Rozdział 11
GERARD
Zaparkowałem samochód pod jednym z największych jak nie jedynym centrum handlowym w tej okolicy. Silvord, jako małe miasteczko było znane również pod nazwą „dom robotników" ze względu na liczne fabryki, obejmujące większość okolicznych ziem. Powstała tu jedna z najstarszych wytwórni mydła, która w okresie wakacyjnym organizowała wycieczki dla spragnionych czystości turystów. Jednak nie licząc tego, było tu dość — spokojnie.
W południe na parkingu panował tłok, a odnalezienie wolnego miejsca graniczyło z cudem. Rzadko bywałem w tych rejonach i musiałem szczerze przyznać, że tego nie żałowałem. Ilość emerytów oraz kobiet w ciąży za kierownicą w jednym miejscu była przerażająca. Nie wspominając o małych, rozwydrzonych bachorach domagających się całodniowej atencji.
A był to dopiero sam parking!
Zbladłem, myśląc, że spędzę tam również parę godzin w poszukiwaniu ubrań. Niepotrzebnie zaproponowałem zakupy, już lepiej było jej oddać swoje własne ciuchy z szafy. Zerknąłem kątem oka na dziewczynę, która po wyjściu z mieszkania wyglądała, jakby co najmniej ujrzała ducha. Musiałem przyznać, że bajeczka z pająkiem była zaskakująco kreatywna, jednak sama dobrze podejrzewała, że nie tak łatwo było mnie oszukać. Dodatkowo irytował mnie już sam fakt, że nie chciała być ze mną szczera. Od samego początku coś ukrywała, nie mówiła zbyt wiele o sobie, a na deser dołożyła atak paniki sprzed niecałej godziny.
Jeszcze to mizerne pudełko, robiące za jej całą garderobę. W zamyśleniu przetarłem już i tak od dawna zmierzwione włosy. Niepotrzebnie się angażowałem, zaspokajanie potrzeb wilka było zbyt męczące i zbyt niewarte zachodu. Jak szybko się nią znudzi? Nie minie kilka dni, a odnajdzie kolejną zabawkę do swojej chorej zabawy. Nasza dzika natura potrafiła być niezłym chujem, jeśli chodziło o relacje z innymi osobnikami.
Ponadto walczyłem z pierwszymi oznakami zmęczenia spowodowanymi źle przespaną nocą. Wataha panikowała, a dalszy brak tropów jedynie niepokoił mnie coraz bardziej o dalsze losy wilków. Powinienem teraz tropić teren, zamiast zajmować się wzbogaceniem szafy panny Any.
Traciłem rozum, bo jak inaczej mógłbym nazwać ten cały cyrk?
Wróciłem uwagą na parking, dostrzegając wolne miejsce niedaleko samego wejścia. Przycisnąłem nogę do gazu, widząc, że nie jedyny czaiłem się na owe pole. Po jednej stronie miałem tegoroczne audi, a zaraz po drugiej stary, dobry golf. Jakie miałem szansę, że to ja będę pierwszy? Raczej znikome, lecz to ryzyko było mi dziś wyjątkowo mało obojętne. Ruszyłem z piskiem, prosząc w duchu, aby żadne dziecko, dziadek, czy inny kosmita nie wybiegło przed moje koła. Na moje szczęście, białe audi zatrzymało kolejne cofające się auto, jednak mały golf trzymał się ze mną na równej linii.
Nie pozwolę mu na wygraną! Wcisnąłem mocniej gaz, zdając sobie sprawę, że jak na tak krótki odcinek, moja prędkość była zbyt niebezpieczna. Z radością dostrzegłem za to, że volkswagen został w tyle.
— Gerard, kurwa hamuj! — krzyknęła wybudzona kobieta.
Automatycznie wyhamowałem, włączając kierunkowskaz, symbolizując, że zajmuję wolne miejsce. Kierowca golfa minął mnie zrezygnowany, pokazując ręką środkowy palec, a ja jako miły i szanujący się mężczyzna odpowiedziałem mu tym samym, parkując na wywalczonym polu.
Smak wygranej nie napawał mnie zbyt długo, kiedy to ciemnowłosa kobieta, spiorunowała mnie wzrokiem.
— Czy ty... — Trzasnęła drzwiami wychodząc gwałtownie z auta. Pełna nerwów zapomniała o stłuczonej kostce, która widząc po jej mimice twarzy, dała o sobie znać. — jesteś nienormalny?!
Z niedowierzaniem złapała się za czoło. Wyglądała uroczo — pomyślałem. — Temperament dodawał jej gorącego seksapilu, wpływającego na wilka jak świeża kocimiętka.
— Lekarz wspominał jedynie, że mogę być obciążony genetycznie cukrzycą, ale z głową wszystko w porządku. Podobno. — dodałem ostatnie zdanie po chwili namysłu, uśmiechając się w jej kierunku.
Prychnęła nadal zdenerwowana, choć mógłbym przysiąc, że wyglądała na bardziej rozluźnioną niż przez większą część trasy. Uspokoiło mnie to, z małomównością nie było jej do twarzy. Ten niewyparzony jęzor musiał mieć kilkugodzinny upust, bo inaczej by zwiędnął.
Dziewczyna nadal naburmuszona ruszyła powoli w stronę galerii. Chciałem, by szła pierwsza, w spokoju mogłem wyjąć telefon w celu napisania krótkiej wiadomości. Will, znany w swojej branży nadawał się idealnie na kandydata do małego śledztwa. Nie było to tak, że nie ufałem kobiecie, którą poznałem dosłownie wczoraj, po prostu... nie, ja jej jednak nie ufałem.
Pośpiesznie wysłałem mu adres, podając wymyśloną przyczynę, aby dokładnie sprawdził mieszkanie Any. Odpowiedź wróciła do mnie szybciej niż się spodziewałem.
„Już jadę". Bez zbędnych pytań i potrzeby wytłumaczenia. Jednak ten idiota potrafił być przydatny. Schował telefon, podbiegając do rozjuszonej kobiety.
— Po prostu miejmy to z głowy. Zwrócę pieniądze za wszystko, jak tylko dostanę wypłatę. — burknęła, nie patrząc na mnie.
Nie chciałem tych pieniędzy, to nie był wydatek warty fortuny. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Ważniejsze dla mnie było to, by dziewczyna zaczęła mi ufać, szczególnie że nie wiedziałem, na jak długo utrzymamy kontakt. Planowałem rozegrać to wszystko w inny sposób, łatwiejszy, jakbym od samego początku oszukiwał się, że Ana może być łatwiejsza.
Kobiety — wywróciłem oczami, zastanawiać się, czy te dziecięce zapędy nie doprowadzą mnie do grobu.
***
Pierwszy sklepowy szyld, który ujrzałem zaraz po wejściu brzmiał „Intymnie". Uniosłem brew, kryjąc szeroki uśmiech. Był to ciekawy dobór słów, który musiałem sprawdzić. Nie czekając, chwyciłem dłoń Any, ciągnąc ją w stronę koronkowych ozdób. Dziewczyna, widząc dokąd zmierzamy, zaparła się zdrową nogą, myśląc, że ma jakąkolwiek szanse, by mnie zatrzymać. To była okazja, której nie mogłem przegapić.
— Nie ma mowy — warknęła, próbując z całych sił wyrwać dłoń z uścisku. — Nie będę kupować z tobą majtek.
— Strasznie dramatyzujesz, przecież to najważniejsza część codziennej garderoby! Patrz, nawet mają promocję na koszule nocne, grzech nie skorzystać. — Puściłem do niej oczko, śmiejąc się w duchu z zaskoczonych min innych ludzi. Chyba nie za często byli świadkami takiego widoku.
— Myślę, że nie będę żałować z braku skorzystania z tej okazji. — Starała się bronić słowami, co mnie jedynie motywowało do dalszego działania.
— A ja tak — mruknąłem zadowolony, wpadając na myśl na malutki szantaż, który z wielką radością wykorzystałem. Puściłem nagle jej dłoń, na co odskoczyła jak porażona. Zadowolona z wolności, nie spodziewała się, co dla niej przyszykowałem. — Daję ci wybór. Możesz tam wejść ze mną i skorzystać z darmowych zakupów lub... — Zmrużyłem oczy, napawając się jej widokiem. Z szeroko otworzonymi, niebieskimi oczami, czekała na haczyk, który na jej nieszczęście miałem w zanadrzu.
— Lub? — ponagliła mnie. Przeczuwała to, co najgorsze.
Bardzo dobrze.
— Lub pójdę tam samopas i wykupię wszystko, co tylko wpadnie mi w oczy.
Na potwierdzenie słów, wskazałem palcem na chyba najbardziej fikuśną piżamę, którą do tej pory widziałem. Czy było sens kupować coś, co zakrywało tak niewiele? Przecież taniej było już położyć się nago.
— To idzie na pierwszy ogień.
Dziewczyna zapłonęła rumieńcem, dostrzegając na manekinie rozszarpane fragmenty materiału.
Bawiłem się wspaniale, jednak warto było tu przyjechać.
— Dobra, wygrałeś. — przegryzła dolną wargę, bijąc się ze słowami, które miała wymówić. — Ale... — podniosła głos, patrząc na mnie uważnie, co tylko rozgrzało mnie mocniej od środka. Byłem skłonny zgodzić się na każde jej warunki, odkąd zdecydowała się wejść ze mną do sklepu. — ... sama wybieram sobie bieliznę, a ty zachowujesz między nami minimum trzy metry odstępu. Najlepiej udawajmy, że się nie znamy.
— Zgoda — odparłem bez zastanowienia. Ochoczo przekroczyłem próg, zachęcając ją machnięciem dłońmi, by zrobiła to samo.
W milczeniu zabijała mnie spojrzeniem, wchodząc do środka i od razu kierując się w najodleglejszą stronę sklepu. Nie było dla mnie zdziwieniem, że była to ta sama część, składającą się z tanich, prostych oraz strasznie nudnych kompletów bielizny. Zostawiłem ją tam, tak jak mnie prosiła. Dzięki temu byłem wolny w dokonaniu kolejnego plany, na który właśnie wpadłem.
Zwiedzając zupełnie obce mi rejony, zdałem sobie sprawę, jakie ja miałem znikome pojęcie o życiu. Kto by pomyślał, że kobiety posiadały tak wiele rodzaj samych majtek? Przed oczami śmigały mi egzotyczne nazwy, takie jak figi, briefy, bikini czy jedyne znane mi stringi. Poczułem nawet lekkie ukłucie zazdrości, myśląc, że sam kupowałem jedynie jednokolorowe bokserki.
Byłem taki nudny na tle tych wszystkich kolorowych koronek.
Chwyciłem w ręce kawałek materiału, który znajdował się pod wielkim napisem „nowości". Czerwone, satynowe majteczki rozlały się miękko w mojej dłoni. To miało za zadanie zakrywać okolice intymne, czy bardziej łapać w sidła męski spojrzenia? No cóż, pierwsza funkcja na pewno nie pełniła zadania należycie. Z rozbawieniem doszukiwałem się, części przedniej. Toż to miało w sobie jakieś z trzy pociągnięcia paskiem i ta cena! Tyle pieniędzy za tak niewiele. Przestałem się dziwić, że kobiety tak uparcie walczyły o równouprawnienie w przydzielaniu pensji. Drogie panie, z czystym sumieniem stwierdzam, że powinniście zarabiać dwa razy więcej niż my.
Złapałem się za głowę, doszukując spojrzeniem Any. Dziewczyna w pośpiechu wybierała skromnie uszyte staniki prosto z wieszaków promocyjnych. Nawet nie próbowała mnie pilnować — znakomicie. Powróciłem wzrokiem na czerwony, drogi i zdecydowanie szatański materiał.
Biorę.
Łapczywie wybierałem z wieszaków najróżniejsze trendy tego sezonu. Oczywiście wzrok innych klientek nie ukrywał, że zaczynały być mną o wiele bardziej zafascynowane niż własnymi zakupami. Nie mogłem ich winić, zapewne sam gapiłbym się z rozdziawionymi ustami na podejrzanego typa, górującego wśród różowych push-upów.
Zadowolony z łupów, podszedłem ukradkiem do kasy, pilnując, aby kobieta, z którą przyszedłem, przypadkiem mnie nie nakryła na gorącym uczynku. Kasjerka spojrzała na mnie z przerażeniem, gdy nagle upuściłem jej przed nosem stos damskiej bielizny. Kolejny raz przyznałem sobie samemu, że warto było bić się o miejsce parkingowe. Jeszcze bym stracił taką formę rozrywki.
— Mam do pani wielką prośbę.
PS
Szczerze mówiąc, miałem zamiar zrobić wam takie małe Prima Aprilis i nie wstawić nowego rozdziału.... :)
Lecz moje wewnętrzne "ja" uznało, że jednak warto :) Więc o to przed wami 11 rozdział LUPUSA!!!!!!!!!! Fajerwerki zostawmy jednak na później.
Cieszę się, że coraz więcej osób czyta to "coś" i nie płacze z bólu. Jestem też wdzięczny za wasze komentarze i te małe gówna, jak im tam... a tak gwiazdki ;)
OCZYWIŚCIE dalej proszę o komentarze, które zachęcają mnie do dalszej pracy :p (Te małe gówna też są mile widziane)
Do zobaczenia w 12 rozdziale !!!!!!!!!! BUZIACZKI :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top