Człowiek czy...?

Pierwsze co poczułam po obudzeniu to nałożony na moje ciało materiał. Leniwie otworzyłam swoje oczy, od razu skanując pomieszczenie, w którym byłam, aby mój mózg zarejestrował, gdzie się obecnie znajdowaliśmy i aby przypomniał sobie, co się wydarzyło przez ostatnie godziny.

Szybko w pokoju zarejestrowałam posturę Jake'a, który siedząc na ziemi oparty o ścianę, sprawnie wystukiwał coś w swoim laptopie. Na jego nosie zawitały okulary w czarnych cienkich oprawkach, w których odbijał się obraz jego monitora. Z tego co udało mi się zauważyć, był to prawdopodobnie jakiś program do programowania lub coś podobnego do tego. Jego ubiór także się zmienił. Obecnie na torsie blondyn miał białą koszulkę z niebieskimi rękawami do łokci, a na dół założył najzwyczajniejsze szare dresy.
Powoli podniosłam się do siadu, jedną ręką ściągając z moich włosów ręcznik, który i tak w większości już leżał na poduszce, którą miałam pod głową. Od razu rozciągnęłam swoje mięśnie nadal siedząc na miękkim materacu kiedy do moich uszu doszedł głos mężczyzny.

- Śpiąca królewna wstała. - powiedział lekko sarkastycznie, zamykając swojego laptopa. Wywróciłam oczami na jego słowa, wstając z łóżka, jeszcze raz przeciągając swoje mięśnie. Zdecydowanie potrzebowałam tej drzemki. - Już myślałem, że będę musiał cię pocałować jak w bajce. - dopowiedział, na co prychnęłam, związując swoje nadal lekko mokre włosy gumką w niską niechlujną kitkę.

- Życie to nie bajka. - odpowiedziałam, poprawiając po sobie pościel na łóżku. Zabrałam z szafki obok, leżący na niej mój telefon od razu sprawdzając na nim godzinę. Była już prawie ósma wieczór. - Mogłeś mnie obudzić, jeśli chciałeś dalej jechać. - powiedziałam, w jego stronę idąc do łazienki, aby lekko przemyć swoją twarz w celu lepszego przebudzenia się.

- Wyglądałaś na zmęczoną. - usłyszałam, na co zatrzymałam się w pół kroku. Troszczy się o mnie? - Wolałem, abyś teraz trochę więcej odespała, niż potem miałabyś się męczyć a przy okazji narzekać mi nad uchem, że cię obudziłem. - dopowiedział, a na mojej twarzy od razu zawitał lekki uśmiech.

- Najwyżej zasnęłabym w samochodzie. - powiedziałam, przemywając twarz zimną wodą.

- Ta, i jeszcze byś mi chrapała. Trzeszczące radio mi starczy. - rzucił, na co momentalnie wyszłam z łazienki oburzona.

- Co ty właśnie powiedziałeś? - zapytałam z podniesioną brwią, patrząc na niego. Jak mogłam się domyślić, na twarzy blondyna widniał lekki, zadziorny uśmieszek. Chuj ze mną pogrywa.

- Chrapiesz. Gorzej niż 60-letnie dziadki. - odpowiedział pewny siebie, pakując swojego laptopa do torby dla niego przeznaczonej.

- Masz dowód?

- Tak. Nagrałem, jak śpisz. - odpowiedział, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.

- To pokaż to nagranie. - powiedziałam, zakładając ramiona na swoim biuście. Ten wyciągnął swój telefon i przez chwilę czegoś w nim szukał, prawdopodobnie udając, że szuka wcześniej wspomnianego nagrania.

- Kurcze, nie zapisało się. - rzucił, na co wywróciłam oczami, wracając do łazienki.

- Wiedziałam, że kłamałeś. - odpowiedziałam, poprawiając swoje ubranie w jedynym lustrze, jakie tutaj mieliśmy.

- Lepiej dla mnie, że nie będziesz jednak spać podczas podróży. Utrzymywanie rozmowy z kierowcą, podczas nocnego prowadzenia pomaga mu utrzymać uwagę i spowoduje, że chociaż przez dłuższy czas nie będę aż tak śpiący. - usłyszałam od chłopaka, który, zatrzymał się za mną, opierając się plecami o ścianę. - Mniejsze prawdopodobieństwo, że skończymy w jakimś drzewie, jeśli będziesz utrzymywać ze mną jakąkolwiek rozmowę podczas tej podróży. Jak bardzo będziesz śpiąca, to masz miejsce dla siebie na tylnych siedzeniach. Specjalnie ogarnąłem swoje graty, abyś mogła się tam położyć. - dopowiedział, a ja pokiwałam głową, informując go o tym, że przyjęłam do wiadomości to, co mi powiedział. Po chwili obróciłam się do niego przodem, tym razem kładąc dłonie na swoich biodrach.

- To jak? Gotowy, aby jechać? - zapytałam, a ten od razu uśmiechnął się do mnie, podnosząc z ziemi dwie torby, jakie tu miał.

- Gotowy od prawie godziny. - odpowiedział, lekko pokazując mi dłonią, abym jako pierwsza wyszła z naszego tymczasowego pokoju. Żwawym krokiem wyszłam z pokoju, od razu kierując się do samochodu zaparkowanego niedaleko. Usłyszałam jak blondyn kluczykiem, odblokowuje dla mnie drzwi, a następnie rzucił, że załatwi jeszcze ostatnie formalności z właścicielem tego miejsca i zaraz wróci. Usiadłam więc na miejscu pasażera, od razu odwracając się, aby popatrzeć na tylne siedzenia.

- Faktycznie posprzątał. - powiedziałam do siebie, nie widząc już pustych opakowań. Na ziemi za fotelem kierowcy leżały torby, które wcześniej zajmowały tylne siedzenia. Sprawnie sięgnęłam po tam też leżący koc i po ówczesnym ściągnięciu ze swoich stóp butów (chłopak pożyczył mi także klapki) usiadłam wygodniej na swoim miejscu, przykrywając swoje nogi miękkim kocem.
Nie całą minutę później Jake wrócił do samochodu, zajmując miejsce obok mnie. Oboje zapieliśmy pasy, a wyższy odpalił samochód, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

- No to w drogę. - rzucił, wyjeżdżając z parkingu, tym samym włączając się do głównej drogi. Przez parę sekund jechaliśmy miejskimi drogami, które były dość dobrze oświetlone, jednak szybko nasza sielanka się skończyła. Przed nami rozciągało się pustkowie pogrążone w całkowitej ciemności. Tylko pasek rozdzielający jezdnie, asfaltowa droga oraz co jakiś czas pojedyncze znaki ostrzegawcze.

Szybko zauważyłam, że podróżowanie po takim pustkowiu niesie ze sobą dużo plusów. Droga przed nami była całkowicie pusta, co oznaczało, że mogliśmy jechać z dość dużą prędkością. Innym plusem, który zdecydowanie bardziej przypadał mi do gustu, było piękne, perfekcyjnie widoczne nocne niebo, które obecnie rozciągało się nad nami. Miliony białych, małych błyszczących punkcików, rozciągniętych po całej bezkresnej przestrzeni nad nami. 

Nagle usłyszałam dźwięk czegoś automatycznie przesuwanego, więc szybko obróciłam głowę w kierunku blondyna, który jednym przyciskiem ukazał mi, wcześniej niezauważony szyberdach, dzięki któremu mogłam teraz bezpośrednio oglądać gwiazdy nad swoją głową.

- Po swojej prawej masz wajchę do odchylenia fotela. - usłyszałam, więc tak jak poinformował mnie kierowca, odnalazłam małą dźwignię, dzięki której rozłożyłam swój fotel prawie jak łóżko. I tak to ja mogę jeździć. - Popcorn, colę do seansu? - dopowiedział chłopak, na co zaśmiałam się lekko.

- Nie trzeba. - odpowiedziałam, wlepiona w widok przede mną. - Kocham nocne niebo. - wyszeptałam, nie odrywając się od tego uspokajającego obrazu.

- Szybko zauważyłem. Nie jesteś w tym jedyna. - powiedział Jake, na co mimowolnie wywróciłam oczami na jego słowa. - Dlaczego kochasz nocne niebo? - zapytał, opierając się o zamkniętą szybę obok siebie. Dlaczego je kocham?

- Może dlatego, że jest jak długo oczekiwany sen po męczącym dniu? Albo jak wychodzące zza ciemnych chmur słońce po strasznej burzy? - odpowiedziałam cicho. - Sam ten widok jest dla mnie uspokajający. Kiedy patrze w gwiazdy wszystko dookoła mnie przestaje istnieć. Wszystkie problemy, zmartwienia, łzy. Na chwilę, chociaż mogę o nich zapomnieć. - powiedziałam, zamykając na chwilę oczy. - Gwiazdy są dla mnie jak osoba, która zawsze mnie wysłucha. Może brzmię jak wariatka, ale naprawdę mam wrażenie, że po takiej mentalnej rozmowie z gwiazdami, nagle jest mi lżej na sercu. - skończyłam mówić ponownie, otwierając oczy, aby popatrzeć ponownie na niebo nade mną.

Cisza, jaka zapadła w samochodzie po mojej wypowiedzi nie była nieprzyjemna. Wydawała się na wręcz wtedy potrzebna. Nie wiedziałam, co teraz się działo w myślach chłopaka, ale sama nie chciałam już dodawać nic od siebie. Przez kolejne minuty jechaliśmy w ciszy, która co jakiś czas była przerywana dźwiękami opon, które natrafiały na swojej drodze na małe kamyczki.

- Podałabyś mi wodę z tylnych siedzeń? - przerwał nagle głos blondyna, który wyrwał mnie z własnych myśli. Obróciłam się na swój bok, sięgając za fotel Jake'a gdzie jak zauważyłam wcześniej chłopak położył torbę z zakupami, jakie zrobił. Dość sprawnie odnalazłam w niej małą butelkę wody mineralnej, którą odkręciłam i podałam kierującemu. Blondyn wyczuwalnie zmiejszył prędkośc samochodu, jedną dłonią trzymając kierownicę, a drugą butelkę. W ten w oddali dostrzegłam dziwny kształt na poboczu.

- Ej, to chyba człowiek leży. - powiedziałam cicho, na co blondyn popatrzył na mnie zaskoczony, zaraz po tym patrząc na punkt, na który patrzyłam. - Podjedź, może coś mu się stało. - dopowiedziałam, co Jake zrobił ze zdecydowaną niską prędkością. Tak szybko jednak jak podjechaliśmy do nazwanego przeze mnie „człowieka", tak szybko oboje zauważyliśmy, że nie był to jednak człowiek.

- Harriet kurwa to jest jebany kangur! - wykrzyczał blondyn, z szybkim czasem reakcji odjeżdżając od zwierzęcia, które zaczynało wstawać z ziemi, na której postanowiło urządzić sobie drzemkę. W dalszym szoku patrzyłam za zwierzęciem w bocznym lusterku.

- On naprawdę wyglądał jak poszkodowany człowiek. - powiedziałam na swoją obronę, patrząc na Jake'a lekko zawstydzona. Ten jedynie popatrzył na mnie podirytowanym wzrokiem, mówiącym więcej niż tysiąc słów. - Dobra, nie odzywam się już. - dopowiedziałam, wracając do oglądania nieba nade mną.

- Możesz się odzywać. Po prostu coś mogło nam się stać. - wytłumaczył chłopak, dalej skupiając się na drodze.

- Co by ci zrobił taki kangur? - zapytałam z przekąsem, patrząc na jego profil.

- Oj dużo. Nie słyszałaś o tym jak kangury są niebezpieczne? Bez problemu mogą cię wysłać do szpitala na ostry dyżur. - odpowiedział blondyn, na co popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

- Żartujesz sobie. Przecież to takie urocze zwierzątka. - powiedziałam, podnosząc fotel do pozycji siedzącej, aby lepiej mi się rozmawiało z kierującym.

- Mój kolega też tak kiedyś powiedział. Szybko jednak przestał kiedy z troszkę zbyt dużym ego postanowił udowodnić nam, że bez problemu pokona jednego kangura. - opowiadał Jake kiedy jechaliśmy dalej pustkowiem.

- I co?

- Przegrał. - rzucił w odpowiedzi, na co momentalnie zrzedła mi mina. - Żyje i ma się teraz dobrze, ale kangurów się boi teraz bardziej niż czegokolwiek. - dopowiedział, na co lekko (niewiele, lecz jednak) mi ulżyło.

- Zapamiętać. Nie zbliżać się do kangurów na wolności i nie tylko. - powiedziałam, na co ten pokiwał głowa.

Kolejne mile naszej podróży przeleciały nam dość miło. Dużo rozmawialiśmy na różne tematy, puściłam nam nawet jakąś muzykę z mojego telefonu, abyśmy nie musieli jechać w ciszy. Wraz jednak z kolejnymi mijającymi godzinami w podróży, robiłam się coraz bardziej senna i dość szybko ponownie zasnęłam na miejscu obok chłopaka.

~~~

Dość brutalnie zostałam obudzona przez promienie słońca na twarzy. Zanim jeszcze otworzyłam swoje oczy, przeciągnęłam się na fotelu, który ku mojemu zdziwieniu był obniżony tak, aby jak najbardziej przypominał łóżko. W końcu otworzyłam oczy do chyba jednego z piękniejszych widoków, jakie widziałam w życiu.

Centralnie naprzeciwko mnie, rozciągał się turkusowego ocean, znad którego horyzontu ujawniało się poranne słońce. Staliśmy na parkingu, który znajdował się na klifie. Mogłam bez problemu usłyszeć fale uderzające o skalne ściany pode mną, oraz przelatujące lub będące niedaleko mewy.

W ten zza siebie usłyszałam szelest, po którym dotarł do mnie także cichy wydech. Obróciłam się więc, aby zobaczyć, co (a raczej kto) znajdował się za mną, jednak jak mogłam się spodziewać był to Jake, który obecnie smacznie spał na tylnych siedzeniach, przykryty swoją bluzą. Chłopak obecnie leżał na plecach, z jedną ręką pod swoją głową, a drugą luźno leżącą na swoim brzuchu. Przez wzrost blondyna, jego nogi obecnie lekko gniotły się przy samych drzwiach. Bez problemu zauważyłam, że chłopak miał lekkie worki pod oczami, których wcześniej nie dostrzegłam. Prawdopodobnie też przez to spał teraz jak zabity.

Ostrożnie podniosłam fotel do bardziej pionowej pozycji, dzięki czemu słońce, rozciągające się przed nami, nie świeciłoby wyższemu na oczy jak mi, a następnie najciszej jak umiałam, wyszłam z samochodu, od razu rozciągając lekko swoje nogi, które zdecydowanie po tak długim siedzeniu w miejscu potrzebowały, chociaż minimalnego ruchu.

Powolnym krokiem, zbliżyłam się do barierki, która oddzielała bezpieczny grunt od praktycznej przepaści, i ostrożnie usiadłam na niej, patrząc w widok przede mną. Kolorowe niebo, szum morza, oraz ciepły wiatr muskający moją odkrytą skórę, był w tym momencie bardzo przyjemny i uspokajający. Zamknęłam swoje oczy, zaciągając się rześkim, lekko słonym morskim powietrzem.

Moje myśli od razu pognały w kierunku mojej rodziny. Wewnętrznie pytałam sama siebie czy się o mnie martwią? Co się teraz z nimi dzieje? Co o mnie myślą? Ponownie zastanawiałam się, czy na pewno podjęłam dobrą decyzję. Czy dobrze zrobiłam, uciekając z Perth?
Sprawnie odblokowałam swój telefon, wchodząc w połączenia. Od wczorajszego dnia miałam mnóstwo nieodebranych połączeń od mamy, taty, Victorii czy Peter'a, jednak coś we mnie nie chciało ich odbierać. Widząc, jednak że mam kilka nowych wiadomości na poczcie głosowej, postanowiłam je odsłuchać. Dość szybko wybrałam numer poczty głosowej, od razu włączając tryb głośnomówiący.

- Masz 4 nowych wiadomości. - powiedział mechaniczny głos w słuchawce. Później zaczął, mówić od kogo były pozostawione wiadomości i jak mogłam się spodziewać pierwsza była od mojego byłego narzeczonego. Nacisnęłam odpowiedni przycisk, aby ją odsłuchać, z lekkim strachem w środku siebie.

- Czemu uciekłaś? - powiedział ten dobrze znany mi głos, na którego dźwięk momentalnie poczułam lekki skurcz w sercu. - Widziałaś nas prawda? - usłyszałam, a następnie ze strony nagrania mogłam usłyszeć, ciche parskniecie, jakby mężczyzna sam sobie uświadomił, prawdę swoich słów. - Zabrzmię jak debil, mówiąc, że nie miałaś tego zobaczyć. Co mogę jednak powiedzieć. Victoria mnie zauroczyła już te parę lat temu. - mówił, na co moje serce zacisnęło się mocniej w bólu. - Kochałem każdy moment z tobą, byłem z tobą naprawdę szczęśliwy, ale przy niej tak naprawdę czuje, że żyje. Każdy moment z nią obok jest żywszy, cały świat jest piękniejszy. - w słuchawce po tych słowach zapadła kilku sekundowa cisza. Przygryzłam swoją wargę, czując zbierające się w moich oczach łzy, na słowa chłopaka. - Przepraszam cię Harriet, że musiałaś się dowiedzieć o tym w taki sposób. Mogłem ci o tym powiedzieć jeszcze zanim ci się oświadczyłem i zanim zaczęliśmy planować nasze wesele. Naprawdę przepraszam Harri. - powiedział Peter, a następnie zapadła głucha cisza, zanim przerwał ją ponownie mechaniczny głos.

- Jeśli chcesz odsłuchać wiadomość ponownie, wciśnij 1, jeśli chcesz usunąć wiadomość, naciśnij 2, aby odsłuchać następną wiadomość, wciśnij 3 - usłyszałam, a mój palec momentalnie skierował się nad liczbę dwa, jednak po chwili niepewnie nacisnęłam ostatnią opcję. Bot ponownie odczytał numer telefonu, który tym razem należał do dziewczyny, przez którą teraz byłam tutaj zamiast prawdopodobnie na weselu swojego życia.

- Widziałam, jak odjeżdżasz z jakimś blondynem. Czyli nie tylko Peter był niewierny huh? - zapytała, a jej głos wręcz przelewał się jadem. - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa ze swoim blondaskiem, bo twój narzeczony, a nie przepraszam, były narzeczony jest o wiele szczęśliwszy teraz ze mną. - usłyszałam, a moja dłoń momentalnie zacisnęła się na telefonie z buzującego we mnie gniewu. - Zawsze się zastanawiałam, dlaczego Peter cię zauważył, nie wyróżniasz się niczym z tłumu. Nie jesteś też jakoś specjalnie utalentowana. Dobrze, że szybko sobie uświadomił, że zmarnuje sobie życie przy tobie i wybrał mnie. Nie było trudno go odbić, wiesz? Parę miłych słówek, delikatnych gestów, wyjść na miasto samych i był cały mój. Nadal jest. Wiesz, jakie to wspaniałe uczucie mieć kogoś na każde swoje najmniejsze zawołanie? - zapytała ciszej, powoli mówiąc każde słowo, abym na pewno dobrze usłyszała, co mówi. Czułam rosnącą we mnie złość i z każdym jej słowem miałam coraz większą ochotę, wyrzuć ten telefon do oceanu i zawrócić do Perth, aby to samo zrobić z szatynką. A ona nie potrafi pływać, więc poszłaby momentalnie na dno. Ze słuchawki mogłam usłyszeć jej śmiech, kpiący z mojej osoby, brzmiący tak, aby ta czerpała najlepszą zabawę z mojego nieszczęścia. - Cudowne to uczucie. Szkoda, że nigdy go nie doświadczysz. - powiedziała, a jej głos uspokoił się od wcześniejszego śmiechu. - Nie kontaktuj się z Peterem, ani mną. Jest nam lepiej bez ciebie w naszym życiu. - dopowiedziała, a następnie nagranie skończyło się.

Czułam, jak moje dłonie z nerwów trzęsą się nieopanowanie, a gniew na dziewczynę dosłownie wylewał się ze mnie. Tym razem kiedy mechaniczny głos powiedział mi jaką liczbę muszę nacisnąć, aby wykonać następującą akcję, nie zawahałam się, od razu klikając dwójkę, aby usunąć wiadomość. Automatycznie głos powiedział mi kolejny numer, który tym razem należał do mojej mamy.

- Nie tego się po tobie spodziewałam Harriet. - usłyszałam głos rodzicielki, który definitywnie wskazywał na rozczarowanie. - Nie tak cię wychowaliśmy z ojcem. Victoria powiedziała nam, że widziała, jak odjeżdżasz z jakimś chłopakiem. Byliście razem szczęśliwi, więc czemu zdradziłaś Peter'a. Tyle razy ci powtarzałam, że jak się kogoś kocha, to się go nie zostawia. Naprawdę się na tobie zawiedliśmy. - dopowiedziała, a następnie nagranie ponownie się zakończyło.
Zawiodła się na mnie? Nie chciała nawet ze mną porozmawiać na ten temat? Nie chciała wyjaśnień z mojej perspektywy? Czemu z taką łatwością uwierzyła Victorii? Od kiedy Victoria jest jej jedyną córką?

- Jeśli chcesz odsłuchać wiadomość, ponownie wciśnij 1, jeśli chcesz, usunąć wiadomość naciśnij 2, aby odsłuchać następną wiadomość, wciśnij 3 - usłyszałam od robotycznego głosu, i tak jak przy poprzednim nagraniu, bez większego zastanowienia nacisnęłam liczbę dwa. Ostatni numer na początku nie wydawał mi się znajomy. Dopiero kiedy usłyszałam głos osoby, która nagrała się na pocztę głosową, uświadomiłam sobie kto to, to był.

- Wiewióro ty moja kochana. - usłyszałam, na co momentalnie roześmiałam się, przypominając sobie osobę, która nagrała tę wiadomość. - Ja wiem, że to, co rude to wredne i tak dalej, ale znam cię od całych siedemnastu lat, ile egzystuje na tym zjebanym świecie, i chociaż skały by kurwa srały, płakały czy nie wiem co, nie uwierzyłbym w to, że ty, Harriet aka największa porażka tego uniwersum co do podrywania ludzi, uciekłaby z innym facetem w dniu swojego ślubu, o którym słuchałem przez ostatnie pół roku. - powiedział nadal lekko nastoletnim, lecz zdecydowanie bardziej męskim niż dziecięcym głosem mój kuzyn - Amadeus.

Amade, bo tak wolał być nazywany młodszy, był ciemno (może nie do końca naturalnie, lecz ten się upiera, że tak) włosym nastolatkiem, który miał zdecydowanie zbyt dużo czasu wolnego. Chłopak oczywiście był kochany i (większość) czasu miły, jednak posiadał też on swoją ciemniejszą bardziej wredną stronę. Gdyby nie fakt tego, że był on siedem lat młodszy ode mnie, najprawdopodobniej zastanawiałabym się, czy przypadkiem to nie mój zaginiony brat. Nasza więź pomimo dosyć nikłego kontaktu była bardzo głęboka i trwała.

- Wiem Harri, że byłaś pewna tej decyzji i gdziekolwiek będziesz obecnie, dasz sobie radę. Jakbyś czegoś potrzebowała, to do mnie dzwoń. Zawsze odbiorę. - usłyszałam, a następnie nagranie zakończyło się, a mechaniczny głos powtórzył znaną mi regułkę.

- Nie śpisz już? - usłyszałam znajomy głos, na którego dźwięk obróciłam się w kierunku samochodu. Blondyn widocznie zaspany, stał oparty o bok samochodu patrząc na mnie.

- Słońce mnie obudziło. - odpowiedziałam kiedy ten podszedł do mnie, siadając obok. - Wyspałeś się? - zapytałam, podczas gdy blondyn usiadł obok mnie, rozciągając swoje ramiona.

- Nawet? Dość dużo miejsca miałem na tyłach. Co prawda nie spałem długo, bo jak tutaj dojechałem, była około trzecia, a teraz jest prawie siódma. - wytłumaczył, patrząc na mnie, nadal lekko zaspany. - Mmmm, ile bym teraz dał za kubek czarnej kawy. - dopowiedział, na co zaśmiałam się lekko.

- To szybki postój w starbucksie lub innej kawiarni? - zaproponowałam, na co ten uśmiechnął się szerzej.

- Bardzo chętnie, ale problem w tym, że jesteśmy na totalnym odludziu. - odpowiedział chłopak, wstając z barierki, na której siedzieliśmy. - Mogę jednak nas poratować saszetką kawy instant. - odpowiedział, wyciągając do mnie dłoń, którą chwyciłam, także wstając z barierki, a następnie razem wróciliśmy do samochodu, gdzie w bardzo prymitywnych warunkach zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w dalszą podróż. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top