Chapter 31

Aoide: "Hej, nie chce odwoływać naszego spotkania, jednak nie czuje się dzisiaj za dobrze. Możemy się spotkać u mnie lub u ciebie? Jeśli oczywiście to nie problem" - napisała dziewczyna do swojego znajomego, stojąc w swojej garderobie, zastanawiając się co na siebie dzisiaj założyć. Miała przeczucie, że dzisiaj się coś wydarzy, więc intuicyjnie wręcz zabrała ze swojej szafki czarną bluzkę z długim rękawem, z dość miłego materiału, a do niej dobrała zwykłe czarne materiałowe spodnie. Z tym kompletem ruszyła do łazienki gdzie chciała się przebrać kiedy zatrzymała się słysząc dźwięk wiadomości przychodzącej na jej telefon.

Blake: "Jasne wyśle ci adres za chwilę. Kupić coś w sklepie na poprawę humoru?" - przeczytała w myślach odpowiedź, od razu uśmiechając się na opiekuńczość chłopaka. Idąc do pomieszczenia szybko, napisała mu odpowiedź.

Aoide: "Jeśli to nie problem to możesz coś kupić. Wybór zostawiam tobie, ale jak już będziesz w sklepie to kup mi coś słodkiego. Jakaś czekolada czy coś w tym stylu" - odpowiedziała dziewczyna, odkładając telefon na półkę przy lustrze. Zdjęła z siebie swoją piżamę, i po użyciu swoich kosmetyków takich jak antyperspirant i dezodorant założyła na siebie świeżą bieliznę, a na nie swoje ubrania. Założyła do całej stylizacji złoty wisiorek oraz do kompletu kolczyki i następnie zajęła się swoimi rozczochranymi włosami. Mentalnie sobie podziękowała, że wczoraj umyła włosy, bo nie były aż tak bardzo przetłuszczone. Rozczesała je, a następnie zapięła je spinką z tyłu głowy tak, aby jej nie przeszkadzały.

Blake: "A ze słonych masz jakieś ulubione smaki?" - przeczytała wiadomość, która wyświetliła się na ekranie jej telefonu, kiedy wyciągała z kosmetyczki swoje kosmetyki na swój codzienny make-up.

Aoide: "Cokolwiek weźmiesz, to zjem. Masz wolną rękę" - odpisała, a następnie zajęła się swoim make-upem. Dopiero kiedy skończyła całość, spojrzała ponownie na telefon, na którym jedynie dostała pineskę z miejscem zamieszkania chłopaka. Przyjrzała się lokalizacji na mapie od razu, patrząc czym, powinna pojechać. Jej ojciec (wyjątkowo, bo w niedziele raczej nie pracuje) pojechał razem z Alexem do firmy po dość pilnym telefonie, więc teraz szatynka została sama, bez możliwości wykorzystania darmowego szofera w postaci asystenta jej ojca. Ostatecznie postanowiła dojechać do przyjaciela za pomocą komunikacji miejskiej, która chyba wykosztowałaby ją najmniej i dojechałaby tam najszybciej.

Blake: "Jedziesz autobusem czy ktoś cię zawiezie?" - napisał chłopak, podczas gdy dziewczyna zabierała podręczne rzeczy swojej materiałowej torby.

Aoide: "Będę jechać autobusem, wysiadam na Belmont & Sheridan, ale będę się jeszcze do innego autobusu przesiadać. Myślę, że do 30-35 minut będę u ciebie" - odpisała dziewczyna, a następnie zeszła z gotową torbą na parter domu, ubierając na nogi zimowe buty, a na ramiona swój czarny płaszcz. Jeszcze raz rozejrzała się naokoło siebie, aby upewnić się, że wszystko zabrała, po tym wychodząc z domu, odpowiednio oczywiście go wcześniej zamykając.

Blake: "To napisz, jak będziesz się przesiadać, to będę wiedział, że mam się szybciej organizować w sklepie." - napisał rudowłosy, co momentalnie rozśmieszyło dziewczynę, która powolnym krokiem ruszyła na przystanek autobusowy. Miała do przyjazdu swojej low budget karocy jeszcze dobre dziesięć minut więc stanęła w budce przeglądając tiktoka, aż do jej przyjazdu. W środku na urządzeniu kupiła sobie internetowy bilet i stanęła w bezpiecznym dla siebie miejscu, ponownie przeglądając media na telefonie.

Aoide: "A mamy w planach gdzieś wyjść na obiad czy coś twoi rodzice ugotują? " - napisała młodsza, odkładając na chwilę urządzenie do kieszeni, patrząc na mijane przez siebie budynki. Wielkie wieżowce z czerwonych cegieł, chodniki pokryte jeszcze lekkim śniegiem, i cała świąteczna otoczka panująca naokoło miasta, powodowała u mniej dość miłe uspokajające uczucie w środku.

Blake: "Jesteśmy sami w domu z siostrą, więc w sumie dogadamy się jakoś i albo coś ugotuje, albo coś zamówimy dla wszystkich." - dostała w odpowiedzi, na co szybko wystukała "ok", a następnie wyszła z autobusu na swoim przystanku. Tak jak powiedziała wcześniej, napisała, że obecnie idzie na przystanek, aby się przesiąść do innego autobusu, i tak jak powiedziała tak zrobiła. Bezpiecznie przeszła przez pasy na drugą stronę ulicy tak, jak pokazywała jej trasa, którą wyświetliła sobie na telefonie i po odnalezieniu przystanku ostrożnie usiadła na ławeczce, oczekując na przybycie autobusu.

Po parunastu minutach nareszcie nadjechał jej autobus, dziewczyna wsiadła do niego, od razu kupując nowy bilet. Co prawda dość rzadko spotykała w komunikacji kanary, jednak przezorny zawsze zabezpieczony (stosować podczas seksu albo skończysz z bachorem). Cała trasa minęła jej dość miło pomimo jak zwykle narzekających starszych bab, oraz drących pysk małych bobasów. Jako że raczej w tej części miasta nie bywała jakoś często uważnie, patrzyła, raz na budynki naokoło niej, a raz na telefon i tak aż dojechała na jej przystanek, na którym de facto stał rudowłosy chłopak.

Dzisiaj jego outfit nie różnił się za bardzo od tego, co dziewczyna widziała w szkole. Niebieskie jeansy typu baggy, do tego zwykły jasny bawełniany T-shirt, a na niego (spod kurtki młodsza mogła zauważyć) starszy założył koszulę w czarną kratę. Oczywiście oprócz tych ubrań chłopak miał na sobie ciepłą czarną kurtkę zimową, czapkę oraz szalik. Jedyne co wyróżniało się z zimowo wyglądającego outfitu do jego buty, które były zwykłymi białymi nike'ami.

- Hej, jak się czujesz? Lepiej, gorzej? - zapytał chłopak, obejmując ją lekko na powitanie. Ta odwzajemniła uścisk, a następnie intuicyjnie położyła dłoń na swoim brzuchu, nadal czując dziwny ból w nim.

- Znaczy, nadal boli i się nasila, ale do wytrzymania na razie. Jak coś zjem to leki, wezmę i będzie okej. - odpowiedziała, idąc za chłopakiem w kierunku prawdopodobnie mieszkania starszego.

- Dzisiaj u nas jest jeszcze jeden gość, mam nadzieje, że nie będzie ci to przeszkadzać. - powiedział rudowłosy, uśmiechając się do niej przepraszająco. Ta jednak odwzajemniła jego uśmiech, klikając przycisk na słupie do sygnalizacji świetlnej.

- W sumie to ja się do was bardziej wprosiłam, więc powinniśmy spytać, czy twojej siostrze to nie przeszkadza. - odpowiedziała szatynka, wkładając telefon do kieszeni, patrząc na profil chłopaka.

- Kupiłem w sumie wszystkiego po trochu, mam coś słonego, słodkiego, kwaśnego. Nie wiedziałem, co ci posmakuje. - powiedział nagle drugi, pokazując lekko dziewczynie trzymaną przez siebie siatkę z zakupami w dłoni. Ta zajrzała do środka i uśmiechnęła się szerzej, widząc dużo znanych jej słodyczy, które szczerze lubiła.

- Ile zapłaciłeś? Oddam ci połowę sumy.

- Nie musisz. Dzisiaj ja miałem nam całe spotkanie postawić, więc nic mi nie oddajesz. Poza tym to tylko przekąski więc jak nam zostanie, to możesz zabrać ze sobą do domu. - zaproponował Blake, zaraz po tym przechodząc wraz z dziewczyną przez pasy. Po paru minutach dotarli do prawdopodobnego miejsca zamieszkania chłopaka. Paru piętrowy budynek w beżowym kolorze i dość współczesnym wykończeniu, z oknami i drzwiami w ciemnym brązie. Dwójka weszła do środka i po szybkim przywitaniu się z portierem wyższy ruszył w kierunku windy.

- Ładnie tu macie. - powiedziała Aoide oglądając wystrój wnętrza budynku. Minimalistycznie, z eleganckim kobaltowym wykończeniem i złotymi ozdobami.

- Też tak uważam. Mam jedynie nadzieje, że nie wejdziemy w złym momencie. - odpowiedział bardziej sam do siebie niż do dziewczyny wyższy, co widocznie ją zainteresowało.

- Co masz na myśli?

- Napalone homoseksualistki same w domu. - odpowiedział jedynie, a następnie wyszedł z windy, kierując się korytarzem do odpowiednich drzwi. Szatynka od razu poszła za nim, jednak stając za jego placami, aby nie narażać się od razu na wzrok jego siostry. Za pomocą swoich kluczy otworzył drzwi frontowe, a następnie ustąpił miejsca dziewczynie, aby ta mogła pierwsza wejść. - Wróciłem, mam nadzieję, że jesteście w pokoju Aurory i nie narazicie nas na darmowe 365 dni lesbian edition. - powiedział głośno, od razu zamykając za jego gościem drzwi, tak samo jak ona ściągając z siebie powierzchowne ubranie oraz buty. Widząc, jak niższa stoi lekko zamieszana, odwiesił jej kurtkę na odpowiednie miejsce i pierwszy, wychylając się zza ściany, aby zobaczyć czy ktoś jest w kuchni. Pierwszy ruszył do innych pomieszczeń. - Dobra jest bezpiecznie. Chcesz coś do picia ciepłego? Kawa, herbata? Czekolada? - zapytał chłopak, kładąc zakupy na wyspie kuchennej, niedługo po tym wstawiając wodę w czajniku na napoje dla nich.

- Herbata wystarczy. Pomóc ci to rozpakować? - zapytała, podchodząc do wyższego od razu, zaglądając do torby. Drugi pokiwał głową na znak zgody i wspólnie zajęli się rozpakowaniem zakupów do momentu, w którym nie usłyszeli, jak drzwi od jednego z pomieszczeń otwierają się, a następnie przez krótki korytarz można było usłyszeć radosną rozmowę pomiędzy dziewczynami. Podczas gdy Aoide dosłownie przeżywała deja vu, kiedy ponownie czas w jej oczach zwolnił kiedy do salono-kuchni weszła ta bogini, Blake wewnętrznie powstrzymywał się przed nie porzyganiem się po szybkim dojrzeniu na szyi swojej siostry świeżych malinek. Tak bardzo jak kochał swoją siostrę i nie miał nic to tego co robi, tak bardzo nienawidził jej dziewczyny i to z wzajemnością.

- Blake, no gratuluje, w końcu zagadałeś do innej dziewczyny niż Aura i twoja mama. - powiedziała stojąca przy boku rudowłosej, dziewczyna, której źle się z oczu patrzyło. Po (niechętnym) oderwaniu wzroku siostry Blake'a, wzrok córki CEO od razu spoczął na nowej osobie, uważnie skanując jej wygląd. Szaro niebieskie lekko falowane włosy do ramion, jasna, ale ciepła karnacja, zimno-niebieskie oczy, które teraz też patrzyły na (prawdopodobnie) młodszą.

- Mai. - upomniała ją rudowłosa dziewczyna, a następie podeszła do swojego brata od razu patrząc na to co kupił. Równocześnie z Aoide sięgneły w kierunku paczki żelków, jednak młodsza szybko odsuneła się zarumieniona, z góry przepraszając. - Aoide prawda? Blake mówił mi, że się źle dzisiaj czujesz, potrzebujesz jakieś leki czy coś? - zapytała starsza, idąc do półki, w jakiej trzymali leki.

- Na razie jest okej. Trochę tylko mnie brzuch boli, ale pewnie przejdzie, jak coś zjem. - odpowiedziała szatynka, patrząc porozumiewawczo na rudowłosego, który był teraz zajęty zaparzaniem dla nich herbaty. No cóż, czuła się dość niekomfortowo kiedy cały czas na sobie mogła czuć ostre i chłodne spojrzenie tej całej Mai.

- Jak coś to przed chwilą woda się gotowała. Masz jakiś pomysł na obiad? - zapytał chłopak, patrząc na swoją siostrę, która od razu zajrzała do lodówki, analizując, co w ogóle w niej mieli.

- Mogę zrobić jakiś prosty makaron z warzywami. Mamy paprykę, marchewkę, szpinak, brokuł pomidor, coś wymyśle. - odpowiedziała niższa, patrząc raz na swojego brata, raz na swoją dziewczynę, a raz na Aoide.

- Mi pasuje. - powiedziała od razu Maire, podchodząc do swojej ukochanej, obejmując ją w talii i całując lekko w policzek, na potwierdzenie swoich słów. Jak można było się domyślić, spotkało się to z udawanym przez Blake'a dźwiękiem wymiotowania, kiedy ten równocześnie obrócił się do nich tyłem.

- Jeśli nie byłoby problemu, to możesz zrobić to bez pomidora? - zapytała niepewnie najmłodsza, patrząc na swoją (nie ukrywając) crushi, która od razu uśmiechnęła się do niej miło.

- Jasne. Zawołam was, jak będzie gotowy obiad. - odpowiedziała, od razu zabierając się do pracy. Blake w tym czasie chwycił kubki z napojami i powoli ruszył w stronę swojego pokoju, tak jak szatynka, która zabrała parę przekąsek do dłoni, od razu idąc za nim.

- A nie możesz po prostu zjeść jak wszyscy? Jesteś u kogoś, powinnaś się dostosować. - zatrzymał ich nagle głos drugiej starszej dziewczyny, na co szatynka powoli obróciła się w jej kierunku z lekkim zakłopotaniem w oczach.

- Niestety nie mogę zjeść jak wszyscy.

- Czemu księżniczko? Pomidor z niższej półki nie pasuje twoim wyrafinowanym kubkom smakowym? - odpowiedziała dziewczyna, co momentalnie podniosło najmłodszej ciśnienie. Nienawidziła kiedy ktoś wypominał jej to, że jej rodzina była zamożna, oczywiście lubiła życie w tych "luksusach", ale to nie oznaczało, że każdy miał jej to wypominać na każdym kroku.

- Mai, przestań. Ty też jesteś obecnie w gościach, więc też się dopasuj do tego, że każdemu posiłek ma po pierwsze smakować, po drugie pasować gustowo. Jak coś ci się nie podoba to, możesz wyjść zjeść na mieście. - przerwał jej surowy głos Aurory, która na chwilę zaprzestała kroić warzywa, aby spojrzeć na swoją dziewczynę, która dość zaskoczona nagłą podstawą drugiej, popatrzyła na nią.

- Ale Aura.

- Stillhet [nor. tł. Cisza.]. - powiedziała w innym języku do drugiej, co wystarczająco ją uciszyło. Blake wymownie spojrzał na swoją koleżankę i razem z już lekko spokojniejszą Aoide, poszli do jego pokoju. Chłopak przepuścił dziewczynę pierwszą, a następnie zamknął nogą drzwi za nimi.

- Jak ja jej kurwa nienawidzę. - powiedział chłopak, stawiając kubki z napojami na półce obok swojego łóżka.

- Kto to był? Nie gadaj mi, że dziewczyna twojej siostry. - zapytała Aoide, patrząc z nadzieją w oczach na chłopaka, że to, co widziała, w kuchni było tylko jakimś nieśmiesznym żartem.

- Niestety tak bardzo jakbym chciał, tak jest to całkowita prawda. To była Maire, dziewczyna Aurory, są razem, jakoś nie wiem trzy lata. Poznały się na kursie języka norweskiego, na który poszła moja siostra, Maire jest native-speakerem więc dużo spędzały razem czasu. Toksyczna suka. - odpowiedział rudowłosy, na co dziewczyna z jękiem zawodu usiadła na jego łóżku.

- Ja i moje szczęście. - rzuciła pod nosem dziewczyna, co widocznie zainteresowało chłopaka.

- O co chodzi?

- Będę z tobą szczera, podoba mi się twoja siostra. - powiedziała szatynka, na co chłopak zamarł jak kamienna statua. - Blake? - spytała, widząc, jak bardzo zszokowała go tą informacją.

- Jesteś homoseksualna? - zapytał po chwili, odkaszlując nadmiar śliny, jaką chciał połknąć.

- Bi. - poprawiła go szatynka, a pomiędzy nimi zapanowała chwilowa cisza.

- Okej, w takim razie też ci coś powiem. Zauroczyłaś mnie, ale o wiele bardziej podoba mi się chyba wizja ciebie jako mojej szwagierki niż dziewczyny, dlatego... - powiedział chłopak, a następnie usiadł dosłownie jak jej ojciec, budząc w sobie wewnętrznego geja - musimy wymyślić plan, w którym ty rozbujasz w sobie moją siskę, a tamta salope [fr.tł. suka] pójdzie w pizdu. Pasuje, bestie? - zapytał, zaraz po tym puszczając jej oczko, na co ta uśmiechnęła się do niego, od razu obejmując.

- Bardzo mi się podoba ten plan. - odpowiedziała dziewczyna po chwili, odsuwając się od drugiego. Niedługo potem ta wstała, aby podejść do szafki z konsolą, aby się przyjrzeć jakie giry ten na nią posiadał, w ten zatrzymał ją głos chłopaka.

- Chyba już wiem, Aoide czemu się źle dzisiaj czujesz. - powiedział, a następnie podszedł do niej, chwytając jej nadgarstek, aby wyciągnąć ją z pokoju. Razem szybko przeszli do łazienki, gdzie chłopak zostawił młodszą po ówczesnym wyciągnięciu z jednej z szafek opakowania z podpaskami. - Przyniosę ci jakieś ciuchy na przebranie, poczekaj chwilę. - dopowiedział, na co dziewczyna szybko zdała sobie sprawę z tego co się stało więc jedynie pokiwała głową na znak zgody. Rudowłosy za to od razu ruszył do kuchni, w której przy palniku stała jego siostra, a przy wyspie kuchennej (niestety) jeszcze siedziała Maire.

- Coś się stało Blake? - zapytała Aurora, zauważając nagłe przyjście swojego brata do pomieszczenia.

- Aoide a ses règles, peux-tu lui prêter des sous-vêtements pour qu'elle puisse se changer? [fr. tł. Aoide ma okres, możesz pożyczyć jej bieliznę, żeby mogła się przebrać?] - zapytał młodszy tak, aby nielubiana przez niego dziewczyna nie wiedziała, o czym rozmawiają. Rudowłosa wyraźnie zmartwiona, oderwała się od dania, a następnie popatrzyła na niego.

- Est-ce pour cela qu'elle s'est sentie mal ? Lui donner d'autres vêtements? [fr. tł. To dlatego się źle czuła? Dać jej jeszcze ubrania?] - zapytała dziewczyna, idąc do swojego pokoju, aby od razu wyciągnąć to, o co poprosił ją jej brat.

- Non, je vais lui donner quelque chose avec lequel elle sera plus à l'aise. Tu lui donneras ces sous-vêtements, tu sais que tu es aussi une fille et qu'elle ne veut pas porter atteinte à sa vie privée. [fr. tł. Nie, ja jej dam coś będzie jej wygodniej. Podasz jej tę bieliznę, wiesz też, jesteś dziewczyną i nie chce naruszać jej prywatność.] - odpowiedział młodszy, podchodząc do patelni, na której obecnie był ich wspólny obiad i od razu z pomocą wolno leżącego widelca zabrał sobie trochę, od razu jedząc.

- Możecie po angielsku gadać? - usłyszeli głos drugiej dziewczyny, która znudzonym wzrokiem raz patrzyła na młodsze z rodzeństwa, a raz na te starsze.

- Nie. - odpowiedział krótko i zwięźle chłopak, ucinając ją od dalszej odpowiedzi.

Aoide nie myślała nigdy, że znajdzie się w tak żenującej sytuacji. Była w domu swojej crushi, gdzie ta była ze swoją dziewczyną i dostała okres. Od momentu kiedy Blake zostawił ją w łazience, ta nie chciała się za bardzo ruszać, aby przypadkiem niczego więcej nie pobrudzić (domyśliła się, że pewnie przeciekła na pościel chłopaka, co jedynie bardziej ją pogrążyło w fali zawstydzenia). Doceniała za to, że starszy był naprawdę wyrozumiały i troskliwy względem tego tematu i nie zareagował jak większość nastolatków w jego wieku. Nagle z jej przemyśleń wyrwał ją dźwięk pukania do drzwi. Lekko więc je uchyliła, aby ujrzeć za nimi postać starszej dziewczyny.

- Proszę, przebierz się w czyste rzeczy. Blake powiedział, że pożyczy ci te dresy, abyś miała w czym wrócić do domu. - powiedziała Aurora, przekazując złożone w kostkę spodnie drugiej, a ta momentalnie poczuła, że pod nimi był jeszcze jeden miękki materiał. Zarumieniona zamknęła drzwi, od razu dziękując, a następnie sprawnie, ale nadal ostrożnie przebrała się do nowych ubrań i tu zastała kolejny problem. Gdzie dać brudne ubrania?

- Um, Blake? - zawołała chłopaka, który momentalnie podbiegł do niej, jak na zawołanie. - Mogę jakąś siatkę czy coś? - zapytała cicho, na co ten wrócił się do kuchni, wracając z reklamówką dla niej. Do środka dziewczyna wrzuciła brudne ubrania i od razu zawiązała je, odkładając z powrotem do pokoju starszego. Kiedy wróciła do głównego pomieszczenia, na czterech talerzach czekało gotowe danie, więc każdy wziął sobie po jednym talerzu, a następnie udali się do swoich pokoi - Blake i Aoide do tego chłopaka, a para do pokoju starszej dziewczyny.

- Chcesz coś obejrzeć do jedzenia? Mam na telewizorze Youtube'a. - zaproponował rudowłosy, rozkładając na łóżku (na którym nie było już brudnej pościeli, więc pewnie musiał ją ściągnąć i założyć nową), małą rozkładaną podkładkę, która idealnie nadawała się na trzymanie przekąsek jak i talerzy podczas siedzenia na łóżku.

- Jasne, puść, co lubisz. Jeszcze chciałam cię przeprosić za ten mały wypadek. - odpowiedziała dziewczyna, jednak została szybko uciszona przez drugiego, który spojrzał na nią z wyrysowanym "bitch what" na twarzy.

- Nie przepraszaj, każdej dziewczynie się może zdarzyć. Żyje pod jednym dachem z dojrzewającą dziewczyną więc takie plamienia to już norma. Nie chciałem, aby ci głupio było, więc tak bez większego słowa cię po prostu zaciągnąłem do łazienki. - powiedział starszy zaraz, po tym zabierając się za ciepły posiłek, podczas gdy w tle leciał, jakiś gameplay z ostatnio popularnej gry.

- Dzięki. a tamta salope [fr.tł. suka] słyszała, jak się twojej siostry pytałeś lub tłumaczyłeś?

- Słyszała, ale jest za głupia, aby zrozumieć. - odpowiedział, wzruszając ramionami, na co dziewczyna zaśmiała się na jego słowa.

- Czyżby siła znajomości francuskiego?

- Oui, Mme. [fr. tł. Tak, Pani]. - odpowiedział jedynie, także się do niej uśmiechając.

Do samego wieczora dwójka miło spędziła razem czas, na wspólnym graniu na konsoli chłopaka, potem przeszli na planszówki aż skończyli na kalamburach z pomocą telefonu.

- Taki deser! Z serem! - powiedziała głośno dziewczyna do siedzącego na ziemi chłopaka, który przy swoim czole miał obecnie telefon, na którym została zainstalowana aplikacja z kalamburami.

- Sernik! - od krzyczał do niej rudowłosy, na co ta pokiwała energicznie głową, zgadzając się, jednak równocześnie zaprzeczyła jego odpowiedzi dłońmi.

- To nie wszystko! Bo to jakiś specjalny jest.

- Z truskawkami! Bez laktozy! Z laktozą! Wiejski! Japoński! - krzyczał odpowiedzi chłopak, rozśmieszając już umierającą ze śmiechu dziewczynę.

- Nie! Uspokój się na chwilę! Ten sernik jest ze stolicy kraju, z którego pochodził Hitler! - powiedziała dziewczyna, na co ten zatrzymał się, patrząc na nią zmieszany.

- Jest sernik berliński? - zapytał, a po chwili ekran zaświecił się na czerwono, pokazując, że skończył im się czas na odpowiedź i dana runda dobiegła końca.

- Wiedeński debilu, co ty masz z historii?! - zapytała roześmiana Aoide, a zaraz za nią podążył rudowłosy, który ze śmiechu obecnie zwijał się na podłodze. Dwójka śmiała się ze swojej wzajemnej głupoty jeszcze przez parę minut aż do dźwięku dzwoniącego telefonu. Szatynka więc patrzyła na ekran, a następnie po szybkim otarciu łez śmiechu odebrała telefon.

- Tak tato? - powiedziała, próbując złapać głębszy oddech, pomiędzy kolejnymi falami śmiechu.

- Mamy po ciebie przyjechać? - zapytał, na co ta popatrzyła za okno, aby dopiero teraz zauważyć, że za oknem zrobiło się już ciemno i była to wręcz najlepsza pora, aby wrócić do domu.

- Jak masz po drodze to jasne. Pojedziesz do sklepu i kupisz moje ulubione lody? Proszę? - zapytała, patrząc na chłopaka, który wstał, aby zacząć trochę sprzątać puste opakowania po przekąsach, jakie dzisiaj zjedli.

- Okres dostałaś? - zapytał od razu mężczyzna, co dziewczyna jedynie potwierdziła. Tylko podczas miesiączki ta jadła lody, bo naturalnie jej zachcianki na słodycze rosły więc mężczyzna jako jej ojciec wiedział ten fakt. - To kupimy ci od razu podpaski, będziemy do dwudziestu minut. - dopowiedział starszy, chcąc się rozłączyć, jednak przerwał jej głos jego córki.

- Będziecie? Alex cię odwozi? - zapytała, wstając z ziemi, aby na chwilę wyjść do łazienki. Chyba wolała, aby w razie czego rudowłosy nie słyszał, z kim jej ojciec obecnie randkuje.

- Z Clay'em wracamy. Byliśmy na kolacji, odwiezie nas i zostanie na wieczór. - odpowiedział jej ojciec, na co ta westchnęła ciężko. Mogła się tego spodziewać.

- Tato jestem u kolegi ze szkoły. On zna Clay'a. - powiedziała ciszej, a pomiędzy nimi powstała chwilowa cisza.

- Dobra, coś wymyślę. - odpowiedział, rozłączając się. Aoide więc wróciła do pokoju Blake'a, w którym ten obecnie kończył ogarniać po ich spotkaniu.

- I co, przyjadą po ciebie? - zapytał rudowłosy, wychodząc z brudnymi naczyniami do kuchni, a dziewczyna podążyła za nim. W pomieszczeniu była siostra chłopaka oraz (niestety) jeszcze jej dziewczyna.

- Tak, powinni być za parę minut. - odpowiedziała, siadając na jednym z barowych krzeseł po drugiej stronie stołu, aby siedzieć jak najdalej od dziewczyny, której nie lubiła. Obserwowała, jak chłopak przemywa wszystkie naczynia, a następnie wsadza je do zmywarki podczas gdy rudowłosa, nakładała na talerze tosty (prawdopodobnie jakąś kolację).

- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas wpadniesz. - powiedziała Aurora, uśmiechając się miło do najmłodszej. Ta mimowolnie zarumieniła się na ten (anielski) gest, jedynie kiwając głową w znaku zgody. Niedługo po tym dostała telefon od swojego ojca i razem ze swoim kolegą wyszła z ich apartamentu. Szybko rozpoznała samochód swojego ojca, jednak miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść udając, że ich nie zna.

Jej ojciec siedział na miejscu pasażera w swoim jakże eleganckim ubiorze do firmy, złożonego z szarego eleganckiego golfu, na którym nadal miał stabilizator zalecony przez lekarza, do tego miał trochę w ciemniejszym odcieniu także eleganckie spodnie, a na całości miał swój, czarny, ulubiony zimowy płaszcz. On jeszcze w tej dwójce wyglądał normalnie. Za kierowcą siedział natomiast chłopak jej ojca, ubrany jakby co najmniej właśnie porwał go dla okupu. Na twarzy miał czarną maskę, na oczach okulary, a do tego na głowie czapkę z daszkiem, tak aby na pewno nie było można zobaczyć jego twarzy. Jego ubiór był trochę biedniejszy (z wyglądu jak i z liczby zer na metce) ubiór, w którego skład wchodził czarny pullover, do tego także czarne spodnie zapięte paskiem, oraz złoty łańcuszek na ubraniu tak, aby było dokładnie widać.

- To wasz kierowca? - zapytał rudy, wyraźnie zainteresowany tym, kto siedział za kierownicą.

- Tak, jest dzisiaj na zastępstwie, bo jak widzisz mój ojciec, jest kaleką i się wypierdolił na lodowisku, jak ostatnio miałeś okazję zobaczyć. - powiedziała, drapiąc się po karku, podchodząc do tylnych siedzeń, aby chwilę później wsiąść do ciepłego wnętrza samochodu.

- Aoide, nie ośmieszaj mnie przed twoim znajomym. Pożegnaj się z kolegą i jedziemy. - powiedział jej ojciec, na to zaśmiała się lekko, a następnie pomachała chłopakowi stojącemu przez szybę, gdzie siedziała. Niedługo po tym, odjechali, i kiedy postura rudowłosego zniknęła z tylnych lusterek samochodu, Clay skorzystał z okazji i ściągnął wszystko, co miał obecnie na twarzy. Prawdę mówiąc, gorąco mu się zrobiło w tych wszystkich rzeczach.

- Następnym razem, nie będzie mnie obchodziło to, że to jeden z moich uczniów, przed twoim przyjściem Aoide, wejdę do bagażnika i niech się twój ojciec tłumaczy, jak ze spierdolonym obojczykiem dojechał na miejsce. 

hOi!

x

x

x

Tak, żyję.

x

x

x

Portugalia experience 10/10

x

x

x

Życzę miłych świąt i jak mnie najdzie (rozdział pisany w nocy, wstawiony w dzień), to może jakoś szybko drugi rozdział do "Sauveur" wleci.

x

x

x

Taki Fajny

x

x

x

Jak zwykle czekam na teorie i opinię, jak i przemyślenia.

x

x

x

Bywajcie.

x

x

x

(Ruda mnie szanstaszyje, i związała do krzesła, każąc mi to napisać. ILY <3)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top