Rozdział XV

Parę godzin później pani detektyw obudziła się z nieznośnym bólem głowy. Nienawidziła tego stanu równie mocno, jak uwielbiała lekkość, która ją ogarniała po spożyciu napojów alkoholowych. Fakt, że mogła w końcu przestać się martwić, pozwalał na spuszczenie z tonu i ukazanie wszystkim, że nie jest taką zołzą za jaką ją wszyscy uważają. Jednak to miało swoją cenę. Dlatego teraz masowała się po skroniach, chcąc chociaż odrobinę załagodzić pulsujący ból. Czyli jednak wypiła znacznie więcej niż planowała, chociaż jej osobista etyka pracy stanowczo mówiła: "nie". Wykrzywiła się. Włosy lepiły jej się od potu, a w ustach czuła gorzki posmak wypitych procentów. Mlasnęła parę razy językiem, chcąc się go pozbyć i przesunęła ręką po twarzy, czując, że musi mieć nieźle podpuchnięte oczy. Najchętniej wróciłaby z powrotem do spania i obudziła się, kiedy to wszystko minie. Złapała za róg kołdry z zamiarem naciągnięcia jej na głowę, ale wtedy jej spojrzenie powędrowało w dół. To było jak uderzenie obuchem - nadal była w stroju służbowym!

-Co jest?! - powiedziała na głos.

Teraz uważniej zaczęła przyglądać się obcemu workowi na pościeli. Kremowa satyna poprzecinana modernistycznymi kwadratami, sprawiła, że zawróciło jej się w głowie. Mimo zasłon w oknach, musiała mocno mrużyć oczy, by dostrzec w oddali zarys baru i szklanych butelek ustawionych na regałach. Chloe była już tutaj parę razy i nie można było tego pomylić z niczym innym  - mieszkanie Lucyfera. Gustownie urządzony apartament, położony nad klubem LUX, lśnił czystością, jednak samego właściciela nie widziała. Przed nią na stoliku stały dwie szklanki: pierwsza - pusta z kroplami whisky na dnie oraz druga - z wodą mineralną. Niedaleko stała napoczęta butelka whisky. Na sam widok zaschło jej w gardle. Mimo to, dzielnie odsunęła od siebie wołającą o napełnienie szklankę i wzięła sobie tą z drugą z wodą. Z ulgą odkryła, że musiała być tam rozpuszczona aspiryna. Czując jak ból blaknie, dostrzegła kątem oka jakiś błysk. Sięgając po szklankę musiała niechcący nacisnąć łokciem na klawisz w otwartym laptopie. Niezabezpieczone hasłem urządzenie, od razu odpaliło się ukazując stronę z jakimś staruszkiem. To był Paul Davidson - właściciel pojazdu znalezionego wczoraj na pustyni. Przypomniało jej to, że musieli niezwłocznie powiadomić go, że auto jest już znalezione. Przejechała w dół. Samochód skradziono w nocy między 11, a 4 rano w Monterey Park. Czyli ich przypuszczenia się zgadzały. Samochód nie był z LA. Naraz zobaczyła z boku zdjęcie obu dziewczyn, które skłaniało do przejścia do kolejnego artykułu. Kliknęła. Nie musiała się tym razem bardzo wczytywać w treść. Dziennikarskie hieny już zaczęły swój żer, dlatego z góry wiedziała o czym będzie ten tekst. Ostro komentowano postępek obu dziewczyn, karcono nieodpowiedzialnych rodziców i kierowano słowa współczucia w stronę biednego staruszka. Dziennikarze za nic mieli to, że jedna z dziewczyn już nie żyje, a druga zaginęła. Pod spodem, co chwila pojawiały się nowe, przesycone wulgaryzmami i podtekstami komentarze. Pisane przez anonimów, pozbawione były wszelkich zahamowań. Nie miała zamiaru patrzeć na ten sieciowy bełkot. Wróciła na górę strony i powiększyła znajdujące się tam zdjęcie. Dziewczyny obejmowały się na nim i uśmiechały. Niespodziewanie w rogu ekranu załączył się wywiad z Paulem Davidsonem. 

-I dobrze im tak, sprawiedliwości stało się za dość. Złodziejskie szmaty! - Wygrażając pięścią w stronę kamery, komentował śmierć i zaginięcie dziewczyn.

Chloe znowu spojrzała na zdjęcie. Nie mieściło jej się w głowie, że te dwie nastolatki były w stanie ukraść komuś auto, aby wybrać się na zwykłą wycieczkę. Jednak pozory bywają mylące, o czym zdołała się tyle razy przekonać w swojej policyjnej karierze. Adnotacje poniżej, zdradzały źródło i urządzenie, którym zostało wykonane zdjęcie. "Smartfon, festyn Hollywood Lake/instagram @ kaathrin". Fotografia musiała zostać zostać udostępnione przez rodziny ofiar, nie łudziła się, że ich konta nadal są publicznie dostępne. "Hollywood Lake". Coś jej to mówiło. Spojrzała na datę. Mimo poczucia ciężkości jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Ulotka z festynu! Odrzuciła kołdrę i wbiegła do windy, przeklinając się, że od razu nie zaczęli poszukiwań od tego miejsca.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top