8. Wróg w klatce
3 lata przed apokalipsą.
Młoda dziewczyna siedziała na chłodnej nawierzchni, oparta o kosz na śmieci w jednej z miejskich alejek. Była zziębnięta, ale nie zamierzała jeszcze się stamtąd ruszać. Gdyby mogła już by nie wstała. Wyjęła z kieszeni telefon z pobitym ekranem i przejrzała wyświetlone już wiadomości. Nikt się nią nie interesował.
Zamknęła oczy chcąc przespać jeszcze kilka godzin, kiedy nagle usłyszała znajomy głos.
-Hej – tuż przed nią ukazał się jej nauczyciel, który kilka miesięcy temu, zanim postanowiła nie wracać do szkoły, uczył ją w-fu.
-Hej? - była zdziwiona jego obecnością.
-Poznajesz mnie?
-Widzę, że ty mnie też – nawet nie zwróciła uwagi, że mówi do niego na „ty". W tamtym momencie niezbyt ją to obchodziło. - Czego chcesz Negan?
Nie rozumiała czemu jeszcze stamtąd nie poszedł.
-Nie było cię na moich zajęciach od początku roku. Dyrektorka zgłosiła twoją nieobecność do kuratorium.
-Jak widać sporo z tym zrobili.
Gdyby ktokolwiek się nią zainteresował, nie znajdowałaby się w tym miejscu.
-Jest chłodno, zamarzniesz tu.
Dziewczyna ubrana była w niezbyt ciepłą kurtkę i nie miała na sobie czapki.
-Nie musisz mieć mnie na sumieniu.
-Kiedy brałaś działkę? - spytał znając trochę jej sytuację. Lucy spojrzała na niego podirytowana jego pytaniami.
-Zdążyło już ze mnie zejść – ostatnie miesiące spędzała właśnie w taki sposób, przeznaczając na te substancje wszystkie pieniądze, jakie miała. Negan kojarzył mniej więcej jej sytuację rodzinną, ale była ona skomplikowana. Pewne było, że dziewczyna w tym momencie była w nieodpowiednim otoczeniu i nie miała nikogo bliskiego.
-Zabiorę cię stąd.
Negan postanowił odprowadzić ją do miejsca jej zamieszkania i upewnić się, że może tam zostać. Początkowo zastanawiał się o powiadomieniu odpowiednich służb o jej sytuacji, ale odłożył decyzję o tym na później.
-Tutaj mieszkasz? - spytał kiedy dotarli do jednego ze starszych budynków i weszli do jej mieszkania znajdującego się na poddaszu. Nie przypominało ono domu, bardziej składzik na różne rzeczy, a w środku było prawie tak samo zimno jak na zewnątrz.
-Niezła nora, co?
-Bywałem w gorszych – odparł rozglądając się dookoła. Miał świadomość, że dziewczyna nie ma żadnej pracy, a to mieszkanie było jej jedyną opcją, ale czuł, że to nie jest miejsce dla niej.
-Jak widzisz, jestem bezpieczna. Twój nauczycielsko-wychowawczy instynkt może odetchnąć – wlała do szklanki wodę z kranu i wzięła kilka łyków.
-Muszę powiadomić odpowiednie instytucje – czuł się do tego zobowiązany.
-Pewnie. Niech wyślą mnie do ośrodka.
-Masz czternaście lat – jej sytuacja naprawdę go martwiła.
-Piętnaście.
-Wielka mi różnica.
-Możesz zapomnieć, że w ogóle mnie widziałeś?
Negan nie powiadomił dyrekcji o tym, że ją spotkał. Miał świadomość, że może mieć przez to problemy, ale cały czas miał na uwadze jej losy. Odwiedzał ją co jakiś czas, aby upewnić się, że nie leży zmarznięta w jakiejś alejce. Dziewczyna nie wiedziała czemu to robił, ale musiał być jakiś powód.
Zdarzało się, że robił jej zakupy, albo przynosił zamówione jedzenie, bo sam nie był najlepszym kucharzem. Początkowo siedzieli przy tym w kompletnej ciszy, z czasem zaczęli rozmawiać o najzwyklejszych rzeczach. Negan opowiadał jak minął mu dzień w szkole i ilu uczniów zdążyło go zdenerwować, Lucille wspominała czasy kiedy sama się uczyła. I choć nie było to dawno, bo jeszcze kilka miesięcy wcześniej pojawiała się w szkole, tak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
Negan nie patrzył na nią tak jak większość dotychczasowych ludzi w jej życiu. Nie widział w niej samych negatywów jak inni. Tylko zagubienie.
Starał się w ten sposób przekonać ją do powrotu do nauki i zaczerpnięcia pomocy ze szkoły. Znał jednak system i jego braki w umiejętnościach rozwiązywania takich sytuacji. Wiedział, że dziewczyna prędzej czy później znów ucieknie.
Mężczyzna mieszkał sam, a Lucille zaczęła gościć w jego domu. Nie bał się, że coś ukradnie, nie miał nawet żadnych wartościowych rzeczy w mieszkaniu. Dziewczyna nie miała zamiaru w żaden sposób nadwyrężyć jego zaufania, wciąż dziwiąc się, że takowe istnieje. Raz nawet wznieśli się na szczyt swoich kulinarnych umiejętności i zrobili wspólnie spaghetti. Z nikim wcześniej nie gotowała, ani nie spędzała tyle czasu.
Pewnego dnia odwiedził ją z ważną wiadomością, jaką miał jej do przekazania.
-Zaadoptuję cię – słysząc to dziewczyna głośno się zaśmiała.
-Twoje żarty są pojebane.
-Nie żartuję. Ale faktycznie to pojebany plan. Jeśli się uda, zamieszkasz ze mną dopóki nie skończysz osiemnastki. Potem zrobisz co zechcesz.
Czekała aż się zaśmieje, ale jego twarz wyglądała całkowicie poważnie.
-Chwila, ty mówisz na serio?
-Mam swoje warunki, ale przynajmniej nie wrócisz do ośrodka, czego tak nie chciałaś.
To było duże zaskoczenie dla ich dwójki. Negan postawił wszystko na jedną kartę, czując się za nią odpowiedzialny. Lucille zdążyła go polubić, ale wciąż nie rozumiała czemu chce wywołać dla niej takie zamieszanie w swoim życiu.
Proces zdobycia praw do opieki nad nią wymagał sporo czasu, ale znajomi z kadry choć zaskoczeni postawą Negana, wstawili się za nim. Przez to jak wiele problemów sprawiała Lucille, uznano, że próbny czas nie potrwa długo, a dziewczyna wróci do swoich nawyków.
-Żadnego ćpania – powiedział po jakimś czasie wnosząc ostatni karton z jej rzeczami, których w zasadzie nie było tak dużo.
Lucille wyjęła z kieszeni skręta, którego od razu odpaliła i wzięła bucha patrząc mu w oczy. Negan pokręcił głową widząc złamanie zasad ledwo po ich ustaleniu.
-To trawka – pokazała mu, aby się upewnił, a mężczyzna po krókim zastanowieniu zaciągnął się mocno, powoli wypuszczając dym ustami.
Zajęli miejsce na kanapie, na zmianę wypalając skręta do końca.
-Od nowego roku będziesz chodzić do szkoły.
-Jakoś to przeżyję.
Unoszący się w powietrzu dym nie wróżył im najlepszej przyszłości, ale było to dla nich nowe wyzwanie, którego oboje się podjęli, nie wiedząc jak to wszystko się potoczy.
Czas aktualny.
-Cholera – to było pierwsze słowo jakie wypowiedziała po obudzeniu Lucille, orientując się, że znajduje się w całkowicie obcym miejscu. Natychmiast poczuła okropny ból pleców, a raczej ran, które na nich miała. Dotknęła dłonią bandaży, które jako jedyne miała na sobie pod kołdrą.
Tuż przy oknie zobaczyła Daryla, który mimo nieprzespanej nocy nie miał zamiaru jej zostawić, czekając aż kobieta się ocknie.
-Hej – nie wiedział od czego zacząć. Fakt, że była przytomna sprawił, że odetchnął z ulgą.
-Hej – odparła dosyć niepewnie. Miała kilka ważnych pytań, ale musiała najpierw przyswoić pewne rzeczy.
-Jak się czujesz? - chciał podejść bliżej, ale dostrzegł, że kobieta nie czuje się najpewniej, dlatego został na swoim miejscu.
-Jak gówno. Gdzie moi ludzie? - od razu przeszła do rzeczy.
-Czekają na zewnątrz. Nie zostawiliby cię.
Lucille całymi siłami podparła się i usiadła opierając plecami o poduszkę, co wywołało u niej ból. Za oknem dostrzegła kilka osób z jej oddziału, co bardzo ją uspokoiło. W końcu znajdowali się na obcym terenie i nie wiedziała do czego zdolna jest grupa Ricka.
Grimes, w którym wciąż tkwiły emocje po trudnej nocy wkrótce potem wszedł do pomieszczenia. Tuż za nim wbiegł Matt, który nie chciał dopuścić do ich spotkania bez jego obecności przy tym.
-Nie wróciliście do osady? - zdziwiła się jego obecnością.
-Nie zostawilibyśmy cię tu samej – odparł siadając przy niej, ciesząc się, że się obudziła. Widział jednak, że nie jest w najlepszym stanie. - Część z nas pomaga im przy ogrodzeniu. Tak zdecydowaliśmy, kiedy byłaś nieprzytomna.
-Długo tu nie zostanę.
-Gdy poczujesz się lepiej zabierzemy cię do domu. Jesteś szalona i za to cię kochamy, ale to, co zrobiłaś... - znał ją dosyć długo, ale nie przestawała go zaskakiwać.
Sytuacja na zewnątrz była nowa dla wszystkich. Mieszkańcy Alexandrii z podejrzeniami patrzyli na obcą grupę pomagającą im pozbywać się sztywnych. Niewypowiedziany na głos sojusz jaki został zawarty poprzedniej nocy był dla nich zaskoczeniem. Ale prawda była taka, że bez pomocy grupy Lucille miejsce to mogło być już pod gruzami.
-Jestem teraz więźniem? - kobieta zwróciła się do Ricka, który znajdował się w progu pomieszczenia.
-Nie. Uratowałaś moją córkę – wciąż nie opadły z niego emocje, a przed oczami cały czas miał ten sam widok małej Judith otoczonej przez sztywnych. Było tak blisko jej stracenia.
-Nic jej nie jest?
Lucille naprawdę przejmowała się jej stanem. Od zawsze darzyła sympatią dzieci, które przecież nic na tym świecie nie zawiniły.
-Była tylko przestraszona. Dlaczego to zrobiłaś? - nie rozumiał jej zachowania. Była jego wrogiem, przynajmniej tak zostało to wykreowane. A nagle postanowiła poświęcić swoje życie dla obcego dziecka.
-Lubię tą małą – odparła spokojnym głosem, ale musiała przejść do innego pytania. - Ile osób wie? O mnie?
Miała świadomość, że jej sekret nie będzie już bezpieczny, a swoim nieprzemyślanym działaniem naraziła wszystko, co do tej pory osiągnęła.
-Tylko my, którzy przy tym byliśmy – był szczery, nie zamierzał jej okłamywać, zwłaszcza, że czuł u niej pewien dług wdzięczności. - Chciałem najpierw z tobą o tym porozmawiać – jej odporność wzbudziła w nim wiele pytań.
-Nie jestem teraz na siłach.
Rick uszanował jej słowa i wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy byli zmęczeni po długiej walce ze sztywnymi, jaką stoczyli w nocy. Część oddziału Lucille odciągnęła ich od Alexandrii, a inni pomogli oczyścić ze zmarłych ich teren. Grimes miał świadomość, że bez tych ludzi skończyłoby się to zupełnie inaczej.
-Pomóż im z tym ogrodzeniem – powiedziała do Matta, a ten pokiwał głową, udając się do wyjścia tuż za Grimesem.
Lucille została sama z Darylem, który czuł się odpowiedzialny za jej stan.
-Nikt mi wcześnie nie oddał krwi – pamiętała co wydarzyło się przed tym jak straciła przytomność. - Byłeś dawcą?
-Tak. Brat kazał mi oddawać krew za pieniądze – wspomniał o tym, nie spodziewając się, że kobieta pamięta imię jego bliskiego.
-Merle?
-Słuchałaś mnie... - w pewien sposób go to zdziwiło, ale też ucieszyło. Spędził z kobietą kilka dni i oboje zainteresowali się swoimi historiami.
-Jasne, że tak.
-Odpoczywaj, będę przy wejściu – nie zamierzał jej zostawiać. Chciał, aby czuła się tam chociaż trochę bezpiecznie.
Dla wszystkich obecnych w Alexandrii ten dzień zapowiadał się na wyjątkowo długi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top