Chapter 21
- Pan Manhunt ma do nas przyjechać na święta albo tych świąt nie będzie. - powiedziała Aoide, zakładając swoje ręce na tors, kiedy stanęła naprzeciw siedzącego na krześle swojego ojca.
- Z jakiej racji mam to uczynić?
Dwa dni, które dwójka spędziła, w innym stanie minęły dość szybko. Po koncercie oboje byli, bardzo zmęczeni więc spali do praktycznie wieczora kolejnego dnia. I ostatecznie dopiero w dniu, kiedy mieli samolot, udało im się wstać w miarę wcześnie, aby nie spóźnić się na lot. Oboje siedzieli w buissnes clasie w samolocie i tak szybko, jak samolot wleciał w niebo, pomiędzy nimi rozpoczęła się rozmowa.
- Jakie ma Pan plany na święta? - zapytała dziewczyna, siadając przodem do swojego nauczyciela, aby wygodniej jej się z nim rozmawiało.
- Pewnie spędzę je tak samo, jak przez ostatnie lata. Sam w mieszkaniu. No może nie koniecznie sam, bo z kotem. - odpowiedział blondyn, także układając się lepiej na swoim fotelu. - Ty pewnie z Georgem spędzisz święta. Jedziecie gdzieś? Może do jakieś babci czy coś? - zapytał, uśmiechając się do młodszej.
- Chcieliśmy jechać, ale jest chora, więc zostajemy w domu. Możliwe, że pojedziemy na drugi dzień świąt dopiero, ale i tak pewnie cały dzień będę sama, bo tata jest pracoholikiem i albo pojedzie do firmy, albo będzie w swoim biurze w domu i przyjdzie dopiero na wieczór coś, że zjeść. - odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się smutno do niego. - Wiem, że to może nie miło tak pytać, ale twoja rodzina nie żyje, lub coś w ten deseń? Skoro powiedziałeś, że od paru lat spędzasz je samotnie. - spytała niepewnie, bawiąc się swoimi dłoni. Usłyszała jak, mężczyzna westchnął ciężko, więc spojrzała na niego. Ten siedział całkowicie oparty o fotel, na który siedział, przeczesał swoimi palcami swoje włosy, a następnie popatrzył na dziewczynę.
- Parę lat temu, zdarzył się dość przykry wypadek i od tamtego czasu nie mam kontaktu z moją rodziną. Dokładniej rodzicami, mam jeszcze młodszą siostrę, z którą dość niedawno odzyskałem kontakt. Niestety ma już zaplanowane, że pojedzie gdzie indziej na święta, więc spędzie je znowu sam. - odpowiedział nauczyciel, odpisując na wiadomość na telefonie.
- To dość smutne. Nie tęskni Pan za nimi? - zapytała dziewczyna, patrząc na niego współczującym wzrokiem.
- Bardzo. Brakuje mi wspólnych wyjść z tatą na mecz futbolu przepychanek z rodzeństwem czy wsparcia od obu rodziców w tym, co robię. Ale co mogę już poradzić? Od dawna jestem dorosły i ani ja, ani rodzice nie musimy się już z sobą kontaktować. Spróbuje się jeszcze trochę przespać. - odpowiedział mężczyzna, zakładając na uszy swoje słuchawki, oraz zakładając kaptur na głowę, aby mieć jakąś małą, chociażby poduszkę. Aoide natomiast poczuła, jak jej serce ściska się lekko, widząc smutną twarz swojego nauczyciela, który ukrywał chyba jego prawdziwe emocje za maską sztucznego uśmiechu, który dopiero teraz zauważyła.
Dziwnym trafem akurat w poniedziałek, kiedy dziewczyna miała lekcje wf, na którym powinna być, postanowiła, że pojedzie do firmy swojego ojca (z którym się w domu nie widziała, ponieważ ten od razu z delegacji pojechał do firmy), aby porozmawiać z nim o jej jakże genialnym pomyśle na temat zaproszenia nauczyciela do ich domu na święta. Taksówką pojechała ze szkoły na miejsce wysokiego budynku, który należał do jej ojca i po zapłaceniu kierowcy od razu ruszyła do wejścia. Wszyscy ją tu znali więc nie powinna mieć problemu z bezproblemowym wejściem do budynku, a także biura swojego ojca. No właśnie tak myślała, do momentu, w którym po przekroczeniu strefy oczekiwania, sprawnie przeszła pod bramkami wejścia od razu idąc do windy. Szybko przed nią pojawił się nagle znikąd ochroniarz, w czarnym garniturze. Widząc jego twarz, która miała dosłownie wymalowane na sobie, że czekają, ją kłopoty mentalnie wywróciła oczami.
- A panienka to dokąd się wybiera? Jest karta wejścia? - zapytał ochroniarz, co chwile zasłaniając młodszej przejście, kiedy ta przesuwała się, aby go ominąć.
- Nie potrzebuje mieć żadnej karty, aby tu wejść. A teraz radziłabym ci mnie przepuścić, chyba, że chcesz stracić te pracę. - odpowiedziała dziewczyna, patrząc na niego zmęczonym wzrokiem. Starszy zaśmiał się, a następnie nachylił, się nad nią uśmiechając, się do niej kpiąc.
- Tak? A co mi zrobisz? Poskarżysz się mamusi? Nie mam, teraz czasu na ciebie więc wyjdź z tego budynku albo zostanie Pani wyniesiona stąd siłą. - powiedział wyższy, patrząc na nią z założonymi na torsie rękami. Aoide jednak podczas jego wypowiedzi zauważyła, jak drzwi od windy otwierają się, a następnie zaczęli wychodzić z niej ludzie. Szybko więc schyliła się, a następnie przebiegła obok ochroniarza, od razu wbiegając do niej i napastując przycisk do zamknięcia jej drzwi. Na jej szczęście technologia była po jej stronie i drzwi zamknęły się zaraz przed twarzą mężczyzny. Nacisnęła więc przycisk, na piętro gdzie znajdowało się biuro jej ojca i wzięła większy, oddech uspokajając się lekko.
Po tych paru minutach, w których dziewczyna zdążyła powspominać wszystkich bogów, jakich tylko znała wraz ze świętymi, oraz przekląć swojego wychowawcę, przez którego teraz tu była. W końcu po tych prawie pięciu minutach drzwi w końcu otworzyły, się pokazując jej pracujących za biurkiem osoby, ta szybko pobiegła przed siebie, od razu wbiegając, do takiego jakby przedsionka gdzie zazwyczaj siedział Alex. Dość mocno nacisnęła klamkę od drzwi gabinetu swojego ojca jednak na jej nieszczęście te ani drgnęły, informując ją o tym, że są zamknięte. Dziewczyna musiała szybko znaleźć jakieś inne wyjście, ponieważ słyszała, jak ochroniarz wbiega po schodach, więc szybko weszła pod biurko Alexa, od razu zasłaniając swoją buzię dłonią. Słyszała, jak kroki mężczyzny zbliżają się do niej, aż nagle poczuła, jak coś ciągnie ją do tyłu za kawałek jej plecaka, który miała na swoich plecach, wyciągając ją spod mebla.
- Zostaw mnie ty przepocona małpo! - wykrzyczała dziewczyna, podczas gdy starszy chwycił dość mocno jej nadgarstki, aby nie miała jak uciec.
- Uważaj sobie młoda. Jak zaraz mój szefunio tutaj przyjdzie, to zobaczysz, jaką jazdę dostaniesz. Zaraz zadzwonimy po policję i skończysz w areszcie dla nieletnich. - odpowiedział jej mężczyzna, czekając na to, aż przyjedzie jego szef.
- Tak? To się kurwa zdziwisz. -odpowiedziała dziewczyna, patrząc na mężczyznę spod byka, nadal jednak próbując się uwolnić z jego rąk. Nie czekali długo, zanim winda ponownie się otworzyła, tym razem pokazując ojca dziewczyny, który obecnie bardzo uważnie słuchał, co mówił do niego asystent. Dziewczyna mogła już powoli usłyszeć, o czym dokładnie rozmawiali i uśmiechnęła się niewinnie do swojego ojca, który w końcu zauważył jej obecność w biurze.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał, patrząc na dziewczynę, zmęczonym wzrokiem. Naprawdę czasami się zastanawiał czy dziewczyna specjalnie mu utrudnia życie. - Możesz ją puścić. - powiedział tym razem do ochroniarza, który dość zmieszany popatrzył na niego.
- S-szefie ona nielegalnie weszła na teren wytwórni. Nie powinniśmy zadzwonić po policję? - zapytał, niepewnie prostując się w miejscu.
- Nie będziemy dzwonić na policję, aby mi córkę zamknęli, chociaż czasami by jej się to przydało. - odpowiedział rodzic, podając asystentowi klucze do biura, aby ten mógł otworzyć drzwi do niego.
- Tato?!
- No co, przy tobie siwe włosy zaraz będę mieć. Do biura już, a ty możesz iść na dół, jesteś jeszcze, nowy więc mogłeś nie wiedzieć, że mam córkę. Na przyszłość ona ma pełny dostęp do wchodzenia tutaj, kiedy chce bez mojej zgody. - wytłumaczył mężczyzna, a następnie za dziewczyną wszedł, do swojego pomieszczenia gdzie ta szybko wytłumaczyła mu, w jakiej sprawie przychodzi.
- Pan Manhunt ma do nas przyjechać na święta albo tych świąt nie będzie. - powiedziała Aoide, zakładając swoje ręce na tors, kiedy stanęła naprzeciw siedzącego na krześle swojego ojca.
- Z jakiej racji mam to uczynić?
- Ponieważ nie chce, aby spędził po raz kolejny święta sam, kiedy i tak przesiedzisz prawie cały u siebie w gabinecie, więc przynajmniej będę mieć jakieś towarzystwo. Jeśli się nie zgodzisz, to nie musisz nawet nic gotować na święta. - odpowiedziała, a następnie usiadła na krześle przed nim.
- Dobra, zadzwonię do niego i się kulturalnie zapytam, czy nie chciałby przyjechać do nas, ale nie obiecuje, że uda mi się go przekonać. Ale jeśli chcesz, abym zadzwonił to, zrobisz coś dla mnie. - powiedział mężczyzna, a następnie oparł, się o biurko patrząc na swoją córkę.
W końcu nastał ten jakże lubiany przez wszystkich (a szczególnie uczniów) piątek. Już miał w głowie ten cudownie wyglądający scenariusz, gdzie przez cały dzień nikt go nie zdenerwował, a później w domu zrobił swoje rozluźniający wieczór w swojej wannie z lampką swojego ulubionego wina. Dlatego z uśmiechem na swojej twarzy w pokoju nauczycielskim zrobił sobie kubek kawy i ruszył do odpowiedniej sali, aby rozpocząć lekcję wychowawczą w swojej klasie.
- Co to jest? - powiedział blondyn po tym, jak otworzył drzwi do sali, w której mieli mieć lekcje. Wszystkie ściany zostały pokryte jego (dość źle) wklejonymi twarzami pod człowieka stojącego w znanej mu wytwórni muzycznej. Nad nim był napis grubą czcionką "Pan Manhunt na piosenkarza". Jego wzrok szybko spoczął na dwójce, która siedziała w ostatniej ławce, próbując się nie roześmiać z bardzo (dla nich) śmiesznej miny swojego nauczyciela. Ten westchnął, próbując wewnętrznie się uspokoić, a następnie rzucił swoją teczkę na swoje biurko, zakładając ręce na swój tors.
- Aoide, Tommy idziecie ze mną, a reszta niech ściągnie te obrazki ze ścian. - powiedział nauczyciel, a następnie poczekał, aż nadal śmiejąca się dwójka podejdzie do niego, aby mogli wyjść na korytarz, porozmawiać o tym, co zrobili.
- A więc, czemu na ścianach są wywieszone te zdjęcia? - zapytał, opierając, się o ścianę czekając na jakieś logiczne wyjaśnienia sytuacji.
- P-Proszę pana to nie tak. - zaczał chłopak, jednak szybko musiał przestać mówić, przez kolejną dawkę śmiechu, jaką miał.
- To naprawde takie śmieszne? - odpowiedział nauczyciel, a następnie wywrócił oczami, wyciągając swój telefon. - Niestety będę musiał zadzwonić po waszych rodziców, bo takie zachowanie jest niedopuszczalne. - dopowiedział, na co dwójka momentalnie przestała się śmiać.
- Ale proszę Pana, to był pomysł mojego ojca. Niech pan do niego składa zażalenia. - odpowiedziała dziewczyna, patrząc na niego z podniesioną brwią.
- Dobrze porozmawiam z twoim tatą na ten temat. - odpowiedział, a następnie popatrzył na wyświetlacz, ponieważ ktoś do niego dzwonił. - O wilku mowa, a wilk tu. - powiedział sam do siebie, a następnie odebrał telefon, pokazując dłonią, aby dwójka wróciła do sali.
- Dzień dobry, Panie Davidson, dobrze, że Pan dzwoni, bo miałem akurat do pana dzwonić w pewnej sprawie. - powiedział nauczyciel, patrząc przez szybę na swoich uczniów, którzy uczciwie ściągali obrazki ze ścian.
- Dzień dobry, też mam do ciebie pewną sprawę, ale najpierw w jakiej sprawie Pan chciał zadzwonić? - odpowiedział prezes, siadając przy swoim biurku.
- Mógłby, Pan wytłumaczyć mi czemu sala lekcyjna została obwieszonych w moich zdjęciach na tle Pana wytwórni? Od razu powiem, Aoide powiedziała, że był to Pana pomysł.
- Powiedziałem panu już na poprzedniej rozmowie z panem, iż chciałbym, abyś dla mnie pracował i zrobię wszystko, abyś dla mnie pracował, nieważne co będę musiał zrobić. - odpowiedział spokojnie starszy, mimowolnie uśmiechając się sam do siebie.
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy? - zapytał mężczyzna, nie rozumiejąc dokładnie zachowania starszego w tamtym momencie.
- Ponieważ uważam, że byłbym zrobić z ciebie genialnego solistę i nie chce, aby taki talent zmarnował, się w szkole ucząc dzieci. Aoide miała pomóc mi cię przekonać do tego, abyś w końcu się zgodził, w zamian za coś, co ja miałem dla niej zrobić.
- A co ty miałeś dla niej zrobić? - zapytał nauczyciel, zmęczonym głosem.
- Zaprosić cię na święta do nas, abyś nie spędzał ich po raz kolejny sam.
Witam w nowym dziale.
x
x
x
Wigilia u Davidsonów, pójdzie git czy nie?
x
x
x
Jak zwykle czekam na wasze teorie.
x
x
x
Bywajcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top