Rozdział 28

Ana

Biegłam... biegłam przed siebie. Starałam się uciec przed kolejnymi strzałami, czułam jak kule przelatywały mi nad głową. Bałam się odwrócić, by spojrzeć oprawcy prosto w twarz, jednak musiałam się upewnić jaka odległość nas dzieli. Spojrzałam za siebie. Zobaczyłam jak grupka mężczyzn ubrana na czarno mnie dogania. Kiedy się rozmnożyli?! Starałam się przyśpieszyć, lecz byłam już na skraju wytrzymałości. Mijałam auta i przerażonych ludzi starając się znaleźć bezpieczną kryjówkę oraz Gerarda, który zniknął mi z oczu przy rozpoczęciu strzelaniny. Moi prześladowcy okazali się wrzodem na tyłku, którego nie tak łatwo jest się pozbyć. Jedna z kobiet z dzieckiem ukryła się w samochodzie. W przerażonych dłoniach trzymała kilkumiesięczne niemowlę. Maleństwo nie przestawało płakać, co mogło przykuć uwagę mężczyzn. Zmieniłam kierunek mojego maratony, by jeden z tych dupków przypadkiem ich nie postrzelił. Czułam jak moje ciało odmawia powoli posłuszeństwa. Byłam wyczerpana i niemiłosiernie głodna. Brzuch domagał się jedzenia, a głowa przeżycia dzisiejszego dnia. Łapałam łapczywie powietrze do płuc, wiedząc, że nie dam rady dłużej biec.

Mijałam białe Audi, gdy nagle ktoś złapał mnie za nogę. Upadłam ciężko na twardą ziemię, rozwalając sobie najprawdopodobniej kolana. Chciałam kopnąć przeciwnika z zamiarem obrony własnej, niestety mój cios został zatrzymany, a całe ciało pociągnięte bliżej niego samego. Mężczyzna złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą zakrył usta. Rozpoczęłam gryzienie i bicie na oślep. Oprawca był jednak zbyt silny, a ja osłabiona.

Przy mocnym trafieniu łokciem w jego bok, przeciwnik przybliżył swoje usta do mojego ucha i szepnął:

-Czy mogłabyś łaskawie przestać?- Głos Gerarda był sporym zaskoczeniem, ale i ukojeniem. Teraz byłam pewna, że jest bezpieczny. Przestałam się wiercić, a wielkolud uwolnił mnie z uścisku.

-Co tu się dzieję?- zapytałam zbyt piskliwie, na co Gerard znów zasłonił połowę mojej twarzy. Przyłożył wskazujący palec do swoich ust, dając mi znać żebym się zamknęła.

-Pogadamy o tym może później? Aktualnie to nie jest najlepsze miejsce do pogaduszek- Zamilkł słysząc zbliżające się kroki. Przytulił moje ciało bliżej do siebie, zakrywając moje ciało swoim. Odgłos był coraz głośniejszy.- Dobra słuchaj. Tam jest moje auto- Wskazał wolną ręką na czarnego Jeepa jakieś dwieście metrów od nas. Następnie podał mi swoje klucze, delikatnie odsuwając mnie od siebie.-Biegnij do auta i schowaj się do środka... ja zajmę się resztą- Podniósł się tak, że był teraz całkowicie widoczny. Słyszałam jak grupa zamaskowanych mężczyzn zaczyna do nas biec. Sam wielkolud wystartował niczym olimpijczyk. Zostałam sama, kolejny raz słysząc strzały mierzone w stronę Gerarda. Moje kolana zaczęły się trząść ze strachu, że jeden z nabojów może przebić jego skórę.

Schowałam klucze do tylnej kieszeni moich dżinsów, po czym zmusiłam moje ciało do dalszego ruchu. Czułam ból w udach, jednak zlekceważyłam je, a mięśnie kolejny raz poszły w ruch. Cicho jak kot skradałam się bliżej celu. Miałam sporo luzu, gdyż wszyscy gangsterzy skupili się na gonieniuza wielkoludem. Dosyć spokojnie dotarłam do pojazdu, było to dosyć podejrzane, że tak szybko straciłam ogon. Nacisnęłam odpowiedni przycisk na kluczyku, by otworzyć drzwi. Głośny dźwięk otwieranych zamków przyprawił mnie o zawał serca. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Nadal w pozycji „przyczajonego tygrysa" weszłam do środka, a kluczyk wsadziłam do stacyjki nie przekręcając go. Skuliłam się na siedzeniu pasażera tak, by nikt nie był w stanie zobaczyć czubka mojej głowy. Cisza, która zaczęła mnie otaczać zachęciła mnie do przeprowadzenia kilku refleksji.

Pierwsza myśl, która mnie naszła to to, że sprawcą tego całego zajścia jest Luis. Jednak nie miałam racjonalnej odpowiedzi, czemu by to zrobił? Przecież zapłaciłam kolejną ratę w odpowiednim terminie. Reszta zawartej z nim umowy też się zgadzała. Nie zgłaszałam niczego policji, nie opuszczałam stanu bez jego pozwolenia oraz nie wchodziłam w głębsze relacje z obcą osobą. Wątpiłam też, że moja nowa praca wywołałaby u niego taką agresję. Szczególnie, że to nie jest pierwszy raz, gdy zostałem gdzieś wylana. Więc czy to aby na pewno on za tym stoi? Po kolejnej analizie postanowiłam go wykluczyć, a zamiast tego skupiłam się na wrogach wielkoluda. Na pewno miał ich niemało, patrząc na zawód jaki wykonuje, lecz... Czemu teraz? Dlaczego we mnie tez mierzyli z broni?

Tak wiele pytań tworzyło się w mojej głowie,ale jedno przebijało się ze wszystkich najbardziej.

Gdzie jest do cholery policja?! Rozumiałam, że miasto, w którym mieszkam nie jest najlepiej zorganizowane, ale... strzelanina przed supermarketem chyba ma teraz pierwszeństwo?! Nie wierzyłam, że nikt tego jeszcze nie zgłosił. Ochrona galerii też powinna zainterweniować.

Jakby na rozkaz moich słów usłyszałam syreny policyjne, a zaraz po tym podskoczyłam na dźwięk otwieranych drzwi. Gerard wsiadł z kierownicę i nie zamieniając ze mną żadnych słów odpalił silnik. Precyzyjnie wyjechał z parkingu, omijając z daleka kilka radiowozów, które dopiero teraz raczyły się zjawić. Ja za to posłusznie zapięłam pasy.

Do tej pory jechaliśmy w ciszy, a żadne z nas nie odważyło się jej przerwać. Dopiero wyjeżdżając z miasta postanowiłam zabrać głos.

-Masz mi może coś do powiedzenia?-Starałam się brzmieć poważnie, lecz zmęczenie i strach, który mnie ogarniał sprawiły, że całe to pytanie wyjąkałam.

Gerard dalej niewzruszenie patrzył przed siebie na drogę. Wyglądał jakby ta cała strzelanina nie zrobiła na nim większego wrażenia.

-Nie ma z tobą nic wspólnego- odpowiedział łaskawie po dobrej chwili.

-Co ty nie powiesz?!

Po tych słowach odwróciłam się do niego plecami, mając nadzieje, że moje zirytowanie zmusi go do dalszego mówienia. Nie zadziałało, co tylko bardziej mnie wkurzyło. Nie pomagała też obawa, że coś może mu grozić. Jak dotąd uważałam go za mężczyznę nie do pokonania, lecz teraz zdałam sobie sprawę, jak łatwo może mu się coś stać. Ciało człowieka jest takie kruche, a najmniejszy błąd może zadecydować jak szybko ono pęknie.

Przypomniałam sobie o pogrzebie ojca, na którym zjawiła się mała grupka osób. Kilku znajomych pijaków, z którymi lubił ostro wybić, moja była wychowawczyni ze szkoły, kasjerka z pobliskiego sklepu, gdzie często robiliśmy zakupy, ksiądz i ja. Pogoda jak na złość była ciepła i słoneczka. Każdy wolałby teraz spędzić czas w inny sposób, niż słuchanie nudnych przykazań księdza i jego sztucznych słów na temat samego trupa. Pamiętam jak bawił mnie fragment, gdzie mówił, że kiedyś wszyscy się spotkamy.Gówno prawda! Wszyscy trafimy do tego samego piachy, gdzie skończy się wszystko. Nic po nas nie zostanie! Całe nasze ciało ulegnie rozpadowi, a ludzie o nas zapomną.

Mój ojciec nie był najlepszy, lecz także nie najgorszy. Miał problemy z alkoholem, mimo to nigdy nie podniósł na mnie ręki. Codziennie robił mi śniadania przed szkołą, a wieczorami oboje oglądaliśmy stare powtórki meczy. W niedzielęchodziliśmy do kościoła, a potem na tanie lody zaraz obok. Łapał się każdej pracy, a za zarobione pieniądze dostawałam czasami od niego prezent w postaci nowej pary butów. Nie należeliśmy do normalnej rodziny, ale dla mnie było to wystarczające. Nigdy nie narzekałam, dobrze się uczyłam, a wolne chwile spędzałam z nim, aż ... do moich dwudziestych urodzin. Gdy do drzwi mieszkania zapukała policja z przykrą wiadomością o wypadku na budowie, gdzie aktualnie pracował. Spadł z wysokiego rusztowania, karetka nie przyjechała na czas, pękniecie żeber, krwotok wewnętrzny, blablablabla... Po prostu zgon na miejscu. Zostałam sama, z rentą ojca na życie. Kilka lat późniejdołączył do mnie jego dług, który trwa aż po dziś dzień. A ja głupia wierzę, że kiedykolwiek uda mi się go spłacić. Zostałam wystawiona do wiatru przez własnego ojca, który prawdopodobnie sam skoczył tamtego dnia. Chcąc zaznać w końcu wiecznego spokoju. Z dala od problemów. Chciałabym o nim zapomnieć, o tych wszystkich chwilach spędzonych razem, o tych przyjemnych niedzielach i wspólnie jedzonych lodach... chciałabym móc zapomnieć, by nie czuć już tego bólu po jego stracie. Żeby po prostu obwinić go za to, że przez jego głupotę teraz ja cierpię. Chciałabym, by istniał sposób, który wymazałby to wszystko z pamięci.

Nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Błogi sen uwolnił mnie od czarnych myśli i pomógł zapomnieć chociaż na chwilę.


P.S.

Cieszę się, że razem dotrwaliśmy do kolejnego rozdziału (już 28)!!!!!!!

Mam też dla was ciekawą propozycję z okazji zbliżających się Świąt. Macie możliwość wyboru prezentu na ten dzień, a dokładnie: one shot nie związany z Lupusem, ale może inną ciekawą historią, lub dwa rozdziały Lupusa w ciągu jednego dnia. Wybór należy do was, czekam na odpowiedzi w komentarzach. (UWAGA! Wybierając one shota musicie się liczyć z tym, że nowy rozdział Lupusa zostanie przesunięty!)

Pozdrawiam cieplutko !!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top