Chapter 22

Na kalendarzach w końcu zawitała ta długo oczekiwana przez rodzinę Davidsonów data dwudziestego piątego grudnia. Już prawie tydzień wcześniej, cała rodzinka rozpoczęła przygotowania do świąt, zaczynając od kupionej choinki, która stanęła u nich w ogrodzie, później ozdobiona przez zatrudnioną przez bruneta firmę, po łańcuchy na kominku i na ścianach, lampki, bombki, oraz co według mężczyzny było ważne, nowe świąteczne dywaniki, oraz serwetki, które miały zostać postawione na stole podczas i kolacji.

- Karl, ile jeszcze ten indyk musi siedzieć w piekarniku? - spytał CEO, wchodząc do swojej kuchni, w której obecnie panował młody chłopak. Karl, na co dzień pracował jako prywatny szef w kawiarence, która była na wyłączność dla pracowników wytwórni, lub czasami jak potrzebuje to dorabia sobie jako prywatny szef kuchni.

- Myślę, że maksymalnie potrzebuje jeszcze dwadzieścia minut w piekarniku. Na wyspie ma szef gotowe ziemniaki, zostawiłem je przykryte, aby nie straciły swojej temperatury. Wcześniej upiekłem chleb kukurydziany, który także ma szef na blacie. Sos żurawinowy jest w lodówce, a pierniki właśnie kończę ozdabiać. - odpowiedział chłopak, odkładając kolejne gotowe ciasteczka na tacę, którą sobie przygotował.

- Dziękuję jeszcze raz, że dzisiaj przyszedłeś. - powiedział George, poprawiając krzywo zawieszony łańcuch na jednej z ścian.

- To nie problem szefie. - odpowiedział młodszy uśmiechając się do niego radośnie, a następnie wrócił do pracy, jaką obecnie się zajmował.

W tym samym czasie, Aoide siedziała u siebie w pokoju, zdając sobie sprawę z naprawdę ważnej rzeczy o jakiej zapomniała. Wiedziała, że jej pamięć nie jest najlepsza, jak na osobę w młodym wieku, jednak nie przypuszczała, że zapomni o tym, że musi kupić swojemu ojcu jakiś prezent na święta. Nie wspominając o tym, że skoro nie pamiętała o prezencie dla swojego ojca, to tym bardziej nie pamiętała o prezencie dla swojego wychowawcy, który miał do nich dzisiaj przyjść.

- Babciu mam takie pytanie do ciebie. Czy nie byłoby problemu jeślibym do was przyjechała dzisiaj wieczorem? Tata się już zgodził i tak musi zostać dłużej w firmie. - powiedziała dziewczyna zaraz po tym jak usłyszała, że jej ukochana babcia odebrała słuchawkę.

- Możesz do nas przyjechać, kiedy tylko chcesz, nie musisz się nawet pytać wcześniej o zgodę. Przylatuj, kiedy chcesz, napisz tylko wcześniej to dziadek po ciebie przyjedzie. - odpowiedziała kobieta, a następnie można było usłyszeć jak wcześniej wspomniany dziadek, powiedział coś w stylu, żeby napisała zaraz przed wylotem, bo nie chce, aby jego ukochana wnuczka siedziała na zimnie. Powiedziała do rodziny, że dziękuję i zadzwoni później, a następnie szybko zbiegła po schodach, aby przekazać informacje swojemu ojcu, który obecnie mocno poddenerwowany stał w miejscu patrząc na podłogę, a raczej na dywanie, który tam leżał.

- Brzydkie te dywaniki, kto je tu dał? - zapytał schylając się, aby zwinąć wcześniej wspomnianą rzecz.

- Ty tato. Po kolacji jadę na lotnisko i lecę do babci, już się zgodziła. - odpowiedziała młodsza, siadając na oparciu kanapy.

- A kto cię zawiezie? Wczoraj oddałem samochód do mechanika. - powiedział mężczyzna, odkładając dywanik do szafy w przedpokoju.

- Taksówka?

- Czy ty uważasz, że cię puszczę nocą taksówką na lotnisko? - odpowiedział od razu brunet, podchodząc do swojej córki, aby popatrzeć na nią. - Swoją drogą ślicznie wyglądasz. - dopowiedział głaszcząc delikatnie jej włosy.

Aoide miała obecnie na sobie jak na zimę krótką spódnicę w kolorze cappuccino, aby było jej cieplej założyła na siebie dość gruby sweter ręcznie uszyty przez jej babcię, w kremowym kolorze. Pod sweter ubrały najzwyklejszą białą koszulę, a pod jej kołnierzem założyła beżowy, pasujący do koloru jej spódnicy krawat. Na nogach miała jeszcze podkolanówki, a na głowie uroczy, także wydziergany beret. Jej włosy związała w dwa lekko roztrzepane warkocze, zostawiając jednak trochę przydługą grzywkę nienaruszoną.

- Dziękuję tato. Ty też wyglądasz dobrze. - odpowiedziała, uśmiechając się do rodzica szeroko.

Mężczyzna postanowił wyjątkowo nie zakładać swojego tradycyjnego ubioru, jakim jest garnitur, a tym razem poszedł w kierunku czegoś nadal eleganckiego, ale bardziej luźnego. Założył na siebie biały golf, którego dół włożył do ciemnych garniturowych, w prostym kroju spodni. Na jego pasie zapiął pasek do spodni, który ładnie odcinał jasną górę od ciemnego dołu, a dodatkowo pasował do marynarki jaką mężczyzna miał na sobie.

- Szefie skończyłem wszystko przygotowywać. Indyk jest na półmisku na blacie, tylko niech szef uważa jak będzie szef przenosił, bo może się półmisek nagrzać. - powiedział Karl wychodząc z kuchni, po tym jak ściągnął z swoich dłoni rękawiczki.

- Dziękuję, przyjdź proszę jutro do biura po wypłatę. - odpowiedział jego szef, uśmiechając się do niego lekko, a następnie razem udali się do przedsionku, w którym kucharz ubrał na siebie swoją kurtkę, w której przyszedł.

- Dobrze, a właśnie mógłby szef podać mi mój futerał z nożami? - zapytał chłopak, na co starszy od razu pokiwał głową idąc do kuchni. Dosłownie sekundę później w całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi informujący, że ktoś stoi za drzwiami. Najmłodsza z osób, które obecnie znajdowały się w środku otworzyła drzwi, od razu próbując nie roześmiać się widząc co miał na sobie obecnie jej wychowawca.

Tak, jak kiedy widziała go w szkole, ten wyglądał bardzo dobrze i schludnie, tak teraz wyglądał jakby był małym dzieckiem i nie umiał się sam ubrać. Na nogach miał zielone spodnie z małymi reniferami na nich, które spiął na biodrach paskiem, wyglądającym jakby dostał go od górali. Na górze za to miał biało-niebiesko-czerwony sweter, gdzie na górnej części także były wizerunki reniferów, oprócz tego na swetrze znajdowały się jakieś kropki, kreski czy kształty przypominające chyba płatki śniegu. Spod swetra wystawał kołnierz koszulki, pod którym ten zapiął czerwoną muszkę w kratę.

- Wyglądasz jakbyś wpadł do kociołka z Walmartu z ciuchami na przecenie. - odpowiedziała dziewczyna, odsuwając się, aby ten mógł wejść do środka. Ten to zrobił, jednak najpierw przeleciał wzrokiem o posturze chłopaka, który zakładał na siebie buty.

- To o ten futerał ci chodziło? - zapytał George, który wraz z pojemnikiem wrócił do korytarza od razu zatrzymując się widząc, że drugi mężczyzna już przyszedł. Tak jak jego córka, naprawdę zaczął się zastanawiać w to czy mężczyzna nagle stracił wszystkie swoje ubrania i to było jedyne co mu zostało. - Jesteś już Clay. Rozbierz się z kurtki i butów i możecie z Aoide poczekać w salonie. Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. - dopowiedział, przekazując futerał w ręce jego właściciela, a następnie wyszedł wraz z chłopakiem z domu zamykając za sobą drzwi. Blondyn wręcz momentalnie obrócił się w kierunku dziewczyny wzrokiem, który mówił, że chciałby jakiś wyjaśnień co do tego kim był chłopak.

- Spokojnie, to tylko pracownik, przyszedł nam coś ugotować, bo tata to by przy robieniu tego indyka porzygał się co najmniej cztery razy. - odpowiedziała młodsza, idąc do kuchni. - Kawy, herbaty? - zapytała, podczas gdy blondyn zajął się ściąganiem z siebie niepotrzebnych mu już warstw okrycia.

- Herbata. Naprawdę aż tak źle wyglądam? - zapytał mężczyzna, stając w korytarzu kuchni, tak aby niższa mogła na niego ponownie spojrzeć. Teraz do zestawu dołączyły skarpetki w pączki.

- Wyglądasz jakbyś uciekł z fabryki świętego Mikołaja. - odpowiedziała, a następnie obróciła się przodem do czajnika, w którym mogłaby ugotować wodę.

- Pani w sklepie mnie okłamała. Powiedziała, że jestem przystojnym kawalerem. - powiedział blondyn, na co dziewczyna wybuchła niekontrolowanym śmiechem, prawie upadając przez falę śmiechu na ziemię. W międzyczasie do domu wrócił jego właściciel, od razu idąc do kuchni z uśmiechem na ustach, przez usłyszany przez siebie, śmiech Aoide.

- Z czego się śmiejemy? - zapytał, biorąc z blatu talerz z jedzeniem, które wcześniej przygotował Karl.

- Z mojego dzisiejszego ubioru. Pani w sklepie mi powiedziała, że przystojny ze mnie kawaler w tym swetrze, a teraz się okazuje, że wyglądam jak debil. - opowiedział blondyn, pomagając starszemu zanieść całe jedzenie na stół w jadalni.

- Nie wyglądasz najgorzej. Mojego ojca jeszcze nie pobiłeś. - odpowiedział brunet, śmiejąc się lekko, na samo wspomnienie tego, jak jego tata ubierał co roku na siebie koszulkę z Mikołajem opalającym się na plaży w bali. Do tego zawsze miał na sobie spodnie piżamowe w pierniki, które tak kompletnie nie pasowały do koszulki.

- Mogę z nim konkurować. - powiedział Clay odkładając talerz na stół, tak aby nie zrzucić niczego innego.

- To jak z tą jazdą? - spytała dość cicho dziewczyna, patrząc niepewnie na swojego rodzica.

- Nie ma cię kto zawieść. W ostateczności cię tą taksówką pośle, ale masz siedzieć cicho jak na rozstrzelaniu. - odpowiedział, a następnie, wyciągnął kolejną potrawę z lodówki, aby dać ją na stół.

- A o co chodzi? Bo jak coś jestem samochodem. - zapytała nauczyciel, na co dwojka od razu spojrzała na niego.

- Rozmawiałam z babcią i mam do niej po kolacji polecieć, ale nie ma mnie kto zawieść na lotnisko. - odpowiedziała najmłodsza, obierając sobie mandarynkę, która leżała w misce na blacie.

- Nie widzę problemu w tym, abym cię zawiózł. Dla mnie to tylko parę minut jazdy, a niebezpiecznie jest jeździć autobusami czy taksówką o takiej porze. - powiedział mężczyzna uśmiechając się do dziewczyny, która od razu popatrzyła na swojego ojca, aby dowiedzieć się co ten o tym sądzi.

- Jeśli tobie nie sprawia to problemu to mi także. - odpowiedział, wyciągając z szafki karton soku, który wcześniej kupił.

- Mam jednak jeden warunek. - blondyn powiedział, opierając się o ścianę przedsionku kuchni. George popatrzył na niego, podnosząc brew do góry, co zasygnalizowało mu, że ten czeka na dalsze rozwinięcie jego wypowiedzi. - Przestaniesz mnie pytać o dołączenie do twojej firmy. - dopowiedział, na co ten zatrzymał się w miejscu, myśląc nad jego propozycją. W końcu, z niezadowoloną miną odpowiedział mu, że okej, a następnie postawił kolejne naczynia na stole przygotowując go do wspólnej kolacji.  

Kiedy tylko nauczyciel z Aoide opuścili dom, w którym wcześniej zjedli przepyszną kolację, brunet zajął się posprzątaniem naczyń po nich, oraz przygotowaniem gościnnej sypialni, w której mógł opcjonalnie spać blondyn, gdyby nie byłby w stanie wrócić do swojego mieszkania. Dorośli zaplanowali, że razem spędzą wieczór na oglądaniu świątecznych filmów, jedzeniu i rozmawianiu, dlatego też brunet ogarnął swój salon, tak aby dwójka mogła swobodnie usiąść, a następnie wyciągnął ze swojego barku dwa kieliszki, oraz jedno ze swoich ulubionych win - Domaine Leflaive Montrachet Grand Cru. Na małym stoliczku postawił także, wcześniej zrobione przez Karla, pierniki, po czym udał się do swojej garderoby, gdzie mógłby przebrać się na coś luźniejszego.

Postanowił ubrać na siebie oversize koszulkę w kolorze wypranej szarości, a do tego zwykłe czarne spodnie dresowe. Widział, że droga na lotnisko z ich domu jest dość długa więc wziął szybki prysznic, i dopiero po nim ubrał na siebie wybrane wcześniej ciuchy. Kiedy to zrobił wrócił do salonu, gdzie dodał do grzejącego ich mieszkanie kominka dodatkowe drewno, aby podtrzymać ogień. Udał się następnie do kuchni, gdzie włożył naczynia do zmywarki, którą od razu włączył. Wtem usłyszał dzwonek do drzwi, więc szybkim krokiem ruszył do nich, aby otworzyć blondynowi.

- Boże, nie widziałem, że tak się rozpadało. - powiedział, widząc jak całe włosy mężczyzny były pokryte białym śniegiem. Od razu popatrzył za niego, aby zobaczyć, że faktycznie za nim padał dość gruby śnieg. - Nic wam się nie stało na drodze? - zapytał, wpuszczając go do mieszkania, aby wyższy mógł ściągnąć z siebie kurtkę i resztę rzeczy.

- Na szczęście rozpadało się jak wracałem więc nie jechałem z Aoide. - odpowiedział mężczyzna dłonią strzepując śnieg z swoich włosów.

- Zrobić ci coś ciepłego do picia? Musiałeś mocno zmarznąć. - zapytał brunet idąc do kuchni, aby zrobić drugiemu mężczyźnie ciepły napój.

- Tak poproszę. Pomóc ci jeszcze coś ogarniać? - odpowiedział pytaniem nauczyciel z korytarza, kiedy ściągał swoje zimowe buty.

- Nie trzeba, ale jeśli chciałbyś mogę ci dać jakieś ciuchy i przebierzesz się na coś luźniejszego. - zaproponował starszy, wstawiając wodę na herbatę dla blondyna.

- Jasne, nie będziesz musiał patrzeć dłużej na mój brzydki sweter. - odpowiedział Clay, wchodząc do kuchni, gdzie obecnie stał drugi mężczyzna.

- To jak się woda zagotuje wybierz sobie herbatę i zalej ją, a ja ci znajdę jakieś ciuchy. Jaki rozmiar nosisz? - zapytał rodzic, idąc z powrotem do swojej garderoby, aby wybrać jakieś odpowiednie ciuchy na chłopaka.

- XL, ale w mniejszą powinienem się zmieścić. - odpowiedział głośno blondyn, a następnie popatrzył na zawartość szuflady jaką otworzył wcześniej właściciel domu, a następnie wybrał z niej herbatę, która najbardziej go zainteresowała. W tym samym czasie brunet stanął przed swoją szafą starając się przypomnieć sobie czy kiedykolwiek kupił jakąś większą koszulkę, która na (nie kłamiąc dość umięśnionego) ciele blondyna nie byłaby za mała. Ostatecznie jedynie co brunet znalazł to duża czarna bluza z nadrukiem uśmiechu na niej.

- Clay, chyba nie znajdę u siebie żadnych spodni w które wejdziesz. Możesz spróbować tych dresów, ale wątpię, że będą na ciebie dobre. - powiedział businessman, dając wybrane ubrania do łazienki, z której mógł mężczyzna skorzystać. Chwilę później do pomieszczenia przyszedł blondyn, który od razu zapytał o ręcznik i inne takie potrzebne mu rzeczy.

Brunet wrócił do salonu, gdzie na stole położył herbatę blondyna oraz jakieś dodatkowe rzeczy takie jak żelki lub precle. Z szafy w salonie wyciągnął jeszcze dodatkowe koce, gdyby któryś z nich chciał się jeszcze przykryć. Szybko stwierdził, że brakuje mu tu jeszcze poduszek, więc udał się do pokoju jego córki, która już jakiś czas temu ukradła z domu większość poduszek. Kiedy schodził po schodach, nagle poczuł, że przez przypadek postawił stopę o stopień za nisko i jego ciało poleciało do tyłu.

- Mam cię, nic ci nie jest? - zapytał mężczyzna, który szybko złapał lecące ciało CEO, tak aby przez przypadek nie uderzył się głową o schody.

- Nie, dziękuję za ratunek. - odpowiedział mu z uśmiechem starszy, a nagle sprzed jego oczu zniknęło parę poduszek, które postanowił zabrać drugi.

- Pomogę ci. Ręczniki powiesiłem na kaloryferze. - powiedział Clay, a następnie ruszył za właścicielem domu do salonu, gdzie, na kanapie zostawili niesione przez siebie rzeczy.

- Co oglądamy? Klasycznie Kevin, czy masz ochotę na coś innego? - zapytał brunet, siadając wygodnie na meblu, od razu biorąc swój ulubiony koc, aby przykryć nim swoje nogi.

- Możemy Kevin'a, on się nigdy nie nudzi. - odpowiedział z uśmiechem drugi, także siadając na wolnym miejscu. Tak jak ustalili starszy włączył im film z Netflix'a, aby zaraz po tym z pomocą swojego telefonu przygasić lekko światła w pomieszczeniu, w którym siedzieli. Czas dwójce przemijał dość szybko, wspólnie komentowali to co działo się na filmie powoli popijając wino, które wcześniej przyniósł starszy.

Ten wieczór był od samego początku otoczony specjalną aurą, którą dało się wyczuć w powietrzu. Gdyby mężczyźni mieli opisać jak według nich powinny wyglądać idealne święta to bez problemu mogli opisać dzisiejszy dzień. Za oknem prószył śnieg, dzięki czemu chodniki, drzewa oraz domy miały na sobie białą kołderkę, uliczne lampy przyozdobione świątecznymi lampkami, dodawały radosnych kolorów do otoczenia, a choinka którą widzieli przez szybę, mieniła się wieloma kolorami wywołując w ich sercach miłe ciepło. Nie wiedzieli już czy to po prostu taki urok, czy to może zasługa nadal dużego ognia w kominku, ale pomieszczenie, w którym obecnie byli dawało im przyjemne ciepło i ukojenie, tak jakby ponownie byli w rodzinnym domu.

- Może tego wcześniej nie mówiłem, ale dziękuję, że mogłem spędzić te święta z wami. To moje pierwsze takie od kiedy straciłem kontakt z moją rodziną. - powiedział, nagle blondyn patrząc na tańczący w ceramicznym kominku ogień. - To już prawie

- Coś się stało, że straciłeś z nimi kontakt? - spytał niepewnie brunet, bawiąc się resztką wina, które miał w kieliszku.

- Rodzice zaczęli mnie nienawidzić, po tym jak zmarł mój brat. Z mojej winy. - zaczął blondyn, robiąc sobie przerwę, aby pewnie zebrać własne myśli.

- Chodzi o ten wypadek, który zakończył waszą karierę? - zapytał George, przysuwając się do drugiego, aby w razie czego mu pomóc, gdyby nagle zaczął płakać.

- Tak. Rodzice zadbali o to, aby w mediach nie było, żadnej informacji na ten temat, ale przez ten wypadek Luke nie żyje. Pamiętam, że byliśmy wtedy podczas koncertu, kiedy nagle spadł na nas cały stelaż z reflektorami. Trafiłem wtedy do szpitala z paroma złamaniami, a Luke zginął w drodze do karetki. Nie wiem, dlaczego dokładnie, ale rodzice obwiniają mnie o jego śmierć. Zawsze kochali go bardziej, więc pewnie po prostu byli niezadowoleni z tego, że to gorsze dziecko przeżyło. - opowiedział, a następnie dopił swoje wino, które jeszcze miał w kieliszku.

- Clay... - powiedział cicho CEO, kładąc swoją dłoń, na dłoni drugiego. Kiedy Clay, który poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy, podniósł swoją głowę, aby popatrzeć na bruneta, nie spodziewał się zobaczyć ciepłego i troskliwego wzroku starszego. - Nie jesteś gorszym dzieckiem, razem byliście zespołem i oboje byliście tak samo popularni. Jestem rodzicem i kocham Aoide nad życie, gdybym miał więcej dzieci też bym je kochał, nie ważne co by zrobili. Rodzice po prostu kochają swoje dzieci. - dopowiedział spokojnie, patrząc na blondyna, który z każdym jego słowem próbował się nie popłakać. - Chcesz się przytulić? To zawsze pomaga na smutki. - zaproponował niższy rozkładając swoje ręce, tak aby drugi mógł się do niego przytulić.

Clay, najpierw ostrożnie odłożył pusty kieliszek na stół, a następnie niepewnie objął ciało mniejszego. Kiedy tylko poczuł na swoich plecach dłonie mniejszego, poczuł w swoim sercu coś czego bardzo długo nie czuł i nie mógł się powstrzymać, przez co słone łzy szybko wchłonęły się w koszulkę bruneta. Drugi nic nie mówił po prostu pozwalając młodszemu wypłakać z siebie wszystkie smutki jakie go ostatnio dręczyły. Dopiero po paru minutach ten ochłonął na tyle, aby odsunąć się od mężczyzny.

- Dziękuję, naprawdę tego potrzebowałem. - powiedział cicho, wycierając dłonią resztki łez ze swoich policzków.

- Nie ma za co Clay. - odpowiedział drugi uśmiechając się lekko do niego. - Może teraz ja się wyżalę. - dopowiedział, a następnie westchnął cicho.

- Czy chodzi o prawdziwą matkę Aoide? Mówiła mi kiedyś, że dowiedziała się niedawno o tym, że nie jesteś jej ojcem. Odwiozłem ją wtedy do domu. - powiedział mężczyzna nalewając im po kolejnym kieliszku wina.

- Tak. Blair, była moją siostrą. Kiedy trafiła do szpitala, jej stan był dobry pomimo choroby, którą miała. - zaczął mówić, a następnie upił trochę trunku z kieliszka. - Blair chorowała na skazę krwotoczną, przez co lekarze przewidywali, że poród może być dla niej dość trudny. Wszystko jednak wyglądało bardzo dobrze, do momentu, w którym Blair nie dostała nagłego krwotoku. Musieli wykonać cesarskie cięcie, a po paru godzinach zostałem zawołany do sali porodowej. Naprawdę spodziewałem się wtedy wszystkiego. Od tego, że obie nie przeżyły do tego, że nic im jednak nie jest i szczęśliwie obie przeżyły. Nic jednak w życiu nie jest idealne. Blair wykrwawiła się na stole operacyjnym, wpisując mnie w dokumenty Aoide. Nie miałem już wtedy wyboru, ale wiedziałem, że Blair była pewna tego, że dam sobie radę. - opowiedział brunet, patrząc tempo, w koc którym się bawił.

- Teraz ty potrzebujesz się przytulić? - zapytał blondyn, na co drugi popatrzył na niego, zaraz po tym odkładając kieliszek na stół.

- Teraz to potrzebuje iść do łazienki. - odpowiedział śmiejąc się lekko, a następnie wstał ze swojego miejsca i chwiejąc się lekko ruszył w kierunku pomieszczenia. Alkohol jednak panujący w jego żyłach spowodował to, że ten dość szybko potknął się o powietrze i upadł na ziemie. Blondyn od razu wstał ze swojego miejsca, aby pomóc mu wstać.

- Nic ci nie jest? - zapytał Clay, a następnie spojrzał w górę, ponieważ zauważył coś w kącie swojego oka. - Um, George. - dopowiedział, a drugi wręcz automatycznie też popatrzył w górę. - Chyba powinniśmy się pocałować. - powiedział blondyn, patrząc na niższego, który także na niego patrzył. Zanim jednak wyższy zdążył zareagować, na jego ustach poczuł te niższego, który postanowił wykonać pierwszy krok, do nocy która wniosła do ich relacji poważne konsekwencje.  

Witam.

x

x

x

Mam nadzieję, że lubicie mój polsat. :]

x

x

x

Jak zwykle czekam na wasze przemyślenia. 

x

x

x

Bywajcie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top