Chapter 14
Poranne wiosenne słońce obudziło blondyna z jego dość krótkiego snu. Jeszcze z głową na poduszce na ślepo dłonią spróbował odnaleźć swój telefon. Kiedy już mu się to udało, ledwo otwartymi oczami spojrzał na ekran, z którego chciał odczytać godzinę, o jakiej się obudził.
- Dopiero siódma? - spytał sam siebie, a następnie zamknął oczy chcąc skorzystać z tego, że jeszcze nikt nie przyszedł go obudzić. Cóż nie musiał długo czekać, zanim poczuł jak od jego głowy odbiła się piłka, od prawdopodobnie siatkówki. Z prędkością światła podniósł się ze swojego łóżka, a następnie ruszył w pogoń za swoim starszym bratem, który był winowajcą tego niespodziewanego ataku.
W korytarzu gdzie można było zejść na niższe piętro ich domu sprawnie wyminęli ich młodszą siostrę, która akurat wychodziła ubrana w swój mundurek szkolny z łazienki. W całym domu reszta domowników mogła usłyszeć głośny śmiech starszego z blondynów, kiedy ten szybko zbiegł ze schodów na parter domu, zaraz po tym wbiegając do kuchni gdzie śniadanie dla całej trójki przygotowywała ich rodzicielka.
- Obudziłem go! - powiedział głośno do kobiety, a następnie schował się za nią kiedy młodszy także wbiegł do pomieszczenia, od razu szukając wzrokiem swojego brata.
- Uderzył mnie piłką! - odpowiedział młodszy, podchodząc do drugiego chcąc go wręcz udusić.
- Ale przynajmniej cię obudził, bo jak ja próbowałam to spałeś jak zabity. - powiedziała kobieta, nakładając na talerze jedzenie, które przygotowała. Młodszy więc po chwili odpuścił próbę morderstwa swojego brata i usiadł przy stole gdzie już w swoim ulubionym kubku czekała na niego herbata przygotowana przez jego rodzicielkę. Drugi blondyn też po chwili odsunął się od swojej mamy i usiadł naprzeciwko swojego brata. Tak szybko jak zasiadł na krześle tak dostał dość mocnego kopniaka w piszczel, przez co schylił się od razu chwytając za bolącą nogę. Nie zdążył jednak nic powiedział do młodszego bo do pomieszczenia weszła gotowa do wyjścia siostra chłopaków. Ta także usiadła do stołu, a niedługo po tym kobieta podała im gotowe jedzenie.
W przyjemnej rodzinnej atmosferze zjedli wspólny posiłek, a następnie każdy udał się tam gdzie potrzebował. Dziewczyna wróciła do swojego pokoju aby spakować się do szkoły, tak samo jak blondyni.
- Przyjdź dzisiaj po trzeciej przerwie do sali muzycznej. Pokaże ci coś. - powiedział jeszcze starszy, a następnie wszedł do swojego pokoju zostawiając młodszego z lekkim niezrozumieniem w głowie.
~~~
Tego dnia droga braci do ich kariery zdecydowanie otworzyła się. Tak jak wcześniej poprosił o to starszy, jego brat przyszedł do sali muzycznej w ich szkole na trzeciej przerwie, gdzie w środku już czekał na niego drugi. Koło krzesła, na którym siedział Luke leżał jego futerał od gitary, którą posiadał, na której teraz grał jakąś nieznaną drugiemu chłopakowi melodie. Kiedy usłyszał jednak kroki, podniósł głowę patrząc na swojego brata z lekkim uśmiechem.
- Co chciałeś mi pokazać? - spytał Clay, opierając się o ścianę pomieszczenia.
-Podejdź, napisałem piosenkę. - odpowiedział blondyn, zaraz po tym pokazując dłonią młodszemu aby podszedł do niego. Ten powoli to wykonał zaraz po tym siadając na ziemi przed nim. Pomiędzy nimi zapadła chwilowa cisza, którą przerwała cicha melodia zagrana przez starszego z braci. Była ona wolna oraz brzmiała dość smutno, jednak równocześnie swoimi prostymi kordami była przyjemna dla ucha słuchacza.
-The cute bomber jacket you've had since sixth form
Adorned with patches of places you've been
Is nothing on my khaki coat I got
From a roadside when I was sixteen
My boots are from airports
My backpack's from friends
I'm not a man of substance, and so I'll pretend
To be a wanderer, wondering
Leaving ascetic belongings in hostels and restaurant bins - zaczał śpiewać blondyn delikatnym głosem, który od razu wywołał na twarzy drugiego lekki uśmiech. Razem z rodzicami oraz ich siostrą dużo wyjeżdżali, oraz zwiedzali więc całkowicie rozumiał skąd jego brat napisał taki tekst. Narazie piosenka mu się bardzo podobała i nawet zaczął się kołysać do jej melodii.
- The roads are my home, horizon's my target
If I keep on moving, never lose sight of it
Treating my memory of you like a fire, let it
Burn out, don't fight it, and try to move on
It's been sixty weeks since I saw Vienna
A bandage and a wide smile slapped across my face
I'll pickup my hiking boots when I am ready
And I'll put down my roots when I'm dead - śpiewał dalej, pod koniec linijek trochę mocniej swoim głosem akcentując je aby dodać pewności swojego zdania.
- The distance is futile
Come on, don't be hasty
You'll get that feeling deep inside your bones
I'll be gone then, for when you must be alone - zakończył śpiewać robiąc większe przerwy w melodii pomiędzy słowami, jakie śpiewał, kiedy powiedział ostatnie słowo, jakie ułożył sobie w tekście powrócił do melodii z początku utworu. Grał tak jeszcze przez parę sekund kiedy powoli przestał a melodia ucichła nagle. Drugi blondyn siedział jeszcze przez chwilę w ciszy, a następnie zaczął klaskać uśmiechając się do swojego brata.
- Super piosenka. Mogę ci jakoś pomóc w takim tworzeniu lub się dołączyć? - spytał od razu, na co drugi wręcz momentalnie się uśmiechnął szeroko.
- Jasne, rozdzielimy sprawiedliwie linijki i w wolnej chwili będziemy ćwiczyć. Jeśli nie masz nic przeciwko to nawet możemy publikować je gdzieś na YouTube lub innej platformie. - odpowiedział starszy, a następnie odłożył swoją gitarę na bok aby usiąść na ziemi obok swojego brata. Razem nachylili się nad teksem, który ułożył starszy i zaczęli pracować.
Pracować nad wspólną przyszłością.
Ich dalsza kariera szybko rozwinęła się i po niecałym roku byli bardzo popularni. Później zaczął się kontrakt z popularną wytwórnią muzyczną, kolejne single, albumy, który wysprzedawały się szybciej niż świeże bułki. Z czasem nawet zaczęli wypuszczać swoje solo albumy i niecałe dwa lata od rozpoczęcia ich kariery wyruszyli w pierwszą trasę koncertową. Oczywiście wraz z ich sławą przyszły także pieniądze i razem postanowili, że ich część będą regularnie oddawać swoim rodzicom czy dziadkom, trochę mniejszą część na cele charytatywne i to, co zostanie, podzielą równo sobie do kieszeni.
Pomimo swoich późniejszych napiętych grafików, chłopcy mieli czas na randkowanie oraz nawet mieli trochę czasu wolnego. Między innymi w tym czasie Clay w końcu odważył się zagadać do swojej crush, a po kilkunastu tygodniach ta zgodziła się zostać jego dziewczyną. Ava, bo tak miała na imię, była dość niską nastolatką z pięknymi długimi do ramion rudymi włosami, oraz jasnymi niebieskimi oczami. Miała jasną karnację, z zawsze towarzącymi jej rumieńcami na policzkach oraz radosnym uśmiechem na twarzy.
Ich związek był szczęśliwy, spotykali się wiele razy w tygodniu, a chłopak kiedy tylko mógł starał się odrobić momenty, w których go nie było. Dziewczyna natomiast zajęta dalszą nauką, zamiast zamartwiać się oraz nie spać w nocy nad faktem tego czy jej chłopak dobrze się odżywia, śpi wystarczająco czy ma czas na chociaż najmniejszy odpoczynek, tak jak kazał jej zresztą blondyn skupiła się na bardzo dobrym ukończeniem szkoły.
Zanim się obejrzeli wytwórnia powiadomiła ich o największej w ich karierze trasie koncertowa, która miała trwać prawie pięć miesięcy. W trasie zawarty był praktycznie każdy kontynent, na którym mieli zagrać od dziesięciu do nawet trzydziestu koncertów. Była to tak duża okazja a dodatkowo dostali te informację zaraz po tym jak Ava pochwaliła się, że wręcz śpiewająco zdała swoje egzaminy, że jej chłopak w prezencie postanowił zabrać dziewczynę na trasę razem z nimi.
Cała trójka dość szybko spakowała więc swoje rzeczy, a następnie razem z menadżerem chłopaków wyjechali na pierwsze koncerty po całej Ameryce, przy okazji zaliczając takie miejsca jak Times Square w Nowym yorku, znak Hollywood w Kalifornii oraz oczywiście samo Las Vegas w Nevadzie, w którym wybawili sie najbardziej (i tak szczerze nawet nie pamiętali jak oraz z kim i kiedy magicznie wrócili do ich hotelu). Porobili miliony zdjęć, livów, a także krótkich filmów aby mieć jakąś pamiątkę po tym jakże szczęśliwym dla nich czasie.
Właśnie całą trójką siedzieli na stadionie, w których specjalnie dla nich między innymi powstała, w którym za kilka dni mieli zagrać jeden ze swoich ostatnich koncertów. Obecnie w ich rodzinnym stanie, Florydzie był okres huraganów, co mówiło samo za siebie, więc obecnie para ubrana w matching bluzy przechodziła pomiędzy trybunami rozmawiając żwawo oraz trzymając się za ręce, podczas gdy cały staff, który przyjechał razem z nimi z ich wytwórni zajmował się rozstawieniem całego stafu oraz sprawdzaniem stanu technicznego sceny. W kieszeni chłopaka zajmowało się walkie-talkie, dzięki któremu ich menadżer mógł poinformować chłopaka o tym, że ma gdzieś przyjść, ponieważ budynek, w którym byli był naprawdę duży.
- Clay, zaczynamy próbę, przyjdź na scenę. - usłyszał stłumiony głos dobiegający z jego kieszeni, więc przepraszającym wzrokiem popatrzył na swoją dziewczynę, a następnie szybko pocałował jej usta zaraz po tym odbiegając w stronę sceny, na której czekał już brat chłopaka.
- Od czego zaczynamy? - spytał młodszy, podbiegając do swojego rodzeństwa.
- Może "Happy face"? - zapytał drugi a po tym jak drugi pokiwał głową i wziął od niego jego mikrofon pokazał dźwiękowcom numer dwa, który odpowiadał piosence, którą wybrali. Nie musieli czekać długo aby pierwsze dźwięki ich piosenki zaczęły grać z głośników. Ostatnie co w tamtym momencie zapamiętał Clay to nagły porywisty wiatr, a następnie jedynie huk i krzyk Avy.
~~~
- Luke! - wykrzyczał nagle blondyn, budząc się z tego koszmaru, który męczył go od tamtego feralnego dnia. Momentalnie poczuł, jak jego dłonie zaczynają się trząść, oddychanie stało się jego największym wyzwaniem, a wzrok sam się rozmazywał. Wręcz intuicyjnie sięgnął dłonią do szafki stojącej obok jego łóżka, na której stało mała buteleczka leków. Wysypał na dłoń parę (wydawało mu się, że dwie), a następnie zażył je, próbując samemu się uspokoić. Dopiero po parunastu minutach leki, które zażył, zaczęły działać, uspokajając jego ciało na tyle, aby mógł ponownie normalnie oddychać oraz racjonalnie myśleć. Podkulił do siebie nogi, zaraz po tym opierając głowę o swoje kolana. - Nie chciałem, aby to się tak skończyło - wyszeptał, a następnie pozwolił, aby kolejne łzy zleciały po jego policzkach, zaraz po tym kończąc swoją podróż na jego pościeli. - Naprawdę nie chciałem.
Witam.
x
x
x
Wiem dawno mnie nie było, ale naukę miałam.
x
x
x
Poznaliście trochę backstory Clay'a oraz Punza, ale od razu wam powiem, że nie wszystko co tu napisałam jest prawdą.
x
x
x
Czekam na wasze teorię.
x
x
x
Bywajcie.
x
x
x
(dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe - mój obecny lvl wynosi 17)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top