Rozdział VII
Lucyfer przejechał palcami po klawiszach wypolerowanego, czarnego niczym smoła fortepianu. Ostatnie brzmienia melodii wybrzmiały w jego pustym lokalu, a on sięgnął po kolejna już szklankę whisky. Po tym jak młoda dziewczyna popełniła samobójstwo na oczach tłumu gości, miał ich bardzo mało... W zasadzie to nie miał ich wcale. Jedynymi osobami, które nie bały się, a nawet zaczęły regularnie odwiedzać lokal LUX, okazali się poszukiwacze paranormalnych zjawisk. Wyglądali jak duże dzieci, szukające motyla na łące. Kiedy Lucyfer grał, oni w tym czasie przemierzali lokal z dziwaczną suszarką, którą wykrzywiali pod różnymi dziwnymi kątami. Cały osprzęt zakończony był cienkim kablem, przyłączonym do ogromnych słuchawek. Lucyfer od czasu do czasu zerkał na nich, podziwiając ich upór w dążeniu do osiągnięcia, czegoś tak niedorzecznego, jak zobaczenie ducha, demona czy czegokolwiek tam szukali. Lucyfer wiedział, że nie ma tutaj absolutnie nikogo, poza nim i Maze, która z coraz większą zaciętością przecierała wypolerowane na błysk szklanki i odstawiała je z powrotem na miejsce, by potem brać kolejną, równie nieskazitelną.
Poddenerwowanie Mazikeen, Lucyfer od zawsze uznawał za ciekawą rozrywkę. Lubił się z nią drażnić, dlatego pomyślała, że przyprowadził tych przygłupów właśnie dlatego. Jak się później okazało; oni sami tutaj przyszli, uważając nocny klub za doskonałe miejsce do ich małych badań. Lucyfer nie miał obowiązku ich tutaj przyjmować. Mógł z całą stanowczością wykopać ich na drugi kraniec Los Angeles, a może nawet i Kalifornii.
Od kiedy przesłuchano każdego ze świadków zdarzenia, Lucyfer został zwolniony z aresztu. Był niewinny, o czym, od samego początku zapewniał. Pani detektyw teraz wpadała do niego od czasu do czasu, wypytując o nieistotne szczegóły, na które z chęcią odpowiadał. Wyjaśniła się również historia z nagraniem - było ono sfałszowane, a końcówka zapętlona, co od razu zauważył Lucyfer. Udało im się zdobyć też inne nagrania z kamer, ale chociaż prawdziwe, pokazywały dokładnie to samo - dziewczynę znikającą za budynkiem komisariatu policji. Nie mogła stamtąd wydostać się inną drogą. Praktycznie cały teren jest ogrodzony siatką, wykończoną drutem kolczastym.
Kiedy do tego doszli, było już nad ranem. Policjanci zebrali się i razem z panią detektyw, psami tropiącymi oraz Lucyferem pomaszerowali w to miejsce. Ku ich rozczarowaniu odkryli, że siatka była nienaruszona, a policyjne psy niczego nie wykryły. Wyglądało to tak, jakby zapadła się pod ziemię.
Lucyfer uderzył w klawisze, czym wprawił w osłupienie poszukiwaczy duchów. Nadal nie dawało mu to spokoju, to co poczuł w tamtym miejscu. Nie było to coś szczególnego. Zwyczajne tyły państwowego budynku przynależącego do policji stanowej. Ziemia wyłożona była betonem, a pod ścianą stały dwa duże kontenery przepełnione śmieciami. Rzecz jasna nie każdy z odpadów znalazło drogę do śmietnika, przez co sporo z nich, leżało bezradnie na około. Z boku poustawiane były też kartonowe pudła po meblach, w które wyposażony był komisariat, ale nikomu nie chciało się nimi należycie zająć. No i była też siatka, która wydawała charakterystyczny brzęczący dźwięk, kiedy była wprawiona w ruch przez ciepłe, kalifornijskie powietrze. Siatka ciągnęła się w odległości dobrych 5 metrów od budynku. Zakręcała dopiero przy jego bocznej ścianie, wiążąc się nierozerwalnie z gmachem budynku. Nie było stąd innej drogi.
Chloe oraz policjanci nie musieli się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że nikogo tutaj nie było. Szkoda, że nagrania mówiły co innego. Wyraźnie widzieli jak kobieta znika tu, za rogiem. Lucyfer jako pierwszy dostrzegł komiczność tej sytuacji i fakt, że policja nie jest w stanie poprowadzić dalej śledztwa, ponieważ nie chciało im się zamontować kamer na tyłach własnego budynku. Ciekawe, jak zareaguje burmistrz, kiedy będą go prosić o fundusze na monitoring terenu za komisariatem.
A wracając, Lucyfer, kiedy wszedł głębiej za budynek i stanął na wysokości pierwszego kontenera ze śmieciami, poczuł się bardzo dziwnie. Zaczął się pocić, dostał zawrotów głowy, a jego ludzkie serce zaczęło szybciej bić. Nie mógł się na niczym skupić, nawet na tym co mówiła Chloe. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to do niego cały czas mówiła. Nieoczekiwanie wtedy wybuchnął:
-O co ci chodzi?!
Chloe spojrzała na niego przestraszona, odstępując go na krok. Lucyfer zaś, szybko odwrócił się i poszedł prosto do klubu LUX. Na piechotę. Cały jego humor od tamtej pory wyparował. Wydawał się bardziej zamyślony i milczący. Maze myślała, że robiąc jej na złość, poprawi sobie humor, ale tak się nie stało. Był taki od paru dni. Tylko pił i grał. I w ogóle nie spał. Maze nawet nie próbowała ponownie go zagadywać, pytając o co chodzi. Gdy tak zrobiła ostatnim razem, zmierzył ją takim wzrokiem, jakby chciał ją spalić żywcem i a zwęglone zwłoki rozrzucić nad Morzem Czerwonym.
Maze szybko odłożyła szklankę na półkę. Poczuła, że zbliża się ten człowiek. Znowu. Była pewna, że to z jej winy Lucyfer jest w takim, a nie innym nastroju. Ale co, ktoś taki jak ludzka kobieta, mógł zrobić Władcy Piekieł?
-Czego chcesz? - warknęła na Chloe, stając jej na drodze.
-Chcę porozmawiać o...
-O czym? - przerwała jej. -O tym samobójstwie? Myślałam, że już wszystko wiecie na ten temat.
-Ja chciałam tylko...
-Wpuść ją Maze.
Ciemnoskóra kobieta ostatni raz rzuciła zawistne spojrzenie na panią detektyw, po czym zniknęła na zapleczu.
-Co cie sprowadza do mnie? - zagadnął Lucyfer. -Odnalazłaś sprawce tego "incydentu"?
-To było samobójstwo, dobrze o tym wiesz - odparła Chloe, zajęta wyciąganiem papierów z teczki.
-Naturalnie. Samobójstwo - westchnął, odwracając się do niej przodem i przyjmując wręczane mu papiery. -Co to jest?
-Zdjęcia samochodu znalezionego parędziesiąt kilometrów stąd, na środku pustyni.
-I? - ponaglił.
-Jechała nim kobieta, która popełniła samobójstwo w twoim klubie oraz dziewczyna, która nam zniknęła.
-Chcesz się mnie zapytać czy poznaję samochód, czy co? - zaśmiał się po raz pierwszy, od dłuższego czasu Lucyfer. - Uwierz mi, zapamiętał bym takiego grata na moim podjeździe. Pierwszy raz go widzę.
Chloe wyrwała mu zdjęcia z ręki.
-Dobra, to w takim razie, nie ważne. Przepraszam, że niepotrzebnie zajęłam ci czas. Wiedziałam, że to głupie, przychodzić do ciebie z tymi zdjęciami.
-Spokojnie, nic się nie stało pani detektyw. Wykonuje pani tylko swoje obowiązki, nie tak?
Chloe chciała coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie czas zwolnił, zatrzymując wszystko dookoła poza Lucyferem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top