Rozdział 48


Gerard

Po przyjeździe do mojego mieszkania wyczuwałem nieprzyjemną aurę. Chłopaki doskonale zdawali sobie sprawę, że moja rozmowa z Alfą nie przebiegła zbyt miło. Reszta stada zapewne też o tym wiedziała. W ciągu kilku minut moja pozycja lidera stoczyła się do tej, którą uzyskuje nowy wilk dołączający do watahy. Świetnie! Nie dość, że tracę swoją ukochaną, to jeszcze możliwą pomoc do uratowania jej. Wkurzony tą całą sytuacją zamknąłem się w biurze. Słyszałem, jak Will wraz z Jackiem rozmawiają z Ewą. Nie próbowali ukryć przed nią tego, że nasza akcja poszukiwawcza może zostać nieco utrudniona. Nie minęła dłuższa chwila, gdy do mojego pokoju zapukał Jack. Nie miałem zamiaru go wpuścić, byłem na granicy wytrzymałości, a mój wewnętrzny wilk nie chciał aktualnie zaufać żadnemu stworzeniu. Uparty przyjaciel nie zamierzał odpuścić.

- Nie potrzebuje teraz litości - warknąłem ostrzegawczo pod nosem.

- Ale wsparcia znajomych już tak, Gerardzie. - Głos Jacka był stanowczy. Słuszność jego słów zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. - Posłuchaj, wiem, że ta cała sytuacja jest nieciekawa, ale powinniśmy zachować zimną krew - sapnął głośno - W szczególności ty.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo zgadzałem się z nim całkowicie. Musiałem zapanować nad swoim instynktem, co graniczyło teraz z cudem. To tak, jakby zakazać drapieżnikowi polowań... sprzeciwić się własnej naturze.

Jack po swoim krótkim monologu zostawił mnie samego. Dawał mi czas na ogarnięcie się i zebranie do kupy. Nie spodziewałem się jednak, że niedługo po nim usłyszę delikatny odgłos kroków Ewy. W porównaniu do wcześniejszego gościa dziewczyna rozpoczęła rozmowę bez konieczności zapukania. Jej przyśpieszone tętno serca świadczyło o zdenerwowaniu. Bała się mnie, co mnie kompletnie nie dziwiło, sam byłem przerażony emocjami, nad którymi ciało traciło stopniowo kontrolę.

- Chciałabym z tobą porozmawiać. - Jej głos był cichy, prawie szeptała. Słyszałem, jak nerwowo drapie się po skórze głowy.

- Właśnie to robisz - skwitowałem krótko. To nie był najlepszy pomysł, aby przychodziła tu bez ochrony któregokolwiek z chłopaków. Nie ufałem sobie, a tym bardziej swojemu wilkowi. Czułem się jak zmiennokształtny nastolatek, rozpoczynający swoją przygodę z przemianą. Pierwsze spotkanie ze zwierzęciem, nad którym trzeba zapanować.

- Chciałabym porozmawiać z tobą twarzą w twarz. - Ewa nie odpuszczała, a ja nie wiedząc czemu, przekręciłem klamkę, wpuszczając ją do środka. Zamknąłem za nią cicho drzwi, byliśmy teraz sami w niewielkim pomieszczeniu, gdzie dziewczyna miała zerowe szanse ucieczki. Bliska obecność rudowłosej wiedźmy sprawiła, że tatuaż na plecach zapiekł nieprzyjemnie. Moje ciało było spocone, a z gardła wydobywało się głośne sapanie. Powstrzymywałem się przed przemianą, której w tej chwili tak bardzo potrzebowałem. Wprost marzyłem, aby na czterech łapach uciec w głąb lasu i w samotności oddać swoje myśli instynktowi. Zdesperowany oparłem swoje plecy o zimną ścianę, która przyniosła chwilową ulgę. Wyczekująco patrzyłem w stronę dziewczyny. Przecież przyszła tu po to, aby ze mną porozmawiać. Szybko załapała aluzję.

- W czasie waszej nieobecności pomyślałam o tej całej sytuacji... porwanie Any, moje złamanie paktu... i ten znak na naszych ciałach... - przerwała na moment, żeby po chwili zadać pytanie. - Miałeś ostatnio jakieś wizje?

- Nie! - burknąłem zbyt agresywnie. - W tym cały problem, że nie mamy nic! Jebane nic!
Ewa zastanowiła się przez chwilę. Rozpoczęła denerwujący chód dookoła mojego biurka. Niebezpiecznie bawiła się moją cierpliwością, a raczej jej brakiem. Nieoczekiwanie stanęła, a jej źrenicy powiększyły się dwukrotnie, wpadła na pomysł.

- A wcześniejsze wizje?
Nie do końca rozumiałem, do czego zmierza.

- Słucham?

Dziewczyna usiadła na skraju biurka, po czym powtórzyła pytanie.

- A wcześniejsze wizje? Czy któraś z nich nie była związana z porwaniem Any?

Zmarszczyłem brwi, a prawą dłonią złapałem się za podbródek. Druga ręka powędrowała do kieszeni spodni. Jedyna wizja, która przychodziła mi do głowy była właśnie o PORWANIU! Jednak i to udało mi się spierdolić! Za poradą wiedźmy skupiłem się na analizie wizji. Wszystkie były pogmatwane na swój sposób, ale jak dotąd się zgadzały. Wizja z chłopcem, z porwaniem i ta najbardziej powalona z lasem... z lasem? Moje szare komórki rozpoczęły ciężką pracę, po kawałku do moich wspomnień powracała najbardziej dziwaczna wizja z lasem i... krzykiem Any! Czemu wcześniej nie zwróciłem uwagi na coś tak oczywistego?! Czyżby mój mózg nadal wypierał się prawidłowości magicznych wizji? Miałem w głowie teraz dokładne miejsce, które mogłoby się okazać kryjówką, gdzie przetrzymywana jest moja kobieta. Ewa, widząc moją reakcję na twarzy, uśmiechnęła się szyderczo.

- Czyżbym na coś się przydała?

W odpowiedzi przewróciłem oczami, chyba nie oczekuje, że skłonię się jej do pasa.

- Przyznam ci rację, jak uda nam się odnaleźć Ane. Aktualnie mamy poszlakę, która może okazać się złudną nadzieję. Trzeba przedyskutować to z chłopaka... - przerwałem, czując obcy zapach. Na mój teren zbliżał się obcy wilk, który zdecydowanie nie był tu mile widziany. - Zostań tu - rozkazałem Ewie, zostawiając ją samą. Nie zadawała zbędnych pytań, co świadczyło tylko na jej korzyść. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
Wychodząc na zewnątrz, napotkałem się na Jacka i Willa, którzy tak samo, jak i ja czekali na niespodziewanego gościa. Znaliśmy jego zapach, szczególnie że jeszcze kilka godzin temu miałem z nim styczność w domu Alfy. Spomiędzy drzew dojrzałem żółte oczy, mężczyzna powoli zbliżał się w naszą stronę. Jego woń sygnalizowała nam jego pewność i zerowe uczucie strachu. Jeden z najniebezpieczniejszych samców z watahy, chciał złożyć nam wizytę.

- Dawno się nie widzieliśmy - zażartował Jack, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Niczym wielka oaza spokoju zaciągnął się dymem. Will za to nie ukrywał przed nim swojego gniewu.

Mężczyzna wyszedł na polanę, na której znajdował się mój dom, ujawniając swój wygląd. Czarne, długie loki okrywały część jego twarzy, za to oczy powróciły do normalnego, ludzkiego stanu. Ciemne tęczówki przyglądały się naszej trójce z rozbawieniem. Stanął w miejscu, tworząc między nami dystans kilku metrów. Wymówił moje imię, poruszając ustami, jednak nie wydając z siebie głosu. To miała być rozmowa między naszą dwójką.

- Idźcie do mieszkania i miejcie oko na czarownice. Nie chce mieć tu kolejnej zaginionej.

Will chciał się sprzeciwić, lecz Jack dał mu do zrozumienia, że kłótnia nie ma większego sensu. Dziękowałem w duchu, że ten gnojek nie zaczął szczekać, nie szukałem nowych kłopotów, a tym bardziej kłopotów związanych z Novio. Zostaliśmy sami, choć nasza rozmowa nie będzie należała do prywatnych. Byłem pewny, że chłopaki bez problemu usłyszą każde wypowiedziane przez nas słowo. Podszedłem do chłopaka bliżej, nie wiedząc, do czego jest zdolny. Cholerny Latynos był ostatnim elementem, jaki był mi potrzebny teraz do szczęścia.

- Domyślam się, że nie wpadłeś na plotkowanie - udzielił mi się sarkazm Jacka. Novio uśmiechnął się zawadiacko pod nosem, podmuch wiatru ukazał jego imponujące blizny.

- W sumie... trochę po to tu jestem. - Jego głos okazał się niższy, niż się spodziewałem.

Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Jednak mam nadzieję, że uznasz moją wizytę za swego rodzaju objaw miłosierdzia z mojej strony. - Ostatnie słowa zdenerwowały mnie momentalnie, czułem, jak moje oczy błysnęły neonową żółcią, której nie przeoczył mężczyzna. Dla własnego dobra nie odpowiedziałem na zaczepkę, co Novio uznał za pozwolenie do kontynuacji swojej wypowiedzi. - Doskonale wiem, że razem z innymi ukrywasz przed Alfą pewną dziewczynę. - Moje oczy znów zmieniły kolor. Nieproszony wilk wiedział o Anie, czy ktoś jeszcze zdaje sobie sprawę o jej istnieniu?

- Ona nie ma z tym nic wspólnego. - Ledwo powstrzymałem się przed ostrzegawczym warknięciem. Choć mój głos i tak był o wiele niższy niż zazwyczaj. Brew mężczyzny nawet nie drgnęła, za to mimika twarzy stała się poważniejsza.

- Nie rób ze mnie głupka. Jej zapach jest identyczny z tym jak ten na znalezionym włosie. Ukrywasz przed watahą sporą tajemnice... - chciałem mu przerwać, ale uciszył mnie szybko, podnosząc ton. - Czuję, że masz w tym większy interes. Zaskoczony tymi słowami wpatrywałem się w niego jak na mitycznego jednorożca. - Mark dokładnie dał mi do zrozumienia, że to ja mam przejąć tę sprawę, a ja z chęcią to wykonam. - To było kolejne ostrzeżenie, które padło z jego ust. Czułem, jednak, że nie przyszedł tu tylko po to, aby mnie wystraszyć. - Dlatego daję ci całą dobę na ogarnięcie tego wszystkiego. Słyszysz, Gerardzie? Dokładnie dwadzieścia cztery godziny, zanim do akcji wkroczę ja. Nie spierdol tego, bo nie mam zamiaru się ograniczać, a w obecnej sytuacji mam prawo, żeby zrobić ci krzywdę, a nawet zabić.

Novio odwrócił się do mnie tyłem, nie czekając na wyjaśnienia bądź prośbę o kolejne kilka minut. Jego polecenie było jasne, a ja nie szukałem kolejnego, silnego wroga. Miałem zamiar wykorzystać ten czas, lecz był on ograniczony.

- Dziękuję - rzuciłem w jego stronę, gdy znikał za drzewami.
W odpowiedzi usłyszałem:

- Czas, start.

Nie byłem pewny czy to przez stres, a może nagły zastrzyk adrenaliny, ale w biegu ruszyłem w stronę aut. Pamiętałem, że Will zostawił swoje klucze w bluzie, która znajdowała się na tylnym siedzeniu w Jeepie Jacka. Cieszyłem się, że ten drugi pozostawił auto otwarte, a ten pierwszy zdążył zmienić przediurawione opony w swoim samochodzie. W ciągu kilku sekund znalazłem się w sportowej furze, która była niemiłosiernie ciasna dla takiego typa, jak ja. Odjechałem z piskiem opon, zanim Will wybiegł z mieszkania, krzycząc do mnie wyłącznie przekleństwa. Wiedziałem, że gdyby zmienił się w wilka, byłby w stanie mnie dogonić, jednak tego nie zrobił. Skupiłem się na drodze i miejscu, w którym dostałem ostatniej wizji. To było moje miejsce docelowe.

PS

Założyłem fanpage, aby mieć jeszcze lepszy kontak z czytelnikami, gdzie Was serdecznie zapraszam!!! Możecie tam wylewać swoje żale lub dowiedzieć się, kiedy będzie kolejny rozdział. Zapraszam cieplutko :)

Link do profilu podany w moim opisie :)

Zapraszam do komentowania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top