Rozdział VI

Chloe starała się jak najszybciej dotrzeć do budynku głównego. Z każdym przemierzanym korytarzem napotykała na kolejnych, nierozgarniętych policjantów, którzy odkąd dostali tutaj pracę, tylko zajmowali miejsca przeznaczone dla dużo ambitniejszych od nich. Kobieta wielokrotnie zastanawiała się, co ich skłoniło do przyjęcia się na to stanowisko. Ona miała jasny powód: chciała być jak jej ojciec.

Ale oni? 

Coraz częściej odnosiła wrażenie, że zrobili to tylko z powodu błyszczącej odznaki, fajnego munduru oraz wyjętego spod prawa, służbowego wozu. Korki w LA to koszmar i utrapienie dla każdego kierowcy, ale nie mogła pojąć jak można nadużywać swojej odznaki tylko po to, by zdążyć na weekendową promocję batoników Twinkies czy wegetariańskich burgerów.

Jej starsi koledzy niestety znowu nie popisali się, pozwalając na to, by prawdopodobnie jedyna osoba znająca ofiarę - rozpłynęła się w powietrzu. Ciężko było jej przyznać, że Lucyfer miał rację. Być może u niego nie ma kamer - z wiadomych powodów - ale każdy komisariat miał, a raczej powinien posiadać takie "nowoczesne" urządzenie.

Odkąd szefowa oficjalnie przydzieliła jej tą sprawę oraz ludzi; wokół jej biurka kręci się masa mężczyzn. Każdy z nich obrał odmienną taktykę zwodzenia swojej przełożonej: jedni siedzą i udają, że coś robią, a drudzy biegają w tę i z powrotem z  kopiami zeznań w jednej ręce, a w drugiej z kolacją w postaci kanapek z łososiem, które pochodzą z pobliskiego automatu. Automat uzupełniany jest raz w tygodniu, więc i kanapki są wątpliwej jakości.

Kiedy stukot obcasów Chloe oznajmił wszystkim jej przybycie, zrobili jej miejsce, rozstępując się niczym Morze Czerwone, by mogła zasiąść za biurkiem z jej imieniem.

-Macie już coś?
-Na razie nic - powiedział z pełnymi ustami jeden z policjantów, ale szybko przełknął, widząc zniesmaczone spojrzenie pani detektyw. - Nasze kamery nic nie zarejestrowały, dlatego...
-Dlatego kazałem im rozejrzeć się za kamerami, które przynależą do pobliskich sieciówek, stacji paliw i ogólnie wszystkich zarejestrowanych w naszej bazie kamer. - Policjantowi przerwał Dan, który nim podszedł do biurka zajmowanego przez panią detektyw, streścił przebiegającą obecnie operację. Chloe mimowolnie uśmiechnęła się, ciesząc się, że chociaż on jest na tyle bystry, by nie siedzieć z założonymi rękami. - Przed chwilą uzyskaliśmy dostęp do kamer zamontowanych na stacji benzynowej, która znajduje się naprzeciwko naszego komisariatu - ciągnął Dan. - Jak już wcześniej wspomniano, nasze kamery nic nie zarejestrowały. Ale spójrz tylko na nagrania ze stacji... - Mężczyzna popukał palcem w ekran komputera. – Widzimy jak pani Jones wychodzi z komisariatu i kieruje się na prawo, co leży poza zasięgiem naszych i jakichkolwiek kamer. W tym miejscu ślad nam się urywa. Teraz możemy tylko spekulować dokąd poszła.

Chloe nie mogła dać tak łatwo za wygraną i przesunęła wideo znowu na sam początek. Dokładnie oglądała nagranie klatka po klatce. Widok z kamer obejmował drzwi wyjściowe oraz parking przed komisariatem. Po lewej stronie umieszczone były prywatne samochody pracowników policji, a po prawej policyjne radiowozy. Kobieta przemknęła między autami i rozpłynęła się w cieniu budynku. Przez jakiś czas starała się przybliżyć jej sylwetkę, ale kamera była słabej jakości; dlatego po przybliżeniu pani Jones przeobrażała się w zlepek szaro-granatowych kwadracików.
-Wygląda na to, że niczego się nie dowiemy - westchnęła Chloe. Mimo swoich starań, musiała przyznać, że nic z tego nie będzie. 

-Jakże mała jest twa wiara córko. Popatrz tylko tutaj, coś mi się wydaje, że...
Chloe podskoczyła na swoim fotelu i spojrzała na właściciela głosu.
-Co ty tutaj robisz?! - krzyknęła. 
Dan nic nie powiedział, tylko zmierzył Lucyfera zaskoczonym spojrzeniem. 
-Pomagam ci. Tak powinien postąpić sumienny partner, nie mam racji?
-Wiesz co? Nawet nie zapytam jak wydostałeś się z tej celi - Chloe zmierzyła wzrokiem opieszałych policjantów. - Nie dam ci tej satysfakcji i przestań się tak głupio uśmiechać - syknęła. - Jesteś zatrzymany pod zarzutem zabójstwa, a to nie jest ani trochę śmieszne. Poza tym, ty bardziej przeszkadzasz niż pomagasz
-No wiesz co? To tak mi się odpłacasz?
-Odpłacam za co?
-Otóż, pragnę zauważyć, że dolny róg nagrania jest wielce interesujący. Jak coś, to wiesz gdzie mnie szukać.

Chloe odprowadziła Lucyfera wzrokiem do drzwi, a potem przybliżyła do siebie ekran komputera. 
-Cholera! - krzyknęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top