Rozdział 30
Gerard
Wiedziałem, że ta informacja ją nie uszczęśliwi, byłem przygotowane nawet na wielką histerię i wodospad łez. Zdziwiło mnie, gdy Ana w ciszy wróciła do auta. Jej spojrzenie stało się nagle puste, a cała twarz jakby pobladła. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować i dopowiedzieć gdzie dokładnie jedziemy. Ta cała sytuacja dobijała mnie od środka. Chciałem jej wszystko wytłumaczyć, lecz wątpiłem, że była przygotowana na opowieść o wilkołakach. Pewnie wyśmiałaby mnie i uznała za wariata. Choć teraz nie myśli o mnie lepiej. Plus jeszcze rozwalone auto, potrzebowałem mechanika jak najszybciej. Zawróciłem w stronę samochodu Jacka, gdy usłyszałem inne nadjeżdżający pojazd. Na lini horyzontu dostrzegłem żółtego garbusa, jadącego zdecydowanie zbyt szybko. Nie bojąc się rozpędzonego auta wyszedłem na środek ulicy, po czym rozpocząłem energiczne machanie rękami. Wiedziałem, że Ana obserwuję mnie we wstecznym lusterku, co mi się podobało. Otworzyła szerzej oczy widząc rozpędzonego garbusa. Postanowiła wyskoczyć z auta i mnie ostrzec, lecz było już za późno. Żółty pojazd ropoczął głośne hamowanie, a pisk opon był teraz w stanie zagłuszyć nawet wycie wilka. Samochód stanął zaledwie metr ode mnie. W nozdrza dostał się obrzydliwy zapach spalin. Ze środka wyszły dwie bardzo podobne do siebie kobiety, zapewne bliźniaczki. Obie zbyt mocno wymalowane, w przykrótkich sukienkach i za słodkim zapachem perfum. Jedna z nich będąca za kierownicą krzyczała serię przekleństw w moim kierunku, za to druga szybko ją uciszyła. Między siostrami doszło do cichej wymiany zdań, która nie umknęła moim uszom.
-Kourtney zamknij się, patrz jakie ciacho. Schrupałabym go na podwieczorek.
-A ja prawie je przejechała. Przez tego osła mogłam pójść do więzienia .
Rozmowa była irytująca, a siostry stawały się nieznośnie. Na szczęcie pogaduszki skończyły się szybko, głównie przez to, że im przerwałem.
-Przepraszam paniom, że przerywam, ale potrzebuję waszej pomocy.
Jedna z sióstr, która robiła za pasażerkę zabrała głos.
-Chętnie ci pomożemy misiaczku. Co mogłybyśmy dla ciebie zrobić?- Powstrzymałem się przed przewróceniem oczami.
-Zepsuło mi się auto i potrzebuję podwózki do najbliższego mechanika.- wskazałem palcem na jeepa i wyglądającej zza niego Any. Dziewczyny nie zwróciły na nią uwagi, a zamiast to rozpoczeły kolejną dyskusję, gdzie lepiej zawieźć.
Dany I Spółka jest chyba najbliżej?
Ale śmierdzi tam zdechłymi szczurami, lepiej zawieźmy go do Ignacio. U niego przynajmniej jest czysto i tanio.
Miley, będziemy tam jechać z godzinę! Spóźnimy się na spotkanie.
Walić spotkanie, tylko spójrz na niego. Myślę, że on może być ojcem moich przyszłych dzieci.
Kolejnie niepotrzebnie zmarnowane minuty. Zaczynałem powoli żałować, że je zatrzymałem. W końcu zdecydowały się na dłuższą opcję, a ja tylko zgodnie kiwnąłem głową. Pobiegłem do samochodu po parę rzeczy i przy okazji rozpocząłem nową konwersację z Aną. Choć tamta o dziwo wyglądała jakby właśnie zjadła cytrynę. Nie nadążałem nad jej zmianami humoru.
-Masz zamiar z nimi pojechać?- zapytała ze słyszalną nutą goryczy w głosie.
-Nie mam zbyt dużego wyboru.- odpowiedziałem zrezygnowany. Ostatnie czego chciałem to słuchania ich kolejnych kłótni.- Jak chcesz możesz tu poczekać. Wrócę później z lawetą.
-Poczekam.- odwarknęła krótko, następnie podała mi portfel, po który sięgałem. Odpowiedziałem cicho dziękuję i wróciłem do dokuczliwych bliźniaczek. Ledwo wcisnąłem się na tylne siedzenie. Mała przestrzeń w środku pojazdu zmuszała mnie do pochylenia się bliżej nich. Bałem się, że odór ich perfum wypali mi powieki. Gdy jedna z kobiet odpaliła silnik usłyszeliśmy głos Any wołającej ZACZEKAJCIE! W ostatnim momencie wpadła do żółtego garbusa. Bliźniaczki nie wyglądały na zadowolone z tego powodu. Samochód nie zdążył się rozpędzić, kiedy jedna z nich od razu zapytała.
-A ty to kto kochanieńka?- ostatnie słowo nie brzmiało milutko.
-Jestem jego...- przerwałem jej.
-Żoną. Przedstawiam wam moją żonę Anę. Jesteśmy świeżo po ślubie, a to miał być nasz miesiąc miodowy, niestety same panie widzą jak to się skończyło. - Byłem mocno zdziwiony, że Ana nie protestowała, przy tej wymówce. Jedna z sióstr siedząca od strony pasażera patrzyła na nią z czystą nienawiścią. Anie nie speszyła się na to spojrzenie, a nawet zabrała głos.
-Spadłyście nam z nieba. Jestem w drugim miesiącu ciąży, a stres źle wpływa na mój organizm. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie, mdłości i te sprawy.- Bliźniaczka zaczerwieniała na twarzy, a ja za to straciłem kolory. Nie mogłem uwierzyć co Ana przed chwilą powiedziała. Poczułem jak moje serce znacznie przyśpiesza, a reszta ciała oczekuję by te słowa okazały się prawdziwe. Co było mało prawdopodobne.
Teraz obie siostry skanowały nas dzikim spojrzeniem od pasa w górę. Jedna z nich nadal się nie poddawała.
-A gdzie wasze pierścionki?- Chytre ogniki w oczach przybrały na sile, a złowieszczy uśmieszek stał się większy.
Ana kolejny raz wyprzedziła mnie w odpowiedzi.
-Palce mi popuchły przez ostatni tydzień, a mąż pracuję na budowie. Ja nie miałam jak założyć mojego, a on nie chciał swojego zniszczyć, to wszystko.- odpowiedziała tym samym uśmiechem, masując się przy tym po płaskim brzuchu.
-A jak się poznaliście?- Tym razem to prowadząca zadała głos, choć nie wyglądała jakby była ciekawa odpowiedzi. Ana otworzyła usta, ale to ja byłem pierwszy.
-Był to zwykły przypadek, stanąłem w jej obronie. Jakiś facet chciał ją uderzyć, widziałem, że potrzebuje pomocy. Po całym incydencie w ramach wdzięczności zaprosiła mnie na kawę i tak jakoś uczucie się w nas rozwinęło.- wyszczerzyłem się w kierunku współpasażerki, która ostrzegawczo zmarszczyła brwi.
-Nie dziwi mnie, że jej pomogłeś. Pewnie nie jeden na twej drodze przestraszył się tych wspaniałych mięśni. - mruknęła w moją stronę Miley. Ana za to uderzyła mnie łokciem w żebra i szepnęła przez zęby:
-Ja to pamiętam trochę inaczej.
Podobała mi się ta zmiana, która w niej zaszła. Jeśli to dzięki opuszczeniu Silvord, to wcześniej powinienem ją stamtąd zabrać. Miałem wielką nadzieję, że ta zmiana wyjdzie nam oboje na lepsze i tak szybko jej nie minie.
-Wydaję ci się.- mrugnąłem jednym okiem w jej stronę, ciesząc się każdą sekundą spędzoną w tym małym aucie. Nie zwracałem już większej uwagi na siedzące przed nami duo, lecz skupiałem się tylko na Anie, która nie zdawała sobie sprawy jak moje uczucia do niej rosną z każdą chwilą. W tej sekundzie nie byłem już ciekawy jak to się dalej potoczy, chciałem być pewny, że ta podróż pozwoli nam się zbliżyć do siebie jeszcze bardziej. Wtedy pozostanie mi już tylko jedno. Pozbycie się jasnowłosego dupka.
P.S.
To obiecany drugi rozdział!!!!! Piszcie co o nim sądzicie i jak bardzo chcecie mnie zabić za tą długą przerwę!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top