Chapter 30
Weekend, jaki rodzina Davidsonów spędziła razem, przeminął szybko i zanim się obejrzeli, musieli wrócić do swoich codziennych żyć. CEO powrócił do swojej firmy, mając nadzieję, że nikt ponownie nie podniesie jego ciśnienia w pierwszych minutach jego dnia, a Aoide powróciła do szkoły, od razu narzekając na brak jej przyjaciela. W końcu jak miała spędzić w tym więzieniu osiem godzin bez darmowego komika, wsparcia w gorszych chwilach i tabletki uspokajającej w jednym?
Na szczęście jej plan dnia na piątek (bo tyle udało jej się wytrzymać bez blondyna, który niestety się rozchorował), był dość łaskawy dla niej, bo miała dzisiaj lekcje, które na spokojnie wytrzyma sama. Kiedy weszła do szkoły, od razu ruszyła korytarzem do swojej szafki, z której chciała wyciągnąć książki na dzisiejsze lekcje. Musiała przeżyć dwie godziny hiszpańskiego, angielski, muzykę z Panem Manhuntem i dwie godziny chemii i była wolna na kolejny weekend. Szatynka mimowolnie podskoczyła w miejscu, kiedy po zamknięciu drzwiczek szafki za nimi ujrzała znanego jej dobrze nauczyciela.
- Panie Manhunt, czy chce Pan, aby Pańska uczennica zmarła na zawał? - zapytała, zamykając szafkę na hasło, a następie oparła się o nią, patrząc na wyższego mężczyznę.
- Niekoniecznie, bo szybko twój ojciec by mnie zabił, jednak nie w tej sprawie do ciebie przyszedłem. Przekaż klasie, że nie macie dzisiaj ze mną lekcji. Kończycie godzinę wcześniej. - powiedział do niej, na co ta spojrzała na niego nieco zaskoczona.
- Z jakiej to okazji? Bo na pewno nie z Pana dobrego serca. - odpowiedziała, idąc korytarzem w kierunku sali, w której miała pierwsze zajęcia.
- Służbowa wymówka, kot jest chory i do weterynarza muszę jechać, niesłużbowa, muszę pojechać do firmy, a twój ojciec zażyczył sobie, abym tam był o czternastej, a z wami kończę o piętnastej dopiero. - powiedział, idąc za dziewczyną, bo akurat się złożyło, że mieli lekcje w takim samym kierunku.
- To brzmi jak coś, co by wymyślił mój ojciec. - odpowiedziała, a następnie pożegnała się z nauczycielem, zaraz po tym wchodząc do sali i zajmując jedno z wolnych miejsc. Położyła na ławce swój piórnik, zeszyt oraz podręcznik, a po tym z nudów założyła na głowę słuchawki, aby jeszcze przez chwilę posłuchać muzyki, zanim musiałaby wysilić swój mózg nad myśleniem w innym języku niż angielski. Nie minęła nawet połowa piosenki, zanim poczuła lekki dotyk na swoim ramieniu, podniosła więc głowę z ławki od razu patrząc na osobę, która do niej podeszła.
Ku jej zaskoczeniu okazało się, że był to znajomy jej rudzielec. Chłopak miał dzisiaj na sobie niebieskie baggy jeansy, lekko szarawą przydługą koszulkę, która zakrywała trochę jego podbrzusza i dolnych partii, a na nią ubrał szarą flanelowa koszule w kratę. Niższa mogła zauważyć na jego nadgarstku parę kolorowych bransoletek, które powodowały, że ten wyglądał bardziej uroczo?
- Miejsce obok wolne? - zapytał z uśmiechem, widząc, jak ta na chwilę ściągnęła z uszu słuchawki.
- Jasne, dzisiaj siedzę sama. Mamy z wami łączone zajęcia? - zapytała, biorąc z miejsca obok siebie swój plecak, aby chłopak mógł usiąść obok niej. Ten nie czekając długo, także wyjął ze swojego plecaka swój podręcznik i zeszyt, oraz piórnik kładąc je na ławce.
- Widocznie tak. Powinienem teraz mieć fizykę, ale Pan Stones'on chyba się rozchorował więc nas dali do was na zajęcia. - odpowiedział chłopak, opierając głowę na swojej dłoni, patrząc na dziewczynę.
- Jesteś w klasie wyżej co nie? Ciekawe co nam Pan każe robić. - powiedziała bardziej do siebie, obracając się przodem do chłopaka, aby było im łatwiej rozmawiać.
- Sam nie wiem, ale miejmy nadzieję, że nie będzie to jakoś specjalnie trudne. Jestem w tej klasie hiszpańskiego czystym przypadkiem.
- Miałeś być w innej klasie językowej? - zapytała Aoide, obracając lekko głowę w bok patrząc na drugiego zaskoczona.
- Jestem z Kanady, w poprzedniej szkole miałem francuski, ale musieliśmy się z rodzicami przeprowadzić tutaj i w tej szkole już nie mają francuskiego. - odpowiedział rudy, także obracając się przodem do dziewczyny.
- Umiesz francuski? Tylko niektóre regiony w Kanadzie mówią po francusku oprócz angielskiego. - powiedziała młodsza, dając jedną nogę na krzesło, aby wygodniej jej się siedziało.
- J'ai eu la chance d'avoir grandi dans la province de l'Ontario, qui parle beaucoup le français. [tł. Miałem to szczęście, że się wychowałem w prowincji Ontario, która mówi dość dużo po francusku.] - odpowiedział chłopak w swoim drugim ojczystym języku, oczekując od dziewczyny pytanie o to co powiedział jednak nie spodziewał się, że ta kontynuuje rozmowę w tym samym języku co on.
- Je me suis toujours demandée à quel point l'accent du français canadien était différent de celui du français. [tł. Zawsze byłam ciekawa, jak bardzo akcent kanadyjskiego francuskiego się różni od tego francuskiego]. - powiedziała dziewczyna, także opierając swoją głowę na dłoni, patrząc na drugiego.
- Tu parles français? Tu vas me dire que tu viens de France ? Ou du moins, tu y as vécu pendant un moment. [tł. Znasz francuski? Czy nagle mi powiesz, że tak naprawdę pochodzisz z Francji? Albo przynajmniej mieszkałaś w niej przez jakiś czas.] - zapytał chłopak widocznie zdziwiony tym, że młodsza zna ten jednak trudny język.
- Je suis allée en France avec mon père, et depuis, j'ai commencé à prendre des cours de français parce que j'aimais ça. [tł. Byłam raz we Francji z moim ojcem i od tamtego czasu zaczęłam brać korepetycję z francuskiego, bo mi się spodobał.] - odpowiedziała, zaraz po tym odnosząc lekko swój wzrok widząc nad chłopakiem siedzącym naprzeciwko niej ich nauczyciela.
- Es agradable ver cómo las clases trabajan juntas, pero les pido que usen solo el español o, como último recurso, el inglés. [tł. Miło się patrzy na to jak klasy z sobą współpracują, jednak prosiłbym was o używanie tylko i wyłącznie języka hiszpańskiego lub w ostateczności angielskiego.] - upomniał ich nauczyciel, na co rudowłosy lekko podskoczył na krześle, od razu obracając się w jego kierunku.
- Bueno, ya no lo estaremos. [tł. Dobrze, nie będziemy już] - powiedziała dwójka równocześnie, a następnie usiedli po prostu, nadal uśmiechając się do siebie lekko, znajdując tę sytuację dość zabawną.
Po paru godzinach lekcji (gdzie niestety Aoide musiała się pożegnać ze swoim towarzyszem, z którym wspólnie rozwiązywała zadania na lekcji hiszpańskiego), nareszcie nadszedł czas na jej ulubioną część dnia, zwaną przerwą obiadową. Radosnym krokiem weszła do szkolnej cafeterii, w której była już duża część jej szkoły. Tak jak inni uczniowie stanęła w kolejce do jedzenia z tacką w rękach, a po późniejszym pokazaniu kucharce, na co ma dzisiaj ochotę, odszukała jeden z wolnych stolików, od razu przy nim siadając.
Zanim jednak zaczęła jeść, zauważyła, jak jej znajomy również wszedł do pomieszczenia, więc szybko napisała do niego wiadomość na messengerze, że jeśli chce to się może do niej dosiąść. Kiedy rudowłosy także nałożył sobie jedzenie na tackę, podszedł do niej, od razu siadając naprzeciwko niej.
- Dziękuję za zaproszenie do stolika. Czuję się zaszczycony. - odpowiedział, otwierając kartonik z sokiem, który dostał do posiłku.
- Osobiście nie lubię sama jeść, więc skorzystałam z okazji, że wszedłeś do pomieszczenia. Mam nadzieję, że nie byłeś, nie wiem umówiony ze swoimi znajomymi czy coś. - powiedziała szatynka, biorąc trochę posiłku do buzi.
- Nie no i tak wolę twoje towarzystwo. - odpowiedział chłopak, uśmiechając się do dziewczyny, która od razu lekko się spłoszyła na jego słowa.
- Nie znamy się tak długo. Ale przyznaję, że dość przyjemnie mi się dzisiaj z tobą pracowało na lekcji u Pana Jonatana.
- Z wzajemnością. Dużo znasz języków? Dość płynnie mówiłaś po hiszpańsku, a jeszcze lepiej po francusku. - zapytał zaciekawiony chłopak, także jedząc swój posiłek.
- Angielski, francuski, hiszpański i tata chciał, abym sobie jeszcze jeden język wybrała, najlepiej azjatycki, ale na razie nic mnie nie zainteresowało. - odpowiedziała, jakby nigdy nic dziewczyna, na co rudy od razu zatrzymał się na chwilę zaskoczony.
- Wow, to dość sporo jak na twój wiek. W sensie nie obrażając się, że jesteś młoda czy coś, ale znam ludzi starszych, którzy nie znają nic poza angielskim. - powiedział rudowłosy, pijąc trochę soku, na chwilę odwracając głowę od szatynki.
- Myślę, że jest to kwestia wychowania. Mnie zawsze ojciec powtarzał, że im więcej języków będę znać tym mam większe szanse na rynku pracy, a nie ukrywając prawdy wszyscy jesteśmy teraz w szkole aby zdobyć jakieś wykształcenie, pójść na studia, a potem pracować na emeryturę. - odpowiedziała Aoide wzruszając ramionami co mimowolnie rozśmieszyło drugiego.
- Z każdą rozmową z tobą zadziwiasz mnie jeszcze bardziej. - rzucił pod nosem wyższy, kończąc jeść swój posiłek.
- Miło mi słyszeć, że jestem w stanie cię zaskoczyć. - odpowiedziała dziewczyna także pijąc swój sok.
- Masz może czas dzisiaj po szkole? Może wyszlibyśmy na jakieś lody czy do kawiarni jeśli byś chciała. - zaproponował chłopak, opierając się na krześle patrząc na niższą.
- Dzisiaj niestety nie mam czasu. Ale weekend mam wolny, jeśli nadal chciałbyś się spotkać. - odpowiedziała kończąc jeść i przelotnie patrząc na telefon aby zobaczyć ile czasu zostało jej do końca przerwy.
- To w takim razie chciałabyś pójść ze mną w weekend do muzeum iluzji? Wyskoczyło mi ostatnio na Instagramie i wydaje się być ciekawe a sam nie chce tam iść. - powiedział chłopak, wstając ze swojego miejsca, zaraz po tym zakładając na plecy swój plecak. Aoide podążyła za nim wzrokiem, zbierając puste tacki i opakowanie po swoim napoju w jedną kupkę aby było jej łatwiej je później posprzątać.
- Jasne, co do czasu spotkania i tak dalej spiszemy się już na mess co nie?
- Spoko, to napisze do ciebie później. - odpowiedział chłopak i po szybkim uściśnięciu dziewczyny na pożegnanie odbiegł do paczki swoich przyjaciół od razu włączając się w rozmowę. Miał szczerą nadzieję, że z takiej odległości młodsza nie zauważy rumieńców na jego policzkach, spowodowanych nagłym przytuleniem dziewczyny.
Równo o godzinie czternastej nauczyciel stał na wcześniej napisanym w SMS jaki dostał od George'a piętrze jego wytwórni. Miał dzisiaj mieć spotkanie z producentem muzycznym, z którym miał wyprodukować piosenki na swój re-debiut, a także szatyn wspomniał coś o tym, ze będzie musiał im coś dzisiaj zaśpieważ aby producent wiedział jak bardzo jego głos się zmienił od ostatniej piosenki jaką nagrali jeszcze ze swoim bratem.
Na jego szczęście nie musiał czekać długo, bo po paru sekundach drzwi windy otworzyły się a z nich wyszedł CEO jak zwykle ubrany w jeden ze swoich garniturów. Włosy nienaganie ułożone, oraz prosta postawa emitowały od niego aurę wyższości i pewności siebie. Blondyn poczuł jak jego serce mimowolnie przyśpiesza na widok swojego ukochanego i z uśmieche na ustach odsunął się od ściany otwierając ręce w geście przywitania się z nim chociażby uściskiem (chociaż liczył na jakiś powitalny pocałunek), jednak szatyn sprawnie wyminął go idąc do odpoiwednich drzwi.
- Jesteśmy w miejscu pracy. Chodź za mną William już na nas czeka. - powiedział patrząc na wyższego który wyraźnie zawiedzony taką reakcją od drigiego poszedł za nim. Dopiero po chwili zatrzymali się przed odopwiednimi drzwiami na których widniała tabliczka "studio produkcyjne - William Gold". Niższy zapukał w drzwi a po usłyszeniu głośnego proszę, wszedł do środka.
Studio urządzone w jednym kolorze przewodnim, czarnym z lekkimi szarymi akcentami. Przy jednej z ścian stała kanapa, na której leżał złożony koc, a obok niej (dokładnie pod stolikiem do kawy) Clay mógł zauważyć coś co przypominało lodówkę turystyczną, więc blondyn dość szybko się domyślił, że producent praktycznie mieszał w tym studio. Na dużym biurku rozłożone intersejs audio, oraz kontroler Midi, jak inne sprzęty potrzebne do rejestracji i późniejszej obróbki audio. Przed tym całym sprzętem siedział młody mężczyzna, który obecnie na głowie, z zakrytyjm jedynie jedym uchem, przez słuchawki, dokładnie skanował wzrokiem po ścieżkach dźwiękowych które wkrótce miały stać się piosenka. Usłyszawszy jak goście weszli do pomieszczenia, odłożył słuchawki na stojak na biurku a następnie obrócił się do nich przodem.
Obecnie na sobie miał bluzę w kolorze kawy z mlekiem, z nałym nadrukiem pluszowego misia na jednej stronie. Na nogach miał czarne spodnie dresowe, a na spotach zwykłe klapki. Lekko kręcone brązowe włosy, obecnie rozproszone w każdą sronę, nalatywały mu na oczy, które na szczęście broniły okrągłe okulary. Na kzreśle siedział w dosc specyficznej, lecz wyglądającej na wygodną pozycji. Jedną nogę miał na fotelu gdzie obecnie siedział tak, że bez problemu mógł położyć na swoim kolanie swój podbródek, a drugą drzymał luźno zwisającą.
- Witam szefa, to ten nowy artysta? - zapytał, wstając z krzesła od razu rozprostowując, swoje kości które od razu w paru miejscach strzeliły przez pewnie długie siedzenie w jednej pozycji.
- Tak, Clay to William, nassz producent muzyczny stwierdziłem, że powinniście się idealnie dogadać i mam nadzieję że wasza współpraca osiągnie zadowalający nas wynik. Chciałbym Will abyś wyprodukował dwie główne piosenki na jego re-debiut. Jedna którą wydamy jako taki ala teaser i druga która już będzie piosenką albumową. Dogadacie się już sami co do melodi czy dokładniej tekstu bezemnie ale dzisiaj w mojej obecności chciałbym zobaczyć twoje umiejętności wokalne Clay. Co prawda słuchałem paru waszych piosenek, ale twoj głos jeśli nie śpiewałes parę lat mógł się zmienić. - powiedział brunet, siadając na kanapie, od razu zakładając nogę na nogę.
- Mam tak teraz zaśpiewać acapella? - powiedział zaskoczony blondyn, nie spodziewając się, że taki plan miał na dzisiaj jego chłopak.
- Zależy jaką piosenke wybierzesz. Jak amsz jakąś która ma zapis na gitarę to moge ci zagrać. - odpowiedział producent, sięgając po gitarę stojącą na statywie pod ścianą.
- Mam jedną, nie jest wydana ani nic ale mam zdjęcie zapisu nut jaki zrobiłem. - odpowiedział, a następnie wyśiwetlił an ekranie swojego telefonu wspomniane zdjęcie, od razu pokazując je producentowi. Ten chwilę grał sam dla siebie na gitarze aby pewnie wyczuć rytm i melodie piosenki i kiedy był gotowy popatrzył na blondyna dając mu tym samym znak że jest gotowy do grania.
- Hey brother, what do I do
I fell off my bike now I'm cut and bruised
It stings like hell and it hurts to move
So hey brother what do I do
- zaśpiewał blondyn, delikatnym i lekko zachrypniętym głosem, przymykając swoje oczy przypominajac sobie tekst piosenki, którą sam napisał.
- He said bite your tongue now and hold your breath
Close your eyes now and count to ten
'Cause boys don't cry
And you won't too
Only tough guys make it through
- śpiewał dalej, już pewniejszył głosem, tym razem patrząc przed siebie, opierając się plecami o ścianę za sobą.
- So what do I do now when I feel real bad
I hold it in 'til I get real mad
I start a fight with my closest friends
Broken noses and promises
- zaśpiewał, kiwając lekko głową w rytm granej przez bruneta piosenki. Prezes sam słuchając kojącego jego nerwy głosu blodnyna nieświadomie, zaczął przystykiwac rytm piosenki swoją stopa uśimiechając sie lekko pod nosem, z zadowolenia, że ten poimimo tak długiej przerwy nadal miał śpietny głos.
- So brother I wish you spoke the truth
Brother I wish you taught me how to love myself
I wish you knew that boys
Boys feel sad too
- dokończył śpiewać pewniejszym głosem, zaraz po tym słysząc że producent przestał grać spojrzał na niego, a później na CEO który, nadal stał z przymknietymi oczami analizując sobie wszystkow głowie.
- Chyba szefie tyle starczy abym wszystkow iedział co muszę. - powiedział William, odkładając instrument na swoje miejsce.
- Tak. Clay wyślij później mi teksty o których ostatnio rozmawialiśmy, prześle je Williamowi, a ty Will zacznij myśleć już nad tym co ci dzisiaj powiedziałem. Im prędzej weźmiemy się do roboty tym lepiej. - odpowiedział mężyczna wstając z kanapy i kierując się do wyjścia. - Chodź ze mną Clay, musze jeszcze z toba o czymś porozmawiać. - dopowiedział, a następnie wyszedł z pomieszczenia, co blondyn po szybkim pożegnaniu się z drugim mężczyzną także uczynił wychodząc z pokoju. Cicho szedł za swoim przełożonym korytarzem aż w końcu dotarli do zakrętu gdzie wszystko zdarzyło się trochę za szybko dla niego aby zrozumieć co tak właściwie się wydarzyło. Nagle został wciągnięty do pomieszczenia za niższym, a niedługo póxniej drzwi zamknęły się za nim pozostawiając ich samych w ciemnych schowku na miotły?
- George co to ma zna- zaczął mówić, jednak szybko przerwały mu usta prezesa które go skutecznie uciszyły. Od razu oddał pieszczotę, obejmując talię niższego ręką i przyciągakąc go bliżej siebie. Dopiero po chwili się od sibeie odsuneli, od razu patrząc sobie w oczy.
- Tutaj nie ma kamer które by nas zobaczyły. - odpowiedział cicho szatyn, opierając swoją głowę na torsie wyższego czując potrzebę chwilowego odpoczynku od swoich obwiązków na zwykłe bycie ze swoja drugą połówką. Blondyn rozumiejąc chyba, że starszy chciał aby chociaż parę minut spędzili blisko siebie, objął go tak że ten teraz był praktycznie ukryty w jego objęciu.
- Nie chcesz aby tokolwiek nas widział razem w firmie? - zapytał równie cicho blondyn, chowając swoja twarz w zagłębieniu szyi drugiego.
- Wiem, ze mogą się znaleźć tutaj ludzie którzy pomyśleli by że zostałeś przyjęty tylko ze względu na związek ze mna i nie mam najmniejszej ochoty się później tłumaczyć mediom z mojego życia osobistego. - powiedział George, co mimowilnie wywołało na twarzy wyższego lekki uśmiech.
- Czyli mamy nową misję. Ukrywać się jak nastolatkowie w szkole aby spędzić z sobą chwilę. - rzucił blondyn, co rozśmieszyło prezesa który odsunął się od niego na chwile, tylko po to aby założyć mu na szyje swoje ręce.
- Przeszkadza ci to? - zapytał z uśmiechem starszy podnosząc jedną brew do góry.
- Nie. Chociaż liczyłem na jakiś powitalny całus czy chcociaż przytulas. A tak mnie minałeś jakbym był twoim pracownikiem a nie chłopakiem. - odpwoiedział blondyn, nachylając się aby ponownie pocałować wargi swojego ukochanego, który z mimowolnie uśmiechnął się szerzej na usłyszane słowa oddając pocałunek. Ich pieszczota dość szybko stała się bardziej imtymna, kiedy wyższy pogłębił pocałunek, dłonią zjeżdżając na z talii na niższe partie ciała szatyna które uważał za atrakyjne. Chcąc nie chcąc George musiał przerwać ten miły dla nich moment, powoli odsuwając się od wyższego, który od razu popatrzył na niego, z legitymi sercami w oczach.
- niestety muszę przerwać tę miłą chwilę, tym, ze mam zraz kolejne spotkanie. Ale za to zapraszam cię do siebie na weekend. W ofercie domowe jedzenie, netflix i wspólne spanie na jednym łóżku. - powiedział prezes poprawiając swój ubiór, przed całkowitym odsunięciem się od swojego ukochanego.
- Tylko spanie? Czy mogę szukac ukrytego drugiego znaczenia w twojej wypowiedzi. - zapytał blondyn, na co dostał lekko w ramię od drugiego, który na twarzy wręcz momentalnie dostał rumieńców.
- Aoide będzie w domu, więc nie ma mowy o czymkolwiek innym. Moja córka nie musi znać szczegółów na temat mojego życia łóżkowego. - odpowiedział szatyn a następnie wyszedł z pomieszczenia tak jak chwilę później drugo. - Do zobaczenia, w weekend. - powiedział jeszcze a następnie zniknął w windzie, która przyjechała na piętro, jadąc na kolejne spotkanie biznesowe.
Weekend u Davidsonów zaczął się od klasycznych zakupów w Wallmarcie. Równo o godzinie dziesiątej, Aoide ze swoim ojcem weszli do sklepu przygotowani na dość duże zakupy. Jak młodsza została wcześniej poinformowana, miał dzisiaj u nich zawitać Pan Manhunt, więc razem postanowili, że ugoszczą go dzisiaj jednym z ulubionych dań, które potrafi zrobić jej ojciec, czyli tortille.
Do wykonania tej potrawy na pewno potrzebowali różnorodnych warzyw takich jak sałata lodowa, cebula czerwona, ogórek zielony, dwa rodzaje papryki oraz rukolę. Później sprawnie przeszli na dział z nabiałem gdzie zabrali tarty ser żółty oraz parę innych serów, które potrzebowali do swojego codziennego życia. Kiedy rodzic stał w kolejce, aby kupić im na kolejne dni, a może nawet tygodnie różne mięsa do obiadu (przy okazji kupując o dwie więcej piersi z kurczaka, które będą im potrzebne do ich posiłku), dziewczyna poszła wziąć parę rzeczy dla siebie takie jak parówki czy salami do tostów, zabrała także szynkę, którą wykorzystywali przy robieniu tortilli.
Finalnie po chyba półtorej godziny chodzenia po sklepie, dwójka wyszła z niego z trzema pełnymi siatkami zakupów. Jako iż starszemu został jeszcze tydzień usztywnienia na ręce, musiał poprosić swojego prywatnego kierowcę Darryla o pomoc w przywiezieniu i dowiezieniu dwójki do ich domu (oczywiście po dostaniu za to odpowiedniej zapłaty).
Na spokojnie rodzina przebrała się do wygodniejszych rzeczy i szatyn od razu zabrał się za przygotowanie posiłku, aby jego chłopak nie musiał czekać później. Młodsza za to wzięła się za uczenie się na jej najbliższą kartkówkę. Oczywiście nie uczyła się sama, bo była na rozmowie z kamerą ze swoim najlepszym przyjacielem, który oprócz dostania od niej ploteczek na temat jej przełożonego z dzisiaj na jutro wyjścia z Blakiem, przepisywał notatki z lekcji, jakie od niej dostał.
Z natłoku ostrożnego przygotowywania warzyw, marynowania mięsa i późniejszego smażenia go wyrwał ojca nagły dzwonek do drzwi. Ucieszony jak małe dziecko podbiegł do nich, najpierw patrząc przez judasza, a później otwierając je, ukazując postać blondyna, który tak szybko jak drzwi się otworzyły, wyciągnął zza swoich pleców dość duży bukiet różnorodnych kwiatów.
- Witam, zastałem może pana Davidsona? - zapytał blondyn, uśmiechając się do niego lekko, zaraz potem wchodząc do środka.
- Zależy, kto do niego przyszedł. Jego pracownik Clayton Manhunt, czy jego chłopak Clayton Manhunt? - odpowiedział drugi, opierając się o szafkę, patrząc, jak młodszy rozbiera się ze swojego płaszcza, a później zimowych butów.
- Pracownik chyba nie przychodzi do swojego pracodawcy z kwiatami.
- Słuchaj, różne przypadki się zdarzają. - odpowiedział szatyn, idąc do kuchni, aby kontynuować przygotowywanie posiłku.
- Ktoś do ciebie z kwiatami do firmy przychodził?! - powiedział zaskoczony blondyn, od razu podążając za nim, aby dowiedzieć się, o co dokładnie chodziło.
- Czy powiedziałem, że do mnie ktoś przychodził z kwiatami? - odpowiedział szatyn, jednak został szybko zatrzymany przez ramię wyższego, które ujęło jego talię i brzuch, zatrzymując go w miejscu. Przed nim pojawił się wcześniej widziany bukiet, a na swoim karku poczuł ciepłe wargi swojego chłopaka.
- Dla ciebie, z okazji tego, że jesteś piękny. - usłyszał za sobą głos, na co obrócił głowę, patrząc na Clay'a, który wykorzystał moment jego nieuwagi i szybko skradł słodki pocałunek z jego ust.
- Dziękuję bardzo. Sam wybierałeś kwiaty czy wspomagałeś się panią w kwiaciarni? - zapytał, odsuwając się od niego, aby włożyć bukiet do wolnostojącego na wyspie kuchennej wazonu.
- Jeśli mam być szczery to nawet nie wiem jakie kwiaty mi Pani sprzedała. Myślę, że to wystarczająco odpowiada na twoje pytanie.
- Pomógłbyś mi proszę z tym posiłkiem, trzeba jeszcze pokroić te twardsze warzywa. - powiedział CEO, podchodząc do patelni, na której obecnie smażył kurczaka.
- Jasne, zwykła kostka czy jak. - odpowiedział blondyn, także podchodząc do blatu i biorąc w dłoń odpowiedni nóż.
- Cebulę w piórka, ogórka w paski. - powiedział ojciec, a następnie dwójka zabrała się do pracy.
W przyjemniej atmosferze rozmowy zleciał im czas, w jakim posiłek został przyrządzony. Podczas gdy starszy zajął się powolnym zawijaniem całości, aby jeszcze je przypiec na grillownicy, blondyn postanowił troszkę się z nim podroczyć, utrudniając mu to zadanie poprzez powolne i czułe całowanie najpierw jego karku, a później ramienia. Nietrudno było się domyśleć, że szatyn dość szybko nie mógł się skoncentrować na wykonywanej przez siebie pracy, czując dość przyjemne uczucie na swojej wrażliwej szyi. Chwilę później jego przepełniony motylkami brzuch, objeły ręce wyższego, który przycisnął jego plecy do swojego torsu, przytulając się do niego.
- Uważaj, bo krzywo zawiniesz i się rozwali. - powiedział cicho Clay, patrząc na to co robił obecnie drugi znad jego ramienia.
- Wiesz, co, łatwo ci mówić, może się zamienimy co? - odpowiedział rodzic, obracając się do niego przodem, z wyraźnym wyzwaniem w oczach.
- Spoko, mi nie przeszkadza wizja ciebie całującego moje ciało. - powiedział blondyn, co widocznie zawstydziło starszego, na którego policzkach pojawił się dość ciemny rumieniec.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tu tylko po wodę. - usłyszeli nagle głos córki George'a, która nagle pojawiła się w kuchni. Jakby nigdy nic podeszła do dzbanka z filtrem, aby nalać do swojego dużego kubka wody. Dwójka momentalnie odsunęła się od siebie, nie wiedząc, co mają de facto teraz zrobić, po tym jak zostali przyłapani na gorącym uczynku.
- Aoide, jak ci idzie nauka? - zapytał jej ojciec jakby nigdy nic, wracając do swojej poprzedniej czynności, podczas gdy nauczyciel usiadł przy wyspie kuchennej, odwracając głowę w stronę okna.
- Jakoś idzie. Zostawiam was tu, nie zróbcie mi rodzeństwa czy coś. - odpowiedziała dziewczyna, z zamiarem wrócenia do swojego pokoju, kiedy zatrzymał ją głos jej ojca.
- Nie jesteś zła czy coś? Że ci nic nie powiedziałem. - zapytał starszy, lekko przygryzając wargę z nerwów. Nie lubił kiedy jego córka była na niego obrażona więc starał się jej wszystko mówić.
- Tato nie jestem taka ślepa jak ty, aby nie widzieć tego, że was do siebie ciągnie. Zrobiliśmy nawet zakład z Tommy'm ile wam zajmie zejście się. - odpowiedziała dziewczyna, na co dwójka spojrzała na nią zakłopotana. Czemu nagle do historii dołączył Tommy? Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że ten tak właściwie widział ich grę wstępną więc wszystko im się wyjaśniło.
- I co z tym zakładem? - zapytał tym razem nauczyciel, zaciekawiony czy szatynce udało się wygrać.
- Tommy jest mi winny 20 $. - odpowiedziała, wracając do pokoju, aby od razu poinformować swojego przyjaciela o fakcie tego, że przegrał, zostawiając dwójkę w pomieszczeniu, które nie długo później wypełnił głos ich wspólnego śmiechu.
hOi
x
x
x
Choroba mnie chyba dobije, ale przynajmniej rozdział szybko napisałam.
x
x
x
Za 2 dni mam 18 lat nie wierze, że tyle dożyłam.
x
x
x
Jak zwykle czekam na wasze przemyślenia
x
x
x
Bywajcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top