Być rudym to...

Pierwszy odcinek drogi do naszego celu podróży minął nam w lekko niezręcznej ciszy. Mężczyzna skupiony był na prowadzeniu samochodu, a ja sama potrzebowałam chyba jeszcze paru minut na przemyślenie wszystkich myśli w głowie. Dopiero kiedy byliśmy w trasie lekko ponad dwie godziny, i przekroczyliśmy magiczną liczbę stu przejechanych mil, obróciłam się w kierunku blondyna, patrząc na jego profil.

 - Czemu tak właściwie jedziesz do Melbourne? - zapytałam, co wyrwało go z transu skupienia na drodze.

 - Wracam do swojego mieszkania. Byłem w Perth odwiedzić swoich rodziców i dziadków. - odpowiedział, posyłając mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam jego gest, odwracając od niego wzrok. - Myślisz, że taki nagły wyjazd ci pomoże o nich zapomnieć? - usłyszałam od nieznajomego, na co westchnęłam cicho.

 - Mam taką nadzieję. Wychowałam się w Perth i w dość młodym wieku poznałam się z moim byłym, więc całe miasto mi o nim przypomina. - powiedziałam, robiąc parę sekund przerwy, zanim kontynuowałam swoją wypowiedź. - Victorię poznałam rok wcześniej niż Peter'a więc z nią też by mi się wszystko kojarzyło. - dokończyłam, a kątem oka zauważyłam, jak blondyn kiwa lekko głową, słuchając moich słów.

 - Victoria to ta dziewczyna co widziała, jak odjeżdżamy? - zapytał, na co od razu pokiwałam głową. - I to z nią cię zdradził? - zapytał ponownie, patrząc na mnie przelotnie. Kolejny raz potwierdziłam głową prawdziwą informację. - Czy twój były był ostatnio u okulisty? Bo widocznie stracił gust jeśli cię z nią zdradzał. Takiej jak jej jest pół miliona wszędzie. - powiedział, co ponownie mnie rozbawiło. Równocześnie poczułam lekkie ciepło w sercu, że chociaż mężczyzna stara się jakkolwiek poprawić mi humor.

 - Victoria zawsze była tą ładniejszą. - powiedziałam cicho, zajmując się usuwaniem zdjęć z tą dwójką z mojego telefonu. - Poznałam ją na początku szkoły średniej. To ona była tą, którą chodziła na imprezy najpopularniejszych osób w szkole, dostawała miliony kartek walentynkowych, miała jakiekolwiek życie miłosne, a faceci na ulicy obracali się za nią na ulicy. Czasami było to bardzo irytujące, trudno by było gdyby mnie nie denerwował fakt tego, że moja cała egzystencja była ignorowana. Z drugiej strony wolałam być niezaczepiana niż nadmiernie zaczepiana. Niedługo po rozpoczęciu szkoły średniej pierwszy raz spotkałam Petera. To była miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej pierwszej interakcji. - mówiłam dalej, jednak przerwałam przed opowiadaniem tej historii, patrząc na blondyna, który trzymał kierownicę u jej spodu jedynie kciukiem i z głową opartą na drugiej ręce, która wystawała przez otwarte okno, patrzył na drogę, jadąc przez autostradę.

 - Kontynuuj. - rzucił blondyn, patrząc na mnie przelotnie.

 - Na pewno chcesz tego słuchać? - odpowiedziałam, co prawda nie wyglądał, jakbym go nudziła tym opowiadaniem, ale zawsze lepiej się upewnić.

 - Słuchaj, jesteś właśnie po rozstaniu i dość mocnych przeżyciach. Będziemy w tym samochodzie razem przez najbliższe trzydzieści godzin, więc jeśli chcesz lub potrzebujesz to mów o wszystkim, co cię męczy. Jak to z siebie wyrzucisz to, uwierz mi, będzie ci lepiej. - powiedział, patrząc na mnie dłużej z uśmiechem, kiedy zatrzymaliśmy się przed bramkami na autostradzie. Mężczyzna sprawnie odebrał od maszyny bilecik, kładąc go blisko siebie ruszył dalej praktycznie pustą drogą.

 - A więc tak jak wspomniałam, była to miłość od pierwszej interakcji. Siedzieliśmy w gronie znajomych na patio szkolnym, kiedy jeden z nich przedstawił nam Peter'a. Wszyscy się z nim przywitaliśmy i wróciliśmy do wspólnej rozmowy. Ja jak zwykle siedziałam sama zajęta czytaniem książki, kiedy on do mnie zagadał, pytając, o czym jest książka. Wtedy pierwszy raz nie poczułam się przyćmiona osobą Victorii. Po tym dniu w sumie nie mieliśmy większej okazji na ponowne spotkanie, jednak często widziałam go na korytarzach, czy chociażby stołówce. Zaraz przed przerwą wakacyjną postanowiłam ponownie do niego zagadać. Nie liczyłam nawet na to, że będzie mnie pamiętał, jednak ku mojemu zaskoczeniu od razu zaproponował pierwsze spotkanie i tak po praktycznie codziennym spędzaniu czasu przez wakacje zostaliśmy parą. Byliśmy z sobą przez całe liceum i dokładnie dwa lata temu oświadczył mi się na naszych wspólnych wakacjach w Nowym Yorku. - skończyłam mówić, odkładając telefon, oraz patrząc przez okno na widoki, jakie mijaliśmy. Były to głównie pola, które od czasu do czasu w bliższej lub dalszej odległości miały nawet parę domów świadczących o tym, że były tu jakiś wioski.

 - Brzmi jak ideał faceta. - powiedział, na co gwałtownie na niego spojrzałam. Te słowa zabrzmiały znajomo.

 - Co właśnie powiedziałeś? - zapytałam cicho, patrząc na niego przestraszona.

 - To jak o nim opowiadasz. Mówisz, jakby był twoim ideałem. - wytłumaczył, posyłając mi krótkie spojrzenie.

 - Był moją pierwszą miłością, więc to raczej oczywiste, że będę o nim gadać jak o istnym bogu. - odpowiedziałam sarkastycznie, wywracając oczami.

 - Nie zarzucam ci tego, że tak o nim mówisz. - powiedział, skupiając się dalej na drodze. Między nami nastała kolejny raz cisza. - Tyle twoich historii? - usłyszałam nagle, więc popatrzyłam na niego zdziwiona.

 - Liczyłeś na podcast na temat mojego życia?

 - Lepsze to niż puszczanie radia, w którym ci muzykę z lat 70' puszczą. - odpowiedział, na co zaśmiałam się lekko.

 - Tylko taką masz stację w radiu? - zapytałam, a ten uśmiechnął się do mnie kącikiem ust.

 - Jest taka możliwość. - powiedział, na co roześmiałam się razem z nim. - Drugą opcją jest to, że całkowicie zjebało mi się radio i jedyne, co znalazłem to płytę od mojego ojca z tymi utworami. - dopowiedział, posyłając mi krótkie spojrzenie.

 - W takim razie zapraszam cię na pierwszy odcinek podcastu "Być rudym to wyzwanie" - powiedziałam, podkulając do siebie swoje nogi, aby wygodnie mi się siedziało.

 Takim akcentem przez następne parę godzin rozmawialiśmy z blondynem, opowiadając sobie najróżniejsze historie z naszych żyć. Dowiedziałam się między innymi, że mężczyzna jest informatykiem i głównie zajmuje się tworzeniem różnych aplikacji, oraz że w wolnym czasie surfuję i wyrabia w glinie różne naczynia. Sama też opowiedziałam mu o moim hobby, którym jest malowanie, oraz to tym, że pracuje jako opiekunka do dzieci.

 - Planuje zrobić trochę dłuższy postój w Coolgardie, zrobię jakieś zakupy na prowiant i zatankuje samochód, bo mamy dość długi odcinek trasy przed sobą, a będziemy przez odludzia jechać. - powiedział blondyn, patrząc na nawigację na swoim telefonie. Chwilę później popatrzył na mnie dłużej dokładnie, skanując moja skuloną posturę. - Nie chciałabyś się przebrać na tej stacji? Pożyczę ci jakieś ciuchy. - powiedział, dalej prowadząc, na co sama popatrzyłam na swoje ciało. Dalej byłam w tej przeklętej sukni ślubnej.

 - Wytrzymam jakoś do końca trasy. Nie będę ci ciuchów zabierać. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, patrząc na drogę przed nami.

 - Nalegam. Musi ci być niewygodnie w tej sukni. Siedzisz w niej już prawie sześć godzin. - powiedział bardziej stanowczym głosem, na co ponownie na niego spojrzałam.

 - Naprawdę to nie problem.

 - Harriet, w tym upale, ugotujesz się prędzej w tej sukience, niż dojedziemy do Melbourne. - rzucił w moim kierunku lekko już poddenerwowany, na co momentalnie spoważniałam. Nigdy nie powiedziałam mu mojego imienia.

 - Skąd wiesz, jak się nazywam? - zapytałam chłodno, patrząc na niego z podejrzeniem w oczach.

 - Przyniosłem ci twój dowód, przy okazji przeczytałem twoje imię. - odpowiedział jakby nigdy nic, zjeżdżając na parking pobliskiego sklepu. Blondyn wysiadł jako pierwszy, od razu kierując się do jednej ze swoich toreb, w której prawdopodobnie miał swój portfel. Popatrzyłam na niego w lusterku nadal lekko podejrzliwa. Po wyciągnięciu ze środka potrzebnych rzeczy obszedł samochód tak, aby stać obok moich drzwi i oparł się o otwarte okno, wystawiając dłoń w moim kierunku. - Jake Beahan, teraz jesteśmy kwita. - dopowiedział, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem. Delikatnie uścisnęłam jego dłoń, nadal nie będąc do końca pewna wcześniejszych słów blondyna.

 - Harriet Larkins - odpowiedziałam cicho.

 - Chcesz coś ze sklepu? - zapytał, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Wygląda jak szczeniak.

- Dopasuje się do ciebie. Możesz mi kupić jakiegoś hot-doga czy coś. Oprócz śniadania nic dzisiaj nie jadłam. - odpowiedziałam, odpinając swój pas, aby wygodniej mi się siedziało.

 - Mam pomysł. Możemy zrobić sobie tu postój. Ty się ogarniesz z tej sukienki, zjesz coś porządnego, a ja się wyśpię przed dłuższą drogą. Jeśli do godziny się położę, to jest duża szansa, że będziemy mogli w nocy jechać. - powiedział, wyciągając z kieszeni telefon, aby prawdopodobnie sprawdzić, czy w okolicy jest jakikolwiek hotel lub nawet motel. Popatrzyłam na niego, zastanawiając się nad jego propozycją.

 - To nie taki głupi pomysł. Ale sama sobie zapłacę za pokój. - odpowiedziałam, na co ten zaśmiał się lekko, patrząc na mnie.

 - Mówił ci ktoś, że jesteś strasznie uparta? - rzucił, idąc przed maską z powrotem na swoje miejsce.

 - Nie, czemu pytasz? - odpowiedziałam, również uśmiechając się do niego.

 - Dobra, do najbliższego miejsca, w którym możemy wynająć jakieś pokoje mamy tak z pięć minut. A przynajmniej tak mówi wujek Google. - powiedział blondyn, odpalając samochód, zaraz po tym ruszając spod sklepu.

 - Wujek Google jest jak rude osoby. Nigdy się im do końca nie ufa. - powiedziałam, patrząc na mijane przez nas budynki miasta. Na moje słowa od kierowcy mogłam ponownie usłyszeć lekki śmiech.

 - Trochę prawdy w tym masz. - odpowiedział, patrząc na drogę. - Do twojego kółka osób, którym się nie ufa, jednak że dodałbym także osoby łyse. - dopowiedział, na co od razu spojrzałam na niego, lekko zmieszana. - Nigdy nie wiesz, czy łysy kiedyś nie był rudy. - powiedział, na co roześmiałam się głośno. W ten spojrzał na mnie lekko podejrzliwym wzrokiem. - Czy to jakaś sugestia, że mam też tobie nie ufać? - zapytał, z jednak lekkim śmiechem. Wzruszyłam ramionami na jego słowa, udając, że nic nie wiem, co jedynie wywołało u niego większy śmiech.

 Tym razem jednak wujek Google miał rację i po około pięciu minutach Jake zaparkował przed dość typowo wyglądającym budynkiem dla Australii. Długi parterowy budynek z praktycznie płaskim dachem był czymś, czego mogłam się spodziewać po tym, do jakiej części naszego kraju się zbliżyliśmy. Na pierwszy rzut oka, mogłam policzyć, że prawdopodobnych pokoi hostelowych było około pięciu. Obok nas stało jeszcze parę innych samochodów, więc ruch był dość spory.

 - Idziesz ze mną? - zapytał, odpinając swój pas, aby wysiąść. Pokiwałam szybko głową, także odpinając swój pas. Blondyn wysiadł z samochodu pierwszy i szybko obszedł go, aby w razie gdyby moje nogi po dłuższym siedzeniu w jednej pozycji poddały się pode mną, mógł mnie złapać. Z jego lekką pomocą wysiadłam z samochodu, od razu robiąc kilka kroków, aby lekko rozciągnąć swoje mięśnie. Jake jako pierwszy (po wcześniejszym zamknięciu samochodu za nami) ruszył w kierunku tabliczki z napisem recepcja, a ja zrobiłam to samo.

 Dość sprawnie udało nam się załatwić dla nas pokój na jedną dobę, w dobrej cenie. Jedynym problemem było to, że mieliśmy mieć jeden, dwuosobowy pokój. Kluczyk do pokoju wylądował w moich dłoniach, więc jako pierwsza ruszyłam w kierunku odpowiedniego pokoju, podczas gdy mężczyzna, postanowił pójść do samochodu po swoją torbę z ciuchami, dzięki której mogliśmy się oboje później ogarnąć.

 Sprawnie otworzyłam drzwi pokoju, od razu wchodząc do środka. Na start przywitała mnie ściana, która tworzyła mini przedsionek, po której prawej stronie było dalsze przejście. Przy ścianie najbardziej na prawo, stał mini aneks kuchenny składający się z szafki, zlewu i mini lodówki. W naszym pokoju znajdowało się dodatkowe pomieszczenie, które dość szybko okazało się być łazienką. W jej środku znajdował się prysznic, toaleta oraz zlew, nad którym wisiało lustro. Głębiej w pokoju stało już jedynie dość duże dwuosobowe łóżko małżeńskie, oraz szafka RTV, na której stał niezbyt duży telewizor.

 - Oczywiście jest tylko jedno łóżko. - powiedziałam pod nosem, siadając na skraju materaca. Nie musiałam czekać długo, zanim zza ściany wyłonił się blondyn, z dużą torbą sportową na ramieniu.

 - Tego nie przewidziałem. - rzucił, patrząc na mnie lekko zawstydzony. - Pani pewnie pomyślała, że jesteśmy świeżo po ślubie i szukamy miejsca na noc poślubną. - dopowiedział, uśmiechając się lekko do mnie, na co parsknęłam, wywracając oczami.

 - Pójdę się ogarnąć pierwsza. - powiedziałam, wstając z materaca. Wyższy położył torbę na ziemi, od razu kucając przy niej. Ze środka dość szybko wyciągnął koszulkę oraz materiałowe szorty, które następnie mi podał.

 - Powinny być na ciebie tylko lekko za duże. Nie ma między nami ogromnej różnicy wzrostu. - odpowiedział, na co pokiwałam głową, patrząc na niego. Sama byłam dość wysoka jak na dziewczynę, więc faktycznie nie było pomiędzy nami dużej różnicy wzrostu. Nawet pomimo tego, że Jake sam był bardzo wysoki.

 - Postaram się szybko ogarnąć, abyśmy mogli jeszcze jakiś obiad zjeść przed dalszą podróżą. - powiedziałam, idąc w kierunku łazienki.

 - Mogę nam coś zamówić. - usłyszałam od chłopaka, na co momentalnie mój brzuch zabulgotał. - Co chciałabyś zjeść?

 - Masz jakieś ulubione danie lub coś? Nie chce wybrać czegoś, co ci nie posmakuje. - odpowiedziałam, patrząc na siebie w lustrze. To był ostatni moment, w którym widzę siebie w tym wydaniu.

 - W pobliżu jest taka niby kawiarnia, więc w niej masz do wyboru kanapki, lub w sumie tyle. - usłyszałam od chłopaka, na co zmarszczyłam brwi na jego słowa.

 - Jak to tyle? Nie ma tu żadnych restauracji czy innych takich? - spytałam powoli, zaczynając odpinać guziki swojej sukni.

 - Nic nie ma. Jesteśmy na totalnej wsi jeśli chodzi o jakiekolwiek atrakcje. Mogę ci zaproponować jeszcze potencjalnie szybki wypad do sklepu, w którym znajdziemy danie do odgrzania w mikrofali lub zupki chińskie. - usłyszałam zza drzwi, przez co z moich ust wyszło ciche westchnięcie.

 - Już te zupki chińskie nie brzmią tak źle. I tak musielibyśmy prędzej czy później zrobić jakieś zakupy na dalszą podróż.

 - To zróbmy tak. Ja pojadę do sklepu, a ty się ogarnij na spokojnie. Zamknę cię od zewnątrz jak coś, aby nikt cię tu nie napadł. - powiedział, a po chwili mogłam usłyszeć, jak oddala się od drzwi łazienki.

 - Okej. Miłych zakupów. - odpowiedziałam, kontynuując walkę z milionami małych guzików, jakie miała moja suknia. Nie minęła chwila kiedy usłyszałam, jak drzwi frontowe otwierają się, a później zamykają, z charakterystycznym dźwiękiem zamykania na klucz niedługo później.

 Po kilkuminutowej walce ze swoją suknią ślubną, w końcu udało mi się ją z siebie zdjąć bez większych uszczerbków i mojego ciała i sukni. Szybko także pozbyłam się swojej bielizny, zostawiając ją nieco dalej niż sukienkę i szybko weszłam pod prysznic. Na moje szczęście nie miałam we włosach milionów wsuwek i innych małych spineczek więc mogłam bezpośrednio je umyć jedynie z lakieru, jaki Pani mi wcześniej nałożyła. Miałam także nadzieję, że wykonany na mnie makijaż nie był tak trwały jak mówiła wcześniej makijażystka.

 Włączyłam wodę, ustawiając jej temperaturę, a następnie zaczęłam zmywać z siebie wszystko, co obecnie było na mojej skórze. Pot, krem z brokatem, rozświetlacz i inne takie. Cały czas w mojej głowie jednak buzowało miliony myśli. Czy na pewno popełniłam dobrą decyzję? Może powinnam po prostu tam zostać i skonfrontować się z nimi bezpośrednio? Co jeśli właśnie narażam się na ogromne niebezpieczeństwo? Nie znam przecież Jake'a, nie wiem, jakie ma wobec mnie zamiary.

 Po chyba dopiero piętnastu minutach wyszłam z kabiny, od razu owijając się w jeden z pozostawionych przez obsługę ręczników. Wcześniej w torbie blondyna zauważyłam dwa ręczniki, więc pewna chwyciłam za kolejny, w który od razu zwinęłam swoje świeżo umyte włosy. Dłonią przetarłam zaparowane lustro, ponownie patrząc na swoje odbicie. Wyglądałam teraz tak normalnie. Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy, kiedy ponownie w moich myślach pojawił się obraz dwójki, która była dla mnie najważniejsza w życiu, całujących się. Jedna, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, kończąc swoją drogę na mojej szczęce, jednak szybko przetarłam swoją twarz dłońmi.

 - Nie rycz, Harri to tylko facet jak milion innych. - powiedziałam do siebie pewnie, biorąc kilka głębszych wdechów, aby uspokoić się od większego płaczu. Szybko ubrałam się w swoją bieliznę, a później w pożyczone od blondyn ciuchy. Były one bardzo miękkie, a ich materiał był bardzo przyjemny. - Cynamon? - zapytałam sama siebie, czując miły zapach otulający mój nos. Była to dość przyjemna woń korzenna, właśnie chyba cynamonu, kardamonu, i możliwe, że pieprzu. Dodatkowo sam zapach kojarzył mi się z drewnem więc może ono też było w perfumach chłopaka.

 Nachyliłam się nad umywalką, nabierając trochę wody do dłoni, którą opłukałam lekko swoja twarz. Co prawda udało mi się zmyć większość makijażu przy moim prysznicu, jednak z ilością kosmetyków, jakich pani użyła, wolałam ją jeszcze raz umyć. Delikatnie osuszyłam twarz ręcznikiem, od razu przewieszając go przez swoje ramię, aby móc powiesić go na małym tarasie, jaki zauważyłam wcześniej.

 Równo z moim wyjściem z łazienki, mogłam usłyszeć, jak drzwi frontowe otwierają się, a w progu stanął Jake z dwoma pojemnikami z prawdopodobnie naszym posiłkiem. Popatrzyłam na niego, od razu przybliżając się, aby móc lepiej zobaczyć co chłopak kupił.

 - Udało mi się znaleźć normalną obiadokolację w sklepie. - powiedział dumny, układając pudełka na jedynym blacie, jaki tutaj mieliśmy. W środku znajdował się ryż i jakaś mieszanka mięsa z sosem i warzywami. Nie wyglądało to najlepiej, ale lepsze to niż nic.

 - To, co szybki posiłek i idziesz spać? - zapytałam, odpakowując pojemniki, aby móc włożyć je do mikrofalówki.

 - Zjem, wezmę prysznic i pójdę spać. - odpowiedział, opierając się o blat swoim biodrem. Nie czekając dłużej, odgrzałam nam jedzenie, które zjedliśmy we wspólnej rozmowie, a następnie blondyn zniknął w łazience ogarnąć się do swojego krótkiego snu. Sama położyłam się na łóżku i zanim zdążyłam zauważyć, moje oczy zamknęły się, porywając mnie do krainy tego znanego Morfeusza. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top