała w górę i w dół, odwracając moją uwagę swoim nagim biustem. Myślała zbyt długo, a ja nie należałem do cierpliwych stworzeń. Chwyciłem jej nogi oraz plecy, po czym usadowiłem u siebie na kolanach. Ana pisnęła nie spodziewając się nagłej zmiany pozycji. Oparłem swój podbródek na jej ramieniu.
- Mam przestać?- powtórzyłem pytanie.
- Nie...- szepnęła cicho. Dziewczyna przekręciła głowę na bok, ukazując mi swoją piękną szyję. Ugryzłem ją w to miejsce trochę mocniej niż planowałem. W moich ustach poczułem słodki smak krwi. Musiałem przebić skórę jednym z moich kłów. Oblizałem od razu ranę, tamując małe krwawienie. Moja ręka znów rozpoczęła atak na jej ciało. Jednak tym razem wybrałem dolną partię. Rozpiąłem guzik, a późniejrozporek. Ana momentalnie zatrzymała moją dłoń. Drugą ręką chwyciłem ją za przód szyi, pchając jej twarz ku górze. Patrzyła teraz na sufit, a ja szepnąłem jej na ucho.
- Nie zrobię ci krzywdy... pozwól mi sprawić ci przyjemność- ostatnie słowo wypowiedziałem głośniej.
Jej uścisk osłabł, a ja wsunąłem szorstką dłoń w jej majtki. Była już mokra, na co mój wilk zaczął wyć. Ana również jęknęła w tym samym czasie. Masowałem chwilę łechtaczkę, zanim wsadziłem pierwszy palec, lekko nim poruszając w jej wnętrzu. Przyjęła go otwarcie, prosto w ciasną dziurkę. Zaskoczyło mnie to jak mocno reagowała na każdy mój dotyk, co dało mi do myślenia.
- Czy ktoś cię wcześniej dotykał?
Nie odpowiedziała od razu, orgazm przyszedł wcześniej niż się spodziewałem. Ścisnęła nogami moją rękę, a paznokcie wbiła mi w uda. Po chwili opadła zmęczona, opierając się całym ciałem o mnie. Kilka minut leżała bezwładnie, a jej oddech stopniowo się uspokajał. Próbowała stanąć o własnych siłach, ale nadal była zbyt słaba. Pomogłem jej usiąść na siedzeniu obok. Spojrzała prosto w moje oczy, a potem zjechała wzrokiem na krocze. Kącik jej ust podniósł się do góry.
- Tak czułam, że coś mnie kłuje- zaśmiała się ze swojej odpowiedzi. Ja także się uśmiechnąłem. Zniknął mi on jednak z ust, gdy usłyszałem komunikat pilota.
- Prosimy o zajęcie miejsca i zapięcie pasów. Za chwilę rozpoczniemy podejście do lądowania.
Ana automatycznie zapięła spodnie, a stanik zsunęła na swoje miejsce. Zapięła pasy, zaciskając je mocno. Spojrzała na mnie wyczekująco, czekając bym zrobił to samo. Odpowiedziałem mrugnięciem i ruszyłem w stronę łazienki. Zamknąłem głośno drzwi, po czym zsunąłem spodnie razem z bielizną, uwalniając mojego penisa z niewygodnej przestrzeni. Stał gotowy do wszelkich działań, ale teraz musiał się zadowolić moją ręką, nadal wilgotną po wcześniejszym orgaźmie. Rozpocząłem znaną wszystkim mężczyznom czynność. W głowię wróciłem do momentu, kiedy to razem z Aną zajmowaliśmy jedno miejsce w kabinie. Skupiłem się na jej oddechu, piersiach, zapachu jej ciała... Doszedłem po chwili, brudząc spermą zlew. Odkręciłem kran, czyszcząc strumieniem miejsce zbrodni. Umyłem swoje ręce. Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze co okazało się strzałem w dziesiątkę. Moje oczy przybrały kolor żółci, zabarwiając je całe z wyjątkiem źrenicy. Wilcze oczy wpatrywały się wprost na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie zanim znów wróciły do stanu z przed. Na wszelki wypadek ochlapałem twarz dłonią, a włosy przylizałem. Pozostało już podciągnąć spodnie i zająć miejsce obok dziewczyny, co po chwili uczyniłem. Również zapiąłem pasy, a Ana ze strachem w oczach obserwowała ruch samolotu, który stopniowo zbliżał się do ziemi. Przy mocniejszym zejściu, dziewczyna zamknęła oczy. Złapałem ją za dłoń, a ona odpowiedziałem silnym uściskiem. Głaskałem wierzch jej dłoni kciukiem. Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła uderzenie kół z betonem. Nie puszczając naszego uścisku, otworzyła oczy. Uśmiech na jej twarzy się powiększył. Bawiło mnie jej szczęście z tak błahego powodu jak lądowanie. Gdy samolot stanął, a kontrolka sygnalizująca zapięcie pasów przestała świecić, Ana nie czekając na mnie, ruszyła do wyjścia. Nadal nie czuła się normalnie, co wskazywał lekko pingwini chód. Jednak chęć opuszczenia latającej maszyny przewyższyła wszystko. Opornie wstałem z fotela. Podszedłem do stewardessy, która stała czekając na mnie z bagażami. Zabrałem od niej torby. Ana czekała już na mnie na dworze. Zszedłem po schodach, a gdy stanąłem obok dziewczyny chwyciłem ją za dłoń. Nie wyrwała jej.
- Co teraz?- zapytała, a ja nie do końca wiedziałem co odpowiedzieć.
- Teraz... znajdziemy środek transportu, aby dotrzeć do hotelu. Moja znajoma zrobiła nam już rezerwację. Jeszcze dziś chciałbym rozpocząć poszukiwanie mag... mojego znajomego.
Ana zmrużyła oczy.
- To ty nie wiesz, gdzie on jest?!
Jedna ze stewardess krzyknęła do nas, ratując mnie z niezręcznej rozmowy. Szybko podeszła do nas.
- Chyba coś państwo zgubiliście- wręczyła mi do ręki guzik. Ana, gdy go zobaczyła złapała się za spodnie, miernie starała się ukryć, że nie należy do niej. Potajemnie chciała odebrać swoją zgubę, lecz zacisnąłem dłoń, a guzik schowałem do kieszeni. Chyba właśnie znalazłem swój pierwszy w życiu amulet.
- Dziękujemy za wspólny lot i zachęcamy do kolejnej podróży w najbliższym czasie- Wyćwiczony uśmiech pojawił się na jej twarzy. Podziękowałem skinieniem głowy, patrząc jak wraca do wnętrza samolotu. Gdy weszła do środka usłyszałem Anę.
- Po moim kurwa trupie.
Pociągnąłem ją do siebie, łapiąc wokół talii. Nie czekając pocałowałem ją w usta. Ta kobieta doprowadzała mnie do szaleństwa i śmiechu jednocześnie. Nie mogłem trafić na lepszą. Tylko jak zareaguje na wieść, że przyjechaliśmy tu w innej sprawie niż sądzi? I czy będę w stanie ją obronić przed porwaniem?
PS
Przepraszam za wszelkie opóźnienia, ale natłok egzaminów, prezentacji i esejów mnie dobił. Staram się wszystko poukładać, lecz organizacja w moim życiu jest równa zeru. Zacząłem już pisać początek kolejnego rozdziału, więc teraz powinno być szybciej... powinno.
Zapraszam do komentowania :) POZDRAWIAM CIEPLUTKO, choć z katarem (alergia już całkowicie rozłoży mnie na łopatki... też macie z tym problem?)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top