Rozdział XIII

Kiedy Lucyfer i Chloe dotarli na miejsce, roiło się tam już od policyjnych uniformów. Granatowe jednostki przechadzały po terenie otoczonym żółto-czarną taśmą, pokrzykiwały do siebie, wymachiwały foliowymi torebkami, w które zawinięte były domniemane dowody oraz skrobały coś zawzięcie w notatnikach. Zbliżając się do tego miejsca czułeś jak przenikasz do wnętrza bańki wypełnionej napięciem i niewypowiedzianą rywalizacją. Nie zdradzając się z tym, ukradkiem spoglądali na swoich kolegów pracujących w pobliżu, upewniając się, że również nie posunęli się w śledztwie. W policji stanowisko jest bardzo ważne. Określa pozycję w społeczeństwie, wzbudza powszechny szacunek i wiąże się z pieniędzmi. Rywalizacja była uzasadniona.

Technicy kryminalni z zaciśniętymi ustami pokrywali karoserię i wnętrze samochodu daktyloskopijnym proszkiem*, który miał pomóc w identyfikacji odcisków palców. Używali do tego pędzelków wewnątrz samochodu i specjalnych rozpylaczy z zewnątrz. Policjantki i policjanci rozmawiali ze sobą półgłosem - tak by nikt inny nie usłyszał - i wymieniali się własnymi spostrzeżeniami pokazując na samochód, a zaraz potem na pustynię. Stojąc na jej środku w pełnym słońcu czułeś się jak na środku rozżarzonej patelni. Aby technicy mogli w ogóle dotykać samochodu - który nagrzewał się szybciej od powietrza - rozłożono nad nim plandekę. 

-Mamy coś? - rzuciła Chloe na przywitanie. Odpowiedziały jej ciche pomruki i przeczące ruchy głów.

-Pani detektyw, może nieco więcej taktu? Widzi Pani, że te dzielne mróweczki pracują tutaj od świtu. - Lucyfer spojrzał znacząco na drogi zegarek. - Czyli dokładnie 6-7 godzin! Nie znam waszych norm pracowniczych, ale wydaję się to dużo jak na śmiertelników w dzisiejszych czasach.

-Lucyfer, przestań i pozwól nam pracować.

-Przecież to zakrawa o niewolnictwo! - oburzył się. - Brakuje ci tylko bata. - Na samą myśl Lucyfer powstrzymał ciche westchnienie. - Wiesz co, może znajdę odpowiedni strój w bagażniku.

-Nie, Luc... Ahhh...- warknęła za nim, ale go nie goniła. Musiała wziąć się do pracy.

-Pani detektyw! - wołał ją ktoś stojący przy wraku samochodu. 

-Co jest?

-Sierżant Nicolson - Ujął palcami daszek policyjnej czapki. - Niech pani spojrzy; w schowku samochodu znaleźliśmy ulotki z kina, imprez, kasyn w LA oraz przewodnik turystyczny. Wszystko z tego roku.

-A samochód? - dopytywała Chloe.

-To stary model... Pochodzi z lat 90, może późnych 80. Ma swoje lata, ale najwidoczniej musiał ktoś nim jechać, bo zbiornik paliwa jest niemal pełny, a na oponach znaleźliśmy próbki ziemi nie pasujące do tego terenu.

-W dodatku samochód zwrócony jest w przeciwną stronę do L.A. Nie mogły przejechać całej pustyni nie tracąc przy tym paliwa.

-Jeśli jechały nim zaginione, to musiały wyjeżdżać z LA - dopowiedział sierżant.

-A co z tym?

-Co proszę?

Chloe wskazała na ulotkę z imprezy, pod którą znajdowały się zapełnione miejsca na naklejki. 

-Dziewczyny nie planowały wyjechać z L.A. Kto zbierałby coś takiego, a potem nie zgłosił się po odbiór nagrody? Poza tym, data zgadza się z zaginięciem pierwszej z dziewczyn, tej co popełniła samobójstwo w klubie LUX. Ale... coś mi tu nadal nie pasuje.

-Zimne napoje dla wszystkich!!!

Lucyfer stanął na środku jezdni, pobrzękując skrzynką wypełnioną szklanymi butelkami oraz wetkniętymi między nie kawałkami lodu. Większości nie trzeba było dwa razy powtarzać. natychmiast rzucili się w jego stronę, a ci bardziej zajęci mieli wpychane napoje siłą do rąk. Po chwili zamieszania zapadła cisza, przerywana siorbaniem ożywczych płynów.

-Dlaczego tamta dziewczyna - podjęła na nowo Chloe - co przyszła do nas w sprawie zaginięcia koleżanki nie wspomniała o samochodzie?

-Może był kradziony? - podsunął policjant.

Młoda policjantka stojąca niedaleko natychmiast potwierdziła ich przypuszczenia, tym samym włączając się do rozmowy.

-Przed chwilą sprawdzałam to w bazie danych. Samochód skradziono z Monterey Park. Zgłosił to niejaki Paul Davidson. - Kobieta pociągnęła łyk z butelki wręczonej przez Lucyfera.

Detektyw Decker i sierżant Nicolson spojrzeli po sobie.

-Czyli - podjęła Chloe - mamy kradziony samochód, dwoje nastolatek, które postanowiły się zabawić w LA, ale coś im przeszkodziło, bo... opuściły imprezę, a co bardziej prawdopodobne zrobiła to dziewczyna, która popełniła samobójstwo, biorąc przy okazji wóz. Po zostawieniu swojej koleżanki na pastwę porzuciła samochód na środku pustyni i udała się do klubu Lucyfera Morningstara. Zrozpaczona koleżanka poszła zgłosić zaginięcie na policję, pomijając wstydliwy wątek o samochodzie, niestety krótko po tym również zniknęła. 

-Chłodne napoje! - Dalej wykrzykiwał Lucyfer jak sprzedawca na bazarze. - Proszę pani detektyw, zachowałem coś dla pani i... kolegi.

Sierżant Nicolson z wdzięcznością przyjął podaną butelkę.

-Lucyfer, czy to są napoje bezalkoholowe? 

-Nie znam takiego słowa - powiedział, posyłając jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.

Chloe odwróciła się do pozostałej ekipy z LAPD**. Śmiali się i stukali szyjkami od butelek porzucając dalsze prowadzenie śledztwa. Pani Detektyw głośno westchnęła zanim sama nie pociągnęła z butelki.


----------------------

* proszek daktyloskopijny/daktyloskopia -  to technika śledcza, która dokonuje badań porównawczych linii papilarnych z dłoni, w celu ustalenia sprawcy czynu zabronionego

**LAPD - skrót od (Los Angeles Police Department)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top