2.10 Łzy o zapachu przegranej
Po niepokojącej rozmowie z Mattem, Lucille ze swoim oddziałem ruszyła w drogę do Alexandrii tak szybko, jak tylko było to możliwe. Domyślała się, że trwała tam walka ze sztywnymi, ale liczyła, że sytuacja została już opanowana.
Kiedy byli niedaleko usłyszeli muzykę, której brzmienie roznosiło się dookoła. Doskonale znali te rytmy i wiedzieli z czym to się wiąże.
-Czy to nie nasza płyta? - spytał Dave, a przed nimi ukazał się jadący w ich stronę samochód. Lucille rozkazała swoim ludziom zatrzymać pojazdy, a wraz z coraz głośniejszą muzyką znalazł się przy nich Tyler.
-Jedźcie inną trasą. Mamy tu niezłą hordę – powiedział kierujący mężczyzna po ściszeniu na chwilę piosenki.
-Thommy? - kobieta najbardziej martwiła się o synka.
-Zamknięty z dzieciakami.
-Tato? - wychyliła się w stronę Negana, dziwiąc się, że to właśnie on znajduje się w środku.
-Cześć. Załatwiłaś sprawy?
-Można tak powiedzieć.
-Byli tam nasi? - spytał Tyler, spodziewając się kolejnej zdrady. Kobieta pokiwała głową. W ciągu ostatnich kilku dni przeżyła zbyt wiele rozczarowań. - Hej, masz okazję wybrać piosenkę – powiedział licząc, że chociaż trochę poprawi jej to humor.
Lucille wyjęła ze swojego schowka płytę, którą miała przy sobie i podała ją przez okno Tylerowi.
-Widzimy się w Alexandrii – powiedziała, po czym zgłosiła wiadomość przez urządzenie do swoich ludzi znajdujących się w drodze. - Podjedziemy od tyłu.
Rozjechali się i udali inną trasą, aby ominąć stado sztywnych jakie ukazało się ich oczom. Nie spodziewali się, że będzie ono aż tak ogromne.
Kiedy zjechali z szosy, z głośników samochodu prowadzonego przez Tylera i Negana, rozbrzmiał utwór Queen. Przy takim akompaniamencie ciężko było powstrzymać się chociażby przed tupnięciem nogą, ale w głowach członków oddziału wciąż widniały wspomnienia z ostatnich wydarzeń.
Niedługo potem byli już w Alexandrii, a widok miasta, które oblegały truposze był dla nich okropny.
Lucille wybiegła z samochodu, łapiąc za broń i razem ze swoimi ludźmi dołączyła do walki.
-Gdzie Tommy? - podbiegła do Daryla i spytała go o to przerażona, że coś mu się stało. Nie sądziła, że sytuacja będzie aż tak poważna.
-Z dziećmi – odpowiedział Dixon, ale to jej nie uspokoiło. Nie tego spodziewała się, zostawiając w tym miejscu swoje dziecko.
-Miało tu być bezpiecznie.
-Nie mówiłem o sztywnych! - nie chciał podnieść głosu, ale działali w stresie, zwłaszcza wśród tylu szwendaczy. - Nic mu nie jest.
Zabijali sztywnych, a Lucille próbowała przedostać się bliżej budynków.
-Mamo! - nagle zauważyła swojego synka w oknie jednego z domów. Natychmiast ruszyła w jego stronę, chcąc upewnić się, że jest cały.
Daryl pobiegł za nią, nie chcąc pozwolić jej na pochopne działanie, ale wiedział, że tylko w ten sposób kobieta się uspokoi. Znaleźli się w środku, wchodząc na wyższe piętro i widząc przestraszone dzieci.
-Tommy – przytuliła go mocno, czując ulgę, że nic mu nie jest. - Już dobrze. Niedługo cię stąd zabiorę.
Dixon i Lucille zeszli na dół, aby wrócić do walki, ale znalazł się przy nich Aaron, który także przyszedł sprawdzić czy z dziećmi wszystko w porządku.
-Co z Gracie? - na to pytanie Daryl niemal zatrzymał się w miejscu. Nigdzie nie było widać dziewczynki.
-Nie ma jej tutaj – powiedział zaniepokojony, wcześniej myśląc, że mężczyzna ukrył ją gdzieś indziej.
Aaron bez zastanowienia wbiegł na wyższe piętro, gdzie zastał Judith od której postanowił dowiedzieć się czegoś o swojej córce.
-Widziałaś Gracie?
-Zniknęła stąd jakiś czas temu – ta odpowiedź go przeraziła. Mała Grimes także była w emocjach.
-Znajdziemy ją – powiedział Daryl, przy którym cały czas obecna była Lucille.
Kobieta pokiwała głową na znak, że jest gotowa ruszać i udali się na przeszukiwania budynków.
-Dajcie znać kiedy zobaczycie małą dziewczynkę – zgłosiła przez odbiornik do swoich ludzi, mając nadzieję, że uda im się znaleźć ją całą i zdrową.
Niestety w domach jej nie było, dlatego Smith udała się w stronę magazynów położonych blisko ogrodzenia. Weszła do jednego z nich i nagle jej oczom ukazało się znajdujące na ziemi dziecko. Dziewczynka była skulona, a twarz miała zatopioną w swoich dłoniach. Już od progu dało się usłyszeć, że płakała.
-Ty musisz być Gracie – Lucille powoli się do niej zbliżyła, pokazując, że nie ma powodów, aby się jej bać. Nie chciała wzbudzać w niej dodatkowych emocji. - Twój tato cię szuka.
-Będzie na mnie zły.
Smith usiadła na ziemi naprzeciwko niej czując, że coś było nie tak. Dostrzegała w jej oczach przerażenie.
-Dlaczego tak myślisz?
Gracie podwinęła nogawkę spodni do góry, ukazując kobiecie świeżą ranę po ugryzieniu. Lucille włożyła całą swoją siłę w to, aby w tamtym momencie się nie rozpłakać.
W środku miała ochotę wybuchnąć. Do tej pory nie znała dziewczynki, ale nienawidziła jak dzieci były krzywdzone przez ten świat. Nie dawała sobie z tym rady.
-Takie rzeczy się zdarzają – te słowa kosztowały ją naprawdę dużo. - Nie będzie na ciebie zły, obiecuję – panowała nad głosem, chcąc uspokoić dziewczynkę.
-Skąd to wiesz? Nawet się nie lubicie.
-Poznałaś Thommy'ego? - dziewczynka potwierdziła skinięciem głowy. Jeszcze tego samego dnia bawiła się razem z nim. - To mój synek. Mogę nie lubić się z twoim tatą, ale oboje jesteśmy rodzicami. I wiemy co to znaczy. Chodź do mnie – przytuliła Gracie, dłonią gładząc jej włosy, co pomogło ją uspokoić.
Nie chciała, aby dziewczynka w takiej chwili obawiała się reakcji Aarona. Nie mogła być w tym sama, potrzebowała wsparcia.
-Zawołam twojego tatę, dobrze?
Tak naprawdę nie wiedziała jak długo będzie jeszcze w stanie wytrzymać bez wybuchu płaczu. Miała także świadomość, że musi poinformować bliskich Gracie o tym co się stało.
-Polubiłam Thommy'ego. Przekażesz mu to? - chyba najsmutniejsze w tej sytuacji było to, że dziewczynka miała świadomość tego, co się zbliżało i było nieuniknione.
-Oczywiście.
Dopiero po wyjściu na zewnątrz i zamknięciu drzwi do budynku, oparła się o nie plecami i w jednej chwili zalała łzami. Emocje wzięły nad nią górę.
Przechodzący obok Daryl zauważył, że coś było nie tak i natychmiast do niej podbiegł.
-Co się stało? - spytał, widząc w jakim była stanie. Kobieta dopiero wtedy otarła łzy i postanowiła wrócić do swojego zadania.
-Zawołaj tu Aarona – powiedziała, a Daryl domyślał się, co mogły oznaczać jej emocje.
Dał znak mężczyźnie, aby przyszedł tam jak najszybciej i po chwili był już na miejscu.
-O co chodzi? Co jej jest? - spojrzał po ich twarzach na których widniało zawiedzenie.
-Jest w środku – przesunęła się na bok, umożliwiając mu wejście, a przerażony mężczyzna wbiegł do środka, nie mogąc dłużej trwać w niepewności.
W pierwszym momencie poczuł ulgę widząc swoją córkę, którą od razu przytulił. Myślał, że jest po prostu przestraszona całą sytuacją.
Daryl z Lucille wciąż znajdowali się przy drzwiach. Dixon trzymał ją w swoich objęciach, nie mogąc jej uspokoić. Smith widziała w swoim życiu wiele, ale cały czas znajdowało się coś, co uderzało ją jeszcze bardziej niż dotąd. Doskonale słyszeli rozmowę jaka właśnie się odbywała.
-Przepraszam – powiedziała Gracie, a Aaron uniósł brwi do góry, nie wiedząc o czym mówiła. To były jego ostatnie chwile, zanim stracił całą dotychczasową nadzieję.
-Za co?
-Lucille powiedziała, że nie będziesz się gniewał.
Dziewczynka podwinęła nogawkę swoich spodni, pod jaką ukazała się zakrwawiona i świeża rana, której widok rozbił serce mężczyzny na kawałki. Doznał szoku, a do jego oczu napłynęły łzy, które z całej siły próbował powstrzymać.
-Gracie...
W tym momencie Lucille nie wytrzymała i wyrwała się z objęć Daryla, ruszając z powrotem na pole walki. Emocje były zbyt silne. Zaczęła zabijać sztywnych, wydając z siebie wstrzymywany dotąd głośny krzyk.
-Jest jeszcze czas – powiedział Gabriel, znajdując się w pomieszczeniu i oglądając stan dziecka. - Zrobimy to szybko.
-Co jeśli się wykrwawi? - spytał Aaron po tym jak udał się z nim na bok, aby Gracie ich nie usłyszała.
-Zobacz co i tak ją czeka.
Nie mogli dopuścić, aby się przemieniła. Musieli przetransportować ją do innego budynku, dlatego Aaron wziął ją na ręce, a Daryl z Gabrielem asekurowali ich drogę. Sztywni wciąż znajdowali się na terenie Alexandrii, ale powoli udawało się zapanować nad sytuacją. Widok mężczyzny niosącego ranne dziecko przykuł uwagę walczących.
-Mam w sobie lekarstwo, a nie potrafię go użyć. To niesprawiedliwe – powiedziała Lucille do znajdującego się przy niej Dave'a,
-Ufałaś doktorowi?
-Tak – na jej potwierdzenie przyjaciel wyjął z kieszeni ampułkę z substancją, jaką znalazł wcześniej.
Nie mogli mieć pewności, że to zadziała, ale była to jedyna szansa. Lucille wzięła fiolkę i udała się za nimi do pomieszczenia, w którym przygotowywano się do amputacji.
-Zaczekajcie! Jakie są szanse, że się nie wykrwawi?
-Zostało jej niewiele czasu – Gabriel pokręcił głową, mając na uwadze, że muszą się tego podjąć.
Kobieta pokazała im małą fiolkę z substancją, która przyciągnęła wzrok obecnych.
-Co to?
-Jej przyszłość. Zgadzasz się, żeby spróbować? - spojrzała na Aarona, któremu ledwo udawało się powstrzymywać łzy.
Sytuacja była napięta, ciężko było im panować nad emocjami.
-To dla niej jedyna szansa – Daryl ufał kobiecie całkowicie i wiedział, że jeśli uważała, że może się udać, to warto spróbować.
Pełen niepewności Aaron zgodził się zaryzykować.
-Dajcie mi strzykawkę – zaczęli szukać potrzebnych rzeczy, a z każdą minutą szanse na nieprzemienienie się Gracie malały.
W końcu Lucille miała podjąć się wstrzyknięcia antidotum, ale jej trzęsące się ręce to uniemożliwiały. Widząc to Daryl znalazł się obok i przejął od niej to zadanie.
-Ja to zrobię – powiedział.
W jednej chwili lekarstwo znalazło się w krwi Gracie, a następne minuty miały okazać się decydujące. Nikt nie miał pewności, czy to zadziała, ale wszyscy żywili taką nadzieję.
Po krótkim czasie powieki dziewczynki zostały zmrużone, a jej oddech wstrzymany. Dłoń, którą cały czas trzymał Aaron, przestała go ściskać.
-Gracie nie... – mężczyzna zalał się łzami, nie chcąc stracić dziecka.
-No dalej – odparł Daryl, patrząc jak Gabriel mierzy jej puls, ale nie wyczuwając go spuścił wzrok na ziemię.
-Miało zadziałać.
W tamtej chwili świat Lucille legł w gruzach. Jak mogła do tego dopuścić? Uparła się, aby spróbować z próbką pozyskaną od doktora i była przekonana, że się uda.
-Nie zadziałało – Aaron powiedział to patrząc jej w oczy.
Kobieta wybiegła z budynku wstrząśnięta tym co się wydarzyło. Miała w głowie myśli, że może gdyby nie interweniowała, dziewczynce udałoby się przeżyć amputację. Tego jednak nie mogli się już dowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top