XXXIV 1/2
HAN's pov:
Szłem przez lądowisko. Chciałem jak najszybciej znaleźć się obok dwóch klęczących sylwetek. Ich walka, jeśli to w ogóle była walka, trwała tylko kilka sekund, a jednak jakimś cudem udało im się schować w cieniu potężnego głazu, gdzie zaledwie mogłem rozróżnić kontury postaci. Zwolniłem kroku, lękając się co się stanie. Nie chciałem zobaczyć lancy formierza w rękach Dartha Vadera, nie chciałem natknąć się na ciało zabitej Ash. Bałem się także innych rzeczy.
Czułem gęsią skórke na myśl o tym, co by się zdarzyło, gdyby Ashley zwyciężyła w walce niepokonanego przeciwnika.
- Ashley? - zawołałem półgłosem. Byłem już tylko o kilka kroków od kamienia.
Z cienia wyłonił się Vader. Wydawał się zmęczony. W ostatnich promieniach słońca jego [ to coś co ma na sobie] lśniła głęboką, złocistą czerwienią. Serce podeszło mi do gardła. Ash nadal nie wychodziła z cienia.
- Ashley! - zawołałem jeszcze raz. Mój głos drżał coraz bardziej.
Darth Vader podszedł bliżej i uniósł ręke. Zbyt mocno się bałem, by na niego spojrzeć. Krzyknąłem z grozy.
Nagle Vader przewrócił się.
Coś przecieło go na pół. Krwawił bardzo obficie, a ciemnopomarańczowa krew spływała mu po ramionach. Chyba usiłował coś powiedzieć.
Cofnąłem się. Z przejęcia straciłem głos.
- Próbowałam to opanować - odezwała się Ash, wynurzając się z mroku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top