XXVII

LUKE's pov:
Ściągnąłem z siebie ceremonialną szatę. Pod spodem miałem jeszcze starą tunikę. Skalny ułamek ugodził mnie mocno, posiniaczył i zakłócił kontrole nad mięśniami, ale nic poza tym. Bolało, ale dla mnie to nie był wielki problem. Zdjąłem tunikę i wziąłem od Fitch'a długi bandaż i owinąłem się nim ciasno, po czym ubrałem się z powrotem. Architekt podał mi miecz świetlny. Wziąłem go delikatnie.
Fitch podszedł do mnie, zataczając się, z twarzą zmienioną wstrząsem.
- Co my teraz zrobimy? Ja... ja... Magister musi się tym zająć. Kto wyda rozkaz uruchomienia obrony? - powiedział Fitch.
Architekt delikatnie odsunął go na bok.
- Wygląda na to, że muszę przejąć dowództwo - odrzekł z dumą Gann. - Jak Ci moge pomóc, Jedi? - zapytał mnie.
- Potrzebny mi transport. Najlepiej statek, jeśli to możliwe - odparłem - Trzeba ich dogonić.
-Mamy swój statek. - odrzekł Gann. - Przyleciałem nim tutaj ze Średniego Zasięgu. Sam cię zawioze.
-A co z obroną planety? - nalegał Fitch, na przemian załamując ręce i wznosząc je do nieba.
- To problem Magistra - rzucił Architekt. - Pracowałeś z jego grupą bardzo długo. Wszystko jest już chyba gotowe, jak sądzisz?
- To oni sprowadzili tu najeźdźców! - wrzasnął Fitch, wskazując drżącym palcem na mnie.
- Pamiętaj, że to Jedi - powiedział Gann. - Nigdy by czegoś takiego nie zrobili. Mam rację?
Pytająco zerknął na mnie.
- Świadomie? Nigdy - odparłem.
Twarz Fitcha pociemniała z gniewu.
*
Gann gwizdnął ostro. Jego statek wyłonił się na powierzchni platformy, wdzięcznie obrócił się i wysunął podwozie i rampę.
Gann położył dłoń na pulpicie.
- Polecieli na południe - rzekł.
Statek uniósł się w góre, bezszelestnie zamykając właz. - Są już daleko, o jakieś sto kilometrów od nas. Trudno będzie ich dogonić, zwłaszcza, jeśli polecą w przestrzeń. Najpierw będą musieli zdobyć paliwo, jeśli chcą dotrzeć do orbity.
- Gdzie mogą znaleźć paliwo? - niecierpliwie rzuciłem.
- Średni Zasięg. Ale wątpie, żeby tam polecieli.
- A no tak - mruknąłem.
- Nie po raz pierwszy bronimy się przed inwazją. I pewnie nie po raz ostatni. Odzyskamy twoją dziewczynę.
Popatrzyłem na niego kątem oka i się nieświadomie uśmiechnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top