XXXVII
ASH's pov:
Z rampy schodziły dwie postacie. Szli spokojnie, dostojnie, jakby mieli do dyspozycji cały czas wczechświata. Obaj szczupli, jeden z nich nosił na głowie wielki kaptur, więc nie mogłam rozpoznać kto to jest. Obaj wyglądali na arogantów. Instynktem, który rozwinełam w sobie na długi czas, zanim zostałam Jedi. Poznałam, że są niebezpieczni. Bardzo niebezpieczni. Od razu zwrócili się w naszym kierunku.
W normalnych warunkach żaden z nich nie zastanawiałby się nad naszym losem. Wyższy z nich podniósł ręke i szepnał temu drugiemu coś do ucha.
- Ona - powiedział ten niższy, władczym gestem wskazał na mnie. - Chłopaka zostawić.
Próbowałam zostać z Hanem. Wyciągnął do mnie obie ręce. Nasze palce splotły sié ze sobą na krótką chwilę, dopóki potężny oficer nie odciągnął go na bok.
Przez sekunde wydawało mi się, że gniew wybuchnie z nową siłą, ale stwierdziłam, że tamci nie miarą zamiaru skrzywdzić Hana. - Nazywam się Lord Sithów - zdjął kaptur i dopiero teraz zorientowałam się kim on jest. - A ty jesteś Jedi, która zapewne pragnie teraz spotkać swojego ukochanego. Jestes teraz pilotem tego statku?
Nic nie odpowiedziałam.
Palpatine zareagował na moje milczenie uśmiechem. Poklepał mnie po głowie i mruknął:
- Ucz się manier.
Dwóch żołnieży powlokło mnie do mrocznego wnętrza statku.
- Co z Vaderem? - zapytał Generał.
- Klęska od samego początku - rzucił Imperator - Niech tu gnije.
Han mnie wołał, ale rampa zamknęła się z sykiem i metalicznym brzdękiem. Poczułam, że statek gwałtownie wznosi się i przyśpiesza. Generał zaprowadził mnie do ładowni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top