XV

ASH's pow:
Luke zauważył trójkątne kształty unoszące się w powietrzu, wielonożne pełzające walce większe od ludzi, rojące się w jaskiniach ukrytych w ścianach rozpadliny. Niewielkie owady migotały w cieniu jak nocne duszki na Tatooine.
Ta część doliny wydawała się oddawać zajęciom charakterystycznym dla większości planet - jeść lub być zjedzonym.
-Czy one kiedykolwiek wracają do lasów? -zapytał Han.
-Nie. Nazywamy je straconymi -odparła Jabitha. - ojciec sądzi, że uciekają z płonących szkółek i kształtują się gdzie indziej, może przy pomocy innych wyrzutków. Sądze, że utrzymują wspólności w czujności.
Han potrząsnął głową.
*
Sheekla Farrs wystąpiła naprzód. Statek przyciągnęło do pochylni dokowej i zacumowano. Jabitha przeskoczyła przez poręcz wprost na podest i pomogła mi wyjść z gondoli, Luke i Han musieli poradzić sobie sami. Luke wydawał się ogromnie zainteresowany wszystkim, co dziewczyna miała do powiedzenia.
Jabitha stanowiła dla Luke'a pewne urozmaicenie, wydawało się, że raczej przyjemne. Przynajmniej tak uznałam. Na pewno trochę odwróci jego uwage i pomoże mu lepiej zrozumieć panujące tu warunki społeczne.
Sama miałam uwagę zaprzątniętą wieloma pytaniami, które pozostawały bez odpowiedzi.

Poprzedniej nocy, kiedy Luke i Han spali, wymknęłam się do biblioteki. Niestety, biblioteka nie powiedziała mi nic, czego już nie wiedziałam.
Nie znosiłam zagadek, łamigłówek i tajemnic.
*
Rampa dokowa okazała się kolejnym zwrotem w naszej podróży. Ja, Luke, Han i Jabitha zeszliśmy szybkim krokiem po stopniach wyrytych w stromym kominie wulkanicznym, by znaleźć się w niskiej jaskini oświetlonej mdłym blaskiem latarni.
Słychać było szum wzburzonej wody.
-Podwodna rzeka - szepnęłam. Jabitha skinęła głową, wyciągnęła ręke i dotknęła czubka mojej głowy. Skrzywiłam się lekko, a ona odpowiedziała mi uśmiechem.
-Chciałam ci tylko pokazać, jaka jesteś mądra! Musimy zejść jeszcze kawałek w dół, żeby dotrzeć do rzeki.
Odwróciłam się i zobaczyłam roześmianą buzie Luke'a.
Han nie lubił przebywać pod ziemią. Zdecydowanie wolał otwartą przestrzeń niż wnętrze jakiejkolwiek planety.
Po dwudziestu minutach wyszliśmy z komina i znaleźliśmy się w obszernej, okrągłej komnaty wyrytej w bazalcie. Potężny głaz wbijał się w nurt wody, która opływała go z cichym bulgotem. Regularnie rozbryzgi znaczyły powierzchnie kamienia ciemnymi plamami. W zacisznym kącie przy głazie unosiła się na falach smukła łódka. Daleko w przedzie było widać wlot do kolejnej jaskini, wiodącej jeszcze głębiej do wnętrza planety.
~~~
Dziękuję za tyle wyświetleń, ★ oraz komentarzy. Kocham Was.
Przez kolejne 2 dni nie będzie rozdziałów, bo wyjeżdzam w góry. A tam nie będzie dostępu do internetu :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top