13. To co między nami
W dniu wspomnianym przez Lucille, Daryl zjawił się na wjeździe prowadzącym do jej osady, wiedząc, że właśnie tą drogą będzie musiała wyjechać. Dopiero wschodziło słońce, nie miał pewności, czy kobieta na pewno miała zamiar gdzieś wyruszyć, ale postanowił zaczekać.
Niedługo potem zobaczył zbliżający się w jego stronę samochód, który zatrzymał się przy nim, a za jego kierownicą dostrzegł właśnie Lucille. Nic nie mówiąc zajął miejsce obok niej.
-Przyszedłeś – powiedziała, nie spodziewając się, że zobaczy go tego dnia. Rzuciła mu tę propozycję, nie nastawiając się jakoś szczególnie na jego przyjście.
-Naprawdę chciałaś jechać tam sama? - nie znajdowało się za nimi żadne inne auto.
-Im nas mniej tym łatwiej być niewidocznym. Ale małe towarzystwo może mi się przydać.
Tak naprawdę cieszyła się, że mężczyzna postanowił do niej dołączyć. Zakładała, że prędko go nie spotka, a jego pojawienie się tam było miłym zaskoczeniem.
Lucille zajęła miejsce za kierownicą, Daryl usiadł obok i wyruszyli do wspomnianego wcześniej miasteczka. Niemal od razu po wyjechaniu na główną drogę kobieta włączyła umieszczoną w odbiorniku płytę, a po chwili z głośników rozległa się taneczna melodia.
-O nie – mruknął pod nosem Daryl.
-Tylko mi nie mów, że nie lubisz słuchać muzyki. Zaraz cię wysadzę – zażartowała, a Daryl spojrzał na nią kątek oka.
-Może lecieć, w porządku.
-Przekonasz się do niej, zobaczysz.
-Tak mówisz? - na te słowa podgłośniła urządzenie jeszcze bardziej, a Daryl pokręcił głową nie wierząc w czym uczestniczy.
W całym samochodzie rozległo się brzmienie piosenki „Hooked on a Feeling", a Lucille zaczęła czuć muzykę swoim ciałem i poruszać się w jej rytm. Bujała się na boki, czasem puszczając na chwilę kierownicę, co Dixon próbował kontrolować.
-O Boże – powiedział, kiedy Lucille zaczęła podśpiewywać pod nosem. - Masz więcej wspólnego z Rickiem niż ci się wydaje.
-Czy ty właśnie porównałeś mnie do Grimesa? Czuję się zaszczycona – Daryl spojrzał na nią nie wiedząc czy w tym także nie żartuje. - Naprawdę szanuję tego gościa i to co stworzyliście. No i fakt, że udało wam się powstrzymać Negana.
-Nie było łatwo.
-Domyślam się.
Pomimo przeszłości jaką dzieliła z Neganem, miała świadomość, że mężczyzna zmienił się podczas apokalipsy. Kiedy dowodzi się grupą, pewne rzeczy przejmują kontrolę.
-W Alexandrii wszystko w porządku? - spytała po jakimś czasie wspólnej jazdy. Byli z dwóch różnych grup i musieli to jakoś pogodzić.
-Tak – odparł z ulgą, że ostatnimi czasy nic złego się im nie przytrafiło.
-Wiedzą gdzie jesteś?
Kobieta była ciekawa czy powiedział komuś, że utrzymują ze sobą kontakt.
-Nie muszę nikomu się meldować... – odparł, ale po chwili zastanowienia dodał – Rick wie.
Lucille pokręciła głową delikatnie się z tego śmiejąc.
-Nie uważa cię za wroga i nie jesteś niemile widziana.
-Poważnie? Dostanę bilet do waszego miasta? - to również powiedziała w formie żartu, ale była zaskoczona, że jego grupa przestała widzieć w niej zagrożenie. Zwłaszcza, że była powiązana z Neganem.
-Nie rozpędzałbym się tak.
Wśród kolejnych, równie porywających utworów dojechali na miejsce, zostawiając samochód na jego samym początku. Miasteczko to było niewielkie i na pierwszy rzut oka wydawało się opuszczone, jednak nie mogli być tego pewni.
-Nie oddalajmy się daleko na wypadek gdyby coś nas zaskoczyło – musieli mieć łatwą drogę ucieczki.
Udali się na przeszukiwanie budynków, rozdzielając się przy sąsiadujących przy sobie domach, aby szybciej się z tym uwinąć. Mieli zaplanowane zostać tam na noc, musieli tylko znaleźć odpowiednie do tego miejsce.
Lucille weszła do jedynej apteki w miasteczku, która była mocno opróżniona, jednak udało jej się znaleźć kilka przydatnych rzeczy. Dokładnie obejrzała pomieszczenie, mając na uwadze pewne konkretne przedmioty.
Miała ze sobą kilka toreb, aby nie musieć się ograniczać, a kiedy udało jej się zapełnić jedną, udała się do samochodu, aby ją tam zostawić. Daryl w tym czasie przeszukiwał inne budynki i znalazł trochę zapasów, które na pewno przydałyby się jego grupie.
-I tak jest tego więcej niż się spodziewałam – odparła, kiedy spotkali się przy pojeździe.
-To same medyczne rzeczy? - mężczyzna przejrzał jej znaleziska. - Planujesz coś? - nie były to standardowe rzeczy do odkażania ran, dlatego zainteresowało go to.
Lucille oparła się o maskę samochodu i założyła na siebie ręce.
-Mam w sobie coś co sprawia, że jestem odporna. To nie fair, że ja mogę przeżyć, a ktoś kto został ugryziony umiera.
Te słowa dotknęły Daryla, który pomyślał o wielu osobach jakie stracił właśnie z tego powodu.
-Jak chcesz to odkryć?
Wiedział, że kobieta była odporna, ale żadne szczegóły nie były mu znane.
-Tyler sprowadzi doktora z innego stanu. Ciężko było go odszukać, ale powinniśmy zacząć badania za niecały miesiąc – naprawdę zależało jej na tym, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę jest specjalnego w jej krwi.
-Myślisz, że to się uda?
-Taką mam nadzieję.
Ich rozmowę przerwał dobiegający z pobliskiego budynku szmer sztywnych. Od razu postanowili się tym zająć, udając się w tamtą stronę. Przygotowali sobie noże, którymi zamierzali się ich pozbyć, po czym otworzyli drzwi.
Zamierzali zostać w miasteczku na noc, dlatego woleli uniknąć jakiegokolwiek zaskoczenia przez szwendaczy. Nie było ich dużo, dlatego szybko się z tym uporali, wzajemnie asekurując się podczas zabijania ich.
-To wszyscy?
-Tak – odparł Daryl i na chwilę oboje stanęli w progu, wycierając z siebie krew sztywnych.
Kobieta miała ochotę się zaśmiać i tak też zrobiła, a Dixon spojrzał na nią nie wiedząc, czym było to spowodowane.
-Co? - spytał, stając naprzeciwko niej i chowając do pokrowca swój nóż.
-Nic – dało się zauważyć, że nad czymś się zastanawia i coś siedzi w jej głowie.
Z bliska patrzyli sobie w oczy, a Lucille postanowiła zrobić to, na co miała ochotę. Pocałowała go szybko, jakby bała się, że za chwilę się rozmyśli, a kiedy poczuła jego usta nie chciała, żeby to się kończyło. Cofnęła się jednak, aby zobaczyć jego reakcję. Nie chciała robić nic na siłę.
Dixon nie spodziewał się takiego zagrania z jej strony. Miał chwilę zawahania, znali się już jakiś czas, ale nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić. W końcu jednak on również odważył się zaryzykować i odwzajemnił pocałunek.
Po kilku sekundach ponownie odsunęli się od siebie, a w powietrzu wisiało pytanie, czy oboje tego chcą. W ich oczach dało się wyczytać odpowiedź. Daryl delikatnie położył dłoń na jej policzku, ponownie zbliżając się do kobiety.
Do tej pory ciągnęło ich do siebie w sposób całkowicie nieznany. Każde z nich miało na uwadze dobro swojej grupy i nie mogło pozwolić na sprowadzenie niebezpieczeństwa na bliskich. Ale na ten moment to siebie postawili na pierwszym miejscu.
Nic ich nie powstrzymywało. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i od dawna gościli wzajemnie w swoich głowach. Dotyk, bliskość... Byli na siebie otwarci i udało im się złamać kolejną barierę między nimi, tym razem fizyczną.
Niedługo potem nastał wieczór.
Oboje siedzieli na podłodze w niewielkiej odległości, a patrząc na siebie próbowali odczytać towarzyszące im emocje.
-W porządku? - spytał Daryl widząc, że kobieta nad czymś rozmyśla.
-Tak – zapaliła papierosa i łagodnie wypuściła dym zanim rozwinęła wypowiedź. - Zastanawiam się co będzie za jakiś czas. Cholera... Kiedy cię poznałam nie pomyślałabym, że tak to się potoczy.
Podała papierosa do ręki Dixona, który słuchał jej z uwagą.
-Chodzi mi o to, że lubię cię Daryl – w ostatnim czasie bardzo się przed nim otworzyła. Nie do końca umiała jednak okazywać uczucia, ani też o nich rozmawiać.
-Też cię lubię.
Zazwyczaj nie mówił nikomu tego co czuje. W tym wypadku było inaczej. Żadne z nich niczego sobie nie obiecywało, ale nawiązała się między nimi pewna relacja, której nie zamierzali tego powstrzymywać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top