Rozdział 6
- Spodziewasz się kogoś? - zapytałem, kierując się w stronę drzwi. Ruby spojrzała na mnie i przez chwilę marszczyła brwi w zastanowieniu, żeby w końcu jedynie wzruszyć ramionami i powrócić do gotowania. Otworzyłem drzwi i doznałem szoku. - Mamo? Co wy tutaj robicie?
W progu stała uśmiechnięta Anne, a za nią już mniej szczęśliwy Robin z dwoma torbami termicznymi. Moja mama natomiast miała w rękach brytfankę.
- Przyjechaliśmy w odwiedziny, co w tym dziwnego?
- Nic, po prostu... - Zacząłem, ale natychmiast mnie uciszyła wpychając się do środka. Robin spojrzał na mnie współczującym wzrokiem i wręczył mi jedną z siatek, która okazała się nieziemsko ciężka.- Co to jest?
- Słoiki z konserwami. - Wyjaśniła, stawiając blachę na blat i rzuciła się w ramiona Ruby. - Cześć kochanie.
- Dzień dobry. - Ruby przywitała się uprzejmie, klepiąc moją mamę po plecach.
- Po co nam to? - Dopytywałem, wskazując reklamówki i brytfankę.
- Jak to "po co"? Do jedzenia! - krzyknęła, dalej obejmując moją dziewczynę ramieniem. Robin odłożył siatkę na blat. - Jesteś jeszcze chudsza niż ostatnim razem! - Zacmokała z dezaprobatą i spojrzała na mnie bykiem. - Miałeś ją karmić!
- Przecież ona nie jest już dzieckiem!
- Jesteś mężczyzną i powinieneś dbać o swoją kobietę! - Mruknęła, szczypiąc kościste biodro Ruby, zanim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób na zarzuty, ona rozejrzała się po pomieszczeniu marszcząc brwi. - Gdzie jest mój wnuczek?
- Na górze, bawi się nową kolejką. - Wyjaśniła Ruby, wracając do gotowania obiadu.
- Ma kolejkę? - Zdziwił się Robin.
- Kupiłem mu wczoraj. - Uśmiechnąłem się na wspomnienie jego radosnej twarzy.
- Nie powinieneś. - Zbeształa mnie mama.
- Dlaczego?
- Bo za bardzo go rozpieszczasz!
- Nie przesadzaj, to tylko pociąg.
- Nie masz już na co wydawać pieniędzy? - zirytowała się, a ja jedynie wzruszyłem ramionami, nigdy nie wiedziałem jak odpowiadać na jej zarzuty, a coś czułem że to dopiero początek. - Lada moment dostanie masę prezentów na święta, a ty mu jeszcze kupujesz dodatkowo! W gazecie czytałam, że powinno się chować dzieciom zabawki i wyciągać po czasie, to się wtedy nie nudzą.
- W gazetach piszą głupoty, mamo.
- Już się tam nie wymądrzaj! - mruknęłam, klepiąc mnie po policzku. - Idę zobaczyć co u niego, jeszcze nie byłam w jego pokoju. - Odeszła kawałek, ale szybko się odwróciła i wskazała palcem na Ruby. - A ty kochanie wypakuj te konserwy.
Moja dziewczyna przytaknęła z uśmiechem i zaczęła wypakowywać zawartość toreb. W tym czasie moja mama zdążyła już wrócić z Leonem na rękach.
- Dziadziuś! - Krzyknął, praktycznie wyskakując z objęć Anne. Robin rozłożył szeroko swoje ramiona, zapraszając malca do mocnego uścisku.
- Dzień dobry maluszku!
Zadowolony podszedłem do Ruby i stanąłem za nią, przez ramię obserwując bulgocący makaron.
- Nie wiedziałem, że przyjadą. - zamarudziłem, całując jej odsłonięte ramię. - Zamknąłbym nas na cztery spusty.
- Nie przesadzaj. - Zaśmiała się, mieszając sos. - Dobrze, że ugotowałam więcej.
- Zawsze gotujesz więcej.
Po kursie umiejętności kulinarne Ruby znacznie wzrosły, ale w dalszym ciągu miała drobne problemy z proporcjami i porcjami. Zawsze robiła za dużo, albo za mało, więc często jedliśmy to samo danie przez kilka dni.
- Nie denerwuj mnie! - uderzyła moje ramię, zmniejszając temperaturę na piecu. - Lepiej nakryj do stołu.
Zakryłem twarz dłońmi, kiedy moja mama była w trakcie opowiadania kolejnej historii z mojego dzieciństwa. Byłem pewny, że ostatnim razem wyczerpaliśmy zasoby żenujących sytuacji z całego mojego życia. Ruby była ubawiona jak nigdy dotąd, nawet Leon wydawał się rozbawiony.
- Co robicie w święta? - Zagadnęła moja mama nawijając makaron na widelec. Ruby i ja wymieniliśmy ze sobą spojrzenia. Przytaknąłem w jej stronę.
- Przychodzi mój brat z narzeczonym. - Wyjaśniła, a moja mama natychmiast posmutniała, dlatego Ruby szybko dodała. - Mamy też wolny pokój i pomyślałam, że może moglibyście przyjechać dzień wcześniej i pomóc w przygotowaniach, bo oczywiście jesteście zaproszeni.
- Z wielką chęcią! - moja mama wydała z siebie niezidentyfikowany pisk i mocno przytuliła Ruby, tak że dziewczynie niemal zabrakło tchu. - A twoi rodzice będą?
- Nie. - zaprzeczyła niemal natychmiast ostrym tonem, sprawiając że moja mama się wzdrygnęła. - Moje relacje z rodzicami to skomplikowana sprawa. - wyjaśniła smutnym głosem, a ja naprawdę chciałem ją teraz po prostu przytulić. Nie mogłem znieść jej smutku. - Moi rodzice, to skomplikowana sprawa.
- Rozumiem.
- I pojadę z wujkiem wybierać choinkę! - pisnął uradowany Leon, przerywając dziwną atmosferę. - I wybierzemy największą!
Zmęczony opadłem na kanapę obok Ruby. Objąłem ją ramieniem i ucałowałem w skroń. Leon dosłownie chwilę temu odleciał na moich kolanach, więc zaniosłem go do jego pokoju. Tych kilka godzin z moją rodziną było istnym koszmarem. Kochałem ich i to bardzo, tęskniłem za nimi, ale mimo wszystko co za dużo, to niezdrowo.
- To było straszne. - Skomentowałem na co zachichotała.
- Nie przesadzaj, bardzo lubię twoją mamę.
- Bo to nie z ciebie sobie żartuje i twoje nagie zdjęcia się pokazywane.
- Byłeś uroczym golaskiem, prawie nic się nie zmieniłeś!
- Mam się obrazić? - Mruknąłem mocno przyciskając ją do siebie łaskocząc jej bok. Zdecydowanym ruchem posadziłem ją okrakiem na swoich kolanach. Dłonie umieściłem na nagich udach i kciukami zacząłem zataczać delikatne kółka. Ucałowałem jej policzek, linię szczęki aż dotarłem do obojczyka. Polizałem delikatną skórę na kości, uśmiechając się kiedy wydała z siebie jęk. Dmuchnąłem ciepłym powietrzem na polizane wcześniej miejsce, pocierając nosem o bok jej szyi. Przygryzłem płatek ucha w dalszym ciągu jeżdżąc dłońmi po jej udach. Ruby wydała z siebie głębokie westchnienie wplatając swoje zimne palce w moje włosy.
- Leon. - Przypomniała, kiedy jedną z rąk przeniosłem na zamek błyskawiczny. - Śpi na górze.
- Właśnie. Śpi. - Zapewniłem i kiedy miałem pociągnąć w dół, po mieszkaniu rozniosło się donośne pukanie. - Pewnie czegoś zapomnieli.
Z rozdrażnieniem podniosłem się z kanapy, w drodze do drzwi towarzyszył mi śmiech Ruby. Przekonany, że po drugiej stronie zobaczę moją mamę lub oczyma, od niechcenia otworzyłem drzwi i wtedy mnie zamurowało. W progu moich drzwi stała długonoga i opalona dziewczyna. Jej włosy spięte były w wysokiego kucyka, a znajome mi oczy patrzyły na mnie z radością.
- Sophia? - wyszeptałem, nie wierząc własnym oczom.
BUM BUM BUM! Wiem, że nie dodawałam prawie miesiąc, przepraszam. W każdym razie kolejny rozdział pojawi się na pewno szybciej i będzie się działo (w końcu) coś ciekawego. Dziwnie mi pisać o zimie w samym środku lata ;_;
ask//snapchat : carmellkowelove
Twitter @noellkid
Adios!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top