2.Z pamiętnika mamy 3/x. Do zabójstwa jeden krok
Następnego dnia zostałam bez ceremonialne obudzona, przez krzyk Jeffa. Rozumiem, że jest morderca i ma z deczka nie równo pod sufitem, ale kultura kurwa coś mówi na temat budzenia innych krzykiem!
-Wstawaj trenigng jest!! - się darł nad moją twarzą.
Otwożyłam oczy i zobaczyłam jego 'wieczny uśmiech' przed oczami. Czerwone cudo świata cieknące z kącika (wyciętych) ust. Nie mogłam się oprzeć i zaczełam zlizywać krew. Mmmm metaliczny posmak dawno takiej nie piłam (nie jestem wampirem ok?) moja przeważnie jest słodka.
Chwila odrętwienia minęła nim Jeff mnie odepchnoł. Zszokowany odsunoł się ode mnie i oznajmił, że czeka na korytarzu. Szybko ubrałam się w ciuchy z komody stojącej koło drzwi jak okazało się do łazienki. Nie mogłam się oprzeć i wziełam długi prysznic.
-Wyłaź już! - krzyknoł Jeff.
Niewiele myśląc zignorowałam jego słowa. Poskutkowało to jego wtargnięciem do łaźni (było tak bardzo zaparowane, że ciężko to innaczej określić). Wyciągnoł mnie z pod prysznica i poprowadził korytarzami do ogromnej, jasno oświetlonej sali. Kiedy 'wychodziłam' z łazienki udało mi się zgarnąć moje ubrania razem z bielizną, więc szybko się ubrałam. Tak zaczoł się mój pierwszy trening.
Ćwiczyłam 'codziennie' (bo nie wiem kiedy w tym podziemiu była noc a kiedy był dzień i czy któregoś przypadkiem nie ćwiczyłam). Kiedy zostałam porwana był luty kiedy to pisze jest prawie lipiec. Wiem to bo wczoraj byłam na powierzchni w mojej szkole.
Chyba rano jak zawsze zostałam obudzona krzykami Jeffa. Szybko ubrałam i wyszłam na korytarz, by uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemnych sytuacji. Nie znałam prawie wcale kryjówki Jeffa więc oczywistym jest, że poprowadził mnie przez nie znane mi korytarze. Wychodząc na zewnątrz zostałam oślepiona słońcem, ogłuszona śpiewem ptaków i upojona zapachem lasu. Tyle zapomnianych doznań sprawiło, że poczułam się słabo i zakręciło mi się w głowie.
Idąc do szkoły mineliśmy mój dom oblepiony taśmą policyjną. Przyśpieszyłam kroku bo nie chciałam pozostawać tu ani chwili dłużej. Zaskoczony tym Jeff został z tyłu, jednak szybko mnie dogonił.
-Wracając pokażę ci miejsce w którym zaczeła się moja historia.
-Naprawdę? - odpowiedziałam sarkastycznie.
Starałam się nie pozwolić chłopakowi odczytać moich emocji. Nigdy nie lubiłam tego miejsca, teraz jeszcze przypominał mi o tym jak nie umarłam mając wręcz do tego perfekcyjną okazję. Tak bardzo pragnę umrzeć, ale teraz coś się zmieniło. Teraz nie mogę umrzeć, jestem nie śmiertelna. Chcę wreszcie umrzeć kurwa.
Doszliśmy wreszcie do szkoły, była lekcja więc korytarze były puste. Doszłam do sali w której zazwyczaj miała lekcje moja klasa i stanełam czekając na dzwonek. Jeffa nie było gdzieś zniknął zaraz po wejściu do szkoły. Wreszcie usłyszałam dźwięk który wywołuje u innych uczniów szczęście u mnie tylko lęk co tym razem wymyślą Cole i Taylor, moi szkolni prześladowcy. Dźwięk jeszcze do końca nie wybrzmiał gdy ci dwaj wypadli na korytarz. Nie wiem jakim cudem oni są bliźniakami jednojajowymi. Taylor jest tym inteligętniejszym i drobniejszym chociaż i tak jest ode mnie wyższy i składa się chyba tylko z mięśni.
Ten 'Inteligętny' mnie zauważył, zazczynajmy tę szopkę.
-O! Patrzcie kto się znalazł! Wszyscy myśleli, że ten morderca porwał cię i zabił gdzieś w lesie. Ale nie, nasza kochana gwiazdeczka żyje - powiedział.
-Nie wysilaj się tak. Nie wiem co tu się działo i nie chce słyszeć tego od ciebie.
-Jaka pyskliwa, czy nie mówiliśmy ci o tym jak masz się do nas zwracać? - mówiąc to Cole zbliżył się do mnie.
- Wiesz przeszła mi już wasza głupota.
-To zaraz wróci. - powiedział Taylor i w jednym momencie obaj złapali mnie za nadgarstki, tak że aż skrzypneły.
Powlekli mnie tam gdzie zwykle czyli do schowka na sprzęt sportowy. Skąd mieli do niego klucz nie dowiem się jiż nigdy.
-Jak tam wakacje? - zapytał wysoki chłopak. -Porywacz miły? Ładną ma ruderę w tym lesie?
-Zamknj się. Bo mam leprzą propozycję. Co wy na to, żeby wyrównać rachunki?
-Nie - odpowiedział Taylor on zawsze podejmował decyzje w tym duecie.
Weszliśmy do schowka i wreszcie mnie puścili. Cole zamkął drzwi na klucz, a ja w tym samym momencie spoliczkowałam Taylora.
-To za sprzeciw komuś o kim nie masz żadnego pojęcia, a nim pomiatasz i traktujesz jak zabawkę -dałam mu drugiego liścia. - A to za mój 'pierwszy raz', to był zajebisty pomysł prawda?! Mogliście mieć każdą, ale najlepiej tą co nie powie, tą co się boi, tą samotną której i tak nikt nie uwierzy! Cóż propozycja porachunków wciąż aktualna.
-Zgoda. Kiedy, bo nie w szkole? - wreszcie się zgodził.
-Tam gdzie zawsze o tej co zwykle.
Wyważyłam drzwi i wyszłam na prawie pusty korytarz przy sali gimnastycznej, a potem ze szkoły.
W parczku na przeciwko budynku czekał Jeff, cały spięty, a na jego ramieniu wisiała jakaś dziewczyna i szeptała mu coś do ucha. Uśmiechała się cały czas, kiedy mnie zobaczyła mina jej zrzedła, co z kolei podniosło trochę na duchu chłopaka.
- To jest ta twoja nowa dziewczyna? -powiedziała głośno - Stella? Ty sobie żartujesz. Widziałeś jak ona się zachowuje? Nie skrzywdziła by nawet muchy.
- Ma motyw, nie czepia się o rodziców i sama wręcz zaproponowała zemstę.
- Ona tego nie zrobi ja ci to mówię znam ją chodziłyśmy do jednej klasy...
- Nie zapędzaj się tak bo nie chodziłaś do mojej klasy, pamiętała bym cię - pamiętam całą klasę i tej dziewczyny w niej nie było nigdy.
Dziewczyna prychneła, a potem odeszła.
- Kto to? Czego chciała od ciebie? - zapytałam.
- Nie ważne. Załatwiłaś sprawę?
- Tak.
- To idziemy - złapał mnie za ramię i pociągnoł w kierunku metra.
W metrze poprowadził mnie do nie używanej części podziemia i dłuższą chwilę szliśmy zdemolowanym tunelem. Nie odzywaliśmy się do siebie.
- Jeff kim była ta dziewczyna? - zapytałam by przerwać ciszę.
- Nie twoja sprawa, ale jej pojawienie się to zły znak - odpowiedział
- Jeff, ona ma takie same oczy co ja, więc powiedz mi proszę kim ona jest.
- Jun Hollow chodź tylko wśród morderców, bo prawnie to Jun Sparrow Woods - wreszcie odpowiedział na moje pytanie.
- Jeff, ja mam na nazwisko Sparrow... Co jeśli ona jest moją kuzynką?
- Jest nią - zamurowało mnie dosłownie stanełam w miejscu.
- A Woods? Kiedyś ponoć mieszkali w tym mieście ale siedem lat temu zginęli w porzaże, a najmłodszy syn zaginął. Ale ona mogła mieć wtedy maksymalnie dziesięć lat.
- Zabiłem Jeffa Woodsa dwa lata temu - powiedziałyśląc, że przestanę.
- Jeff, Jeff... Jeff! Czy ty jesteś Woods? -milczał to dowiodło dla mnie, tego że mam rację. - Jeff the Killer to Woods?
Wyszliśmy na ulicę koło spalonego domu Woodsów.
-To był mój dom. Wejdźmy do środka - powiedział popychając resztki nadpalonych drzwi.
Cały parter był spalony z większości żeczy pozostał popiół. Jeff opadł beztrosko na pozostałości z kanapy.
- Jak chcesz możesz pozwiedzać ja tu zaczekam.
Weszłam po spalonych schodach na górę i przeszłam przez pierwsze drzwi po lewej. Był tam pokój z dużym łóżkiem i pełno zaschniętej krwi, z jednej strony nadpalona kołdra leżała zwinięta na ziemi. Pomyślałam, że ktoś tutaj sypia i przeszły mnie dreszcze.
-Mogłem tu posprzątać. Dobrze by było jakbyś skończyła zwiedzanie, bo Jun się tu kręci.
Czyli Jeff tu sypia? Ale dlaczego przecież ma kompleks podziemią. Nim zdążyłam się go o to zapytać pociągnął mnie na parter. Tam pod resztkami telewizora stała zdezelowana szawka, której nie wiedzieć czemu nie dosięgły płomienie. Chłopak otwożył jej drzwiczki i wsunął jedną część pleców do środka. Spodziewałam się zobaczyć ścianę, a nie tunel prowadzący nie wiadomo do kąd.
- Mam nadzieję, że nie masz klaustrofibii, bo będziesz musiała się dość długo czołgać.
Posłusznie weszłam do środka i ruszyłam w ciemność.
-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°-°
Wzięłam się za poprawki, ale najwiękrze zmiany jeszcze przed nami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top