Chapter 5

Tak jak Aoide mogła się spodziewać, następnego dnia miała naprawdę wysoką gorączkę, oraz całkowicie zatkany nos, przez który nie mogła oddychać. Nawet z temperaturą jej pomieszczenia wynoszącą ponad dwadzieścia pięć stopni, przykryciem dwoma kołdrami oraz jednym grubym kocem, ubrana w najcieplejsze ciuchy, jakie obecnie posiadała, dalej cała się trzęsła z zimna, zwijając się na swoim łóżku. Nie pamiętała za dużo z całej nocy męczarń, jednak po tym jak obudziła się, z przyjemnie zimnym ręcznikiem na czole wiedziała, że na pewno się nią ktoś zajął.

Dopiero koło godziny dziesiątej, postanowiła ostrożnie wstać z łóżka i zabrać z kuchni jakieś jedzenie, czując, jak jej żołądek nieprzyjemnie ściska się, przypominając o sobie. Cały czas trzymając dłoń przy ścianie, najpierw przeszła do schodów, po których od razu powoli zeszła, a następnie mocno trzymając się barierki, powoli ruszyła w kierunku kuchni.

Zatrzymała się jednak w jej progu, widząc przy kuchence swojego ojca, który zdecydowanie nie powinien teraz tutaj być. Chwilę jeszcze stała przy ścianie, jednak postanowiła usiąść przynajmniej przy barku, aby móc przygotować się na bardzo możliwą rozmowę z nim. Starszy zaraz po tym zauważył obecność młodszej, prędko do niej pochodząc, aby sprawdzić, czy jej gorączka, chociaż minimalnie zmalała. Delikatnie, z ciężką gulą w gardle dotknął jej czoła, równocześnie patrząc na nią zmartwionym wzrokiem.

- Nie jestem z porcelany. - powiedziała zmęczonym głosem do niego, na co ten momentalnie się wyprostował.

- Jak się czujesz? - spytał cicho, podchodząc do szafki, w której trzymali leki. Wyciągnął z niej teraz potrzebne mu leki, od razu także włączając elektryczny czajnik, aby rozpuścić saszetkę z lekami na zbicie temperatury.

- Źle bardzo. Nie mogę w ogóle oddychać, jest mi zimno i nie dobrze mi się robi. - odpowiedziała dziewczyna, opierając głowę na blacie. Jej ojciec podszedł do niej, opiekuńczo głaszcząc jej lekko przetłuszczone od potu włosy.

- Idź się położyć do siebie, przyniosę ci zaraz lekarstwo i ciepłą herbatę. - powiedział do niej mężczyzna, na co ta od razu się lekko uśmiechnęła pod nosem.

- Mógłbyś mi, proszę, przynieść jakieś jedzenie? - spytała, powoli wstając z krzesła, na którym siedziała.

- Jasne, zrobię ci coś ciepłego.

- Dziękuję tato. - powiedziała, a następnie zaczęła wchodzić po schodach do swojego pokoju. Starszy natomiast zatrzymał się gwałtownie w bezruchu, samemu nie mogąc uwierzyć, co właśnie usłyszał. Spodziewał się, że dziewczyna zdecydowanie się od niego odsunie, a nawet przestanie traktować tak jak wcześniej, jednak słysząc, jak dziewczyna przed chwilą go nazwała, uśmiechnął się sam do siebie, a następnie podszedł do lodówki, aby wyciągnąć z niej potrzebne składniki na ulubione tosty młodszej.

Aoide po tym jak położyła się, wręcz bezsilnie na łóżku oraz od razu przykrywając się wszystkimi warstwami, jakie miała wcześniej na sobie. Następnie sięgnęła po swój telefon, od razu odbierając połączenie od swojego przyjaciela.

- Tak? - spytała, zaraz po tym kaszląc w swoją pościel.

- Chora jesteś? - spytał chłopak, wyraźnie zmartwionym głosem. - Mamy dzisiaj zaliczenie z hiszpańskiego. - dopowiedział zaraz po tym, na co dziewczyna momentalnie wywróciła oczami. Na każdym innym przedmiocie mogła usprawiedliwić brak zaliczenia chorobą, jednak znając ich nauczyciela z hiszpańskiego, momentalnie postawi jej jedynkę, z brakiem możliwości poprawienia. Dziewczyna podniosła się więc powoli, zaraz po tym przymykając oczy, aby, przynajmniej pomyśleć co musiałaby założyć na siebie.

- Tak jestem chora, obecnie umierająca. Przyjadę na to walone zaliczenie, niech pan Johnathan zna moją dobroć. - odpowiedziała, a następnie wstała całkowicie z łóżka, aby udać się do swojej garderoby.

- Na szczęście to tylko ostatnie dwie godziny więc masz jeszcze czas do tej trzynastej. - powiedział chłopak, a dziewczyna mogła usłyszeć, jak ten wychodzi gdzieś na zewnątrz. - Pan Manhunt został naszym wychowawcą. - dopowiedział, kiedy dziewczyna przeszukiwała swoją szafę w poszukiwaniu jakieś bardzo ciepłej bluzy i najlepiej kompletu spodni do niego, aby jakkolwiek dobrze wyglądać pomimo swojej choroby.

- Wiem, powiedział mi wczoraj. - odpowiedziała, zaraz po tym ściągając z siebie swoje przepocone ubrania. Nie miała najmniejszej ochoty, nawet na wzięcie prysznica więc po prostu założyła na siebie inne ubrania. Położyła swój telefon na parapecie, przełączając rozmowę na głośnik, aby nie musieć trzymać telefonu w dłoniach.

- Jak to ci powiedział? Widziałaś się z nim wczoraj? Legitnie wczoraj dopiero nas z nim zapoznali, a wy już macie jakieś historie poza lekcyjne. Proponował ci jakieś dodatkowe lekcje czy jak? - zaczął zasypywać ją pytaniami, na co ta od razu zaczęła żałować, że w ogóle potwierdziła to, że wie o tej nowinie.

- A ty nie masz przypadkiem lekcji już? - spytała dość wymownym głosem, który miał powiedzieć mu, że nie ma za bardzo ochoty gadać dłużej z nim.

- Dokładnie panie Simons, nie ma pan już lekcji i to jeszcze z panią Anderson? - chłopak usłyszał głos swojego wychowawcy zza siebie, na co momentalnie zastygł w miejscu. Pomiędzy nimi można było usłyszeć ciszę, która przerwał cichy śmiech Aoide z drugiej strony słuchawki.

- J-Już idę, proszę pana. - odpowiedział chłopak, a następnie bez słowa rozłączył się, od razu uciekając do odpowiedniej sali lekcyjnej na swoje kolejne zajęcia.

Dziewczyna natomiast usiadła na małej pufie, aby nie narażać się na możliwy upadek, przy przebieraniu spodni, kiedy nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi od jej pokoju, więc domyśliła się, że jej (prawie) ojciec przyszedł z jedzeniem oraz lekami dla niej.

- Aoide, gdzie jesteś? - spytał, na co tą nogą otworzyła szerzej drzwi od swojej garderoby. I tak mężczyzna widział ją w gorszych stanach wiele razy, więc nie specjalnie przeszkadzało jej teraz to, że widzi ją bez spodni.

- W garderobie. Musisz mnie zawieść do szkoły na zaliczenie. Jeśli dzisiaj nie zdam tego, to dostane jedynkę bez poprawy. - odpowiedziała dziewczyna, widząc wzrok swojego ojca, który nie wiedział, czemu ta się ubiera.

- Ale zdążysz zjeść? Musisz jeszcze zażyć leki. - spytał mężczyzna, podchodząc do dziewczyny, aby trochę jej pomóc. Kiedy ta ubierała powoli na siebie spodnie, ten szybko przypomniał sobie, gdzie schował bardzo ciepłą kurtkę młodszej, którą chciał, aby założyła.

- Zaczynam z nim lekcje o trzynastej. Dobrze by było jakbym była tam, jakieś dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. - powiedziała, wstając z pufy, aby zawiązać sznurki od spodni.

- to zjedz na spokojnie, zrobiłem ci twoje tosty, a ja znajdę twoją kurtkę zimową. Nie puszcze cię bez niej, bo jeszcze w szpitalu przez gorączkę skończysz. Jak zjesz, to zażyj leki i spakuj wszystko, co potrzebujesz na to zaliczenie. Ja przy okazji porozmawiam z twoją wychowawczynią i poinformuję ją o twojej chorobie. - powiedział rodzic, zaraz po tym wychodząc z pomieszczenia, kierując się do ich garderoby, w której trzymali rzadko używane rzeczy, lub właśnie w tym wypadku ubrania zimowe.

- Mamy nowego wychowawcę! - powiedziała głośniej dziewczyna, tak aby jej rodzic ją usłyszał, oczywiście zaraz po tym kaszląc mocno.

- To mi pokażesz, kto jest twoim wychowawcą. - odpowiedział mężczyzna, zabierając kurtkę z wieszaka, od razu idąc do pralni, gdzie także mieli wszystkie żelazka oraz inne urządzenia do ubrań. Kiedy dziewczyna wcinała swoje ulubione tosty, ten szybko z pomocą urządzenia z gorącą parą odkaził oraz odświeżył z kurzu jej kurtkę. Położył ją na wieszaku przy wyjściu, zgarniając z blatu kluczyki do ich samochodu, jednak zatrzymał się, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Popatrzył na wyświetlacz, a następnie przesunął palcem po ekranie, odbierając połączenie.

- Tak Alex? - powiedział na starcie, opierając się o kąt stołu.

- Zmieniłem terminy pana spotkań, dzisiejsza rekrutacja nowych osób do wytwórni zostanie przeprowadzona bez szefa, dostanie pan jedynie profile najlepszych rekrutantów. Wszystkie inne spotkania, zostaną przesunięte na późniejszy termin zgodnie z pańskimi upodobaniem. Jeśli ma pań jakieś uwagi to jestem pod telefonem. - odpowiedział mężczyzna, na co straszy, mimowolnie się uśmiechnął pod nosem.

Z Alexem pracował praktycznie od początku działania jego firmy i przez te lata młodszy robił naprawdę genialną robotę. Pilnował wszystkich terminów w firmie, prawdopodobnie nawet siedział po nocach, sporządzając kolejne spisy wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy. Musiał sprowadzać do ładu ponad pięćdziesięciu pracowników na raz, dodatkowo cały czas będąc na każde zawołanie Georga. Jednak to za co brunet był mu najbardziej wdzięczny to, to że pomimo iż nie musiał, to zajmował się on także córką swojego szefa, a kiedy trzeba to swoim szefem też.

- Dziękuję Alex. Od następnego tygodnia masz ode mnie urlop. Należy ci się. - powiedział szef, co widocznie zamurowało pracownika.

- N-Naprawdę? Na ile jeśli mogę spytać? - spytał, nadal w szoku młodszy.

- Dwa tygodnie. Odwiedź swoją mamę i pozdrów ją ode mnie. - odpowiedział szef, a następnie skinął głową w kierunku dziewczyny, która zeszła ostrożnie po schodach, na ramieniu mając mały plecak.

- Dziękuję bardzo szefie. - powiedział chłopak, a jego głos brzmiał na tyle radośnie, że starszy mimowolnie się bardziej uśmiechnął. Nie czekając na dalszą odpowiedź, rozłączył się, a następnie wziął od dziewczyny plecak, w tym samym czasie podając swojej córce kurtkę.

- Załóż jeszcze kaptur na głowę. - powiedział dość rządzącym głosem, aby ta wiedziała, że ma bez słowa to zrobić. - Poczekam w samochodzie. - dopowiedział, a następnie ruszył do wyjścia. Szybko przedostał się do samochodu, a następnie wsiadł za kierownicę, od razu zapinając pasy. Kiedy tylko odpalił silnik, uruchomił także ogrzewanie, to normalne, jak i to foteli. Nie musiał czekać długo na drugą, która równie szybko wsiadła do pojazdu, także się od razu zapinając. Brunet bez problemu wyjechał z ich miejsca postojowego, a następnie powoli zaczął jechać w kierunku szkoły młodszej.

- Pojadę do rodziców sam, tak samo jak na grób, a ty zostaniesz w domu pod czyjąś opieką. Jeszcze nie wiem, czy to będzie Alex, czy ktoś inny, ale na pewno nie zostaniesz sama. - powiadomił ją, na co dziewczyna jedynie pokiwała lekko głową, od razu się zgadzając.

- Mogę popytać trochę o mamę? - spytała cicho, na co George ucieszył się, że aktualnie stali na światłach, bo z szoku pewnie spowodowałby jakiś wypadek lub stuczkę. 

- J-Jasne pytaj, o co chcesz. - odpowiedział, jednak, skręcając odpowiednio na drodze.

- Przez co zmarła? Były jakieś problemy ze mną, czy..? - spytała, na co ten gwałtownie na nią spojrzał, z lekkim szokiem.

- Blair chorowała na skazę krwotoczną, jest to skłonność do nieprawidłowego, nadmiernego krwawienia samoistnego lub pourazowego, związana z zaburzeniem procesów krzepnięcia. Często miała krwotoki z nosa, a także o wiele gorzej przechodziła miesiączkowanie. Podczas jej ciąży było kilka narażeń na poronienie, jednak udało jej się utrzymać ciążę do dziewiątego miesiąca. Dopiero przy samym porodzie pojawiły się komplikacje. Musieli wykonać cesarskie cięcie, które prawdopodobnie spowodowało jeszcze większą utratę krwi niż samo krwawienie, które wystąpiło. Po kilku godzinach lekarz przekazał mi, że Blair chciała, abym przyszedł do pomieszczenia, jednak było już za późno. Na aktach w miejscu ojca było wpisane moje imię, więc wiedziałem, że chciała, abym to ja ciebie wychował i tak też zrobiłem. - opowiedział, pod koniec głaszcząc lekko głowę swojej córki. Ta słysząc całą sytuację, momentalnie poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Było jej naprawdę smutno, więc nie wiedziała, co musiał czuć mężczyzna, prawdopodobnie przypominający sobie całą sytuację.

- Przypominam ją? - spytała, patrząc na profil swojego rodzica, który obecnie szukał wolnego miejsca parkingowego.

- Z każdym rokiem coraz bardziej. - odpowiedział, a następnie zaparkował na wolnym miejscu, zaraz po tym zbierając wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do dłoni.

- Przepraszam. - wyszeptała dziewczyna, chowając twarz w dwoje dłonie co od razu zwróciło uwagę jej ojca. Natychmiast wyszedł ze swojego miejsca, i szybko przedostał się na drugą stronę samochodu, kucając przed dziewczyną.

- Skarbie, nie przepraszam. Jestem szczęśliwy, że mam ciebie, nawet jeśli wyglądasz jak ona. Blair jest moją siostrą a ty jej córką więc to wiadome, że będziesz ją przypominać. To, że ją przypominasz, sprawia, że czuję się jakby cały czas była tutaj ze mną. - odpowiedział, a następnie przytulił swoją córkę do siebie mocno, od razu składając kilka całusów na jej głowie. - Nie płacz już, bo jeszcze Tommy zobaczy i dostaniesz przezwisko miękkiej kluchy. - dopowiedział, co natychmiast ta zaśmiała się, chwilę później odsuwając się od swojego rodzica.

- Dokładnie. Muszę być twarda jak twój potężny pytąg kiedy widzi mężczyzn w gejowym klubie. - odpowiedziała, od razu biorą swój plecak i idąc powoli w kierunku swojej szkoły. George natomiast od razu się zarumienił, zaraz po tym, otwierając lekko usta. 

- Aoide!

Kolejny rozdział za nami, a w kolejnych trochę wiecej opowiem o kochanym wychowawcy, dziewczyny. 

x

x

x

Z ciekawością czekam na wasze opinie i przemyślenia. 

x

x

x

Bywajcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top