Rozdział 20,5 (część I)
ANA
Dochodziła godzina otwarcia lokalu, a ja nadal próbowałam zapamiętać skład poznanych dziś drinków. Nagminnie myliłam kolejności wlewanych porcji, a na sam zapach „Diabelskiego Martini", reagowałam odruchem wymiotnym. Płynne paskudztwo śmierdziało zdechłym skunksem, było zepsute, mimo że Alex zapewniała mnie o poprawnej dacie ważności. Ja tam wiedziałam swoje, to nie był specyficzny aromat dla wybrednych smakoszy, tylko fetor zepsutego mięsa. Że też ludzie dobrowolnie to zamawiali. Wzdrygnęła się na samą myśl. Paskudztwo.
Przegryzłam język, powstrzymując się przed kolejnym odruchem. Niechętnie obserwowałam zgrabne ruchy barmanki, wlewającej zieloną galaretkę do mlecznego płynu. Żołądek wraz z moim umysłem sprzeciwiali się tym dziwacznym wybrykom. Gdzie się podziało klasyczne Mojito, czy też znany Aperol Spritz? Od kiedy to nadrożny bar serwował kuchnię molekularną?
— Wlewasz dosłownie odrobinę, jest bardzo aromatyczne, łatwo można przesadzić. — Alex tłumaczyła dalej, wskazując na etykietkę z napisem „Kocimiętka". Skrzywiłam się jeszcze bardziej, cuchnęło gorzej od poprzednich.
Alkohol piłam rzadko, praktycznie wcale od śmierci ojca. Same wspomnienia jego, gdy nabuzowany tracił świadomość ze światem rzeczywistym, przerażały mnie na tyle, bym odchodziła od wszelkich używek. Był chory, zawładnięty nałogiem, przez co skończył jako ofiara własnej histerii. Lekarz stwierdził depresję oraz początki dwubiegunówki. Opis na to wskazywał, zachowanie ojca również, szkoda tylko, że dowiedziałam się o tym zbyt późno. Martwego ciała nie byłam w stanie uratować.
Wróciłam spojrzeniem na dziewczynę, ozdabiającą kieliszek skórką pomarańczy.
—Chcesz spróbować? — zapytała po chwili, wręczając mi nowo stworzoną miksturę. Zapach momentalnie wrócił do mnie ze zdwojoną siłą.
Jeśli tak wyglądały drinki, które się teraz piło, to raczej nic nie straciłam. Z wielką przyjemnością zostanę przy Whisky, ono wręcz wchodziło we mnie fenomenalnie. Pomyślałam z przekąsem, przypominając sobie porannego kaca. Przynajmniej byłam pewna, że do alkoholizmu dzieliła mnie nadal daleka droga.
— Odpuszczę — odparłam, cofając się o krok, aby przypadkiem nie doznać zatrucia od samego wdychania zapachu.
Alex jedynie wzruszyła ramionami, wypijając całość duszkiem. Oblizała górną wargę, wstawiając automatycznie puste naczynie do zlewu. Nawet nie mrugnęła! Zachowywała się, jakby piła wodę, a nie wysoko procentowy alkohol.
— Tylko nie podkabluj na mnie Jackowi — Zmrużyła oczy, grożąc palcem. Oblizała się raz jeszcze, zgarniając pozostałości galaretki. — Pamiętaj, pracuję tu dłużej, nie przyznam się do niczego, a całą winę zgonię na ciebie.
Zadowolona uśmiechnęła się, zmywając ślady zbrodni.
Uroczo — pomyślałam. Nie naniosłabym na nią, nawet jeśli Jack stałby tuż obok. Nie ze względu na głęboko zakorzenioną damską solidarność, a raczej ze strachu przed jej odwetem. Nie byłam głupia, może i charakterem dorównywała amorkowi, jednak on również strzelał z łuku ostrymi strzałami.
Wygląd nie był miernikiem charakteru, tak naprawdę nic nim nie było. Nikt nie był w stanie przewidzieć naszych przyszłych decyzji. Dziś mogłam uratować bezbronnego człowieka, a za parę lat mogłam go zostawić na pastwę losu, gdybym tylko ja mogła wtedy przeżyć. Dlatego też nie ufałam nikomu, tylko głupcy wierzyli we wrodzoną empatię. Byliśmy wyłącznie zwierzętami, pragnącymi przetrwać ze wszystkich sił. Nawet rodzina nie odstępowała od tych norm.
Oderwałam wzrok od dziewczyny, gdy usłyszałam wchodzącego do pomieszczenia Jacka. Był dziwny, znów uśmiechnięty, a raczej skrzywiony, tylko że w przeciwną stronę. Przez większość dnia, typ śledził mnie, rozkazując na prawo i lewo — oczywiście, jako szef miał do tego pełne prawo, jednak spokojnie mogłam to również nazwać psychicznym znęcaniem się nad nowym pracownikiem. Przy czyszczeniu łazienki z zadowoleniem wręczył pakiet detergentów, oceniając, czy odpowiednio użyję każdego z nich. Pedancik, przyjął pozycję kata, który niczym dzikie zwierzę czekał na mój błędny ruch. Jak się później okazało, było ich zaskakująco wiele, przykładem była między innymi źle trzymana szmata. Nawet nie sądziłam, że coś takiego można spieprzyć?!
Po kilku minutach słuchania jego surowego tonu analizowałam wsadzenie głowy w muszlę z zamiarem utopienia. Nawet nie czułam odrazy, przecież sama przed sekundą pucowałam cały sedes! Przy końcówce tortur mogłam z przyjemnością zachwycać się własnym odbiciem w kafelkach. Zalana potem, usłyszałam tylko od Jacka krótki „ujdzie". Zachowywał się, jakby to on męczył się przy tej robocie bardziej ode mnie.
Gdyby nie interwencja Alex, zapewne w ramach dalszej pracy, wylizywałabym kurz z jego dzisiejszych butów. Chociaż nie, do takiego pedanta nawet ziarenko żwiru, by nie podeszło. Aura ponurego Jegora pasowała do niego, jak kosa do śmierci.
Dziewczyna namówiła szefa, abym wraz z nią przeszła do lekcji tworzenia procentowych mikstur — przecież nie mogłam tego nazwać drinkami. Wtedy odczułam ulgę, teraz żałowałam, że nie zostałam przy detergentach. Za prostą namową, wpakowałem się w większe gówno, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Moje kilkuletnie doświadczenie w gastronomii zostało dzisiaj poddane wielokrotnie próbie — wszystkie zawaliłam, a bar wciąż pozostawał zamknięty.
Jack, a raczej Kosiarz Jegor, zaśmiał się głośno, łapiąc wolną ręką za brzuch. Był taki inny, gdy na twarzy gościł uśmiech, mężczyzna nie do poznania. Nieznajomy przechodzień mógłby go wtedy nazwać miłym i sympatycznym. Uśmiechnęłam się lekko, podnosząc kąciki ust. Jakie rozczarowanie, by go czekało zaraz po tym, jak szef baru zrzuciłby maskę wesołka. Smętny kosiarz nie nadawał się do kontaktów z ludźmi.
Usłyszałam tuż obok sapnięcie. Barmanka wytrzepała mokre dłonie, chlapiąc przy tym mnie.
Nawet nie przeprosiła.
— Z kim tak romansujesz, kochasiu? — krzyknęła z udawanym wyrzutem. Dostrzegłam, jak z trudem walczy z uśmiechem.
Jack spojrzał zza wyświetlacza smartfona. Przy zmrużonych oczach zaobserwowałam malutkie nitki, symbolizujące zmarszczki. Przy codziennej, pokerowej twarzy, były wręcz niezauważalne. Niechętnie to wypływało z moich ust, jednak musiałam przyznać, że uśmiechnięty był nawet przystojny. Jack spoważniał, widząc moje czujne obserwacje. Uśmiech zniknął, a on sam zmienił się w sztywny sopel lodu.
Także się odwróciłam, nie rozumiałam jego zachowania. Jego oschły charakter działał na mnie negatywnie, przyjaźń najwidoczniej nie była nam pisana.
— No tłumacz się — ponagliła Alex, przeciskając się za moimi plecami, byle jak najszybciej znaleźć się obok Jacka.
Bez pozwolenia, zerknęła mu przez ramie, robiąc po chwili sarnie oczy.
— Gerard? — syknęła, powstrzymując pisk. Dotknęła ekranu, przesuwając po nim palcem w dół.
— Zadzwoni, zobaczysz. — oparła głowę o ramię mężczyzny, chichocząc przy tym niczym rozhulana nastolatka. — A to niby ja mu dokuczam — dodała naburmuszona, kiedy Jack odsunął ją mało delikatnie od siebie.
Dziewczyna złapała go mocniej za ramię, przyciskając je do własnej piersi. Jack przewrócił oczami, poddając się w walce. Dobrze wiedział, że jego pracownica tak łatwo mu nie odpuści.
— O wilku mowa — mruknęła zadowolona, słysząc nadchodzące połączenie. — Teraz się tłumacz
— rzuciła do jacka, odklejając się od niego. Zgrabnie wróciła do mnie, puszczając po drodze flirciarskie oczko. Westchnęłam przeciągle.
Jack, ewakuował się energicznie z pomieszczenia, wciskając po drodze zieloną słuchawkę. Nawet nie zdążyłam usłyszeć ich rozmowy. Alex za to zajęła wcześniejsze miejsce, zarzucając mi na ramię wytatuowaną rękę. Na wystającym nadgarstku dostrzegłam krótki napis.
„Jeśli wolność jest suką, to czas na zmianę orientacji."
Może i była nieznośnie, jednak chyba faktycznie ją polubiłam.
Dziewczyna zerknęła na zegar umiejscowiony tuż nad drzwiami wejściowymi. Czarne źrenice zwęziły się niebezpiecznie. Skrzywiła się zdając sobie sprawę tak samo jak ja, że za pół godziny otwieramy bar.
— Myślisz, że dasz radę stać dziś za barem? — zapytała, choć dobrze znałam jej odpowiedź.
— A jak myślisz? — odpowiedziałam pytaniem.
— Myślę, że jesteś chujowym barmanem i mam cichą nadzieję, że jako kelnerka radzisz sobie lepiej.
Zaśmiałam się, słysząc jej szczerą opinię.
— To nie będzie mój pierwszy raz, myślę, że podołam zadaniu.
Przekręciła głowę na bok, przyglądając się zamkniętym drzwiom.
— Żebyś się nie zdziwiła... — zaczęła, jednak od razu zmieniła temat -... no to teraz spróbujemy zrobić „Krwawą Merry".
P.S.
Mam nadzieję, że druga część pojawi się szybko :)
Zostaw swoją opinię w komentarzu!
Gwiazdki też są mile widziane!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top