4. Inne spojrzenie na rzeczywistość

Drzwi furgonetki w jakiej znajdował się Daryl w końcu zostały otworzone, a mężczyzna został wypchnięty na zewnątrz. Ręce miał związane z tyłu, aby trudniej było mu się wydostać, ale póki co nie miał zamiaru o tym myśleć. Miał tu do wypełnienia swoją misję.

-Mówiłam ci, że świat jest pełen niebezpiecznych ludzi - odparła znajdująca się przed nim kobieta, zdejmując mu z oczu opaskę. Jego dłonie pozostały jednak związane.

-Nie sądziłem, że mówisz o sobie - odparł mrużąc oczy od rażącego słońca. Było południe, a po czasie jazdy Dixon stwierdził, że nie znajdują się wcale daleko od Alexandrii.

-A ja nie wiedziałam, że to twoja grupa.

-Gdybyś wiedziała, zmieniłabyś decyzję?

W odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Musiała zaplanować całe to zdarzenie kiedy tylko dowiedziała się o tym, że grupa Ricka pokonała Negana. Inaczej Dave nie dostałby się tak łatwo do środka.

W ostatnim czasie Daryl dowiedział się o niej wiele informacji i nie wiedział, czy ich rozmowy w tamtym domu były szczere. Córka Negana... Nie mógł tego przewidzieć.

Jego oczom ukazały się przeróżne budynki, jedne bardziej drugie mniej nowoczesne, otoczone wysokim murem przy którym znajdowali się strażnicy. Niektóre miejsca pokryte były zielenią, ale tym, co najbardziej zdziwiło Dixona byli pełni uśmiechu ludzie przemieszczający się wokół. Nie tego się spodziewał.

Nigdy wcześniej nie widział tego miejsca, musiało być dobrze ukryte lub znajdować się poza zasięgiem jego grupy.

-Zrobiliście obchód? - Lucille zwróciła się do czterech strażników, którzy przemywali dłonie i twarze w wiadrach z wodą.

-Tak, sprzątnęliśmy kilkunastu sztywnych. Póki co jest spokojnie - odpowiedział jej jeden zwracając swoją uwagę na prowadzonego za nią mężczyznę. - Nie tak opisywałaś Negana.

-Nie zgodzili się go oddać.

-Cholera, czyli mają przejebane - zaśmiał się wracając do swojej czynności.

Szli w stronę głównego budynku, kiedy zatrzymała ich dobiegająca do nich dziewczynka.

-Lucille! - zarzuciła się na szyję uśmiechniętej kobiecie, która podniosła dziecko do góry.

-Nie powinnaś być na zajęciach? - spytała po odstawieniu jej na ziemię. Jej widok także ją ucieszył.

-Tak, ale słyszałam, że przyjechałaś - na jej twarzy widoczne było zakłopotanie, ale dziecko miało nadzieję, że kobieta nie będzie na nią za to zła. - Przyjdziesz do nas wieczorem?

-Zobaczę co da się zrobić.

Daryl został wprowadzony przez korytarze do pomieszczenia przypominającego najzwyklejsze biuro. Wszystko czego się dowiadywał wzbudzało w nim coraz większe zaskoczenie.

-Nie tego się spodziewałeś? - dołączyła do niego Lucille.

-Nie.

-Tylko nie mów, że myślałeś, że mieszkamy w jakimś zimnym, opuszczonym budynku utrzymując się z zastraszania innych grup - spojrzała na niego pytająco wiedząc jednak, że właśnie tak myślał. - Wy też musieliście jakoś przetrwać. Na pewno kogoś straciliście i tak samo, odebraliście komuś życie.

-Nie było łatwo. Negan wyrządził nam wiele krzywd.

-Akurat w to łatwo mi uwierzyć.

-Co z nim zrobisz?

-Nie chcę żeby resztę życia gnił w celi - nie wiedział jak wyglądała ich relacja przed tym wszystkim. Ale czuł, że kryje się za tym coś większego.

-Rick go nie wypuści. Nie po tym co zrobiłaś - odparł, znając swojego przyjaciela.

-Nie doceniasz mnie. Zawsze robię wszystko, żeby postawić na swoim. Twoja próba przekonania mnie do zmiany zdania się nie powiedzie.

-Zawsze tak działasz? Zastraszasz i zabijasz grupy, żeby zdobyć to, co chcesz? - może miała więcej wspólnego z Neganem niż mu się zdawało.

-Chodź ze mną - powiedziała nie mając zamiaru się z nim kłócić.

Wyprowadziła go z budynku na tyły tego miejsca, gdzie znajdowali się członkowie jej grupy zajmujący się wszelakimi czynnościami.

-To ludzie, których więziono w okropnych warunkach i którym była pisana śmierć. Znaleźliśmy ich kiedy przeszukiwaliśmy budynki. Początkowo tylko ogłuszaliśmy wrogów, ale widok tego, co im zrobili spowodował, że nie zawahaliśmy się zabić.

Szli dalej, a widok Lucille wywoływał w zebranych uśmiech.

-Dzieci, którym zabito rodziców. Tutaj zyskały opiekunów - minęli budynek przez okna którego dało się zauważyć jak w środku prowadzone były zajęcia. - Nie obchodzi mnie ilu ludzi musiałam zabić, żeby oni mogli się tu znaleźć. Ale zrobiłabym to kolejny raz.

-Wybrali cię na lidera?

-Nie ma nikogo lepszego czy gorszego. Ale jest ten, który podejmuje trudne decyzje.

Może gdyby spotkali się w innych okolicznościach ta znajomość mogłaby potoczyć się inaczej. Daryl miał na uwadze swoją grupę, która była dla niego najważniejsza. Lucille to samo myślała o swoich ludziach. W tej kwestii byli do siebie podobni.

Szybko nastał wieczór, a z polecenia Lucille Daryl został zaprowadzony do budynku mieszkalnego, gdzie w końcu go rozwiązano.

-Nie boisz się? - zdziwił się tym, że kobieta została z nim sama.

-Jeśli zrobisz tu komuś krzywdę od razu ruszymy na Alexandrię. Myślę, że to dobry układ - zagroziła wiedząc na czym mu najbardziej należy. W końcu oddał się w jej ręce chcąc uniknąć następnych ofiar. - Przyniosę ci kolację.

Najpierw groźba, kilka sekund później opieka? Zachowanie kobiety było dla niego irracjonalne. Ale znajdował się tam po to, aby zrozumieć jej działanie.

Chwilę później Lucille wróciła z talerzem pełnym pieczonych ziemniaków, sałaty i sporego kawałka mięsa. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miał okazję zjeść coś takiego.

-Dzięki - powiedział niepewnie biorąc obiad do ręki.

Kobieta zamknęła drzwi na klucz i udała się na zewnątrz. Po zjedzeniu ciepłego i naprawdę dobrego posiłku, Daryl wykorzystał okazję na zwiedzenie tego domu. Początkowo nie spodziewał się, że należy on właśnie do niej. Dopiero po znajdującym się na biurku zdjęciu oprawionym w ramkę, zdążył się o tym przekonać.

Przedstawiało ono Negana. Młodszy wtedy mężczyzna stał obok ubranej w klubowe barwy ich ulubionej drużyny Lucille. Stali na trybunach na tle boiska po skończonym, pewnie wygranym meczu. Oboje uśmiechali się do siebie szeroko, wyglądając na naprawdę szczęśliwych.

Daryl nie rozumiał jak przez cały ten czas Negan ani razu o niej nie wspomniał. Ale może ukrywał ten fakt, aby nie zagrażali jej jego wrogowie.

Nawet nie usłyszał kiedy kobieta zdążyła wrócić i zobaczyć, jak przygląda się on zdjęciu.

-Czemu mnie to nie dziwi? - początkowo przeszła obok tego niemal obojętnie.

-Naprawdę jest twoim ojcem? - do tej pory nie był o tym przekonany, ale zdjęcie, które zobaczył uświadomiło go, że to wszystko prawda.

-Nie biologicznym - Lucille oparła się o brzeg kanapy, spoglądając w stronę swojego rozmówcy. - Adoptował mnie kiedy miałam piętnaście lat. Wiem co myślisz. Dlaczego to zrobił?

Daryl rzeczywiście był zaskoczony tym, co mówiła. Słuchał ją uważnie, będąc ciekawy jej osoby.

-To miało być coś w rodzaju umowy. On daje mi dach nad głową, ja nie doprowadzam siebie do końca. Do tej pory nie mam pojęcia czemu mu na mnie zależało. Ale tak było. Czułam to - nie takiej historii spodziewał się usłyszeć.

Nie mógł sobie wyobrazić dobrego Negana, ale to Lucille znała go przed apokalipsą. Może zło jakie się w nim kryło wydostało się dopiero po jej rozpoczęciu?

-Nie było cię ze Zbawcami.

-Odeszłam od nich niemal na początku. Oboje uznaliśmy, że tak będzie najlepiej.

-Wiesz, że nazwał twoim imieniem kij? - spytał, analizując w głowie każde jej słowo, aby przekonać się co jest prawdą.

-Tak. Negan to specyficzny człowiek.

-Zabił nim naszych przyjaciół. Roztrzaskał nim ich głowy.

-Przykro mi, że ich straciłeś - Lucille miała wiele doświadczeń z tym związanych i potrafiła zrozumieć jego ból.

Dowiedzenie się o adopcji wywołało w Darylu jeszcze większe rozmyślanie. Musieli naprawdę zżyć się ze sobą, że Lucille postanowiła wyciągnąć go z więzienia i zrealizować to za wszelką cenę.

Fascynowało go też to, z jakim poważaniem traktowali ją jej mieszkańcy i jak ważną rolę tu odgrywała.

-Możesz zacząć. Na pewno chciałeś przekonać mnie do swoich ludzi. Czemu powinnam odpuścić?

-Alexandria jest jak to miejsce. Ludzie, dzieci mają tu w miarę normalne życie. Nie powinniśmy być wrogami.

-Nie potrafimy współpracować z większymi grupami. Zawsze ktoś chce czegoś, czego nie może dostać. Nigdy nie kończy się to dobrze.

-Z nami będzie inaczej jeśli nie będziesz nam grozić. Nie mamy dużo do zaoferowania, ale jeśli będziecie potrzebować pomocy, to się nie zawahamy.

Liczył na to, że możliwy sojusz przekona ją do zmiany decyzji.

Lucille podniosła się i nie dodając nic więcej udała się w kierunku swojego gabinetu, zabierając po drodze zdjęcie, które wcześniej oglądał Daryl.

-Pomyślisz o tym co powiedziałem?

-Tak - jej głos był spokojny i dało się wyczuć, że kobieta jest z nim szczera.

-Dziękuję - wiedział jak ważna była ta rozmowa. Czuł, że jest w stanie przekonać Lucille do swojej grupy.

-Postarasz się nie wychodzić stąd przez najbliższą godzinę? Mam trochę pracy - odparła.

-Nigdzie się nie wybieram.

Lucille weszła do drugiego pomieszczenia i usiadła przy stoliku, na którym znajdowały się zeszyty oraz większe radio, z którego miała zamiar skorzystać.

-N18 zgłoś się - trzymała słuchawkę wywołując niezrozumiałe dla podsłuchującego mężczyzny nazwy. Miała świadomość, że to robi, ale został wprowadzony do wnętrza jej grupy. Na tamten moment nie liczyła na jego wypuszczenie.

-N18 odbiór. Tu Mike - usłyszała odpowiedź i ucieszyła się, że została wypowiedziana ona spokojnym głosem.

-Co u was? - była ciekawa jak radzi sobie pozostała część jej grupy.

-W porządku. Zebraliśmy trochę zapasów z okolicy. Dostarczymy je wam w ciągu kilku dni.

-Nie trzeba. Podzielcie je między sobą, a N24.

Daryl zrozumiał, że mają więcej osad i mogą stworzyć dla nich zagrożenie nie do powstrzymania.

-Mam coś czego nie odmówisz.

-Nie gadaj... - założyła nogi na krzesło obok i rozpływała się na samą myśl - Marcepan w czekoladzie?

-Dokładnie. Dzieciaki go nie lubią, a ty uwielbiasz.

-I tak miałam odwiedzić was w tym tygodniu - jej odpowiedź spotkała się z głośnym zaśmianiem się. - Bez odbioru Mike.

Odsunęła odbiornik na bok i zapisała coś w swoim notatniku.

-Chcesz o coś spytać? - nawet nie spojrzała w jego stronę. Miała świadomość, że Daryl ją podsłuchuje, a on też szczególnie się z tym nie krył.

-Jak wielu was jest?

-Mamy o kogo dbać. Widzisz... Nie potrzebujemy waszej ochrony. Tak naprawdę nie jesteście w stanie nam niczego zaoferować.

-Tym bardziej powinniście zostawić nas w spokoju.

-Muszę zobaczyć się z Neganem - naprawdę jej na tym zależało. Rick nie chciał na to pozwolić, bo nie wiedział do czego mogą być razem zdolni i Daryl także brał to pod uwagę.

-Mogę zorganizować wam spotkanie. W Alexandrii - pod okiem swojej grupy nie powinno nic się wydarzyć.

-Zastanowię się nad tym. Idź się prześpij. Tutaj nie musisz czuwać - nawiązała do ich pierwszego spotkania, a sama musiała sobie to wszystko przemyśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top