Rozdział XIV
Słońce pomału chyliło się ku zachodowi. Rozgrzany piasek miło chrzęszczał pod butami, zostawiając wysublimowane ślady ponad dwudziestu par butów. Wprawny obserwator zauważyłby, że te poprzednie - drobne i głębokie, zostały zastąpione przez ślady nieco mniej uporządkowane. Wyglądało to tak, jakby zostawiające je osoby niespodziewanie zaczęły chodzić na ukos.
Tymczasem zachwycony Lucyfer krążył między policjantami LAPD z kolejną już skrzyneczką napojów. Gratulował sobie pomysłu trzymania takiej ilości trunków przy sobie. Jego samochód z zewnątrz nie sprawiał wrażenia na tak pojemny, jakim był w rzeczywistości. A wszystko za sprawą bagażnika. Dodatkowo wyposażony w nowoczesny system chłodzenia mógł sprawdzać się jako duża lodówka, w sam raz do przechowywania skrzynek z czymś na rozkręcenie imprezy. Banan nie mógł zejść mu z twarzy, kiedy spoglądał na pocieszne ludzkie twarzyczki, pozbawione tego wyrafinowania i smętności. To było życie!
-Lucyfer!
Na sam dźwięk głosu tej kobiety zmienił natychmiast kierunek marszu i nachylając się podał jeden z trunków. Kolejny, zaś jej zawodnikowi. Pijana Chloe była urocza; raz po raz wybuchała głośnym śmiechem i dowcipkowała. Każdy mógł powiedzieć, że jej radosne usposobienie promieniowało zarażając wszystkich dookoła. Zniknęła Chloe-policjant, a pojawiła się Chloe-imprezowiczka. Obecnie ta druga, brała udział z konkursie pt. "Kto szybciej wypije flaszkę". W drugim "narożniku" znajdował się sierżant Nicolson. Miał on chyba najsłabszą głowę ze wszystkich. Zaledwie parę łyków wystarczyło, by zaczął czuć wyraźną wesołość, a za sprawą kolejnych stawał się coraz bardziej senny. Nie miał szans w starciu z detektyw Chloe Decker, która zmotywowana była, aby wygrać. Nie zważając na jego stan, koledzy policjanci poklepywali go zachęcająco po ramieniu chcąc, by spuścił łomot szefowej. Panie z lewej odgrażały się i zaśmiewały podekscytowane wiedząc, że kobieta wygra w tej walce płci.
Lucyfer wszedł w to zbiegowisko, czując jak skrzyneczka od razu staje się lekka. Pobrzękując szkłem, w jednej chwili, opróżnili kolejną skrzynkę. Lucyfer miał jeszcze dwie w bagażniku. Z gracją lawirując między ludźmi i uśmiechając się do każdego czarująco wymknął się z tłumu. Nikt nie zauważył, że tylko on nie pije. Było to jak najbardziej zamierzone. Wykorzystując moment, kiedy uwaga wszystkich skupiła się na konkursie, sam zakradł się bliżej samochodu otoczonego taśmą policyjną. Jego mina momentalnie zrzedła. Zwalczył tępy ból w skroniach. Pojazd został przesunięty parę metrów od miejsca w którym pierwotnie stał. Na ziemi obok niego ślęczała Maze badając wypalone na ziemi znaki.
-Jak tam? - Zmusił się na lekki ton.
-Tak jak przypuszczałeś, ten pentagram jest łącznikiem między tym światem, a piekłem. Musiał zostać wypalony w miejscu, z którego wypełzły demony.
-Podobnie czułem się niedaleko komisariatu - dodał z namysłem, masując skroń.
-Czy to możliwe, że tam też znajduje się coś podobnego? - Maze przejechała palcem wzdłuż wypalonego znaku.
-Demony same z siebie nie mogą bezkarnie podróżować w tę i z powrotem. Inaczej, już siedziałabyś z powrotem w piekle. - Zauważył jak drgnęła. -Raz uwolnione - kontynuował - będą się błąkać po Ziemi przez wieczność.
Przerwały im okrzyki kobiet. Chloe musiała wygrać.
-Lucyfer - Maze zwróciła jego uwagę. - Wobec tego, tamta kobieta z komisariatu musiała być demonem. W chwili, kiedy porzuciła ludzką formę, jej moc musiała się uwolnić, co odczułeś jako falę mdłości. Tak jak teraz. Demon nie spodziewał się, że za nim podążycie.
-Albo wręcz przeciwnie - zauważył Lucyfer. -Chciała mnie zobaczyć. Nie bez powodu opętała tamtą dziewczynę, zmuszając ją do popełnienia najcięższej zbrodni dla ludzkiej duszy.
Oczy Lucyfera zamigotały, pokazując skrywany gniew. W LA pełno jest bandytów, złodziei i złych ludzi. Nie zauważył, kiedy stał się obojętny na płynące od ludzi zło.
-Ile w jednej celi było zamkniętych demonów? - zapytał ochrypłym głosem. Znowu zalała go fala mdłości.
-Około setki.
Lucyfer ze świstem wciągnął powietrze. Czyżby to była kara za to, że opuścił piekło? Skoro sam nie chce tam zejść, to Tatuś przyprowadził piekło do niego, zaśmiał się. Pozostawała jeszcze kwestia końca świata i Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Cudownie! Lucyfer jęknął przeciągle i spojrzał w stronę nieba.
-I jak, zadowolony?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top