17. Ku końcowi

Minęło kilka tygodni, które dla grupy Lucille były dosyć intensywne. Kobieta miała zamiar zająć się pracą nad lekarstwem, a Daryl postanowił zatrzymać to w tajemnicy tak jak go o to poprosiła. W końcu nie było to nic pewnego, a szanse na powodzenie nie były wielkie. Lucille miała jednak nadzieję, że uda jej się wydobyć antidotum.

Daryl postanowił ponownie ją odwiedzić. Udał się więc pod główną osadę, licząc, że ją tam zastanie. Stanął przed bramą unosząc ręce do góry, nie wiedząc kto jest akurat na warcie. Jako pierwszy zauważył go Dave, który pokazał pozostałym strażnikom, że mogą być spokojni. Zszedł na ziemię i wyszedł przed ogrodzenie, aby z nim porozmawiać.

-Lucille tu nie ma - jej człowiek domyślał się głównego powodu dla którego znalazł się tam Dixon.

-Gdzie ją znajdę? - zależało mu na spotkaniu z kobietą.

Dave przekręcił oczami i udał się z powrotem do osady, zostawiając mu otwartą furtkę. Mężczyzna wszedł tam za nim i dopiero w środku uzyskał więcej informacji.

-Za godzinę jedzie do niej Matt z zapasami. Może cię zabrać.

Daryl pokiwał głową w podziękowaniu i udał się na bok, aby nikomu nie przeszkadzać. Panowało tam małe poruszenie. Mieszkańcy przemieszczali się z jednego budynku do drugiego, wynosząc różne paczki, które wzajemnie sobie podawali.

-Dixon? - zdziwił się jego obecnością tam Matt. Mężczyzna niósł sporej wielkości pudełka i pakował je do samochodu. - Nie za często tu bywasz?

-Dave powiedział, że jedziesz do Lucille. Zabierzesz mnie tam?

Nie był zadowolony z tego pomysłu, ale nie miał zamiaru stawać mu na przeszkodzie w zobaczeniu kobiety.

-Wsiadaj. Spakuję jeszcze kilka rzeczy i wyruszymy.

Daryl czekał na niego w środku, a wkrótce Matt zamknął pełny już bagażnik i do niego dołączył. Niedługo potem wyjechali na poboczną drogę, a Dixon zrozumiał, że miejsce do którego zmierzają jest ukryte.

Z tego też powodu czuł się już trochę jako zaufana osoba. Nie miał zasłoniętych oczu, a to znaczyło, że nawet Matt nie widział w nim zagrożenia. W końcu znał się z nimi już od dłuższego czasu, ale i tak było to dla niego ważne.

-Dam ci radę Dixon - zwrócił się do niego mężczyzna, kiedy oddalili się od osady i przerwał panującą do tej pory ciszę. - Nie zakochuj się... Nie w Lucille. Nie jeden popełnił już ten błąd.

Daryl spojrzał na niego, już od jakiegoś czasu zauważając, że mężczyzna czuje lub kiedyś czuł coś do ich wspólnej znajomej. Domyślał się też, że może zostać poruszony ten temat.

-Mówisz o sobie?

-Też - potwierdził jego słowa. - Lucille przystosowała się do tego świata. Ale nigdy nie będzie należeć do nikogo.

Dixon faktycznie czuł do kobiety coś więcej, ale nie potrafił tego nazwać. Z każdym spotkaniem poznawał ją coraz lepiej i dostrzegał w niej wiele intrygujących rzeczy. Chociaż była to relacja nie do końca możliwa ze względu na ich dwie różne od siebie grupy, to jednak coś ciągnęło go do niej w wyjątkowy sposób. Nie mógł przewidzieć jak potoczy się ich dalsza znajomość.

Po niecałej godzinie byli już blisko. Zabijający w okolicy sztywnych, witali się z daleka z Mattem. Trochę dalej znajdowało się ogrodzenie, zza którego wyszedł do nich Hugh, upewniając się, że przyjechał właściwy samochód. Wjechali do środka przez bramę, jaką im otworzono, widząc kilka budynków, w tym jeden przypominający niewielki szpital.

Wyszli do nich ludzie, którzy rozpakowali przywiezione zapasy. Wielu z nich Daryl już kojarzył z widzenia. Nikt nie wydawał się być przejęty jego obecnością tam. Matt poszedł rozejrzeć się do środka, po chwili wracając do mężczyzny, który rozglądał się po nowym miejscu.

-Jest na górze - powiedział, mając świadomość, że w końcu po to tam przyjechał.

Dixon minął jej ludzi i wszedł po schodach na wyższe piętro. Na korytarzu zobaczył Lucille rozmawiającą z lekarzem, ale nie chciał przerywać im rozmowy. Kiedy ją obserwował, kącik jego ust uniósł się do góry. Chwilę później zakończyła rozmowę i odwróciła się w jego stronę, dostrzegając znajomą jej osobę na końcu korytarza.

-Daryl! - kobieta wydała się być zaskoczona jego widokiem.

Od razu się do niego zbliżyła, ciesząc się, że ją odwiedził.

-Nie sądziłem, że tak szybko rozpoczniecie badania - powiedział, widząc na tym piętrze spore zorganizowanie.

-Ja też, ale staramy się działać. Właśnie pobrali moją krew do badań.

Daryl zauważył, że nie była już tak samo podekscytowana jak podczas ich ostatniego spotkania. Uśmiech szybko schodził z jej twarzy.

-Chcesz uratować świat? - nie powiedział tego w żartach. Wiedział, że kobieta ma w sobie coś niespotykanego i podzielał jej entuzjazm.

-Myślę, że warto spróbować. Chcesz zapolować? - spytała dosyć niespodziewanie, ale Dixon chciał spędził z nią czas.

Lucille także potrzebowała wyrwać się z tego budynku. Wyszli poza ogrodzenie, zabierając ze sobą potrzebną broń. Nowa osada otoczona była lasem, co było z jednej strony zrozumiałe, bo istniało małe prawdopodobieństwo, że natrafi tam na nich obca grupa, ale musieli cały czas pozbywać się sztywnych. Dlatego też od razu po wyjściu mieli z nimi co robić.

Oddalili się trochę od ogrodzenia, aby móc szczerze porozmawiać. Lucille bardzo zależało, aby o czymś go powiadomić. Zatrzymali się, aby móc przeprowadzić rozmowę patrząc sobie w oczy.

-Wyjeżdżamy stąd - powiedziała, kiedy sytuacja ze sztywnymi trochę się uspokoiła. Nie wiedziała jak Daryl zareaguje na tę wiadomość i trochę stresowała się tym, żeby mu ją przekazać.

-Co? - spojrzał na nią nie spodziewając się tego. - Dokąd?

Wiadomość ta niemal wbiła go w ziemię. Był niemal pewien, że skoro założyli tam swoje osady, nie wyjadą stamtąd tak szybko.

-Za daleko.

-Ma to związek z badaniami? - Lucille pokiwała twierdząco głową. - Masz zamiar wrócić?

-Nie wiem co się wydarzy.

Lucille była kobietą stanowczą, zazwyczaj pewną swoich postanowień. W tym przypadku także wiedziała, że jest to najlepsza decyzja, ale kolejny raz chodziło o jej emocje. Przyjechała do tego miejsca, bo usłyszała o Neganie i miała zamiar go uwolnić. Tym razem musiała wyjechać, aby prace nad wynalezieniem antidotum się udały, ale była rozdarta pomiędzy ratowaniem świata, a uczuciami do Daryla.

Dixon nie spodziewał się, że w momencie kiedy się zbliżyli i zaczęli coś do siebie czuć, kobieta go zostawi. W środku odczuwał wiele emocji naraz, ale na zewnątrz starał się ich nie pokazywać.

-Nie powiesz nic? - spytała, jakby oczekiwała, że spróbuje on odciągnąć ją od tego pomysłu.

-Co mam na to powiedzieć? Podęłaś już decyzję - w jego głosie w końcu dało się wyczuć, że informacja o jej wyjeździe go dotknęła. - Zależy mi na tobie cholernie.

Chodził z kroku na krok, nie mogąc ustać w miejscu. Wiedział, że kobieta nie jest mu winna żadnych wyjaśnień i rozumiał jej decyzję. Po prostu czuł się wobec niej bezsilny, nie chciał jej stracić.

Lucille dała mu czas, aby mógł się wypowiedzieć i nie chciała go w tym blokować. Daryl jednak tylko patrzył jej w oczy, mocno się nad czymś wahając.

-Pieprzyć to - zbliżył się do niej i w jednej chwili złączył ich usta w pocałunku.

Lucille nie spodziewała się, że to zrobi, ale sama od dłuższego czasu miała na to ochotę. W tym geście zawarte były uczucia jakie do siebie mieli. Daryl nie był dobry w mówieniu o nich, dlatego pokazanie ich przyszło mu lepiej. Po policzku Lucille spłynęła łza, świadcząca o tym, że to, co do niego czuła, również było szczere.

Ich pierwsze spotkanie nie było obiecujące, a jednak do tej pory przy sobie byli. Okazywali sobie wsparcie i pomoc w potrzebnych chwilach, a ich znajomość była czymś, czego oboje jeszcze dotąd nie mieli. Oboje żałowali, że nie mogą tego kontynuować.

W tym momencie nie przeszkodzili im nawet sztywni, których nie było w pobliżu. To nie było ich pierwsze zbliżenie, ale tym razem ich uczucie do siebie było o wiele głębsze. Znali się już dosyć długo i zdążyli się do siebie przekonać.

Daryl nie wiedział czy uda mu się zaakceptować jej decyzję, ale nie miał zamiaru na nią wpływać. Miał świadomość wyjątkowości Lucille i liczył, że kiedyś usłyszy o wielkich czynach jakich chciała dokonać.

-Kiedy wyjeżdżacie? - spytał, kiedy siedzieli razem pod jednym z drzew, patrząc przed siebie i rozmyślając o tym, co będzie.

Lucille wyjęła paczkę papierosów i po raz kolejny zapalili jednego wspólnie.

-W ciągu następnego tygodnia - przed odpowiedzią wypuściła z ust dym.

-Mogę przyjść się z tobą pożegnać?

Na jego pytanie ponownie spojrzała mu w oczy. Pokiwała głową, odgarniając grzywkę z jego oczu i złożyła mu pocałunek czole. Nie chciała, żeby to było ich ostatnie spotkanie, ale nie mogła przewidzieć przyszłości.

-Trzymaj - podała mu niemal pełne opakowanie, aby zachował je dla siebie.

-Następnego papierosa z tej paczki zapalimy razem.

Poczuł z kobietą więź i stała się dla niego bliską osobą, o której nie miał zamiaru zapomnieć. Lucille nie czuła się z tego powodu najlepiej, nie chciała go zranić, a bała się, że właśnie to zrobiła.

-Nie rozpamiętuj mnie Daryl. Nie jestem tego warta.

-Jesteś - tego był pewien.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top