Rozdział 6

ANA

Jack wręczył mi pęk kluczy, tłumacząc dokładnie, co każdy otwiera. Nie wydawał się zdenerwowany, czy też zestresowany tym, że właśnie powierzał cały swój lokal zupełnie obcej kobiecie. Czułam się dziwnie, podejmując tak szybką i poważną decyzję, jednak doskonale wiedziałam, że czas nieubłaganie uciekał nie na moją korzyść.

— Jeśli zobaczę tu choćby najmniejszy ślad po korzystaniu z baru, obiecuję, że będzie to twój ostatni drink przed porzuceniem cię w środku lasu. — mężczyzna spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi.

Westchnęłam głośno, kiwając potwierdzająco głową. Byłam na jego łasce, a ta łaska była moją ostatnią deską ratunku. Szybciej zdechnę z odwodnienia, niż odważę się sięgnąć po butelkę z tanią wódką. Gerard poruszył się w oddali, dając mi znak, że nadal tu jest. Odwróciłam wzrok, udając, że go nie widzę.

Właściciel poklepał mnie po ramieniu, życząc spokojnej nocy. Przed opuszczeniem lokalu, zatrzymał się przy Gerardzie.

— Ty też idziesz.

Wielkolud prychnął, odpowiadając przeciągle.

— Wiem, wiem.

Niechętnie ruszył za kolegą, nie odrywając odę mnie wzroku. Zadowolony zauważył, że również na niego zerkam.

— Do zobaczenia jutro, przyjadę z samego rana, aby podwieźć cię do mieszkania. — rzucił zaraz przy drzwiach.

— Podziękuję, dam sobie radę — mówiąc to, zatrzymałam Wielkoluda przy wyjściu. Zatarasował ciałem przejście hamując ruch właścicielowi. Blondyn przewrócił oczami, czekając aż tamten go przepuści. Gerard, olewając prośbę przyjaciela, oparł się plecami o framugę, krzyżując ręce. Na twarzy pojawił się znów znienawidzony przeze mnie uśmieszek – coś knuł.

— Właśnie widzę — odniósł się do całej sytuacji sprzed kilku godzin. — Radzisz sobie fenomenalnie.

Wystawiłam środkowy palec, na co on pokazał mi język.

— Widzę, że się świetnie dogadujecie — przerwał nam Jack — jak dzieci. — mruknął zrezygnowany pod nosem, odpychając ze swojej drogi masywnego mężczyznę. — Na górze w szafie powinnaś znaleźć ubrania do spania. Ja się ulatniam, a wy moi mili zamknijcie bar, gdy zakończycie tę dziecinadę.

Zniknął na zewnątrz, pozostawiając za sobą długą ciszę. Dla urozmaicenia brakowało wyłącznie odgłosu świerszcza.

— Ja też już powinienem pójść więc...

— Dobranoc — dokończyłam za niego.

— Dobranoc — odparł i również rozpłynął się w ciemnościach nocy.

I tak oto zostałam sama w miejscu, do którego za cholerę nie chciałam dziś przyjechać.

Zamknęłam szybko bar, ruszając niecierpliwym krokiem w kierunku mojego tymczasowego lokum. Zmęczenie dopadło mnie zaraz po pożegnaniu, przez co powieki kleiły się do siebie, jak lep na muchy. Kołysząc się na schodach, doczłapałam do drzwi znajdujących się na samej górze. Wybrałam odpowiedni z kluczy, brzęcząc przy tym głośno. Wszedł gładko w zamek, otwierając przede mną wrota do tajemniczej sypialni Pana Jacka.

Stanęłam przed nimi z nagłą obawą.

Właśnie wchodzę do pokoju obcego mężczyzny. Zupełnie mi obcego!

A jeśli trzyma tam broń?! Gorzej, jeśli trzyma tam zwłoki?! — zdenerwowana zagryzłam dolną wargę, stukając piętą o drewniany schodek. — Jeśli byłyby tam zwłoki, to raczej, by cię nie zaprosił — tłumaczyłam sobie w głowie. — No chyba że planuje mnie porwać i to moje zwłoki będą tam przechowywane!

Uderzyłam się dłonią o czoło. Panika powodowała u mnie wielkie ataki idiotyzmu.

Gdyby chcieli mnie zabić już dawno, by to zrobili.

Chyba że przetrzymują cię, jako dawca organów — dodała ta mała część mnie, która zazwyczaj aktywowała się w najmniej odpowiednim momencie.

— Tak czy inaczej, śmierć czyha na mnie za rogiem — wyszeptałam naciskając na klamkę. Drzwi uchyliły się pod naporem mojej siły, głośno skrzypiąc, niczym w starym horrorze. Wolną dłonią szukałam włącznika światła, który rozświetliłby panującą dookoła ciemność. Udało się już za pierwszym razem. Mocna żarówka oślepiła mnie na moment, powodując, że przed moimi oczami zaczęły pojawiać się kolorowe plamki, utrudniające mi skupienie na nowym pomieszczeniu. Dopiero gdy spokojnie ustały mogłam z długo wstrzymywanym powietrzem przyznać, że trafiłam na wygraną w loterii.

Pokój może nie był ogromny, jednak na tyle zorganizowany i nowoczesny, że w spokoju mieścił w sobie sypialnię, kuchnię oraz mały stolik, który służył, jako część jadalna. Dodatkowo zauważyłam pojedyncze drzwi prowadzące zapewne do łazienki. Białe ściany pięknie komponowały się z ciemnym drewnem parkietu w tym dopasowanymi kolorystycznie meblami. Otworzyłam szerzej oczy, dostrzegając ogromne łóżko, w którym spokojnie mogłabym spać w poprzek.

Jeśli w takim pomieszczeniu mam zginąć, to już pora zamawiać trumnę.

Niczym podróżnik, rozglądałam się po zupełnie niepasującym do moich przypuszczeń miejscu. Zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Podeszłam do kuchni, dotykając zimny blat.

Prawdziwe drewno — stwierdziłam — I to bez rys, czy ciemnych plam od zabrudzeń.

Lodówka również przykuła moją uwagę, choćby dlatego, że w porównaniu z pozostałymi meblami zajmowała najwięcej miejsca. Najwidoczniej szef cierpiał na słabość do częstego podjadania. Z ciekawości spróbowałam otworzyć drzwiczki, które nie chciały ze mną współpracować. Musiałam się nieźle postarać, aby się uchyliły. Udało się dopiero przy mocniejszym pociągnięciu, gdzie drzwi poddały się, a ja sama zakręciłam od ich ciężkiego naporu. Zaskoczona odkryłam, że w środku panowała praktycznie pustka. Oprócz paru butelek z wodą oraz otwartej i zapewne spleśniałej konserwy nie widziałam nic, co mogłabym uznać jako pożywienie.

Chyba faktycznie nie urzędował tu od dłuższego czasu.

Zamknęłam lodówkę, po drodze wyrzucając starą puszkę do śmietnika. Metalowa pokrywka, odbiła się od ścian tworząc hałas.

Cicho tu, jak na cmentarzu. — odkryłam zadowolona. — Wreszcie chwila spokoju. Brak kłótni sąsiadów, szczekania psów, czy płaczu dziecka, które ostatnio przerzuciło się na nocne arie tuż pod moim pokojem. To będzie miła nowość dla moich uszu.

— I pomyśleć, że będę mogła tego doświadczać przez całe dwa tygodnie.

Chyba mogłam spokojnie to uznać za wakacje od miejskiego zgiełku.

Patrząc na ostatnie kilka dni pełnych płaczu, nieprzespanych nocy oraz licznych załamań nerwowych, wreszcie poczułam, że nadal istnieje dla mnie jakaś szansa. Nie byłam całkowicie skreślona z listy żyjących i w pełni cieszących się życiem ludzi – mogłam to osiągnąć, spełnić mój cel. Wystarczyło, abym grzecznie dorobiła się brakującej kwoty, a reszta powinna przyjść sama.

Przynajmniej tak sobie wmawiałam, a to wychodziło mi najlepiej.

Postanowiłam wziąć prysznic, pozwalając, by ciepłe strumienie wody, zmyły ze mnie nieprzyjemne resztki dzisiejszego napięcia. Pewnym krokiem otworzyłam drzwi, które do tej pory pozostawały zamknięte. Rozradowana pięknym mieszkaniem, nie spodziewałam się, że coś jeszcze mogłoby mnie zaskoczyć – byłam w błędzie.

Jasnoszare płyty, długości mnie opanowały większość ścian, za to resztę zdobiły grube i pocięte na cienkie kawałki okrągłe pniaki. Nie mogłam pominąć także kolistego lustra, osadzonego tuż nad złotą umywalką. Nie myśląc, podbiegłam do niej, stukając w twardy kran.

To nie jest prawdziwe złoto, prawda?

– Gdybym chociaż znała się na złocie – wymamrotałam.

Obróciłam się na palcach w poszukiwaniu prysznica. Zamiast tego odnalazłam dosyć pojemną wannę z hydromasażem.

Czy to tak wygląda niebo?

Może są tu ukryte kamery?

Nie mogłam uwierzyć w ten przypływ szczęścia. Zbyt mało realne dla kobiety, która w ramach oszczędności, zmuszona była sprzedać własny telefon do lombardu.

Jak uruchomić to cudo?

Oszołomiona pięknem, które mnie otaczało, ruszyłam niczym w transie w stronę wanny. Przyglądałam się cudownym kształtom urządzenia, które widywałam jedynie w reklamach.

Mogę spokojnie spać dziś tutaj – pomyślałam, zanim ucałowałam nosem posadzkę. Z pozycją profesjonalnego skoczka narciarskiego, poślizgnęłam się o niezidentyfikowaną szmatę. Stęknęłam obolała, podnosząc się na kolana, masując przy tym potłuczoną twarz. — Brakowało mi do szczęścia złamanego nosa.

Opuszkami palców, sprawdziłam, czy faktycznie moja twarz pozostała w całości po upadku. Z ulgą obserwowałam się w lustrze.

Nos cały, to najważniejsze. Z guzem, czy siniakami jakoś przeżyję.

Energicznie chwyciłam sprawcę wypadku, który po rozwinięciu ukazał, czym tak naprawdę jest. Czarne, męskie bokserki oszołomiły mnie na chwilę.

— Mogłam pożegnać się z życiem, przez majtki? Wręcz spektakularny sposób na odejście z tego świata.

Odwróciłam napastnika, gdy w oczy rzucił się czerwony napis. UGRYŹ MNIE – takie słowa odkryłam na tylnej części bokserów. Prychnęłam rozbawiona, widząc komizm całej sytuacji. Dodatkowo nie mogłam sobie wyobrazić surowego Jacka w takiej bieliźnie. Może nie do końca znałam nowego szefa?

Choć gdyby się zastanowić, to fetyszysta o dziwnych pragnieniach podgryzania nawet do niego pasował.

Zwinęłam materiał, pozbywając się wrednego winowajcy w koszu na brudną odzież. Jęknęłam, czując ból u nasady pleców. Nie należałam do wysportowanych ludzi, a wymuszona joga, którą przed sekundą praktykowałam, źle działała na moje mięśnie. Byłam poobijana i zmęczona.

Popatrzyłam z żalem na wannę, z której niestety dzisiaj już nie było dane mi skorzystać. Łzy napływały do kącików oczu, które domagały się snu.

— Obiecuję, że do ciebie wrócę — zapewniłam, machając jej na pożegnanie.

Wróciłam do wcześniejszego pokoju, w celu poszukiwania szafy. Ziewając walczyłam z sennościami, starając wybudzić się na tyle, aby w spokoju móc się przebrać.

Cel był zaledwie kilka kroków dalej, wystarczająco, abym zaraz potem skoczyła na materac. Odliczałam dystans spod łazienki, aby skupić myśli na czymś innym niż łóżko.

W czasie trasy zrzędziłam na ból pleców oraz zdartych łokci. Zmieniałam się w smętną babcię, która przy każdym spotkaniu, wyliczała listę lekarstw z długiej recepty. Brakowało mi jedynie pary kapci wraz z długim, wełnianym swetrem. Zdecydowanie, bym teraz nie narzekała na obydwie z tych rzeczy. Dodatkowe ciepło na pewno nikomu nie zaszkodziło.

Nie przeglądając wszystkich półek, wyciągnęłam pierwszą, lepszą koszulkę Jacka. Zrzuciłam przemoczone ubrania, które zdążyły przykleić się do nagiej skóry. Nieprzyjemny chłód dał o sobie znać, powodując nową warstwę gęsiej skórki. Babciny seterek zdecydowanie umiliłby mi sen.

Zanim zasnęłam, zauważyłam skrawek obrazu wystającego zza szafy.


PS

Oczywiście dalej proszę o komentarze  :)  Dziękuję też za tak wiele gwiazdek. Szczerze nie spodziewałem się, że dojdę do tylu ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top