10. Przebaczenie dawnych win

Daryl razem z Siddiqiem wrócili do pomieszczenia jakiś czas później.

-Przyszedłem zmienić ci opatrunki – lekarz zwrócił się do Lucille, patrząc na nią trochę ze strachem połączonym z ciekawością. Gdyby ktoś powiedział mu kilka dni temu, że będzie opatrywał ugryzienia osoby, która jest w stanie je przeżyć, nie uwierzyłby. - Mogę?

-W porządku.

Lucille odwróciła się na bok, a Siddiq najdelikatniej jak tylko potrafił zdjął zakrwawione, przywierające do ran bandaże i gazę, a szmatką nasączoną chłodną wodą dotknął jej pleców. Do oczu kobiety natychmiast napłynęły łzy. Ból i pieczenie było okropne.

-Przepraszam – nie chciał, żeby tak cierpiała.

-Powiedziałabym, że bywało gorzej. Ale chyba nigdy aż tak.

-Hej – Daryl, który do tej pory znajdował się obok, złączył z nią swoją dłoń, aby mogła dać upust bólowi.

Siddiq nie zamierzał o nic pytać, widział w jakim jest stanie, a niekomfortowe pytania nie pomogłyby jej wyzdrowieć.

-Już – wyrzucił niepotrzebne rzeczy do kosza i opuścił pomieszczenie.

Lucille wciąż ściskała dłoń Daryla, który pomógł jej z powrotem usiąść. On także miał zamiar dać kobiecie odpocząć.

-Potrzebujesz czegoś?

-Podasz mi radio? - zauważyła je już wcześniej, domyślając się, że któryś z jej ludzi musiał jej to zostawić.

-Jasne – podał jej urządzenie do ręki. - Przyniosę ci coś do jedzenia.

Dixon zatrzymał się w drzwiach słysząc kawałek rozmowy, do której natychmiast przystąpiła.

-N18? Zgłoś się.

-Tu Jake. N18 odbiór – głos członka jej grupy wywołał na jej twarzy uśmiech. Nie żałowała tego, co zrobiła poprzedniej nocy, ale zrozumiała, że mogła już więcej nie usłyszeć swoich ludzi.

-Jak sytuacja z murem?

Daryl wiedział o jakie ogrodzenie chodzi, w końcu kilka dni wcześniej był świadkiem pewnych wydarzeń dotyczących jej osady.

-Naprawiony. Żaden sztywny przez niego nie przejdzie.

-Świetnie. Bez odbioru – Daryl wyszedł z budynku, a Lucille zwróciła się do swojej grupy. - N24? Co u was?

-Hej hej, z tej strony Dave. Wasz ulubieniec – radosny głos wydostał się z urządzenia. - Świętujemy dzień wolny od szefowej, Hugh polewa nalewkę.

Słysząc to kobieta zaśmiała się, kręcąc przy tym głową.

-Nie szalejcie za bardzo, jutro do was wrócę.

-Nie mogę się doczekać, aż usłyszę co cię zatrzymało.

-Do zobaczenia Dave.

Lucille znajdowała się na obcym terenie, ale od początku miała zamiar tam dotrzeć. Warunki nie pozwalały jej jednak na zrealizowanie jakiegokolwiek planu odnośnie Negana. Była zdana na mieszkańców Alexandrii.

-Negan upiera się, żeby z tobą porozmawiać – powiedział Rick, który wcześniej nie brał nawet pod uwagę możliwości ich spotkania.

Krzywdy jakie wyrządził jego grupie nie mogły zostać zapomniane. Chciał jednak w ten sposób odwdzięczyć się Lucille za pomoc, jaką otrzymał.

-Niech mnie zobaczy.

Nie wiedziała jak zareaguje na jego widok. Nie widzieli się niemal od początku apokalipsy, a końcu przyjechała tu po to, aby go uwolnić.

Wyobrażała sobie to spotkanie od długiego czasu i żadna myśl nie zakładała, że mężczyzna zobaczy ją w takim stanie. Do tej pory kreowała swój wizerunek w inny sposób.

Negan został wprowadzony przez Daryla do pomieszczenia, widząc siedzącą na łóżku obandażowaną kobietę, która spojrzała na niego niemal tym samym wzrokiem, który widział jeszcze przed apokalipsą.

-Zostawcie nas samych – zwróciła się do Daryla i Ricka, którzy spojrzeli po sobie nie wiedząc, czy to dobry pomysł. Uszanowali jednak jej prośbę i się oddalili.

-Cześć – Negan nie wiedział co ma powiedzieć. Dostrzegł jak zmienił się jej wygląd na przestrzeni ostatnich lat.

-Cześć – odparła również się mu przyglądając. - Posiwiałeś.

-Nie było łatwo... - podszedł do niej kilka kroków. - Słyszałem co zrobiłaś. To było głupie, ale i odważne.

-Chyba jednak bardziej głupie – Negan zajął miejsce obok niej. - Nie sądziłeś, że przeżyję, co?

-Nie – odpowiedział szczerze, bo tego właśnie się po niej spodziewał, mimo że miał nadzieję, że jednak okaże się inaczej. - Pokazałaś mi, że się myliłem.

-Nie myliłeś się – spojrzał na nią nie wiedząc co ma na myśli. Lucille wskazała dłonią na swoje zabandażowane ramię. - Tutaj zostałam ugryziona po raz pierwszy. Kilka godzin po tym jak od ciebie odeszłam.

-Jakim cudem jesteś odporna?

Ciężko było mu w to uwierzyć, dotąd nie miał pojęcia, że coś takiego jest możliwe.

-Nie wiem. Przez moją krew przeszło wiele różnych substancji. Ale nie odkryłam konkretnego powodu.

-Starałem się. Nigdy nie byłem rodzicem.

-Mnie nikt nigdy nie traktował jak własne dziecko. Kiedy dowiedziałam się, że cię tu trzymają, przyjechałam.

Rozmawiali spokojnym tonem, w środku ciesząc się, że widzą się po tak długim czasie.

-Słyszałem, że chciałaś mnie uwolnić i nawet im groziłaś. Zmieniłaś się – nie przypuszczał, że będzie do tego zdolna. W pewien sposób był z niej dumny. - A przede wszystkim masz swoją grupę.

-Tak. To wspaniałe uczucie mieć ludzi na których można polegać – dopiero kiedy to powiedziała, zdała sobie sprawę, że mogło to dotknąć mężczyznę, który nie tak dawno stracił swoje przywództwo. - Przepraszam.

-Nie ma już Zbawców.

Było to konsekwencją jego działania i musiał się z tym pogodzić. Czas kiedy dowodził minął i nic nie wskazywało na to, że miało się to zmienić.

-Niedługo cię stąd zabiorę – nie zamierzała zostawić go w więzieniu.

-Nie. Jeśli to zrobisz, rozpoczniesz z nimi wojnę. Jesteś gotowa na taką walkę? Uważaj na tych ludzi.

Swoją postawą zaskoczył kobietę. Kiedyś był pewny, że Grimes nie stanowi dla niego zagrożenia, a skończył w jego areszcie. Nie chciał, żeby coś podobnego przytrafiło się też jej.

-Żałuję, że wtedy za tobą nie poszedłem – Lucille uśmiechnęła się szeroko, a mężczyzna nie wiedział czym było to spowodowane.

-Ja żałowałam, że się nie zawróciłam. Widocznie tak powinno być.

-Cieszę się, że się tu odnalazłaś.

Zwyczajny świat i normalne życie jakie miała prowadzić przed apokalipsą ją przerażał. Negan doskonale to dostrzegał i nie potrafił pomóc jej tego zmienić. Okazało się, że to nie Lucille musiała się zmienić, a otaczający ją świat.

Mężczyzna przytulił ją, mając w oczach łzy wzruszenia, nie tylko spowodowane tęsknotą, czy poczuciem winy jakie odczuwał do tej pory, ale cieszyło go to, że bliska mu osoba w końcu jest w pewien sposób szczęśliwa.

-Wiesz, że jeszcze się zobaczymy? - spytała, wtulając się w jego ramię. Przez ostatnie lata naprawdę jej go brakowało.

-Nie zaprzątaj sobie mną głowy. Jesteś na to za mądra.

-To akurat prawda – zaśmiała się, a Negan to podzielił.

Spędzili razem jeszcze trochę czasu, po czym mężczyzna wrócił do aresztu. To spotkanie dodało im sił, zwłaszcza Lucille, która tego potrzebowała. Zyskała pewien spokój wiedząc, że mężczyzna żyje, a widząc emocje na jego twarzy zrozumiała, że nigdy o niej nie zapomniał.

-To jedyna rzecz jaką znalazłem z marcepanem – usłyszała w wejściu Daryla, który po upewnieniu się, że kobieta nie śpi, podszedł do niej i podał jej do ręki tabliczkę czekolady. Gest ten wywołał na jej twarzy uśmiech.

-Twoje podsłuchiwanie na coś się przydało. Dziękuję.

Chwilę później, kiedy w pomieszczeniu znalazł się Rick, Lucille zrozumiała, że miało to osłodzić zbliżający się moment ich rozmowy.

-Zaczynamy przesłuchanie – przekręciła oczami, podpierając się na łokciach i siadając, aby być z mężczyzną na tym samym poziomie wzrokowym.

-Jak to się stało, że jesteś odporna? - nie mógł zrozumieć jak przez tyle lat apokalipsy nigdy nie spotkał się z takim stwierdzeniem. Lucille była jedyną osobą, która coś na ten temat rzeczywiście wiedziała.

-Kiedy ugryzł mnie po raz pierwszy myślałam, że to sztywny nie zarażał. Ale później przestałam wierzyć w szczęście.

-To cud, że żyjesz.

-Lepiej stąd zniknę zanim zacznie się polowanie na mnie jak na lekarstwo.

-Nikt ci tu nie zagraża – zapewnił ją Rick. - Nie po tym, co zrobiłaś.

-Jakoś mnie to nie przekonuje. Daryl, możesz nas zostawić?

Zarówno on jak i Grimes byli zaskoczeni jej prośbą, ale chwilę później w pomieszczeniu została tylko ich dwójka.

Tym razem to ona miała do niego kilka pytań.

-Czemu nie zabiłeś Negana? Nie mogę tego zrozumieć.

-To nie była moja decyzja. Poprosił mnie o to mój syn – powiedział jej to już przy pierwszym spotkaniu, ale wciąż nie widziała w tym większego sensu. - Nie chciał więcej wojny.

Dopiero po tych słowach była sobie w stanie wyobrazić, co musiał czuć Rick, darując życie mordercy ze względu na dziecko.

-Jak się nazywał? - użyła czasu przeszłego domyślając się, że nie ma go już wśród nich.

-Carl – Rick zaakcentował jego imię tak jak miał w zwyczaju. - Powinien tu być.

-Przykro mi z jego powodu. I dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.

Grimes zaczynał dostrzegać w Lucille coś, czego wcześniej nie pokazywała. W pewien sposób była naprawdę wyjątkowa.

Kobieta podniosła się i postawiła stopy na ziemi, próbując podnieść się o własnych siłach. Rick nie miał zamiaru jej zatrzymywać, wiedząc, że Lucille nie chce zostać wśród obcych.

-Nie za wygodne to łóżko – zażartowała, czując ból związany z ugryzieniami.

Daryl zobaczył ją w progu i natychmiast wszedł do środka.

-Co robisz?

-Pora wracać. Potrzebuję czegoś, żeby się zakryć – jej klatka piersiowa i brzuch wciąż były tylko w bandażach, dlatego Daryl zdjął z siebie koszulę, którą pomógł jej założyć. Lucille zapięła guziki, aby więcej osób nie zobaczyło jak wiele ma ran.

-Co ci ludzie wiedzą?

-Myślą, że przypadkiem dostałaś kulkę – odpowiedział Rick, wychodząc z nią na zewnątrz.

-Wątpię żeby myśleli o przypadku. Wielu z nich samemu chętnie by mi ją wpakowało.

Od razu znalazł się obok niej Matt chcąc pomóc jej w dotarciu do samochodu, ale kobieta pokazała, że da sobie radę.

-Opiekuj się nią – Daryl zwrócił się do mężczyzny.

-Zawsze – zapewnił go, powoli udając się z Lucille w stronę wyjścia.

Zanim jednak się wydostali, kobieta odwróciła się w stronę odprowadzającej ją wzrokiem dwójki.

-Oprowadzicie mnie innym razem – uśmiechnęła się nie dając po sobie poznać, czy żartuje, a może rzeczywiście ma zamiar tam wrócić.

Razem z nią z Alexandrii odjechali jej ludzie, a bramy miasta zostały zamknięte. Grupa Grimesa zyskała szansę, ale obawiali się, że nie jest to koniec ich znajomości z Lucille. Jeśli chodzi o Daryla, on miał nadzieję, że jeszcze ją zobaczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top