.◜18◞.

.◜✸◞.

Hyunjin wrócił do domu dopiero następnego dnia około godziny czwartej nad ranem. Nie przespał większości nocy, wykorzystując ten czas na bezcelowe krzątanie się po lasach i opuszczonych dzielnicach miasta, w towarzystwie ukradniętych od jego ojca papierosów między pełnymi, malinowymi wargami. Dym od czasu do czasu dusił go zbyt intensywnie, jednak jednocześnie napawał dziwnym rozluźnieniem i ulgą. 

Pomimo zmęczenia, które w końcu uderzyło w jego ciało, w niesamowicie dobrym nastroju po zamknięciu drzwi ściągnął ze swojego ciała ciemną, poplamioną bluzę, odstawił siekierę pod ścianą tuż pod wieszakami na płaszcze i kurtki, wchodząc cały w skowronkach do kuchni. Nie spodziewał się tam jednak siedzącego przy stole Yeonjuna, który z przymkniętymi oczyma pił herbatę, ubrany w ciepłą piżamę pana Hwang. Twarz Choia była blada; wyrażała widoczne zmęczenie i złe samopoczucie, które odrobinę zmartwiło starszego bruneta. Hyunjin w końcu podszedł do stołu, zwracając na siebie uwagę Yeonjuna. Jego nos był zaczerwieniony, tak samo jak oczy, usta natomiast spierzchnięte i wydawałoby się, że poparzone przez gorący napój.

- Udało ci się?

Zachrypnięty, jednocześnie słaby głos chłopaka dobiegł do uszu zaskoczonego Hwanga; Yeonjun upił łyk imbirowej herbaty, topiąc się w ciemnych oczach starszego bruneta.

- Można tak powiedzieć. - Przyznał cicho.
Hyunjin posłał Yeonjunowi uroczy uśmiech, który ten szybko odwzajemnił, wstając od stołu.

- Zrobić ci coś do jedzenia? -  Choi zapytał łagodnie, mierząc sylwetkę chłopaka chłodniejszym spojrzeniem. Ze zrezygnowaniem spoglądał na płytkie rany Hyunjina w okolicy pleców i bioder, spoglądał również na zaschniętą stróżkę krwi, która kilka godzin temu wędrowała po jego karku i szyi. - Ktoś cię złapał?

- Absolutnie. Po prostu byłem trochę... nieostrożny.

Zdenerwowanie Yeonjuna szybko opuściło jego ekspresję, zamieniając się w pełną czułości i zmartwienia mimikę, kiedy tylko przybliżył się do chłopaka, stając za nim. Odgarnął długie, ciemne i odrobinę suche, szorstkie włosy z karku starszego, zauważając głęboką ranę, a w niej drobne, malutkie kawałeczki szkła. Palce wyższego bruneta delikatnie badały skórę głowy nastolatka, szukając jeszcze więcej nieprzyjemnie wyglądających punktów. Pociągnął nosem oraz kaszlnął we własne przedramię, szybko kierując się w stronę łazienki, z której wyciągnął dobrze znaną mu apteczkę.

Yeonjun otworzył sporych rozmiarów pudełko, szybko wyciągnął wszelkiego rodzaju żele antybakteryjne, bandaże, opatrunki a nawet plasterki. Z westchnięciem wrócił do praktycznie zasypiającego na stole Hyunjina, niosąc w dłoniach pęsetę i wcześniej przygotowane rzeczy. Przeciągnął przez podłogę obitą w zimne kafelki drobny, drewniany taboret, po chwili siadając na nim za Hwangiem.

- Ufasz mi?

Hyunjin zmarszczył brwi na to pytanie, próbując odwrócić się w stronę Choia, jednak ten szybko mu to uniemożliwił. Hwang więc pokiwał delikatnie głową.

Yeonjun związał najbardziej przeszkadzające mu włosy chłopaka w niechlujną kitkę, przybliżając się do niego jeszcze bardziej. Nałożywszy okulary, które wcześniej zostawił na stole, chwycił za pęsetę, zagryzając w skupieniu swoje wargi. Przybliżył chłodne narzędzie do rany, chwytając za największy kawałeczek szkła, jaki tylko odnalazł wzrokiem pośród czarnych kosmyków, powodując tym głośne syknięcie bólu ze strony Hyunjina. Próbował się wyrwać, wiercił się na krześle, a nawet kopał siedzącego za im chłopaka, który ostatecznie silnie szarpnął za jego włosy, zdenerwowany wracając do czyszczenia rany.

- Trzeba było uważać, Hwang. Teraz sobie pocierpisz.

Hyunjin zacisnął mocno pięści, wzdychając ociężale; czuł obrzydzenie przez kontakt zimnego metalu w pulsującej bólem ranie, którą w tym momencie zajmował się młodszy od niego chłopak. Yeonjun nucił cicho nieznaną rannemu piosenkę, jedną dłonią głaszcząc delikatnie silne, dobrze zbudowane ramię nastolatka, powodując tym u niego dziwny, niewytłumaczalnie przyjemny dreszcz.

- Przeziębiłeś się? Powinieneś leżeć w łóżku, Jun. 

Yeonjun zachichotał cicho, wyciągając na zakrwawiony talerzyk ostatni kawałeczek szkła z coraz to bardziej podrażnionej szramy. Z uwagą chwycił za gazę jałową, przyciskając ją delikatnie do zranionego miejsca, by pozbyć się krwi, która po wyciągnięciu kryształków swobodnie wędrowała po karku starszego. Kiedy w końcu miał okazję, zaczął odkażać ranę za pomocą wody utlenionej, nasłuchując tylko dźwięków bólu wywodzących się z ust swojego pacjenta.

- Felix do mnie dzwonił, kiedy ciebie nie było. - Yeonjun zignorował słowa starszego bruneta, dokładnie przemywając skórę Hwanga, na którą niedługo po tym nałożył odpowiedni opatrunek w postaci jałowego kompresu gazowego, zabezpieczonego przy pomocy specjalnego plastra mocującego. - Pytał, dlaczego nie odbierasz od niego telefonu.

Hyunjin pomimo silnego bólu, rozchodzącego się po jego całym ciele, chwycił za telefon schowany za materiałem kieszeni jego odrobinę rozerwanych spodni. Delikatny uśmiech wkradł się na jego usta, kiedy mierzył wzrokiem aż siedem powiadomień od Felixa, który wczorajszej nocy uparcie próbował się z nim skontaktować. Czytał każdą wiadomość kilka razy, rozkoszując się daną mu uwagą ze strony ukochanego blondyna, nie zwracając nawet uwagi na Yeonjuna, który odsunął go od stołu, by mieć lepszy dostęp do następnych, tym bardziej mniej poważnych ran chłopaka. Badał jego biodra jak i plecy, przemywając każdą czerwoną szramkę środkami antybakteryjnymi.

- Dzisiaj idziemy z Felixem na cmentarz, Hwang. - odezwał się nagle. - Felix prosił mnie, bym mu potowarzyszył skoro i tak często tam bywam. Zabieram cię ze sobą.

Hyunjin uśmiechnął się pod nosem, dziękując chłopakowi za opatrzenie jego ran po raz kolejny. 

- Innej opcji nie masz, Yeonjunie. Dlaczego bywasz tam często?

Yeonjun wstał w końcu, zamykając apteczkę sprawnym ruchem dłoni. Odstawił ją na bok, tym razem chwytając za zakrwawiony talerzyk z pozostałościami szkła. Podszedł do kosza na śmieci wyrzucając całą zawartość naczynia, by po chwili odkręcić kurek z wodą. W ciszy zmywał krwiste plamy, wsłuchując się w swój własny oddech.

- Jest tam osoba dla mnie ważna.

Tyle wystarczyło, by Hyunjin zamilkł już do końca ranka. Nie chciał rozpoczynać najpewniej niekomfortowej rozmowy z Yeonjunem, który najprawdopodobniej był wyczulony na wszystko, co miało związek z tajemniczą, najważniejszą w jego życiu osobą. Wstał jedynie, przytulił go od tyłu, po czym ruszył w stronę swojego pokoju, chcąc nareszcie odpocząć po ciężkiej, jednak tak przyjemnej dla niego nocy.

.◜✸◞.

Cmentarze nie były miejscem często odwiedzanym przez Hyunjina czy jego rodzinę, więc nie było mu ciężko przyznać, że czuł się dziwnie pośród grobów nic nieznaczących dla niego ludzi. Jednakże starał się udawać. Udawać w towarzystwie Yeonjuna jak i Felixa, że to miejsce, jak i martwi ludzie działają na niego i mają wpływ na jego samopoczucie. Jednakże, kiedy jego wzrok napotkał smutną, przygnębioną, kompletnie różniącą się od tej, do której przywykł twarz Felixa, ale także Yeonjuna, poczuł się inaczej, wydawałoby się, ze coś w nim pękało z każdą sekundą, a przy okazji coś raniło, smuciło go.

Yeonjun od razu po przekroczeniu bramy cmentarza odszedł od Felixa i Hyunjina, kierując się samemu w kompletnie inną stronę po kamiennej ścieżce, otoczonej sztuczną, jak i tą żywą roślinnością. Felix posłał w jego stronę smutny uśmiech, jednak po chwili złapał Hwanga za dłoń, prowadząc go do ważnego dla niego miejsca, jakim okazał się być nagrobek Changbina. Może i krew zaczynała gotować się w środku Hyunjina, kiedy obserwował płaczącą twarzyczkę Felixa, która zbyt bardzo skupiała się na martwym rywalu bruneta, jednak próbował pozostać niewzruszony, składając przeklęty znak krzyża swoimi dłońmi w akcie fałszywego, nieszczerego szacunku ku zmarłemu. Felix natomiast po skończonej modlitwie delikatnie wytarł pomnik z kurzu i małych, uschniętych liści pobliskiego drzewa, by po dłuższej chwili ustawić na lastrykowej płycie nowe, szklane znicze. Podpalił każde z nich z drobną pomocą Hwanga, który za wszelką cenę starał się być jeszcze bliżej zmarzniętego blondyna; podawał mu zapałki, łapał za drżące dłonie, odbierał drobne latarenki, by samodzielnie ustawić je zaraz obok wizerunku Seo, otoczonego wiązankami kwiatowymi. 

Jego serce rozpływało się w słodkim, odurzającym szczęściu, kiedy Felix przytulał się do niego całkowicie bezradny, osłabiony, smutny i oh, tak bardzo zraniony. Hwang wycierał każdą łezkę z jego delikatnych, mięciutkich, ozdobionych pięknymi piegami policzków, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Czuł się jak w niebie, mając w swoich własnych ramionach kogoś tak drogiego, ważnego, pięknego i czarującego jak Lee Felix. Jego Lee Felix, tylko i wyłącznie jego.

- Chodźmy już dobrze? Chcę cię o coś zapytać, Hyunnie.

Felix ze smutnym uśmiechem spojrzał prosto w ciemne, błyszczące oczy bruneta, ciągnąc go w stronę bramy, przy której niedawno rozdzielili się z Yeonjunem. Lee wyprowadził go z cmentarza, wiedząc, że Choi potrzebuje o wiele więcej czasu przy nagrobku swojego najlepszego przyjaciela.

Usiedli na pobliskiej ławeczce, wzdychając ciężko przez chłód, który silnie otaczał ich ciała, od czasu do czasu powodując nieprzyjemne dreszcze. Przez chwilę nie mówili kompletnie nic, obaj zatopieni we własnych myślach. Hyunjin poczuł ciepło dłoni Felixa na tej jego, dlatego z lekkim zaskoczeniem ale również i szczęściem spojrzał w jego stronę, zauważając delikatny, promienny uśmiech na jego idealnej twarzyczce. 

- Chciałem ci podziękować, wiesz.. Za to całe wsparcie, za kwiaty, za to że jesteś teraz ze mną tutaj. - powiedział nagle, smutniejąc jednak po chwili przez nieprzyjemne myśli dotyczące martwego bruneta. - Rodzice mówią, że powinienem się jakoś rozluźnić i zaproponowali mi, bym poszedł na imprezę, ale odkąd Changbina już z nami nie ma, a moi przyjaciele są z innych miast, jestem kompletnie sam. Chciałem zapytać Yeonjuna, ale nasze stosunki pogorszyły się przez sytuacje z przyszłości i-

- Ja z tobą pójdę.

Felix odrobinę zmieszany zaśmiał się cicho, spoglądając na swoje dłonie, które teraz zaciskały się na tych większych, należących do Hyunjina. Hwang widząc delikatną niepewność malującą się na twarzy blondyna, posmutniał, nie mając pojęcia co powinien powiedzieć i co powinien zrobić. Wypuścił dłonie Felixa z tych swoich, poprawił czarne kosmyki padające do jego oczu po czym w ciszy przyglądał się młodszemu.

- Cieszę się. W takim razie jesteśmy umówieni no nie?

- Oczywiście.

- Tym razem odbieraj ode mnie telefony.

- Oczywiście!

Felix zaśmiał się promiennie, kolejny raz spoglądając w twarz bruneta. Kocie oczy Hwanga dziwnie przyciągały go do siebie, jednak wydawałoby się, że nie sprawiało to blondynowi żadnego, najmniejszego problemu. Lubił patrzeć w jego błyszczące, rozbiegane w dziwnej panice głębokie spojrzenie otoczone ciemnym, nadającym mu jeszcze więcej atrakcyjności makijażem. Lubił to.

.◜✸◞.

Minęło pół godziny odkąd Yeonjun w samotności zasiadł na ławeczce tuż przed dobrze znanym mu nagrobkiem. Ból ponownie przeszywał jego delikatne serce wraz z uczuciem pustki, które pojawiało się w nim wtedy, kiedy odwiedzał to miejsce.

Z westchnieniem spuścił głowę w dół, patrząc na swoje czarne buty, po chwili jednak składając drżące, zimne dłonie do modlitwy. 

Yeonjun od najmłodszych lat adorował może odrobinę wrednego i sarkastycznego dzieciaka, który jednocześnie jednym spojrzeniem przepełnionym troską, radością i uroczymi iskierkami roztapiał serca wielu ludzi. Uwielbiał towarzystwo innych osób, uwielbiał wyzwania, zabawę i szybkie, beztroskie życie, dokładnie tak samo jak kiedyś Yeonjun. 

Kang Taehyun był niczym młodszy brat dla Choia, który od pierwszego roku szkoły podstawowej przyjął go do swojego serca z otwartymi ramionami. Od najmłodszych lat byli nierozłączni, złączeni pięknym węzłem prawdziwej, szczerej przyjaźni; zawsze stawali w swojej obronie, zawsze wspierali siebie w najgorszych momentach ich życia, zawsze byli dla siebie, kiedy tego potrzebowali.
Taehyun pomagał Yeonjunowi w najcięższym okresie jaki go dosięgnął; było to rozstanie z jego najukochańszym Soobinem oraz zakończenie przyjaźni z Beomgyu, który z nie wiadomo jakich przyczyn roztrzaskał więź między Choiem a Binem. Kang był jedyną osobą, która ciągnęła Yeonjuna ku górze, kiedy został kompletnie sam, otoczony niesamowitym smutkiem i okropnym, duszącym go uczuciem pustki. Był przyjacielem, wyciągniętym prosto z idealnej bajki, był niesamowicie dobrym, pomocnym i uczynnym człowiekiem, a Yeonjun kochał go za to całym sercem.

Niestety Choi nie zauważył jak wielkiej pomocy potrzebował Taehyun; nie widział, ponieważ czerwonowłosy nigdy nie dopuścił do tego, by ktokolwiek cokolwiek dostrzegł. W rezultacie popełnił samobójstwo, pozostawiając wszystkich swoich bliskich w cierpieniu i goryczy.

Yeonjun z zamkniętymi oczyma szeptał kolejną formułkę jednej z wielu modlitw, ciągając nosem co jakiś czas przez męczące go przeziębienie. Zimny wiatr otulał jego bladą twarz, swobodnie rozsypując czarne kosmyki miękkich, zadbanych włosów na jego czole. Choi prosił, prosił Taehyuna, by dał mu siłę na wszystko, co od wielu lat krąży po jego głowie. Prosił o siłę, o wytrwałość przy boku rodziny Hwang, prosił o litość dla rodziców, prosił, by ten dbał o siebie, żyjąc w pięknym, beztroskim, wolnym od okrucieństwa świecie. Prosił, by pamiętał o nim i czekał na ich długo wyczekiwane spotkanie.

- Tęsknie Tyunnie, tęsknię tak bardzo.

Yeonjun spojrzał na drobny wizerunek chłopca, uśmiechając się gorzko. Błyszczące, duże oczy Kanga wpatrywały się w niego dodając otuchy, jak zawsze miał w zwyczaju. 

- Mogę?

Słysząc zbyt dobrze znany mu głos, jego mina zrzedła praktycznie od razu, a on sam bał się podnieść własnego spojrzenia znad zdjęcia Taehyuna. Zaciskając zęby, obserwował duże, blade dłonie układające bukiet pięknych lilii na płycie nagrobka, które po chwili sięgnęły po zapalniczkę jak i zgaszony znicz. Yeonjun odetchnął ciężko, czując gulę w swoim gardle i nieprzyjemne uczucie gdzieś w środku, którego nie do końca potrafił opisać. Drżącą dłonią wskazał na nowy bukiet, mrucząc pod nosem kilka słów do wysokiego blondyna.

- Postaw to gdzieś dalej. Zakrywasz Taehyuna.

Odważył się unieść wzrok, by spotkać te same, odrobinę zaczerwienione oczy, w których trzy lata temu utonął bezpowrotnie. Ze smutnym grymasem wymalowanym na twarzy lustrował piękne, jasne blond włosy, królicze usta i pucowate policzki, czując ścisk we własnym żołądku. Spojrzenie, które rzucił w jego stronę Choi Soobin, rozpaliło w nim kapkę goryczy, zawiści, smutku i niedowierzania. Soobin zrobił to, o co poprosił go starszy, uśmiechając się najdelikatniej jak potrafił.

Blondyn ukłonił się ku Yeonjunowi, po chwili siadając obok niego, by przystąpić do modlitwy.

- Co tu robisz? Nigdy nie wykazywałeś zainteresowania moim przyjacielem.

Gorzki, przesiąknięty złością silną jak trucizna głos rozbrzmiał w uszach Soobina po krótszej chwili.

- Przychodzę tu co jakiś czas z nadzieją, że się spotkamy.

Yeonjun nie odpowiedział nie chcąc wszczynać niepotrzebnej, a tym bardziej niestosownej pośród grobów spoczywających ludzi kłótni. Zacisnął więc własne pięści na kolanach, czując się niesamowicie nieswojo i niekomfortowo. Rozglądał się wokół za Hyunjinem i Felixem, panikując odrobinę, kiedy nie potrafił ich odnaleźć. Wzrok Soobina na jego twarzy wypalał w nim bolesne dziury. Próbował ignorować młodszego od siebie Choia, próbował skupić się na Taehyunie, jednak jego serce biło szybciej przez mieszankę uczuć, które objęły je odkąd spojrzał w ciemne oczy drugiego.

- Chciałbym naprawić wszystko, co miało między nami miejsce, ja.. Postąpiłem jak idiota, zostawiając cię w taki sposób, ale.. Sam nie wiem.

- Wracasz do mnie z podkulonym ogonem, Choi Soobin? Beomgyu dał ci w kość?

Soobin spojrzał w jego oczy smutnym, przygnębionym spojrzeniem, chcąc ująć w swoje dłonie te Yeonjuna, jednakże ten szybko schował je w materiale płaszcza, odwracając wzrok. Po raz ostatni tego dnia złożył znak krzyża swoimi dłońmi, żegnając drogiego Kang Taehyuna, obiecując mu w myślach, że odwiedzi go za jakiś czas.

Widząc Hyunjina i Felixa, którzy powolnym krokiem zmierzali w jego stronę, uśmiechnął się słabo, wstając z ławeczki. Wyminął zdezorientowanego blondyna, po chwili ciągnąc chłopaków w stronę wyjścia. 

Hwang rzucił wyższemu blondynowi ostrzegawcze spojrzenie, wraz z Felixem otulając Yeonjuna swoimi ramionami.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top