16. Plan, który wypali
Lucille podała im adres, a słuchający tego Daryl od razu zorientował się, że nie jest właściwy. Nie miał pojęcia jaki kobieta miała plan, ani w co tak naprawdę grała.
Kiedy zaszło słońce, ponownie zostali wpakowani do samochodu, który razem z innymi wyruszył na wskazane przez nią miejsce. Wiedzieli, że jeśli nieznana im grupa dowie się o kłamstwie, zabiją ich jeszcze tego samego dnia.
Znaleźli się przed bramą za którą widać było kilka budynków mieszkalnych. Dixon był tam po raz pierwszy, a Lucille nie wspomniała mu wcześniej o takiej osadzie.
Kobieta stresując się tym, co wydarzy się w ciągu najbliższych chwil, złapała go za rękę.
-Czego chcecie? - usłyszeli rozbrzmiewający zza ogrodzenia głos, który Daryl rozpoznałby już wszędzie. W tamtym momencie uświadomił sobie, że Lucille zyskała nad tym kontrolę. Między szczeblami w bramie dostrzegł sylwetkę Matta.
-Mamy waszych ludzi i zapasy, które dla was wieźli. Możemy się dogadać – powiedział Roger, który dowodził wrogą grupą.
Po drugiej stronie słychać było odgłosy rozmowy. Dopiero po chwili dano im odpowiedź.
-Tylko kiedy nam ich oddacie.
Lucille i Dixon rozglądali się dookoła wyszukując jej ludzi. Oboje mieli świadomość, że zostali tam zabrani tylko po to, aby zapewnić obcym dostanie się do środka. Co miało dziać się później było dla nich oczywiste. Były na tym świecie grupy, które napadały, rabowały i bez litości zabijały nawet całe osady. Właśnie dlatego ludzie Lucille nie zamierzali podjąć z nimi żadnych negocjacji.
-Najpierw otwórzcie.
Brama powoli zaczęła się rozsuwać, a przywódca ruszył w kierunku osady, kiedy niespodziewanie rozległy się strzały. Padały one z każdej strony, były jednak zdecydowanie celne, dlatego Lucille i Daryl nie byli zagrożeni.
-Nic wam nie jest? - spytał Matt, wychodząc zza ogrodzenia. Dołączyli do nich pozostali ludzie z oddziału, jaki został zabrany na akcję.
-Jesteśmy cali – odparła, mogąc w końcu odetchnąć z ulgą.
-Jak zdążyłaś ich powiadomić? - Daryl nie rozumiał jakim cudem jej grupa przejęła kontrolę. Wszystko musiało być wcześniej jakoś ustalone. - Chodziło o radio, prawda?
-Jeśli nie zgłosimy się kiedy ktoś nas wywołuje, wiemy co w takich sytuacjach robić. Jeśli nie ma odbioru ze strony osady, wysyłamy oddział. Ale kiedy nie odpowiadamy w drodze lepiej być przygotowanym na zdradę.
-Więc wiedziałaś, że się uda? Że twój plan wypali? - nie wiedział co o tym myśleć. Kobieta i jej grupa przemyślała wiele sytuacji, ale czy to znaczyło, że cały ten czas była spokojna, a jej zachowanie było udawane? - Nieźle zagrałaś, że się o mnie martwiłaś.
Na to już nie zdążyła odpowiedzieć, bo przyszedł do nich Tyler.
-Zaprowadzisz nas do pozostałych?
-Tak. Załatwmy to od razu. Zabierzcie go, będzie nam potrzebny – wskazała na Rogera, którego rana postrzałowa nie była śmiertelna.
Daryl pojechał z Lucille i jej całym oddziałem na miejsce, w którym byli przetrzymywani. Dzięki temu, że wcześniej oboje nie mieli zasłoniętych oczu, byli w stanie bez problemu się tam dostać.
-Nie wiem ilu jest ich w środku.
-Co najmniej dwudziestu – odparł Daryl, który widział członków tamtej grupy w trakcie pobytu tam. - Zauważyłem kilka pomieszczeń, ale wszystko znajduje się wokół głównej hali. Od niej zacznijcie.
-Imponujesz mi Dixon – zaśmiał się Matt, będąc pod wrażeniem jego przydatności podczas tego zadania. - Dogadam się z oddziałem i uderzymy od razu. Bez negocjacji?
-Bez negocjacji. Będą chcieli was zabić – kobieta miała tego pewność.
Dojechali na miejsce i nie zamierzali tracić ani chwili. Oddział robił małe przegrupowanie, a zanim Lucille wysiadła, zwróciła się do Daryla, chcąc wyjaśnić ważną kwestię.
-Nie grałam... Naprawdę się o ciebie martwiłam. Nie chcę, żeby ludzie na których mi zależy byli w niebezpieczeństwie.
-Zależy ci na mnie? - te słowa były dla niego ważne, dlatego chciał się upewnić, czy mówi szczerze.
-Tak czuję.
Nie przypuszczała, że zbliży się do niego. Chwilę później znaleźli się na zewnątrz, a Daryl zatrzymał ją jeszcze na chwilę.
-Lucille, - odwróciła się w jego stronę, czekając na to, co powie – mi też na tobie zależy.
Kobieta miała świadomość jak trudno przychodziło Dixonowi mówienie o emocjach, dlatego bardzo to doceniła.
Chwilę później widział jak ludzie Lucille rozdzielają się i podążają wzdłuż ogrodzenia, aby zakraść się do środka od tyłu, a pozostali odwracają uwagę od frontu. Ta akcja była już mu znana, w taki sam sposób zaatakowali Alexandrię.
-Mała zmiana planów suko – powiedziała Lucille stając przed bramą i czekając, aż wieść o jej przybyciu dotrze do przywódczyni wrogiej grupy.
Skupiła się mocno na tym, aby nie okazywać emocji. Chociaż nic już jej nie zagrażało, trudno jej było zdobyć się na taką pewność siebie jak wcześniej. Ciężko znosiła sytuacje, w których ktoś próbował odebrać jej poczucie bezpieczeństwa.
W momencie kiedy odchylała plecy do tyłu, stawała się kimś innym. Zaczynała przypominać Negana...
-Twój Roger ma szansę przeżyć, jeśli szybko go opatrzycie.
Mężczyzna został wyprowadzony z samochodu. Miał zakneblowane usta i związane ręce. Matt rzucił go na kolana, aby Lucille mogła przejść do negocjacji, a raczej zyskać za ich pomocą czas.
-Czego chcesz? - kobieta obserwowała wszystko z punktu widokowego.
-Nasze zapasy. I waszą broń.
Dało się zauważyć, że po drugiej stronie panuje zamieszanie i na szybko opracowywany jest plan działania. Lucille miała pewność, że ta rozmowa nie potrwa długo, a życie Rogera nie było aż tak istotne, aby ryzykować dla niego stratę osady.
Nagle za murami rozległy się strzały, którym towarzyszyły krzyki. Grupa ta nie spodziewała się napadu. Ludzie Lucille sprawnie oczyszczali teren, zabijając wszystkich na swojej drodze. Nie mogli pozwolić, aby ktoś ponownie im zagroził.
-Szykowali się do walki – powiedział Tyler po otwarciu bramy, wpuszczając do środka pozostałych. - Zostawiłem ją dla ciebie.
Na ziemi znajdowała się postrzelona w nogę przywódczyni wrogiej grupy, która próbowała przekonać ją, aby darować jej życie. Lucille nie miała jednak takiego zamiaru i bez wahania strzeliła jej w głowę. W tym czasie któryś z jej ludzi wykończył także Rogera.
Od razu udała się w stronę budynku, który wciąż był oczyszczany przez jej ludzi. Na miejscu zastali wiele zakrwawionych ciał, jakich nikt nawet nie pogrzebał.
-Nie przypomina wam to czegoś? - spytał Tyler, kiedy przemierzali kolejne części magazynu, obserwując narastającą z każdym krokiem tragedię. W tamtej chwili Lucille miała pewność, że postąpiła słusznie, wydając rozkaz zabicia osób, które były za to odpowiedzialne.
-Zajmiemy się tym, nie musisz wchodzić – powiedziała, nie chcąc, aby jej przyjaciel oglądał drastyczne sceny.
-Może uda się komuś pomóc.
Daryl również im towarzyszył. Dziwił się, że Tyler, który jest przywódcą oddziału, może być wrażliwy na takie widoki. Lucille zauważyła, że na niego zerka i postanowiła wprowadzić go w ten temat.
-Opowiadałam ci jak przeprowadziliśmy w grupie pierwszą akcję. Weszliśmy do budynku takiego jak ten.
-Mówiłaś, że kilka osób do was dołączyło – pamiętał opowiedzianą przez nią historię.
-Tyler był jedną z nich. Spędził tygodnie w takim piekle. Na szczęście udało mu się wyjść z tego cało – Lucille była związana ze swoimi ludźmi, zwłaszcza, jeśli znała ich niemal od początku apokalipsy.
Tym razem nie udało im się znaleźć nikogo żywego. Wszyscy, którzy byli zamknięci przez wrogą grupę, zostali zamordowani. Taki sam los spotkałby Daryla i Lucille, gdyby jej ludzie im nie pomogli.
-To chyba twoje – Tyler ruszył w stronę Daryla z jego kuszą, którą znalazł w budynku. - Naprawdę niezła.
-Dzięki – sięgnął po swoją broń, doceniając jego gest.
Oddział wyniósł z budynku zapasy, których było wiele. Był to jedyny plus pobytu w tamtym miejscu. Część z nich od razu została spakowana dla Alexandrii.
-N21 zgłoś się – słowa te rozbrzmiały w głównym urządzeniu, jakie posiadał Matt. Nie zdążył go jeszcze przekazać przywódczyni.
-N21 odbiór – odezwał się, rozpoznając głos rozmówcy. Wyraz jego twarzy wskazywał, że niezbyt się tego spodziewał. - Jimmy to ty?
-Jest z tobą Lucille?
-Lucille! - zawołał kobietę, która zaniepokojona natychmiast do niego podbiegła. - To Jimmy – podał jej urządzenie, ale cały czas znajdował się obok i słuchał, co mężczyzna ma im do przekazania.
-Mamy go – słysząc to Lucille rozejrzała się po swoich ludziach. Obserwujący tę sytuację Daryl nie był w stanie zorientować się, jakie wrażenie wywarła na niej ta wiadomość.
Kobieta pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Doskonale wiedziała, co oznaczają te słowa.
-Zbieramy potrzebne rzeczy, powinniśmy wrócić w ciągu tygodnia – kontynuował mężczyzna. - Jesteś tam Lucille?
-Dzięki Jimmy. Spisaliście się.
-Jak zawsze – zaśmiał się głośno, ciesząc się, że dzieli się z nią dobrą informacją. - Bez odbioru.
Rozłączyła się i spojrzała na znajdujących się najbliżej niej Matta i Daryla. Jej pozostali ludzie byli zajęci wynoszeniem zapasów z budynku i ładowaniem ich do samochodów.
-Ogłoszę to po powrocie do osady, ale znaleźli doktora – specjalnie ściszyła głos, aby nikt oprócz nich jej nie usłyszał. - Nie róbmy sobie nadziei. Przed nami długa droga.
Matt pokiwał głową, oddalając się od nich i wracając do oddziału.
-O czym mówisz? - spytał Daryl, nie wiedząc co ma na myśli. Zauważył, że wiadomość tego człowieka wywarła w niej spore emocje.
-O lekarstwie. Wydobędziemy je ze mnie.
Daryl miał świadomość jej odporności, ale nie sądził, że uda się zrobić coś więcej w tym kierunku. Nie brzmiało to jednak najlepiej.
-Jak zamierzasz to zrobić?
-To coś jest w mojej krwi. Trzeba je tylko wydobyć.
-To bezpieczne? - kobieta spojrzała na niego, zauważając jego troskę.
-Warto zaryzykować. Jeśli znajdziemy odpowiedź, to może kiedyś uratować czyjeś życie.
Dixon dostrzegł w jej oczach iskierki podekscytowania. Dotąd nie sądził, że będzie chciała wykorzystać swoją odporność w większym celu. Lucille właśnie zyskała szansę na zmienienie świata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top