Rozdział XII

-Coś podać? - Kelnerka wyciągnęła notatnik i utkwiony za uchem długopis.

Dziewczyna i chłopak siedzący przy jednym ze stolików musieli niedosłyszeć pytania, bo dalej w  zadumie badali kartę, od czasu do czasu rzucając sobie ukradkowe spojrzenia i dotykając się  pod stołem. Starsza kobieta pracowała tutaj już od ponad dwudziestu lat i nic nie było w stanie jej zdziwić. Oczekując na zamówienie przeżuła parę razy gumę i wypuściła z ust dużego, różowego balona.

-Och, James...! - zapiszczała dziewczyna, z niedowierzaniem wlepiając w niego pełne pożądania spojrzenie.

Kelnerka wywróciła oczami i chowając z powrotem notatnik wróciła za kontuar. Na zapleczu niezmiennie grało radio, którego dźwięk miło płynął w pomieszczeniu. Nad ladą z barowymi stołkami wznosił się telewizor odpalany zawsze podczas futbolowych rozgrywek, teraz też działał - leciała pogoda dla Los Angeles. Zapowiadało się słonecznie do końca tygodnia.

Kobieta wyciągnęła wystającą z kieszeni chustkę i otarła wilgotne czoło. W dni powszednie nie ma tutaj zbyt wielu klientów, a tamta dwójka najwyraźniej nie miała zamiaru niczego zamawiać. Bez wyrzutu usiadła na barowym stołku, nalała sobie kawy, którą przed chwilą zaparzyła dla gości i zaczęła przeglądać gazetę.

-"Zaginięcie dziewczyny" - przeczytała szeptem nagłówek, który ją zaciekawił i zagłębiła się w artykuł. 

Młoda kobieta ostatni raz widziana była na komisariacie policji w LA, na którym składała zeznania w sprawie śmierci koleżanki. Do tej tragedii doszło w osławionym nocnym klubie LUX należącym do Lucyfera Morningstara, playboya i filantropa naszego miasta. Właściciel podejrzany o zabójstwo,  parę godzin później został uniewinniony. Policja nadal szuka sprawcy.

Kamery komisariatu niczego nie zarejestrowały, dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię! Niżej zamieszczamy zdjęcie. Jeśli któryś z naszych czytelników ją zobaczy prosimy dzwonić do redakcji na numer XXX XXX XXX oraz zawiadomić policję. 

-Powinni zamieszczać takie informacje w gazecie? - prychnęła i odrzuciła gazetę na bok z widniejącą na całej stronie twarzą nastolatki.

Spojrzała na stolik przy, którym siedziała para. Zaczęli się nieśmiało całować.

Już miała zamiar ich wyprosić, gdy do lokalu weszło czworo postawnych mężczyzn. Założyła, że muszą należeć do jakiegoś zespołu rockowego ze względu na ich niecodzienny wygląd. Głośno stąpając przeszli na tyły lokalu, usiedli w kącie i zaczęli cicho ze sobą rozmawiać. Szczególnie nie spodobał się jej ten na łyso ogolony mężczyzna. Nic nie mówił tylko z założonymi rękami słuchał towarzyszy i od czasu do czasu zerkał do wnętrza lokalu, wyraźnie czekając aż ktoś ich obsłuży. Kelnerka duszkiem wypiła resztę kawy i ruszyła w ich stronę poprawiając nienaganny, koronkowy fartuszek.

-Coś podać?

Mężczyźni zamilkli. Ciemnowłosy chłopak - Głód, energicznie pokiwał głową.

-Tak, jestem baardzo głodny.

-To widać młodzieńcze - odparła przymilnie, taksując spojrzeniem jego zapadnięte oczy i poszarzałą cerę.

-To poprosimy cztery kawy i cztery hot-dogi - powiedział Śmierć, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Odwrócony był do niej tyłem, tak, że widziała tylko skórę na jego ogolonej czaszce.

-Ja nie chcę - odparł mężczyzna o blond włosach i eterycznej urodzie. Zaraza z brodą wspartą na dłoni patrzył przez okno na poruszających się w tej spiekocie ludzi w przewiewnych ubraniach.

-Cztery kawy i cztery hot-dogi - powtórzył z naciskiem Śmierć ignorując wściekłe spojrzenie, które posłał mu młodzieniec.

Wojna siedział w samym kącie z ramionami opartymi na zagłówku sofy - na lewo od Zarazy oraz Głodu - i wyraźnie poirytowany podrygiwał rytmicznie nogą, strzelając od czasu do czasu palcami.

Zaraz po tym jak kelnerka zniknęła na zapleczu zaczął:

-Co my tutaj właściwie robimy? Nie mieliśmy przypadkiem czegoś zrobić? Przepraszam, ty miałeś coś zrobić. - Wskazał palcem na Zarazę, który nadal zdradzał ślady zdenerwowania tym, że zamówiono dla niego jedzenie.

-Zabieraj ten palec sprzed nosa, bo ci go odgryzę - powiedział powoli, akcentując każde słowo. Słychać było, że nie żartuje. Wojna natychmiast posłuchał.

-Ale serio, na co jeszcze czekamy? - ponowił pytanie.

-Ja jestem głodny! - wystękał Głód, obracając w palcach widelec.

-Śmierć! Myślałem, że tylko na ciebie czekamy zanim TO się zacznie, mimo tego, że podczas Apokalipsy wchodzisz na samym końcu i odbierasz życie każdemu istnieniu. Nie przybyliśmy tutaj aby zajadać się Ziemskim jedzeniem. - Wojna zatoczył ręką po pomieszczeniu.

Śmieć podniósł wzrok znad menu, powoli je złożył i przesunął na krawędź stołu.

-Odbieranie życia to nie zabawa, ale co ty możesz o tym wiedzieć, skoro siedziałeś przez milenia w piekielnej komnacie pod pieczęcią Baranka? - Zignorował wściekłe spojrzenie, które rzucił mu Wojna. - Jednak sam niczego nie zrobię i nie pozwolę również wam, jeśli nie będę mieć stuprocentowej pewności. - Wyjrzał sugestywnie przez okno. - Naszemu przyjściu towarzyszą katastrofy eschatologiczne, a jak widzisz nic takiego nie następuje. Obawiam się, że zaszła straszliwa pomyłka.

-A nie mówiłem? - ożywił się Zaraza. - Musimy...

Dziewczyna jęknęła w wargi chłopaka. Zdążyła już usiąść na nim okrakiem i z pasją całowała go w usta.

Zaraza, Głód i Wojna zaczęli obserwować to przedstawienie z mieszaniną ciekawości i fascynacji. Śmierć siedząc tyłem do wnętrza lokalu darował sobie ukradkowe spojrzenia, nie było to dla niego dziwne. Jako jedyny z czwórki spędził ostatnie milenia na Ziemi. Niespodziewanie kelnerka niczym huragan wybiegła z zaplecza. Koronkowy fartuch miała poplamiony kroplami keczupu, a twarz czerwoną ze złości. Naraz zaczęła się wydzierać na parę "zakochanych", którzy po chwili skierowali się do wyjścia uśmiechając się półgębkiem i ciasno się obejmując. Kobieta z drżącymi rękami zabrała filiżanki z niewypita kawą, a przechodząc fuknęła na obserwujących ją mężczyzn.

-A wy na co się gapicie, gówniarze?

Śmierć uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy odkąd wylądował na ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top