10.
Żadnego sekretnego pomieszczenia nie znalazłam ani tamtego dnia, ani kolejnego i jeszcze następnego. Nauczyłam za to Denona, jak atakować z zaskoczenia, unikać podstawowych ciosów i powalić przeciwnika w kilku prostych krokach. Mojej siostrze trzeba było przyznać, że rzeczywiście zaangażowała się w jego treningi jeszcze bardziej niż ja, choć z tego, co zdążyłam zauważyć, po prostu znalazła sobie rozrywkę w lataniu za nim z gwizdkiem, wykrzykiwaniu przesadnie optymistycznych haseł motywacyjnych (doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brzmią idiotycznie i doprowadzają jej "ucznia" do białej gorączki) oraz patrzeniu na cierpienie chłopaka.
Właściwie, nie były to złe dni. Czas mijał, żyliśmy w zamknięciu, a jedyne informacje, jakie dostawaliśmy z zewnątrz pochodziły od Hypnos lub od jakiegoś innego bardziej zaufanego zwiadowcy, który podjął ryzyko przekazania nam czegoś wbrew zakazom przywódców, jednak do tej pory nie wydarzyło się nic znaczącego. Policję oraz dziennikarzy udawało się trzymać z daleka od jakiegokolwiek ośrodka – najwyraźniej podchwycili ten trop z grupą przestępczą z innego miasta. Nadal nikt nie atakował i nie wiedziałam już nawet, co to oznacza ani czy to dobry znak. Trwaliśmy po prostu w spokoju. Mimo wszystko pogodziłam się w końcu z brakiem misji do wykonania, skupiając się na treningach. Denon wyraźnie cieszył się ze swoich postępów, a mnie cieszyła świadomość, że mogłam się do nich przyczynić. Jego Obserwatorka co prawda nie była zachwycona z tego, że przez nas przestał skupiać się na treningu mentalnym i nawet wysłała Noxa, żeby coś z tym zrobił, jednak okazało się, że młody ma prawdziwy potencjał na wojownika, więc nawet ktoś tak wyprany z uczuć jak pełnoprawny Łowca Dusz uznał, że nie należy zaprzepaszczać talentu. Nie było to do końca zgodne z zasadami rasy, ale skoro Denon i tak nie posiadł prawie żadnych z ich zdolności, stanowiło to najlepsze rozwiązanie.
Zarządcy się do nas nie odzywali. Spędzali większość czasu na swoim piętrze na jakichś utajnionych obradach, choć równie dobrze mogli założyć tam kasyno lub balować całymi nocami. Z mojej perspektywy wychodziło na to samo. Nawet Radny Najwyższy wciąż u nas gościł, więc nawet, jeśli bardzo bym chciała, panicznie bałam się robić cokolwiek głupiego.
Powoli zaczął mnie dziwić ich upór w wysyłaniu zwiadów. Oczywiście wiedziałam, że rozproszenie uwagi byłoby niesamowicie nierozważne, jednak mijało coraz więcej dni bez żadnych znaków ze strony wroga, zwiadowcy każdego z tych dni trwali w gotowości, bez chwili wytchnienia i wyglądali na coraz bardziej zmęczonych, głównie samym oczekiwaniem. Na pewno zdążyli już stracić motywację, a całe niespokojne napięcie z pierwszych dni opadło. Aktualna monotonia stała się niemalże niebezpieczna. Poczucie braku sensu w działaniu jest wyniszczające.
Siedziałam właśnie w "obserwatorium" – małym, przytulnym zaułku na końcu korytarza na ostatnim piętrze. Ściana oraz sufit były przeszklone, dzięki czemu na kanapę oraz kilka roślin ustawionych wokół padało srebrzyste światło księżyca w pełni, rozpraszając ciemność ogarniającą świat. Patrzyłam w rozgwieżdżone niebo, czując ogarniającą umysł dziwną nostalgię, tęsknota za wolnością znowu stała się nieznośna. Potrzeba rozłożenia skrzydeł i pędzenia na oślep przed siebie z rozmazującym się przed oczami obrazem była prawie wyniszczająca, mimo to trwałam tak w spokoju z ręką opartą na oparciu kanapy, tonąc w srebrnych smugach światła.
— Sama widzisz, mam już dosyć. — Ciszę przerwał znużony głos Hypnos. Nie mówiłam wcześniej niczego, dlatego jej słowa były właściwie wyrwane z kontekstu.
Westchnęła ciężko, więc chyba nie zamierzała kontynuować i nie wydawało mi się, żeby oczekiwała odpowiedzi. Jej oczy świeciły w ciemności w kącie, do którego nie docierał blask księżyca, gdyby nie one, byłaby zupełnie niewidoczna dla postronnych.
W mroku po drugiej stronie kanapy siedziała jeszcze jedna osoba. Selena. Ona z kolei wyglądała jak zjawa. Sprawiała wrażenie półprzezroczystej.
Nie wiedziałam, czemu osoba pracująca w administracji postanowiła się do nas przysiąść, ale ostatnio dzięki niej nie musiałam tłumaczyć się zarządcom z zajścia, do którego by nie doszło, gdybym nie kazała Denonowi obserwować Illuminatów i gdybym nie spędziła nocy w domu w mieście, zamiast wracać do ośrodka tak, jak powinnam, więc nie zadawałam pytań. Czułam, że kobieta chce coś powiedzieć, jednak ostatecznie jeszcze nie udało jej się zebrać słów. Miałam wrażenie, że czuła jakąś dziwną potrzebę przepraszania za działania podejmowane przez radę, choć nikt jej o nic nie obwiniał i akurat ona, ze względu na swoje umiejętności prześwietlania dusz, powinna doskonale o tym wiedzieć.
Trwałyśmy w ciszy razem. Tak po prostu.
Z Hypnos się przyjaźniłam, z Seleną nie łączyło mnie zbyt wiele, a mimo to wszystkie trzy dzieliłyśmy jakiś szczególny rodzaj więzi wytworzonej przez sam fakt bycia wynaturzonymi. Nawet, jeśli podjęłabym się samotnego życia gdzieś z dala od wszystkiego, coś nadnaturalnego nadal ciągnęłoby mnie do tych wszystkich osób jak do bliskiej rodziny. Każdy bez wyjątku to odczuwał, i największy samotnik, i ten, kto jeszcze nie wiedział o swojej odmienności. Być może właśnie dzięki temu przetrwaliśmy tak długo, żyjąc pod jednym dachem, mimo że niektórzy czasami woleliby się wzajemnie pomordować. Nie zdziwiłabym się, gdyby to Radni Najwyżsi okazali się autorami pomysłu związania nas w ten sposób.
— Przepraszam. — Cichy szept Seleny dobiegł do moich uszu, ledwie słyszalny, wręcz odległy.
Wiedziałam, że w końcu się złamie i to powie. Wcale nie chciałam tego słyszeć. Nie od niej. Nawet od zarządców tego nie oczekiwałam, bo o ile każdy już zdążył się zorientować, że coś jest nie tak i coraz więcej osób chodziło poirytowanych, o tyle nikt nie mógł nic z tym zrobić. Oni sami, nawet jeśli ukrywali coś w sprawie ataków, również utknęli w tym problemie razem z nami. Jawne okazywanie słabości nikomu nie wyszłoby na dobre.
— Za co? — zapytała Hypnos szczerze zdziwiona, nie próbując nawet tego ukryć.
Selena poruszyła się nieznacznie w cieniach nocy.
— Nie potrafię wam pomóc.
— Nikt tego od ciebie nie oczekuje — odezwałam się po raz pierwszy od dłuższego czasu, dziwiąc się aż dźwiękiem własnego głosu. — Radni ostatnio odsunęli nawet Jupitera i innych starszych, na razie nikt nie może nic z tym zrobić.
Właśnie, Jupiter. Ostatnio rozmawiał ze mną od czasu do czasu, głównie dzieląc się swoimi przemyśleniami lub grożąc mi, żebym przypadkiem nie próbowała robić niczego nieodpowiedzialnego, jakby jeszcze nie zauważył, że wcale nie zamierzałam. Moja siostra była bardzo sceptyczna co do naszego "układu" i wcale się jej nie dziwiłam, w końcu plotki przy herbatce nie należały do normalności, jeśli chodziło o wielowiecznego Demona. Mnie też ta sytuacja wydawała się podejrzana, jednak niczego na niej nie traciłam, wręcz przeciwnie, nie wiedziałam jeszcze, jaki on miał cel, ale ja również mogłam na tym skorzystać, jeśli dobrze wykorzystam zdobyte informacje. Kiedy przyjdzie czas, i tak zrobię, co uznam za słuszne, nawet jeśli trzeba będzie zerwać ten sojusz. Biorąc pod uwagę mroczną przeszłość Jupitera, wcale nie zdziwiłabym się, gdyby stary krętacz kombinował coś wyłącznie na swoją korzyść. Nie musiało wcale tak być, jednak nie wykluczałam tej opcji. Nikt by się nie zdziwił, gdyby chciał przejął władzę nad głównym ośrodkiem czy coś w tym stylu. Każdy był przygotowany na takie okoliczności, bo występowały regularnie, co jakiś czas, naturalne niczym wschody i zachody słońca w przyrodzie. Nic dziwnego, w końcu to nie potulne baranki, tylko potężne, władcze stwory. Ostatecznie takie zrywy prawie nigdy nie kończyły się niczym tragicznym, bo Demony po porażce zwykle zaczynały po prostu akceptować swoje miejsce w hierarchii i siedziały spokojnie, przynajmniej przez kolejne stulecie. Petra uwielbiałam przekazywać mi taką wiedzę i chyba dopiero teraz zaczynałam to naprawdę doceniać.
— Wiem, ale przypominam ci, że wiem też, co czują wszyscy naokoło. Pomału zapominam, kim jestem. Straciłam kontrolę. Do tej pory to jeszcze nigdy się nie wydarzyło. Starszyzna jakiś czas temu powierzyła mi jedno z najwyższych stanowisk administracyjnych, a teraz nie potrafię nawet zagwarantować, że jestem zdolna do wzięcia odpowiedzialności za cokolwiek. — Dopiero teraz zauważyłam, jak odmieniona jest w porównaniu z tymi kilkoma dniami wstecz. Bardzo zmarniała. Jej skóra lśniła niezdrową bladością w ciemnościach. — Wiedziałaś, że zmiennokształtni w zamknięciu mogą oszaleć znacznie szybciej niż inni? — Zmieniła nagle temat, patrząc mi w oczy bardzo poważnym wzrokiem, gdy podniosła się ze swojego miejsca. Naprawdę przywodziła na myśl jakąś księżycową zjawę, wyglądała, jakby srebrny blask się w nią wtapiał.
Wiedziałam. Nawet zaczynałam powoli to odczuwać, mimo że Rada Najwyższa do tej pory całkiem skutecznie odwodziła od pogrążenia się w obłąkaniu i mnie, i moją siostrę za pomocą jakichś swoich zdolności parapsychicznych, których nawet nie starałam się zrozumieć.
Poczułam, że Hypnos kładzie dłoń na moim ramieniu, gdy nie odzywałam się przez jakiś czas.
— Nie przejmuj się, jeszcze większe szaleństwo jak na razie ci nie grozi — zażartowała, choć jej głos nie brzmiał aż tak żywo jak zazwyczaj.
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem, kierując w jej stronę znaczące spojrzenie.
Selena wciąż przyglądała mi się bardzo poważnie. Poważniej, niż zazwyczaj. Natłok negatywnych emocji z zewnątrz naprawdę musiał mocno na nią wpływać. Inną sprawą było też, że chociaż wyglądała jeszcze całkiem młodo, w rzeczywistości miała znacznie więcej lat niż ja czy wiele innych osób ze stowarzyszenia, przez co czuła odpowiedzialność większą niż powinna.
— Mną nie musisz się przejmować — skierowałam do niej te słowa, starając się brzmieć przekonująco. — Nie jest najlepiej, ale w porównaniu z innymi można powiedzieć, że mam wakacje.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Na bladej twarzy również zaświtał cień uśmiechu, nawet jeśli dobrze wiedziała, że nie byłam zupełnie szczera. Śnieżnobiałe włosy spływające po jej ramionach zafalowały pod wpływem podmuchu wiatru, który wdarł się przez okno, które otworzyłam chwilę wcześniej.
Telepatka, nie nawiązując już do moich słów, mruknęła, że musi w końcu się wyspać, po czym odeszła, rzucając na pożegnanie ciche "dobranoc".
Skrzywiłam się nieznacznie, czując kościsty łokieć należący do Hypnos, wbijający mi się w ramię. Dziewczyna westchnęła ciężko teatralnie, opierając głowę na dłoni.
— Też bym chciała wakacje.
— Chętnie się zamienię — oznajmiłam, starając się zrzucić jej rękę.
— Myślisz, że radni się zgodzą? — zastanawiała się głośno, brzmiąc prawie poważnie. Gdybym nie wiedziała, że większość z jej słów to żarty, pewnie uznałabym ją za szurniętą za samo rozważanie takiej opcji.
Chociaż właściwie, była szurnięta. Od kiedy tylko ją poznałam, nigdy nie brała życia na poważnie. Potrafiła ze wszystkiego zrobić żart i wyglądało na to, że nic jej nie przejmuje. Nie potrafiłam stwierdzić, czy naprawdę tak jest, czy dziewczyna tylko stara się, żeby tak to wyglądało. Została przeniesiona do naszego ośrodka zaraz po tym, jak jej matka chciała ją zabić oraz, być może, zjeść – u jaszczurek to się zdarzało i, choć hipnotyzerka już w pełni jaszczurką nie była, jej niezrównoważona rodzina miała z gadów jeszcze na tyle dużo, że zjedzenie własnej córki nie wydawało się im niczym złym. Nigdy później się z nimi nie kontaktowała. To oczywiste po tym, co się stało, chociaż możliwe, że w ogóle tego nie pamiętała. Mogła też nie pamiętać ich samych. Przynajmniej nie musiałaby tęsknić. Nie byłam pewna, ale nie zamierzałam rozmawiać z nią na ten temat. Jeśli zapomniała, lepiej dla niej.
Już w pierwszych dniach w nowym otoczeniu, mimo bardzo młodego wieku, zaczęła zdobywać nowe znajomości, aż w końcu wpadła na mnie, uznając, że powinnyśmy się przyjaźnić, bo byłyśmy prawie w tym samym wieku, a dzieci wśród wynaturzonych wcale nie spotyka się często. Większość z nas żyje bardzo długo, niektórzy są nieśmiertelni, dzięki czemu w ogóle nie muszą przedłużać swojego gatunku, jeszcze inni, nawet jakby chcieli, nie mogą tego zrobić. Zbyt duża liczba odchyłów natury wiązałaby się ze sporymi problemami, dlatego kwestia ta była ściśle kontrolowana. Nawet ja, jeszcze jako nastolatka, zostałam poddana ingerencji hormonalnej, przez którą stałam się całkowicie bezpłodna. Mnie i moją siostrę jakoś przeżyli, ale, jak widać, następnych półsmoków już nie chcieli.
— Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś miałby szukać akurat mnie i Feniksy — mruknęłam, licząc, że może jednak odkryli jakieś nowe wskazówki, dzięki którym dałabym radę stworzyć choćby marną teorię.
— Półsmoki pewnie byłyby całkiem wartościowe na czarnym rynku. — Wzruszyła ramionami. — Albo wcale nie chodzi o was. — Zastanowiła się. — Tylko, po co w takim razie trzymaliby was w zamknięciu? To trochę podejrzane...
— Czyli nie znaleźliście nic nowego? — Oparłam się o kanapę zrezygnowana, pytając właściwie o oczywistość.
— Nie. — Pokręciła głową z niezadowolonym wyrazem twarzy. — Zupełne pustki. Dzisiaj zlazłam cały las i wiesz co? Nic. Ostatnio tylko pogoniłam jakichś błąkających się w pobliżu ludzi, nie wiem, kim byli, ale tak na wszelki wypadek, potem uśpiłam ich i wmówiłam, że wszystko, co widzieli to tylko sen. Nawet nie pomyślą, że mogłoby być inaczej. — Uśmiechnęła się z satysfakcją. Jej hipnoza tak właśnie działała – to, co powiedziała zahipnotyzowanemu, było dla niego niepodważalne. Bardzo praktyczna umiejętność w naszym przypadku, niestety wprawiać w ten stan dało się na raz tylko jedną osobę, więc w przypadku większej grupy trzeba było powtarzać proces na każdym z osobna. — A coś ciekawego wydarzyło się u ciebie?
— A jak sądzisz? — parsknęłam, podnosząc się z miejsca i rzucając ostatnie spojrzenie gwiazdom. — Chociaż nauczyłam Denona nokautować wrogów, to zawsze coś.
Hypnos zaśmiała się donośnie, podążając za mną przez korytarz.
— Gorzej, jak uczeń przerośnie mistrza. Już jest upierdliwy, a co dopiero będzie, kiedy nauczy się dobrze bić?
— Zawsze możesz kazać mu iść do kąta przemyśleć swoje zachowanie. Ciebie nie będzie mógł nie posłuchać — zasugerowałam, wzruszając ramionami.
— Koniecznie muszę przetestować. — Wyszczerzyła zęby w szerokim, złowieszczym uśmiechu.
Stłumione odgłosy rozmów niosły się przez korytarze, a my szłyśmy spokojnie, żartując ze zwykłych głupot. Na kilka chwil wszystko inne przestało mieć znaczenie.
***
Następnego dnia w południe szłam samotnie przez korytarze, jak codziennie z resztą, stanowiło to ostatnio moją główną rozrywkę zajmującą czas wolny. Nie działo się nic, do czasu aż z zakrętu prowadzącego do sali treningowej wybiegł mężczyzna, chyba jeden z doktorów, w stroju do ćwiczeń. Zwolnił, rzucił mi krzywe spojrzenie w momencie, gdy przechodził obok i oddalił się w stronę części mieszkalnej. Patrzyłam za nim przez chwilę z uniesionymi brwiami, bo przecież nie zrobiłam nic złego, po czym uznałam, że muszę sprawdzić, co mogło być przyczyną jego dziwnego zachowania.
Skręciłam w korytarz prowadzący do miejsca, z którego wybiegł wynaturzony. Zbiegłam po kilku schodkach i popchnęłam drzwi, zaraz tego żałując.
— Cholera jasna — krzyknęłam niezbyt elegancko, ledwo unikając przypalenia przez języki ognia.
Patrzyłam przez moment w osłupieniu na scenę rozgrywającą się przed moimi oczami. Feniksa stała po środku, na całe szczęście ognioodpornej, sali z ramionami uniesionymi prostopadle do ciała. Płomienie owijały się wokół jej rąk niczym węże, końcówki włosów zamieniły się w żywy ogień, oczy miała lśniąco złote, a wokół wszystko płonęło. Przynajmniej tak się zdawało na pierwszy rzut oka, w rzeczywistości ogień nie spalał niczego, jedynie zataczał coraz większe okręgi wokół niej.
Gdy w końcu dostrzegła moją obecność, uśmiechnęła się lekko i opuściła ręce. W tym samym momencie wszystko wróciło do normy. Płomienie jakby wyparowały, nic już nie płonęło, a Iris wyglądała jak zwykły człowiek. Tylko w jej spojrzeniu pozostało coś, co bardzo mnie niepokoiło.
— Pokaźne — mruknęłam pod nosem. — Ale po co to robisz? — Zbliżyłam się ze stanowczym wyrazem twarzy.
— Trenuję. — Uśmiechnęła się beztrosko, ostentacyjnie obserwując swoje dłonie.
— Trenujesz? — zadrwiłam. — Myślę, że nie potrzeba.
Manewr z ogniem wykorzystywałyśmy kiedyś bardzo często. Zawsze skuteczny.
Feniksa opanowała kontrolę nad swoim żywiołem do perfekcji już dawno temu, więc treningi w tej kwestii nie miały sensu, o ile nie robiła tego pod kątem taktyki lub żeby dopracować wspólny atak z kimś innym. A pogrążenie całego wielkiego pomieszczenia w płomieniach zdecydowanie nie miało żadnego celu.
— Nie potrzeba? — Przekrzywiła dziwnie głowę. — Treningi zawsze są potrzebne. Siostro. — Spojrzała na mnie spode łba ze wzrokiem niepokojąco nieobecnym.
Zauważyłam, jak zaciska dłonie w pięści i już wiedziałam, co to oznacza.
Odskoczyłam w tył w ostatnim momencie, zanim ogień zdążył mnie dosięgnąć. Poczułam tylko parzący gorąc na twarzy i warknęłam wyzywająco. Zacisnęłam zęby. Tak to się bawić nie będziemy.
Akurat miejsce wybrałaś sobie idealne.
Ciemność otoczyła mnie swoimi wielkimi szponami, zasnuła oczy jak mgła. Przylgnęła do ciała niczym zbroja i nie minęła nawet sekunda, a patrzyłam na moją siostrę z góry, teraz już w ognioodpornej skórze.
Zmrużyłam ślepia wściekle, warcząc ostrzegawczo. To na chwilę wytrąciło ją z równowagi, więc przemieniła się dopiero po chwili. Nie wiedziałam, co powodowało nagły przypływ furii i wcale nie zamierzałam nad tym myśleć.
Stanęłam stabilniej na czterech łapach, mój przeciągły ryk na pewno poniósł się po całym budynku. Czerwona smoczyca nie pozostawała mi dłużna, smagnęła ogonem w powietrzu, po czym spróbowała mnie okrążyć, żeby zaatakować od boku.
Nie zdążyła. Machnęłam szponami w jej stronę, prawie trafiając w szyję. Odskoczyła.
Obraz przed oczami ciągle mieszał się w barwach. Przez moment wyglądał normalnie, żeby po chwili pogrążyć się w głębokiej czerwieni. Potrząsnęłam łbem. Przecież nie mogłam jej skrzywdzić.
Chwila, nie mogłam?
Rzuciła się na mnie, przygniatając do ziemi. Przetoczyłyśmy się po podłożu kilka razy w dzikim szale. Widziałam już tylko szczęki, próbujące przebić się przez moją skórę. Wszystko pogrążyło się w krwistej czerwieni.
Napięłam mięśnie, odpychając od siebie przeciwniczkę. Pchnęłam ją bokiem na ścianę. Uderzyła łbem w twardy beton. Leżała przez chwilę, ogłuszona, trzęsąc głową na boki. Wyprostowałam się, mierząc ją wzrokiem z góry. Wiedziałam, że źrenice zwężone mam do ostateczności, bo tyle też miałam przed sobą – obraz zwężony tylko do tego, co w centrum pola widzenia.
Rozszerzyłam szczęki, wciągając głośno powietrze, czemu towarzyszyło charakterystyczne warczące rzężenie. Uniosłam łeb jeszcze bardziej w górę, manifestując swoją wyższość. W pierwszym odruchu skuliła się. Nie trwała tak jednak długo.
Zerwała się nagle, uderzając mnie skrzydłem. W chwilowej dezorientacji jedynie podążyłam za nią wzrokiem, ponownie ustawiając się w gotowości do ataku. Poruszałam ogonem na boki tuż nad ziemią, czujnie obserwując przeciwniczkę. Wciąż potrzebowała czasu na całkowite pozbieranie się. Pokonany smok nie powinien tak szybko ponawiać ataku.
Coś mnie nagle uderzyło.
Nie fizycznie. Była to myśl. To przecież moja siostra.
Opuściłam skrzydła, rozglądając się dookoła niczym wyrwana z transu.
Co tu się dzieje?
Skorzystała z chwili nieuwagi, zahaczając kłami o moją skórę. Odchyliłam się gwałtownie, na tyle, że na skórze zostało tylko kilka niezbyt głębokich szram. Wyszczerzyłam zęby, warcząc ostrzegawczo. Ona nie walczyła jak Feniksa. Dlatego tak łatwo straciłam kontrolę. Instynktownie uznałam ją za obcego gada, bo, poza wyglądem, w niczym nie przypominała mojej siostry.
Ciągle warczała groźnie, gdy wycofałam się, myśląc nad planem działania. Nie miałam pojęcia, co się z nią działo, ale na pewno nic dobrego.
Uniknęłam kilku kolejnych ataków, aż zobaczyłam, jak Feniksa otwiera pysk, zamierzając zionąć ogniem. Ten smoczy był znacznie bardziej destrukcyjny niż ten kontrolowany przez ludzką wersję. Już miałam skoczyć, żeby odwieść ją od tego pomysłu, kiedy drzwi się otworzyły.
W przejściu stało kilka osób, mimo to w oczy rzucił mi się tylko Radny Najwyższy na czele tej grupy. Jak zawsze z przygniatającą, mroczną aurą roztaczającą się wokół. Jupiter oraz Azarat również weszli na salę. Reszta w tyle – kilkoro przypadkowych interesantów – ścisnęła się ze sobą, nie przekraczając progu pomieszczenia, a jednak chcąc zobaczyć jak najwięcej.
Cofnęłam się o kilka kroków. Kątem oka obserwowałam moją siostrę, która teraz stała sparaliżowana ze wzrokiem wbitym wprost przed siebie. Radny uniósł dłoń, a ona zaczęła rzucać się na boki, nie wydając żadnego odgłosu aż do momentu, w którym smocza postać zniknęła, na swoim miejscu pozostawiając człowieka.
Również uznałam, że to dobry moment na przemianę, nawet jeśli nikt jeszcze się mną nie interesował. Z wyjątkową ulgą stanęłam ponownie na dwóch nogach. Kiedy adrenalina przestała krążyć w żyłach, zaczęłam czuć, że mało brakowało, żeby rany sprzed kilku dni ponownie się otworzyły.
Iris wciąż miała ten sam dziki wzrok, co wtedy, gdy zastałam ją w płomieniach, tylko teraz już się nie ruszała. Pewnie Radny jej nie pozwalał. Miałam ochotę do niej podejść, jednak powstrzymałam się. Nadal mogła być nieprzewidywalna. Przeciwstawienie się potędze Radnych było niesamowicie trudne, ale nie niewykonalne.
Jej się to jednak nie udało. Upadła na kolana, walcząc przez chwilę ze samą sobą, po czym całkiem opadła na ziemię, tracąc świadomość. Mogłam tylko patrzeć na tę scenę w bezruchu, bo teraz uwaga skupiła się również na mnie. Jakiś starszy lekarz, w towarzystwie wykrzykującej polecenia Ingrid, podbiegł do Iris. Przez chwilę coś sprawdzał, a po tym, z pomocą przypadkowej osoby z grupy, która zebrała się przy drzwiach, wyniósł ją z sali.
Zostałam sama przed wszystkimi podejrzliwymi spojrzeniami. Nie mogłam powiedzieć, że ta sytuacja była dla mnie komfortowa, ale cieszyłam się z i tak niewielkiej ilości obserwatorów. Gdyby w tym momencie w budynku przebywało więcej osób, pewnie już zebrałby się tu spory tłum.
Skierowałam wzrok na trzech zarządców. Jupiter z założonymi rękoma właśnie mówił do Azarata coś, co zastępcy głównego przywódcy ośrodka najwyraźniej się nie podobało, sądząc po jego minie. W tyle, pod ścianą, dostrzegłam również Illuminatów. Nie wiedziałam, dlaczego przyszli i nie podobała mi się ich obecność.
— Nie masz poważniejszych obrażeń — bardziej stwierdził niż zapytał Radny chwilę po tym, jak zbliżyłam się do nich. — Dobrze — mruknął swoim niskim, demonicznym głosem, prawdopodobnie przy okazji oglądając stan otoczenia.
— Co się jej stało? — spytałam.
Właściwie znałam odpowiedź. Chciałam się po prostu upewnić oraz dowiedzieć czegoś więcej niż to, że mojej siostrze odwaliło z powodu przebywania w zamknięciu. Teraz już rozumiałam, dlaczego Selena akurat wczoraj przysiadła się do nas i dlaczego chciała rozmawiać. Musiała przeczuć coś, zanim jeszcze objawy były widoczne.
— Twoja siostra straciła kontrolę. Zmiennokształtni nie znoszą izolacji zbyt dobrze, jak zapewne wiesz. — Złożył szpony przed sobą. — Niestety to konieczne.
— Dlaczego więc ze mną wszystko jest w porządku? — Pomijając chwilę słabości podczas walki, ale coś takiego mogłoby się zdarzyć niezależnie od sytuacji. — I co zamierzacie teraz z nią zrobić?
— Kiedy się uspokoi, będziecie mogły wyjść na zewnątrz, ale z ochroną i tylko w pobliże ośrodka.
Zignorował pierwsze pytanie, więc je powtórzyłam. Nie chciałam okazywać ekscytacji, jaka ogarnęła mnie na wiadomość, że w końcu będziemy mogły stąd wyjść, choćby na chwilę, ale pozytywniejszy ton mojego głosu niekontrolowanie zdradził poprawę humoru.
— Ciebie kontroluję ja — oznajmił, jednak odpowiedź nie wyjaśniła mi zbyt wiele. Ku mojemu zdziwieniu, na widok niezrozumienia na mojej twarzy uznał, że ten jeden raz powie coś więcej. — Twoją siostrę miał pod opieką Azarat, nie poszło mu zadowalająco.
— To się więcej nie powtórzy — zapewnił automatycznie poważnym głosem drugi Demon. Ręce miał skrzyżowane za plecami, a wzrok wbity stanowczo przed siebie.
Wyglądał wyjątkowo surowo jak na niego. Zazwyczaj jego łagodna aparycja już od pierwszego spojrzenia wzbudzała zaufanie innych osób – jasne włosy, śniada cera i łagodne, ale zdecydowane spojrzenie złotych oczu przywodziły na myśl same pozytywne skojarzenia. Nawet charakterem znacznie różnił się od swoich groźnych i władczych demonicznych towarzyszy, a mimo to wzbudzał nie mniejszy szacunek. Musiał
Jupiter, trzymający się nieco z tyłu, prychnął w rozbawieniu, przyciągając tym samym ostrzegawcze spojrzenie Najwyższego. Powstrzymał się od komentarza, ale nie wydawał się szczególnie przejęty.
— Nikomu nie jest łatwo. — Przedwieczny stwór ponownie patrzył na mnie i w pierwszym momencie fakt, że zabrzmiał aż zbyt ludzko przeraził mnie bardziej niż cokolwiek, co zrobił do tej pory.
Wtedy też zrozumiałam, dlaczego tylko jedna z nas była pilnowana przez silniejszego Demona, gdy drugą musiał zająć się ktoś inny, choć w normalnych warunkach utrzymanie kontroli nad dwiema osobami nie byłoby dla Najwyższego Radnego żadnym problemem. Nawet on – może nawet oni wszyscy, skoro reszta bractwa Najwyższych na razie się nie pokazywała – stawał się słabszy. To z kolei oznaczało, że musiał przeznaczać na coś swoją energię.
Ściągnęłam brwi w zamyśleniu. Czułam, jakby coś mi uciekało. Jakiś ważny szczegół, którego za nic nie potrafiłam uchwycić.
— Tymczasowy spokój nie może nas zwieść. Bądź w gotowości. Zawsze — ostrzegł na koniec, odwracając się w stronę wyjścia.
Czarny płaszcz zafalował tuż nad ziemią. Było coś mrocznego w patrzeniu, jak oddalają się w ciszy, spokojnym, ale zdecydowanym krokiem. Niczym śmierć, która właśnie zebrała swoje żniwa, więc odchodzi milcząca, nieprzenikniona wraz z duszącą aurą ciemności, pozostawiając po sobie tylko spustoszenie.
Jupiter, na moment przed dołączeniem do nich, spojrzał wprost na mnie i pokręcił wolno głową, jakby z dezaprobatą. Nie wiedziałam, co chciał przez to przekazać. Nigdy nie potrafiłam go zrozumieć, niepokoiło mnie to.
Zostałam sama, wszyscy odeszli. Rozbolała mnie głowa. Usiadłam na ziemi, żeby odetchnąć i zebrać myśli. Przesunęłam opuszkami palców po podłożu, na którym pozostały ciemne ślady o ostrej woni spalenizny. Trochę popiołu osadziło się na mojej skórze. Zacisnęłam dłoń, po czym przeniosłam wzrok na drzwi. Czułam się jak ostatnia osoba na tym świecie. Zupełnie opuszczona.
Wiele lat zdążyło minąć, odkąd po raz ostatni byłam tą dziewczyną, która kochała rozwiązywać zagadki i mogła całymi dniami bawić się w polowania na potwory. Teraz musiałam rozwiązywać te cholerne zagadki, tak samo, jak musiałam tropić i polować na prawdziwe potwory. Ostatnio zaczęły panoszyć się zbyt bardzo.
Podniosłam się. Musiałam stąd wyjść.
Kiedy wezwali nas do ośrodka w nocy po pierwszym ataku, nie sądziłam, że robią to tylko po to, żeby kilka dni później nas uziemić. Czy wiedząc o tym, stawiłabym się wtedy na obradach?
***
"Wraz z dniem (7. luty) dziecku płci żeńskiej, będącemu człowiekiem zmiennokształtnym (druga forma – smok)(wiek:1 rok rzeczywisty), na polecenie Rady Najwyższej przydzielono Obserwatorkę (imię, nazwisko: Petra Straszewic), tym samym otrzymało tożsamość oficjalną: Kornelia Straszewic oraz stało się pełnoprawnym obywatelem wśród ludzi zwyczajnych z bezwzględnym obowiązkiem dochowania tajemnicy swojej prawdziwej natury i zakazem wykonywania jakichkolwiek czynności działających na szkodę Stowarzyszenia Wynaturzonych.
Za wszelkie odchylenia od nakazanych procedur, aż do ukończenia przez podopiecznego wieku: ? (osiągnięcia pełnej dojrzałości z uwzględnieniem specyfiki rasowej), do poniesienia odpowiedzialności zobowiązana jest przydzielona Obserwatorka.
(podpis czytelny)"
***
"Niedawno minęły dwa lata od narodzin pierwszego półsmoka. Rozwija się poprawnie. Trochę szybciej niż przeciętny człowiek, ale poza tym oraz sporadycznymi przemianami, nie widać znaczących różnic. Wszystkie przypuszczenia dotychczas okazały się błędne. Badana nie przejawia skłonności do stwarzania niebezpieczeństwa dla otoczenia, poza jednorazowym incydentem (załącznik ZS01), jednak nie stwierdzam żadnych podstaw do obaw."
"Załącznik ZS01 zniszczony ze względów bezpieczeństwa"
"Ponownie wyśledzili matkę półsmoka. Z doniesień wynika, że jest w stanie zaawansowanej ciąży. Musi pozostać pod obserwacją, dopóki potwierdzona lub wykluczona nie zostanie możliwość zmiennokształtności kolejnego dziecka. (Bardziej osobiście – nie mam pojęcia, jak u licha, jedna niewynaturzona kobieta mogłaby urodzić aż dwoje dzieci będących półsmokami i w takich okolicznościach przyjrzałbym się jej o wiele lepiej, ale jak widać, każdy ma na ten temat swoje zdanie)"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top