Rozdział 38 cz.2


Wszedłem za nim do środka jaskini lwa. Przed moimi oczami ukazał się długi, czerwony korytarz, który oddalał mnie od Ewy. Ostatni raz spojrzałem na jej twarz. Wydawała się być jednocześnie smutna i zła, nie spodobało mi się to. Azjata pociągnął mnie mocniej, gdy doszliśmy do kolejnych drzwi. Od razu poczułem zapach spoconych, męskich ciał. Chłopak dostrzegł moje wahanie, na które zareagował cichym chichotem. Mi nie było do śmiechu.

Przymknąłem oczy zanim ochroniarz przekręcił klamkę. Wciągnąłem mocno powietrze do płuc, jakbym szykował się do walki z niebezpiecznym przeciwnikiem. Mój cały organizm stał się momentalnie czujny. Wyrwałem swoją dłoń z uścisku Azjaty, na co wydął dolną wargę, jednak widząc moje surowe spojrzenie zrezygnował z dziecinnych fochów. Wprowadził mnie do wnętrza klubu. Pomieszczenie okazało się być w stylu gotyckim. Czarne ściany i równie ciemne meble przyciemniały powierzchnie, a słabe oświetlenie sprawiło, że musiałem bardziej wysilić mój wzrok. Spojrzałem na zajęte kanapy, które służyły gościom za łóżka do pieszczot. Przekręciłem głowę na drugą stronę, co okazało się być gorszym pomysłem. Przy barze siedziała grupka młodych chłopców, a ich dzikie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Przyglądali mi się jakbym był soczystym kawałkiem mięsa, rzuconym specjalnie dla nich. Z całych sił powstrzymywałem się, aby na nich nie warknąć... choć w zaistniałej sytuacji mogliby to zrozumieć zupełnie inaczej. Zmiennokształtny, który mnie tu przyprowadził nie zwracał na nich uwagi, za to odważnie prowadził mnie wgłąb sali. Z uśmiechem na twarzy przeprowadził mnie przez zapchany parkiet. Ciała innych ludzi tańczących w takt klubowej muzyki ocierały się o moje masywne ramiona. Mój wewnętrzny wilk najeżył się jak jeż. Nienawidziłem takich sytuacji, gdzie miałem związane ręce. Byłem na granicy wytrzymałości, która była niebezpieczne zarówno dla nich, jak i dla mnie. Ręka mimowolnie dotknęła paczki papierosów upchniętej w kieszeni dżinsów, choć wiedziałem, że pomoże mi w zachowaniu spokoju. Zgniotłem ją w sekundę, gdy obca mi osoba pogłaskała moje pośladki. Odwróciłem się na pięcie wiedząc, że wilk przejmuje kontrole. Świecąc żółtymi ślepiami spojrzałem na mężczyznę w średnim wieku, który widząc moją twarz zbladł. Gniew wziął górę, a ja nie panując nad sobą chwyciłem go za kołnierz koszuli. Podniosłem go tak, że zmuszony był utrzymywać się na koniuszkach palców. Ochroniarz widząc nas zaczął interweniować. Złapał moją dłoń, która podtrzymywała zboczeńca. Był silny, nie na tyle, by mi przeszkodzić, ale wystarczająco do sprowadzenia moich myśli na dobry tor. Otrząsnąłem się jak z transu. Puściłem mężczyznę, a on upadł ciężko na ziemię. Energicznie podniósł się i uciekł jak najdalej ode mnie. Reszta ludzi nie patrzyła już na mnie tak przyjaźnie jak wcześniej, teraz na ich twarzach widniał strach. Przyzwyczajony do tego widoku nie przejąłem się zbytnio ich reakcją. W ciszy schodzili mi z drogi, gdy zmiennokształtny Azjata prowadził mnie do sali VIP. Przed wejściem stało kolejnych dwóch ochroniarzy „żółwia". Nie znałem jego imienia, a ta ksywka wydawała się być dla niego idealna. Dzięki niemu zostałem wpuszczony dalej. Kolejne pomieszczenie było tak samo ciemne jak poprzednie, z tą różnicą, że zamiast parkietu znajdowały się tu boksy. Każdy boks miał swój numerek i większość z nich była zajęta. Zakryte jedynie kawałkiem materiału pokazywały zdecydowanie za dużo przechodniom. Choć i tak nie było co oglądać. Starzy bogacze wykorzystujący nieletnie, męskie prostytutki... niczym się to nie różniło od przeciętnego klubu. Żółw zaprosił mnie do ostatniej loży, która zapewniała nam prywatność. Przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Oprócz żółwia, wyczułem tu jeszcze dwóch zmiennokształtnych, jednak żaden z nich nie było wilkiem lub innym większym drapieżnikiem. Z lekką ulgą zająłem miejsce.

Małe pokoiki składały się z wielkiego stołu i kanapy dookoła niego. Jedna żarówka oświetlała wnętrze, a ściany pokrywały erotyczne plakaty ukazujące akty seksualne. Raczej się tu nie zadomowię. Ochroniarz zajął miejsce naprzeciwko mnie. Odezwał się jako pierwszy.

— Nie musiałeś go atakować — powiedział z wyrzutem.

Nie odpowiedziałem, patrzyłem na niego chłodno. Nie miałem zamiaru mu się tłumaczyć, szczególnie, że nie po to tu jestem. Chrząknąłem za to głośno i zmieniłem temat na ten, który mnie interesował bardziej.

— Szukam maga.

— A ja chłopaka, który mnie nie będzie zdradzał.- odpowiedział sztywno. Przewróciłem oczami, po czym oparłem czoło o otwartą dłoń. Ta rozmowa zbyt szybko się nie skończy.

Siedzieliśmy w długiej ciszy, mierząc się wzrokiem. Ten gad nie dawał za wygraną.

— Aleksander, mówi ci coś to imię.

Mężczyzna otworzył szerzej oczy, po czym odwrócił głowę na bok. Wychodzi na to, że znał to imię, aż za dobrze. Kącik moich ust wygiął się delikatnie do góry. Wiedziałem już, że znalazłem osobę, która może mi pomóc. Miałem nadzieję, że zacznie gadać samodzielnie, bez mojej mało delikatnej pomocy.

— Sam mnie tu zaprosiłeś, a teraz milczysz? Niemiło z twojej strony.— wyczuł zmianę w moim głosie. Droczyłem się z nim, jednak nie było w tym nic słodkiego. Chłopak zrozumiał, że jest sam na sam z wielkim wilkiem, a ja nie należałem do łagodnych piesków. Mój uśmiech stał się szerszy, ukazując mu moje zęby. Na jego szczęście były przed przemianą. — To jak?

— Pieprzony dupek— wybąkał od razu. — Już ci mówiłem, że szukam kogoś wiernego, a Aleksander na pewno do takich nie należał. — W jego głosie było słychać gniew.

Zdradzony przez szalonego maga... ciekawe.

— A ja ci mówiłem, że chce go znaleźć.

Żółw spojrzał na mnie gniewnym spojrzeniem.

— W tym ci już nie pomogę wilku — zaznaczył ostatnie słowo.— Od kilku miesięcy go tu nie widziałem. — Czułem, że nie mówi mi całej prawdy.

— Wydaje mi się, że jednak możesz mi pomóc. — Wyciągnąłem dłoń na stół, moje paznokcie wydłużyły się znacznie.— Pomyśl jeszcze trochę.— Zostawiłem na drewnianej powierzchni długą rysę. Dźwięk drapanego drewna sprawił, że drgnął. jestem pewien, że zapamięta to spotkanie.

— Horangi.

— Co?

— Nie co, tylko kto. Horangi to pseudonim popularnego w tych rejonach chłopaka robiącego za prostytutkę. Aleksander go lubił, może on coś wie. - Jego suche słowa zostawiły mnie w przekonaniu, że więcej od niego nie wyciągnę.

Kurwa, ta zabawa w poszukiwania irytowała mnie coraz bardziej.

— Gdzie go znajdę?

— Przy barze znajdziesz jego wizytówki.

Nie czekałem na ciąg dalszy tej odpowiedzi. Opuściłem loże VIP. Chciałem wyjść stąd jak najszybciej. Klienci nadal przyglądali mi się z dezaprobatą. Miałem to w dupie. Szybko chwyciłem wizytówkę, a zaraz po tym opuściłem lokal. Na zewnątrz było już jaśniej, niż kiedy tu przyszedłem. Ewa zniknęła, a ja nie chciałem jej szukać. Uznałem, że na dziś wystarczy przesłuchań. Schowałem wizytówkę do tylnej kieszeni spodni.

Cieszyłem się z każdego kroku, który oddalał mnie od tamtego miejsca. Teraz skupiłem się na kobiecie, która czekała na mnie w ciepłym łóżku, i którą ma mnie zobaczyć zaraz po przebudzeniu.

PS

Nadszedł smutny czas, gdzie wakacje stopniowo się kończą...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top