Chapter 17

Kiedy CEO wrócił do swojego domu, było już grubo po godzinie dziesiątej. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby w tak późną godzinę wrócił do domu w niedzielę (oczywiście nie licząc przypadków, kiedy musiał jechać w ten dzień do swojej firmy).

Powoli z pomocą dwóch kuli doszedł do drzwi wejściowych, gdzie zadzwonił na dzwonek, aby jego córka przyszła mu otworzyć, ponieważ nie zabrał z sobą kluczy z pośpiechu. Musiał poczekać około trzech minut, zanim usłyszał, jak zamek do drzwi jest otwierany, a następnie zza powłoki wyłoniła się twarz jego ukochanej córki. 

- Tata! Jak się czujesz? Wszystko okej? Nie złamałam ci stopy prawda? - zaczęła zasypywać go pytaniami zaraz po otworzeniu mu drzwi. 

- Dziecko drogie, a dasz mi wejść do domu, czy będziemy tak rozmawiać w progu? - odpowiedział pytaniem, na co niższa od razu odsunęła się z przejścia tak, aby ten mógł łatwiej przedostać się do salonu i reszty pokojów. Brunet z lekkim oporem przeszedł do korytarza gdzie po oparciu się tyłkiem o ściankę i odłożeniu kul na bok, ściągnął z siebie swoją kurtkę oraz jednego buta, którego założył. 

- Może pogadamy przy śniadaniu? Przygotowałam je dla nas. - zaproponowała dziewczyna, patrząc z lekkim uśmiechem na swojego ojca, który odwzajemnił uśmiech, a następnie pokiwał głową, zgadzając się na propozycję. 

Razem (oczywiście starzy nadal z trudem) udali się w kierunku jadalni, gdzie przy dwóch miejscach była postawiona zastawa składająca się z talerza oraz miski, w komplecie ze sztućcami. Za to na środku blatu ojciec mógł zobaczyć kilka rodzai wędlin, serów, warzyw, a nawet owoców. Dodatkowo obok jednego z talerzy stał jego ukochany kubek, w którym mógł zobaczyć swoją ulubioną kawą. 

- Sama to zrobiłaś? - zapytał, siadając przy jednym z wolnych miejsc. Dziewczyna najpierw odłożyła kule starszego obok, tak aby przy okazji nikogo nie zabiły, a następnie zabrała kubek z napojem dla swojego ojca i ruszyła z nim do kuchni. 

- Tak, sama. Jeszcze w sklepie byłam po niektóre rzeczy. Podgrzeję ci kawę, a ty sobie coś nałóż. - odpowiedziała dziewczyna, wsadzając kubek z napojem do ich mikrofalówki, a następnie włączyła ją na trzydzieści sekund, aby ta była w stanie się podgrzać. 

- Jesteś zbyt dobra dzisiaj dla mnie, nawet przed tym, jak mi upuściłaś garnek na stopę. Czego chcesz lub czego potrzebujesz?  - zapytał, patrząc na nią z jedną uniesioną brwią, nakładając sobie na talerz trochę chleba, a zaraz po tym dodając sobie na talerz parę plastrów warzyw. - Nie dałaś masła na stół. - dopowiedział mężczyzna i chwilę później dziewczyna razem z masłem położyła na stół (już) ciepłą kawę. 

- Ja przecież cały czas jestem dla ciebie miła tato. - odpowiedziała, siadając na miejscu naprzeciwko mężczyzny, zaraz po tym także nakładając sobie jedzenie. Starszy popatrzył na nią w ciszy, na co ta od razu westchnęła cicho, kładąc ręce na stole, a następie oparła na nich swój podbródek. - Chciałam pojechać na koncert Arctic Monkeys. - zaczęła mówić, patrząc na swojego ojca, który słuchał jej, robiąc sobie spokojnie śniadanie. 

- Mam ci bilety załatwić? - spytał, biorąc kęsa swojej kanapki. 

- Bilety mam. Problem w tym, że koncert nie jest w Chicago. 

- Gdzie jest ten koncert? - zapytał mężczyzna, patrząc na córkę po tym, jak odłożył jedzenie na talerz, aby się nim przypadkiem nie zakrztusić. 

- W Atlancie. Ale wiesz to tylko dwie godziny samolotem. - odpowiedziała brunetka, a następnie uśmiechnęła się przekonująco do swojego ojca. Ten jednak słysząc miasto, w jakim miał się odbyć ten koncert, zamknął swoje oczy, chcąc się wewnętrznie uspokoić i przemyśleć rozsądne co odpowiedzieć swojej córce. Jeśli ta już kupiła bilet, to musiała go wykorzystać, ale Atlanta była daleko od nich więc sam nawet nie wiedział, z kim by miała pojechać dziewczyna. 

- No i co z tego, że to tylko dwie godziny samolotem jak nie możesz sama polecieć? - zapytał, patrząc na nią, lekko zmęczonym wzrokiem. 

- Nick, ma dużo teraz wolnego przecież, nie ma na razie żadnych koncertów, więc może ze mną pojechać. 

- Nie może z tobą pojechać, ponieważ jedzie odwiedzić swoją rodzinę w Grecji. Od razu mówię, Alex też z tobą nie pojedzie, bo przez tę "kontuzję" będę go potrzebował bardziej niż wcześniej. - odpowiedział ojciec, zaraz po tym ponownie jedząc swoje śniadanie. 

- Czyli jeśli znalazłabym jakąś osobę, która by ze mną pojechała, to mnie puścisz? - zapytała, oczywiście czysto teoretycznie młodsza zaraz po tym pijąc swoją ulubioną zieloną herbatę. 

- Tak, ale osoba musi być powyżej dwudziestego roku życia, zapewnić ci całoczasową opiekę, musi być cały czas pod telefonem oraz podpisze mi zgodę na to, że bierze pełną odpowiedzialność za wszystko, co by ci się stało i w razie jakiegokolwiek wypadu opłaci twoje leczenie w szpitalu. Dodatkowo na zgodzie znajdzie się informacja o tym, że jeśli poda ci alkohol, papierosy bądź inne używki, a wykryje je ochrona na lotnisku, bo wrócicie w tym samym dniu po koncercie, sprawa zostanie zgłoszona na policję. - odpowiedział mężczyzna, popijając swoją kanapkę kawą, którą zrobiła mu dziewczyna. 

- O mój boże tato. To tylko koncert. Poza tym, skąd masz wiedzieć, że coś wypiłam lub zapaliłam?

- Ty się o mnie nie martw, mam swoje sposoby. Dziękuję za śniadanie, było pyszne. To, co zostało, włóż do lodówki, zrób wszystko na jutro i możesz gdzieś wyjść czy coś, jeśli chcesz. Ja się położę u siebie i odpocznę, póki mam okazję. - powiedział CEO, zaraz po tym biorąc swoje kule i z ich pomocą udał się w kierunku schodów, po których niestety musiał wejść, aby dostać się do swojej sypialni. 

Aoide natomiast od razu wzięła do dłoni swój telefon, patrząc po kontaktach czy jest tam jakakolwiek osoba spełniająca wcześniej podane przez jej ojca wymogi. Raczej nie mogła poprosić jakichś bliskich pracowników jej ojca, bo w razie potrzeby musieliby być w firmie. Z artystów znała tylko dwie osoby, gdzie tylko jedna (był to Nick, który jak wcześniej powiedział jej George, nie mógł pojechać. ). Raczej także nie mogła poprosić rodziców swojego przyjaciela, bo pomimo ich wieloletniej przyjaźni ci by się nie zgodzili, bo przecież tez mają pracę i swoje problemy więc nie na rękę by im było uganianie się z nią po lotniskach i nie tylko. Zrezygnowana więc udała się do swojego pokoju, aby przynajmniej, tak jak powiedział jej ojciec, odrobiła lekcje na jutrzejszy dzień w szkole. 

Umówmy się, poniedziałków nie lubi nikt. Nawet bezrobotni. Dlatego właśnie dziewczyna, wstając już o tej szóstej rano straciła jakiekolwiek chęci na rozpoczęcie tego dnia w szkole, a tym bardziej na przebywanie z jakimikolwiek ludźmi. Jak zwykle ubrała się tak, aby wyglądała dobrze, równocześnie pokazując jej pozycję (czytaj ile miała, a raczej jej ojciec miał). Do dzisiejszej pogody oraz temperatury na zewnątrz, która wynosiła mniej niż zero stopni, dziewczyna założyła swojej ulubione dresowe spodnie, do tego biały, dość ciepły golf, na który zarzuciła duży szal, którym mogła się opatulić. Oczywiście gotowa wychodząc z domu, zapomniała o czapce czy rękawicach, jednak nie za bardzo ją to teraz interesowało.

- Kurwa spóźnię się na te wychowawczą. - rzuciła pod nosem, patrząc na swojego smartwatch'a, podczas biegu do budynku jej szkoły. Normalnie zawiózłby by ją jej ojciec, jednakże tak właściwie z jej winy pracował teraz z ich domu. Oczywiście istniały jeszcze inne środki transportu, dzięki którym mogła się przedostać do swojej szkoły takie jak autobus. Dziewczyna nawet miała dużą chęć pojechania nim, do momentu, w którym nie zobaczyła jak ten odjeżdża zaraz przed jej nosem.

Na dziedzińcu jej szkoły była dopiero dziesięć minut po dzwonku, więc nie czekając dłużej wbiegła do środka od razu szybko idąc w kierunku odpowiedniej sali. Zatrzymała sie jednak gwałtownie uświadamiając sobie o treści wiadomości, jaką dostała wczoraj wieczorem, ze wyjątkowo z powodu jakiegoś incydentu ich sala, w której normalnie mieli jest wyłączona z użyty i mieli dzisiaj rozpocząć lekcje w sali po przeciwnej stronie budynku.

- Ja i moje pierdolone szczęście, niech może jeszcze sobie coś zrobie teraz co? - powiedziała sama do siebie, a następnie, obróciła sie chcąc zawrócić jednak od razu zderzyła sie z kimś, kto wybiegł z zakrętu, przy którym stała. - Żartowałam o tym zrobieniu sobie czegoś! - odpowiedziała od razu głośno, zbierając swoje rzeczy z ziemi.

- Przepraszam, śpieszyłem sie na lekcje z Panem Jonathanem. Nic ci nie jest? - powiedział znajomy a równocześnie obcy głos, podając dziewczynie rzeczy, które pomógł jej zebrać. W momencie, w którym dziewczyna zobaczyła kto na nią wpadł, wiedziała już skąd kojarzyła ten głos. 

- Blake? - spytała, patrząc na niego, na co rudowłosy uśmiechnął się do niej, pomagając wstać z ziemi po tym, jak podał jej, jej rzeczy. 

-Pamiętasz mnie, jeszcze raz cię przepraszam. Na pewno nic ci nie jest? - spytał chłopak, patrząc na drugą zatroskanym wzrokiem. Niższa chciała odpowiedź jednak coraz częściej wibrujący na jej nadgarstku zegarek, mówił jej jak bardzo jej przyjaciel obecnie do niej wypisuje on to czy się dzisiaj pojawi. 

- Podejdź do mnie na lunchu to ci powiem! - odpowiedziała jedynie do niego biegnąć w kierunku odpowiedniej sali, gdzie jej wychowawca już dawno rozpoczął lekcje, na której powinna być. Chłopak natomiast patrzył jeszcze w kierunku, w którym odbiegła przez kolejne parę minut, dopóki de facto nie przypomniał sobie, z jakim nauczycielem ma obecnie lekcje, więc od razu jak najszybciej mógł pobiegł także w kierunku swojej sali. 


Witam. 

x

x

x

Wiem miał być dział rano, ale wróciłam do domu o prawie 18. ;--;

x

x

x

Przeciągniemy sobie trochę wydarzenia aby was trzymać w niepewności teraz. 

x

x

x

Jak zwykle czekam na wasze teorie. 

x

x

x

Bywajcie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top